NOWE CHRZEŚCIJAńSKIE KOŚCIOŁY W AMERYCE: NADZIEJA DLA ALKOHOLIKÓW cz. 2
W poprzednim numerze w pierwszej części cyklu pt. „Pejotl i kaktus św. Piotra” pisaliśmy o meskalinie oraz religii pejotowej utożsamianej głównie z Ameryką Północną (chociaż kult San Pedro jest też silny w Peru). Teraz przyjrzymy się DMT oraz podobnym prądom duchowym w Ameryce Południowej i najważniejszemu lekarstwu Amazonii: ayahuasca.
Od 1987 r spożywanie ayahuasca jako komunii jest legalnym sakramentem kilku uznanych brazylijskich kościołów chrześcijańskich. Nazywana jest także Rośliną – Nauczycielem, Lianą Umarłych i Duchem Natury (przez Indian), telewizją lasu (przez zachodnich podróżników) lub telepatyną, harmaliną i DMT (przez naukowców). Magiczny eliksir wykorzystywany jest także dzisiaj przez terapeutów do skutecznej walki z alkoholizmem, kokainizmem i innymi uzależnieniami, wśród Indian i na całym świecie.
Ayahuasca nazywana też bywa yage, hoasca, daime, natem, cipo, mariri, vegetal, ayawasca, yaje, caapi, kamalampi, rambi, shuri, xono, pć, i na wiele innych sposobów. Badacze doliczyli się 42 różnych nazw słynnego lekarstwa - jest tak popularne i skuteczne, że nie powstrzymują go nawet nieprzebyte gąszcze Amazonki. Używa go prawie setka plemion, często znacznie od siebie oddalonych, oraz ludzie w miastach wielu państw Ameryki Płd.
Polski zakonnik salezjanin Edmund Szeliga, urodzony w 1906 r., przez prawie pół wieku mieszkał z Indianami w amazońskiej dżungli i poznawał ich tradycyjne metody leczenia. Od 1965 roku leczył ziołami znad Amazonki ludzi z całego świat; do roku 2005 liczba jego pacjentów przekroczyła 34 tysiące. Założył Instytut Medycyny Andyjskiej i pomagał zwłaszcza chorym na nowotwory i AIDS, którym oficjalna medycyna niewiele mogła już zaoferować. Szeliga nazywał las deszczowy „apteką ludzkości” i aż do swojej śmierci w wieku 94 lat twierdził, że lekarstwa znad Amazonki mogą być skuteczną bronią przeciw nowotworom oraz innym chorobom, zaś ayahuasca może odegrać wielką rolę w leczeniu alkoholizmu i narkomanii. Szeliga wspomagał też Indian w ich walce przeciw wycinaniu lasu. Jego postawa i wysiłki zostały docenione przez międzynarodową społeczność: w 2002 roku został odznaczony przez Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego; misjonarz był także nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Inny zakonnik i zielarz Andrzej Czesław Klimuszko był w Polsce prekursorem powrotu do przyrody i ekologicznego stylu życia; dzięki niemu wielu lekarzy łaskawszym okiem znowu spojrzało na medycynę naturalną. Napisał on: „Jeszcze i dzisiaj prymitywne szczepy indiańskie, ukryte w dżunglach Ameryki Południowej, znają zioła lecznicze o ogromnej sile działania, o jakiej nam dotąd jeszcze się nie śni. ” Być może miał na myśli także amazońskie superlekarstwo – ayahuasca.
Telepatyczne wojny i uzdrawianie chorych
Informacje o ayahuasca zbierano metodą antropologa Bronisława Malinowskiego. Polski uczony nazywany jest dzisiaj przez zachodnich autorów ojcem nowoczesnej antropologii. Malinowski uważał , że zmiany zachodzące na przełomie XIX i XX wieku w dzisiejszym tzw. Trzecim Świecie za niewiele się różniące od przemian zachodzących w tym samym czasie w zacofanych regionach Europy. Nie dyskryminował innych kultur, nie dzielił ich na wyższe i niższe, co było nowością w zachodniej nauce na początku XX wieku, a nawet do tej pory brzmi bluźnierczo w uszach wielu eurocentryków. Poddawani długotrwałej obserwacji tubylcy nie zachowywali się niekiedy naturalnie, więc naukowcy systematycznie skracali dystans, stając się bardziej uczestnikami życia społecznego niż jego komentatorami.
