minuta, dwie w Maroko
Oglądamy i stwierdzamy... ściema… słońce w zenicie, spokojnie rozbijam paczkę fajek, wyciągając z niej „serce”, idealną tekturkę na filterek. Powoli rozdrabniamy aromatyczną kostkę, rozsypuję, pociągnięcie językiem i jest! Wonny dym roztacza się po plaży… Ach, jak dobrze, że są jeszcze takie miejsca na ziemi, gdzie można się zupełnie wychillować.
Szukamy sklepu z alkoholem, policja nam w tym pomaga, JO, znaleźli Polacy oazę na pustyni… Otwieram piwo…, nie, to nie jest to, na co miałem ochotę. Nie lubię zamułki po alko… Ale, o dziwo, ruch w jedynym w mieście sklepie z trunkami zadziwia jak na kraj arabski. Ceny też, ale niemile. Przechodząc wąską uliczką słyszę świdrujący szept… „you want hashish ???”, „hashish….”. W serce wkrada się niepewność.. .„No man, there is no police here...” odpowiada Francuz, który przyjechał tu pożyć kilka miesięcy (lat?), powoli przemierzać kraj (a może i dalej się zapuści). Hmm…
Dla nas to był mały raj na ziemi, z dala od przetartych szlaków, wśród przyjaznych ludzi, których energia do życia, do walki z codzienną szarością, potrafi zdumiewać. Dochodzą do mnie informacje, że to się już skończyło, rząd marokański zabrał się za powszechny zwyczaj palenia w związku z zacieśnianiem współpracy z UE. Cóż, ja tego nie zauważyłem…
Facebook YouTube