Kolejny krok ministra
Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało dawno zapowiadany projekt liberalizacji prawa narkotykowego (ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii) . Postępowania dotyczące posiadania niewielkich ilości tzw. narkotyków, szczególnie konopi, w wyraźnie niewinnych przypadkach mają być umarzane lub nie podejmowane wcale. Nowela nie odbiega od założeń zaprezentowanych jesienią i omawianych w Spliffie#20 - NIE ma lansowanego w lecie i skrytykowanego obowiązku donosicielstwa jako warunku umorzenia.
Prokurator może (ale nie musi) umorzyć postępowanie lub go nie wszczynać, sprawy może także nie kontynuować sąd (art. 62a). W razie przesłanek, że figurant nadużywa lub jest nałogowcem, mają obowiązek zarządzić zbadanie sytuacji przez specjalistę (art. 70a), zapewne aby nie było skazywania "równo jak leci, wszystkich, konsument czy nie, nieważne". Warunki umorzenia to: a)ilość nieznaczna b) posiadanie na własny użytek c) niecelowość karania ze wzgl. na okoliczności czynu d) niecelowość karania ze wzgl. na stopień społecznej szkodliwości. [Tzw. oportunizm ścigania.]
Krótkie wyjaśnienie tych ostatnich mamy w uzasadnieniu. Celowo nie planuje się depenalizacji, niekarania, np. jak przed r. 2000, żeby projekt nie wzbudzał kontrowersji, ustawa pozostała represyjna, tylko nieco mniej, żeby uniknąć krytyki w stylu "dilerzy będą udawać konsumentów". Ilość nieznaczna nie została zdefiniowana, co już spotkało się z negatywnymi komentarzami. Twórcy nie chcą jednak komplikować i majstrować przy załącznikach, sugerują, że powinny istnieć wewnętrzne wytyczne i tabele w policji i prokuraturze, jak w wielu krajach Europy.
Posiadanie znacznej ilości ma skutkować 1-10 latami więzienia, na miejsce 0,5-8 (art. 62 ust. 2). Wprowadzanie do obrotu w znacznych ilościach - 2-12, zamiast "do 10 lat" (art. 56 ust. 3). Dodano zakaz reklamy (czegokolwiek) z sugestią, że działa to podobnie do nielegalnych narkotyków (art. 20 ust. 3). Karą jest grzywna (art. 68a). To oczywiście bat na "dopalacze"; tu może być trudno o jasne kryteria i prawidłowe stosowanie, naszym zdaniem to kolejne przesadne ograniczanie wolności wypowiedzi, i tak już mało szanowanej jak na warunki ustroju w miarę demokratycznego. Co ciekawe i godne pochwały, dostrzeżono, że "zagrożenie kryminalizacją prowadzi również pod przykryciem legalnej oferty, do niebezpiecznej stymulacji rynku podaży oferującego konsumentom, niebezpieczne substancje, które mogą zagrażać zdrowiu i życiu człowieka" - pierwszy raz oficjalny dokument przynajmniej zdawkowo przyznaje, że prohibicja nie ma sensu i lepiej jest chociaż trochę tolerować zażywanie środków nielegalnych.
Zmiany w art. 72 i 73 mają umożliwić umarzanie postępowań dla nadużywających i uzależnionych, którym zarzuca się przestępstwo zagrożone karą do 5 lat więzienia (i przerywanie już odbywanej odsiadki), w zamian za podjęcie terapii/rehabilitacji/udział w programie edukacyjnym/profilaktycznym/leczniczym. Tu rozszerzono spektrum możliwych rozwiązań i zniesiono poważną, częstą przeszkodę, warunek wcześniejszej niekaralności sprawcy. Oprócz tego projekt roi się od technicznych i innych, zapewne mniej interesujących czytelników zmian.
Nowa ustawa wciąż będzie wyjątkowo surowa jak na Europę. Najgorsze, że policja cały czas będzie dokonywać masowych ulicznych przeszukań, w razie posiadania czegoś nastąpi także rewizja w domu. O innych, oczywistych sprawach, szkoda gadać. Cieszy, że mimo wszystko bardzo pozytywne zmiany nie zostały cofnięte w czasie od pierwszych optymistycznie brzmiących zapowiedzi.
Być może wady te spowodują, że ustawa zostanie przyjęta. Jej szanse są niemożliwe do oszacowania w obecnych zmiennych warunkach politycznych. Sejm na pewno będzie się nią zajmować przynajmniej kilka miesięcy.
Przymiarki trwały już około dwóch lat, podczas których ministerstwem kierowali już Z. ćwiąkalski, A. Czuma (autor nierealizowanego pomysłu z donoszeniem jak warunkiem umorzenia), K. Kwiatkowski. Ten ostatni wydaje się mieć najwięcej determinacji. Promotor poprzedniej reformy sprzed ok. 5 lat, kiedy to zabrakło 4 głosów do przeforsowania większej, istotniejszej liberalizacji, kojarzony z lewicą M. Balicki (b. min. zdrowia, lekarz psychiatra), już ocenił projekt jako zbyt represyjny i konserwatywny, mimo że oczywiście pozytywny. Nowelę przygotował zespół ekspertów, największą rolę odegrał prof. Krajewski, prawnik z Uniw. Jagiellońskiego.
W uzasadnieniu czytamy rzeczy oczywiste, jednak wyjątkowo rzadkie w ustach władzy. Kryminalizacja posiadania niesłusznie zrobiła z konsumentów przestępców, doprowadziła do dziesiątek tysięcy skazań ("W obszarze skutków społecznych ponieśliśmy znaczące i nieodwracalne straty. Ponieśliśmy również poważne konsekwencje ekonomiczne"). Piszą także, że prymat powinno mieć leczenie, a kryminalizacja bardzo to utrudnia. Wbrew nadziejom nie ograniczono handlu.
Rozwinięto też pojęcia „okoliczności popełnienia czynu” (np. posiadanie na terenie placówek edukacyjnych, koszar, imprez masowych uznano za stwarzanie zagrożenia), „stopień jego społecznej szkodliwości” ("przede wszystkim charakter posiadanego środka, tzn. jego szkodliwość. I tak w przypadku posiadania cannabis, a więc substancji
o mniejszej szkodliwości, niż wiele innych środków, w ilościach nieznacznych
i okolicznościach nie stwarzających w zasadzie zagrożenia dla dóbr prawnych osób trzecich powinny, w zasadzie można domniemywać zasadność zastosowania proponowanego przepisu", dla innych substancji rzadziej, ale też nie wyklucza się). Słowem - Plan Absolutne Minimum. Cóż - powodzenia. Jest tak źle, że nawet ustawa tak daleka od standardów dwudziestowiecznych, pozostawiająca Polskę jako skansen Europy, będzie gigantycznym postępem.
Facebook YouTube