Archeologiczne odkrycia w Ekwadorze wskazują, że ayahuasca znano i używano co najmniej 5 tysięcy lat temu. Według legendy Indianie otrzymali ją od przybyszów z kosmosu. Przez tysiąclecia stanowiła puszczański odpowiednik kina i telewizji. Tubylcy rozjaśniali sobie ciemności dżungli własnymi, bajecznie kolorowymi wizjami. Indianie twierdzą, że to właśnie tej roślinie zawdzięczają swój kodeks moralny, kulturę, religię, wiedzę. Zawsze udzielała im odpowiedzi na wszystkie pytania. Indianie amazońscy nazywają Szkołą i Wielkim Nauczycielem, który pomógł im odróżnić dobro od zła, nauczył muzyki oraz mowy, obdarzył regułami społecznymi, prawami małżeńskimi, religią, legendami i wiedzą o zwierzętach, roślinach oraz lekarstwach.
Europejczycy zetknęli się z leczniczym wywarem w 1851 r., gdy Indianie Tukanoan zaprosili brytyjskiego botanika Richarda Spruce’a na ceremonię religijną. Nauka zachodnia zainteresowała się poważniej ayahuasca jednak dopiero w latach 20-tych XX wieku po doniesieniach etnografów o kulturach używających telepatii do kierowania społeczeństwem. Telepatia to bezpośredni dostęp do myśli innej osoby bez słów, gestów i innych konwencjonalnych środków komunikacji. Jej przebłyski pojawiają się dość często w życiu codziennym, zdolność do niej znacznie wzrasta w szczególnych stanach świadomości osiąganych dzięki medytacji, psychoterapii, niektórym środkom farmaceutycznym i w trakcie wypadków zagrażających życiu. Ludzie doświadczający telepatii mają wrażenie, że nie mogą ukryć swoich myśli i emocji przed innymi (np. przywódcą religijnym). Mogą też niekiedy spontanicznie czytać w cudzych myślach, nawet osób znajdujących się daleko i zwykle nieświadomych tego faktu. Antropolog Kenneth Kensinger odnotował, że w czasie sesji yage sześciu jej uczestników przepowiedziało dokładną chwilę śmierci jego teścia, przebywającego daleko od miejsca ceremonii– fakt jego zgonu został potwierdzony dopiero później drogą radiową.
W 1927 r. chemicy E. Perrot i M. Raymond-Hamet nazwali główny chemiczny składnik wywaru telepatyną. Badacze później zorientowali się, że jest on identyczny jak harmalina uzyskana wcześniej z rośliny P. harmala i oficjalnie uznano pierwszeństwo tej nazwy.
Wywar bywał wśród amazońskich plemion główną bronią szamanów w walce z wrogiem (pozwalał na odległość przewidywać jego ruchy), jak i chorobami. Co jednak niepojęte dla zachodniej nauki – lek często przyjmował nie pacjent, ale...lekarz. Dzięki temu magicznemu lekarstwu uzdrowiciel może często zlokalizować chore miejsce czy narząd, źródło i przyczynę choroby, a także uzyskać niewyobrażalną wiedzę o leczniczych właściwościach setek innych amazońskich roślin. Leczenie odbywa się przez nakładanie rąk, masaż, dmuchanie dymem, inhalacje, aromaterapię, masaż wodny, za pomocą ziół, i na wiele innych sposobów. Medyk niejako operuje na energetycznym ciele pacjenta, widzi zniekształcone wibracje i fale energii życiowych, problemy w ciele, jak i subtelnej sferze mentalnej czy też, jak kto woli, ciele astralnym czy kosmicznym (zachodnia nauka nie zna zbyt wielu słów zdolnych opisać te zjawiska ani wielu instrumentów i aparatów do ich obserwowania).
