[Spliff #11] Wojna z narkotykami czyli wojna z ludnością
Wszystkie nielegalne używki razem wzięte – spośród 178 zakazanych przez prawo USA – są dla porównania powodem śmierci jedynie 5000 do 8000 osób rocznie w tym państwie. Wśród wszystkich zakazanych substancji jest wiele takich – jak marijuana – które nie powodują, w przypadkach przedawkowania, problemów zdrowotnych, prowadzących do śmierci. Kary za ich używanie są jednak niewiarygodnie wysokie. Średni statystyczny wyrok za morderstwo w Stanach Zjednoczonych wynosi niecałe 6,5 roku pozbawienia wolności z możliwością zwolnienia warunkowego ale za posiadanie dużej ilości marijuany grozi kara więzienia minimum 10 lat bez możliwości zwolnienia, co czyni „posiadanie rośliny” przestępstwem cięższym od gwałtu, molestowania nieletnich, napadu na bank czy zabójstwa. Konserwatywne środowiska amerykańskiego establishmentu, które od lat czynią „wojnę z narkotykami” sztandarowym elementem swego programu politycznego, nieustannie nawołują za jeszcze większym zaostrzeniem kar za posiadanie nielegalnych używek. Kongresman republikański Newt Gingrich, przewodniczący Izby Reprezentantów, polityk uhonorowany przez magazyn Time tytułem „Człowieka Roku 1995” zaproponował nawet ustawodawstwo, nakładające karę śmierci na osoby przyłapane na posiadaniu marijuany w ilości tak niewielkiej jak 2 uncje.
Holandia, gdzie zapoczątkowano programy kontroli konsumpcji narkotyków miękkich poprzez eliminację sfery kryminalnej, związanej z handlem nielegalnymi używkami, dała przykład strategii, która demaskuje intencje i cele polityków, popularyzujących radykalne rozwiązania siłowe państwa policyjnego, stosowane w USA. 1200 licencjonowanych tzw. coffee shopów oferuje na swych ladach marijuanę i haszysz w ilości do 5 g każdemu, kto ukończył 16 rok życia. W Holandii, gdzie używka jest całkowicie legalna, tylko 28% uczniów 10 klasy przyznało się do palenia marijuany, w porównaniu do aż 41% ich amerykańskich rówieśników, dorastających w państwie, gdzie 700 000 osób rocznie trafia do aresztu z tego banalnego powodu. Banalnego w porównaniu do „legalnych” problemów społecznych, związanych z paleniem tytoniu, piciem alkoholu czy choćby prowadzeniem pojazdu mechanicznego, narażającym każdego użytkownika dróg Stanów Zjednoczonych na ryzyko śmierci, które dotyka blisko 50 000 osób rocznie nie mówiąc o dwóch milionach okaleczeń – w tym wiele prowadzących do trwałego kalectwa – i gigantycznych kosztach interwencji medycznych, o których skali obywatele nie są nawet informowani.(1)
Mimo tak drakońskich kar społeczeństwo Stanów Zjednoczonych, stanowiące 4% populacji świata, konsumuje aż 65% globalnej produkcji narkotyków twardych. Zjawisko to ma ponure konsekwencje. 57% ludzi, więzionych w zakładach karnych USA, stanowią ofiary wojny z narkotykami, która od 1980 r. spowodowała czterokrotny wzrost liczby skazanych za przestępstwa. Legendarny kraj wolności i dobrobytu szczyci się od dawna najwyższym na świecie odsetkiem uwięzionych. 25% więźniów całego świata stanowią obywatele USA.
Problem konsumpcji i handlu narkotykami należy chyba do największych tematów tabu zachodniej kultury politycznej. Ogarnięcie tego zagadnienia wykracza często poza możliwości poznawcze szarego obywatela, którego świadomość ograniczana jest przez system kształtowania opinii publicznej, wynikający z ekonomicznych zależności między instytucjami monopoli medialnych a dominującą hierarchią władzy politycznej. Problem międzynarodowego handlu narkotykami był jednak i jest przedmiotem zainteresowania niezależnych badaczy. Dzięki temu możliwe jest kształtowanie bardziej wiarygodnych wyobrażeń na temat roli, jaką odegrały narkotyki w skomplikowanych procesach politycznych naszej najnowszej historii. Wielkim błędem wydaje się założenie, dość powszechnie choć milcząco aprobowane, że nielegalny handel narkotykami, które stanowią jeden z trzech głównych towarów globalnej wymiany handlowej, prowadzony jest bez politycznego wsparcia i bez politycznej ingerencji najbardziej wpływowych środowisk światowej polityki.
„Jak wykazuje analiza polityczna historii Stanów Zjednoczonych po II wojnie światowej – pisze w swojej najnowszej książce „Road to 9/11”, Peter Dale Scott – tajnie działające organy państwa amerykańskiego wykorzystywały w sposób systematyczny organizacje terrorystyczne, zaangażowane w przemyt narkotyków – a w ostatnich latach struktury związane z Al-Kaidą – do realizacji swoich własnych celów politycznych, w szczególności interesów naftowych, co dokonywane było kosztem narażania porządku życia publicznego i dobrobytu obywateli amerykańskiej republiki (...) Proces ten związany był z wzajemnym przenikaniem się wpływów politycznych i finansowych establishmentu Stanów Zjednoczonych z establishmentem państw wspierających terroryzm, w szczególności Arabii Saudyjskiej i Pakistanu”.(2)
Przyjmując powyższy punkt widzenia, nie jest możliwe akceptowanie tezy, uznawanej powszechnie za pewnik, że celem amerykańskiej wojny z narkotykami jest ograniczenie ich konsumpcji. Dodatkowym potwierdzeniem tego wniosku jest prosty fakt, że mimo zaangażowania wielkich środków policyjnych, cele te nigdy nie zostały zrealizowane. Nie ma też powodu przypuszczać, że kiedykolwiek zostaną osiągnięte podczas wojny z narkotykami czyli wojny państwa z ludnością.
PRZYPISY: ___________________________________
(1) P. M. Gahlinger, Illegal Drugs, A Complete Guide to Their History, Chemistry, Use, and Abuse, A Plume Book, 2004, s. VIII-IX, 329;
(2) P. D. Scott, The Road To 9/11. Wealth, Empire, and the Future of America, University of California Press, 2007.