Amazońskie panaceum
W amazońskiej medycynie ayahuasca pełni rolę superlekarstwa przeciw wszystkim lokalnym organizmom i czynnikom chorobotwórczym. Również bogata zachodnia literatura medyczna wskazuje na to, że jest to skuteczne panaceum na wiele dolegliwości fizycznych i psychicznych.
Na początku XX wieku ekstraktu liany używano z powodzeniem w leczeniu choroby Parkinsona. Krążą też niepotwierdzone opowieści o całkowitym wyleczeniu złośliwych nowotworów po zaledwie 1 czy 2 sesjach. Najlepiej udokumentowane jest jednak zastosowanie psychoterapeutyczne. Liczne wywiady psychiatryczne potwierdzają pozytywne zmiany w zachowaniu: mniej picia i narkotyzowania się, więcej pewności siebie i odpowiedzialności. Poprawia też ogólną sprawność umysłową, która jak wiadomo czasem maleje z wiekiem, ayahuasca mogłaby więc też znaleźć miejsce wśród środków polepszających pamięć zwanych lekami nootropowymi. Do wywaru dodaje się czasem też inne zioła usprawniające działanie mózgu.
Indianie znad Amazonki używają wywaru od tysięcy lat. Co istotne, dożywają późnej starości nie nękani chorobami. Mówią, że to ważne być sprawnym i szczęśliwym w chwili śmierci. Świetny stan zdrowia uzdrowicieli i ich pacjentów stosujących wywar oraz sprawność fizyczna, którą zachowują do późnej starości zawsze budziły zainteresowanie przybyszy. Spośród wielu badań nad ayahuasca wyróżnia się słynny naukowy Projekt Hoasca. Uczestniczyło w nim całe grono specjalistów, m.in. z uniwersytetów UCLA, Miami, Kuopio w Finlandii, Rio de Janeiro i innych. Organizatorzy przedsięwzięcia Dennis McKenna i Luis E. Luna przekonali członków kościoła brazylijskiego Uniao do Vegetal (UDV), wykorzystującego ayahuasca jako komunię, do udziału w biochemicznych badaniach. Wielu spośród wiernych było również lekarzami i psychiatrami oraz czynnie pomagało w eksperymencie. Trwał on 5 tygodni i polegał na badaniach psychologicznych i fizjologicznych, m.in. moczu i osocza krwi. Naukowców interesowała toksyczność wywaru, istniały obawy o negatywne skutki pod postacią osłabienia pamięci i koncentracji. Postanowiono też zbadać, na ile stabilizuje on nastrój, pomaga kontrolować agresję, budzi sumienie i odpowiedzialność oraz pozwala działać efektywnie w świecie.
Eksperyment wykazał, że regularne zażywanie ayahuasca przez członków kościoła nie miało długoterminowej toksyczności – wręcz przeciwnie, dane sugerują trwały pozytywny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne. Nie wykryto żadnego negatywnego wpływu środka na stosujących go ludzi. Starannie porównano parametry neuropsychologiczne u osób pijących wywar od wielu lat oraz ludzi, którzy nigdy z niego nie korzystali. Okazało się, że niektóre wskaźniki były wręcz wyższe u pierwszej grupy, zwłaszcza w przypadku takich funkcji jak koncentracja i pamięć. Było to jedno z najdokładniejszych badań nad chemią, psychofarmakologią i psychologicznymi efektami leku psychodelicznego, jakie przeprowadzono w XX wieku.
Badani byli członkami współczesnej społeczności miejskiej zażywającej z pozytywnym skutkiem halucynogeny. Nie byli to hippisi czy awangarda, ale przeciętni Brazylijczycy różnych zawodów i w różnym wieku. Podobny fenomen nie był jeszcze badany i uzyskane pozytywne rezultaty stanowią dziś ważny argument w dyskusji o ayahuasca oraz podobnych psychodelikach. Unieważniają one uprzedzenia zachodniej nauki do podobnych środków. Coraz częściej badacze potwierdzają rzetelność i prawdziwość wiedzy Indian na temat amazońskich roślin leczniczych. Wciąż mają jednak problem z zaakceptowaniem źródła tej wiedzy: wywaru ayahuasca.
Istnieje wiele popularno-naukowych książek poświęconych indiańskiemu lekowi. Jedną z najbardziej wyczerpujących temat jest praca Ralpha Metznera Ayahuasca: ludzka świadomość i duchy natury (Ayahuasca: Human Consciousness and the Spirits of Nature, 1999). Metzner jest Niemcem z pochodzenia, ukończył Oksford w 1958 r., w 1962 r. otrzymał w Harwardzie tytuł doktora psychologii klinicznej. Rok później został wykładowcą w Szkole Medycznej tej słynnej uczelni, specjalizując się w psychofarmakologii. Jest autorem kilku inspirujących książek i prawie setki artykułów naukowych. Prof. Metzner jest prezydentem i współzałożycielem Green Earth Foundation, charytatywnej organizacji edukacyjnej propagującej ekologię i harmonijne współżycie z przyrodą. W Polsce pisma Metznera i innych autorów psychodelicznej kontrkultury (czy też raczej kultury nieagresji) znajdziemy w Wydawnictwie Okultura.
Na ratunek brazylijskiej młodzieży
Ayahusca z powodzeniem stosuje się w leczeniu kokainistów, heroinistów i innych uzależnionych, zwłaszcza alkoholików. Amerykański pisarz William S. Burroughs zakończył swoją książkę ćpun oświadczeniem: „Może znajdę w yage to, czego szukałem w opiatach, w zielu, w koce. Może yage ustawi mnie na dobre.”1 Chodziło mu o środek, który otwiera człowieka, nie zaś zawęża horyzonty. Poszukiwał oczyszczenia i jako narkoman znalazł prawdziwy czyściec. Jego korespondencja z nowojorskim poetą Allenem Ginsbergem z lat 1953 – 1963 o egzotycznym specyfiku z amazońskiej dżungli przybrała postać książkową: Listy o Yage (The Yage Letters, 1963). Obydwaj słynni hippisowscy guru epoki Dzieci Kwiatów dostrzegli w ayahuasca niezwykłą moc, zupełnie inną niż ta tkwiąca w uzależniających narkotykach.
Wielu lekarzy uważa, że sesje yage powinny stać się integralną częścią terapii odwykowej. Specjaliści twierdzą nawet, że powinna być udostępniona w Brazylii młodzieży miejskiej zagrożonej narkomanią już od 14 roku życia. Jeden z jej gorących zwolenników, prof. G. De Silva Brito przyjmuje ją od 20 lat. Nie doświadcza już wizji, ale jasno widzi swoją rolę w życiu: lekarza, męża i ojca. Dzięki wywarowi udało mu się wyrwać z objęć śmierci ciężko uzależnionego małoletniego kuzyna.
Ostatnio naukowcy stwierdzili, że ayahuasca zdaje się przywracać równowagę między dwoma półkulami mózgu i dzięki temu zwiększa możliwość odzyskania zdrowia psychicznego. Pod wpływem działania wywaru półkule idealnie ze sobą współpracują; partie mózgu, które zwykle ze sobą nie współpracują, mogą zacząć się komunikować. Nazwano to działanie psychointegracyjnym, zaś podobne leki psychointegratorami.
Wielu autorów sugeruje, że ayahuasca zdaje się normalizować poziom wychwytywania serotoniny. Badania zespołu naukowców pod kierownictwem psychiatry Charlesa Groba z UCLA Medical Center w Los Angeles, prowadzone w 1996 r. wykazały, że członkowie kościoła byli zdrowsi psychicznie i fizjologicznie od grupy kontrolnej niepraktykującej rytuału ayahuasca. Mieli także więcej receptorów dla neuroprzekaźnika serotoniny, co powiązano z mniejszą liczbą depresji oraz innych zaburzeń. Wierni tego kościoła mówią często, że pomógł on im wyjść z alkoholizmu i narkomanii. Ostatnio badania Groba wśród brazylijskich nastolatków potwierdziły te słowa. Nie znaleziono negatywnych skutków ubocznych przyjmowania ayahuasca. Może to oznaczać nową metodę leczenia depresji – lek przyjmowałoby się rzadko, skutek byłby trwalszy, bez skutków ubocznych. Podwyższony poziom serotoniny we krwi utrzymuje się przez wiele dni lub tygodni po przyjęciu leku. Wyjątkowo liczne są raporty o pełnym wyleczeniu ciężkiej chronicznej depresji po jednej lub kilku sesjach. Podobnie jak opowieści o narkomanach, zwłaszcza alkoholikach, z samego dna rynsztoku, którzy po kontakcie z ayahuasca cudownie zdrowieli i zmieniali tryb życia, oczyszczeni i kierowani rozbudzoną nagle wolą życia lub przez „anioły”.
Związki z ekologią
Ayahuasca wzmaga w człowieku pragnienie życia w bardziej naturalny sposób, ochrony przyrody i celebrowania jej piękna. Przy czym trzeba pamiętać, że ekologia to nie jest w Ameryce Południowej bezpieczna zabawa czy niewinne hobby. Jak podał ostatnio Newsweek, tylko w Brazylii w ciągu ostatnich 20 lat życie straciło 1150 aktywistów obrony Amazonii. Wielcy właściciele ziemscy, szanowani farmerzy i hodowcy, chętnie wynajmują płatnych morderców w celu uciszenia obrońców przyrody. Latyfundyści bezlitośnie powiększają obszar swoich upraw kosztem deszczowego lasu. Cicha zgoda brazylijskiego parlamentu na wycinkę Amazonki wywołuje oburzenie na całym świecie, nawet w Waszyngtonie. Biały Dom ustami Ala Gore’a przypominał rządowi brazylijskiemu, że „zielone płuca” należą do całego świata, nie tylko do obywateli Brazylii (na terenie tego kraju znajduje się największa część Amazonii). Zdaniem wielu polityków i dziennikarzy, Amazonia -podobnie jak Antarktyda- należy do całej ludzkości. Walkę w obronie lasu prowadzą już nie tylko tubylcy, plemiona indiańskie i ekologowie, ale nawet…nietoperze-wampiry, które pozbawione naturalnego środowiska zaczęły ostatnio atakować ludzi ( Newsweek, „Wojna o Amazonię”, nr 25/2011).
W religiach o biblijnym pochodzeniu Natura jest raczej do ujarzmiania, rośliny i zwierzęta mają służyć człowiekowi. Judaizm, islam i wczesne chrześcijaństwo rozwijały się na pustyniach, wśród nieprzyjaznej przyrody i wojowniczych plemion. Wiele innych religii i tradycji duchowych (np. wegetarianizm) korzystało z obfitości darów lasu. W tym niektórzy badacze dopatrują się źródeł odmiennego stosunku do Natury. Wielu ludzi różnych wyznań szczerze wierzy w jedność i świętość wszelkiego życia na Ziemi. Także chrześcijańscy mistycy przypominali nam o szacunku dla naszych „mniejszych braci”. Święty Franciszek z Asyżu i wielu innych myślicieli było przyjaciółmi przyrody i kontemplowali jej piękno. Filozof prof. Leszek Kołakowski ze słynnego Uniwersytetu Oksfordzkiego, napisał na temat religii Wschodu: „Jest coś dobrego i pociągającego w tych wierzeniach i być może warto od nich się uczyć. Widać stąd, że szacunek dla natury może w każdym razie być poleceniem religijnym”.2
Jedność i wzajemna zależność wszelkiego życia została dziś potwierdzona naukowo przez opisanie wspólnego dla wszystkich organizmów, również roślin, kodu DNA. Nie tylko drapieżniki to nasi krewniacy – są nimi też życiodajne kwiaty, od których także można wiele się nauczyć. Argumenty na rzecz ekologii, ochrony przyrody i jej związku z rozwijaniem duchowości (choćby tylko przez tworzenie miejsc odosobnienia, oaz ciszy) nie podobają się jedynie kapitalistom o twardych rynkowych zasadach. Jednak nawet oni coraz rzadziej odważają się na publiczne deklaracje niechęci do zagrożonej przyrody. W zachodnim myśleniu istnieje jednak wciąż różnica między tym, co święte, a tym, co naturalne. Nasza cywilizacja dosłownie odcięła się od swoich korzeni - cierpi przez to przyroda na całym już świecie. Atak przemysłu i nowoczesnych technologii przeciwko przyrodzie wyrasta z nauki materialistycznej. Naruszyliśmy równowagę Natury, zanieczyściliśmy wodę, powietrze i ziemię, zaczynamy już nawet wysyłać śmieci w kosmos. Zagładzie ulegają całe gatunki, giną lasy, wojny między ścigającymi się religiami powodują niekontrolowany przyrost naturalny na całym świecie i ciągle rosnące zapotrzebowanie na energię przy kurczeniu się jej zasobów. Kwaśne deszcze, powiększająca się dziura ozonowa i efekt cieplarniany mogą być dopiero początkiem nadchodzących zmian klimatycznych, jeśli nie powstrzymamy obecnego bezmyślnego trendu osiągania chwilowych zysków za wszelką cenę. W historii ludzkości jest wiele przykładów upadku wielkich cywilizacji z powodu zbyt intensywnej eksploatacji zasobów naturalnych, np. cywilizacja Khmerów, Majów. Słynny biolog polsko-żydowskiego pochodzenia Jared Diamond przypomina znany przykład ludu Wyspy Wielkanocnej, który wyciął wszystkie drzewa w czasie wyścigu arystokracji i kapłanów w budowaniu coraz większych posągów. Tak jak dzisiaj, krótkowzroczność i chęć szybkiego zysku, prowadzenie wojen i wyzysk przeważały nad instynktem przetrwania i troską o przyszłe pokolenia. W czasie suszy i bezwietrznej pogody w wielu europejskich miastach poziom zanieczyszczeń przekracza wielokrotnie dopuszczalne normy. Jeszcze gorzej jest w krajach tzw. Trzeciego Świata, gdzie w metropoliach spadają z nieba martwe ptaki. Naukowcy przewidują, że na skutek globalnego ocieplenia w ciągu 20 - 30 lat w wielu krajach skończą się warunki dla rolnictwa opartego na nawadnianiu pól. Gwałtownie wzrasta liczba ludzi zmarłych wskutek upałów. Tymczasem powietrze, którym oddychamy, jest dla wszystkich – bogatych i biednych.
Ostatnio znowu odkryto stare prawa współżycia i harmonii, współzależności, empatii i miłości, biocenozy, współpracy zamiast współzawodnictwa. Niektórzy naukowcy zaczynają twierdzić, że to właśnie wyścig szczurów jest sprzeczny z ludzką naturą. Ludzkie zachowania takie jak bezinteresowny, anonimowy altruizm czy asceza i celibat wymykają się łatwym tłumaczeniom darwinizmu i biologii. Zaczyna docierać do nas prawda, że życie na całej planecie jest zależne od wielu, z pozoru błahych i nieważnych organizmów i zjawisk; że jesteśmy powiązani ściśle ze światem roślin i zwierząt oraz winni im szacunek. Jesteśmy częścią łańcucha życia, nawet stanowiąc koroną stworzenia na jego szczycie. Nie możemy z innymi jego ogniwami robić wszystkiego, czego tylko zapragniemy. Jeśli doprowadzimy do reakcji łańcuchowych, przyroda może się na nas okrutnie zemścić. Bez roślin nie mielibyśmy pożywienia, ubrań, drewna, książek, a nawet tlenu do oddychania. Mikrobiolog Władysław Kunicki-Goldfinger ostrzegał: „Dla biosfery nie jesteśmy najważniejszym aktorem. Dramat czy tragifarsa życia rozgrywały się i mogą się w przyszłości rozgrywać mniej więcej tak samo i bez nas. Ale jesteśmy chyba jedynymi aktorami na scenie, którzy o tym wiedzą i którzy mogą choćby częściowo pisać swoją rolę. Nie piszmy jej jak idioci i łajdacy. Stać nas bowiem na dobry i piękny scenariusz.”3
Gazety ostrzegają, że nawet spokojna zazwyczaj Europa może wkrótce paść ofiarą wielkich kataklizmów. W domach powinny znaleźć się zapasy wody, pożywienia, baterii i innych potrzebnych do przetrwania rzeczy. W czasie ostatnich kilkunastu lat przeżyliśmy w Europie daw orkany, dwie zimy i kilkanaście powodzi stulecia. W ich trakcie zginęło 150 tys. ludzi.
Rośliny mogą nas wiele nauczyć. Są wzorem i podstawą egzystencji na planecie. Są wśród nich drapieżni mięsożercy, zwykle nie zabijają jednak innych organizmów, lecz dostarczają dla innych form życia tlenu, pożywienia, witamin i lekarstw. Obdarzają pięknem i radością, reprezentują czyste istnienie: tu i teraz, co jest ideałem wielu szkół religijnych i filozoficznych. Mają bezpośredni kontakt ze Słońcem i żywiołami, przemieniając ich energie na formy użyteczne dla nas. Długowieczność niektórych z nich to symbol spokoju i świadomości. Dziesiątki gatunków roślin uważanych za święte w różnych kulturach umożliwiają pełniejszy wgląd w świat przyrody i altruistyczne aspekty życia. Rośliny żyją i czują, potrafią też więcej, niż podejrzewaliśmy. Gdy walczą o przetrwanie, potrafią ostrzegać się wzajemnie i komunikować, np. ziemniaki, tytoń czy różne drzewa za pomocą lotnych substancji ostrzegają się przed szkodnikami. Rośliny są w stanie wołać o pomoc i zwabić do siebie zwierzęta, np. ziemniak broni się przed stonką wzywając drapieżnika będącego jej wrogiem). Prowadzą wojny przy użyciu broni chemicznej stając się niestrawnymi czy trującymi. Pamiętają i uczą się - wykazują to eksperymenty z użyciem wariografu, czyli podłączonego do rośliny wykrywacza kłamstw: czują ból, strach, rozpoznają dręczyciela. Nie posiadają mózgu ani układu nerwowego, więc zapewne wykorzystują układ przewodzenia impulsów elektrycznych.
Niejednokrotnie w historii nauki bywało tak, że odkrycie związków między jej gałęziami prowadziło do ich rozwoju. Wielu badaczy ma nadzieję, że podobnie stanie się i tym razem: skorzysta na tym i religia – naukowo podbudowana, i nauka – ostatnio coraz bliżej przyglądająca się duchowym zagadnieniom. Rozważania nad duchowymi energiami to domena już nie tylko religii, filozofii i psychologii, ale ostatnio nawet fizyki. Ważne pytania stawiają też dzisiaj etnobotanika połączona z medycyną. Po erze odkryć geograficznych i szoku wywołanym teorią Darwina – że człowiek jest dużo bliżej spokrewniony ze światem zwierzęcym niż jest gotowy przyznać - czeka nas dalszy ciąg, tym razem zafundowany przez odkrycia w genetyce, medycynie i chemii. Jest to opisanie naszego związku z roślinami i lekcja szacunku dla zagrożonego świata flory. Nieprzypadkowo ayahuasca jako Duch Przyrody przychodzi do nas z zagrożonych lasów deszczowych Amazonii. To właśnie tam ginie najwięcej roślin – codziennie dziesiątki leczniczych gatunków ulega bezpowrotnie zniszczeniu. Według niektórych analiz, jeśli ten trend utrzyma się, wkrótce zniknie ponad połowa wszystkich gatunków na Ziemi. Większości nawet nie zdążymy nazwać i poznać. Są wśród nich zapewne leki przeciw rakowi i chorobom przyszłości. Amerykański Narodowy Instytut ds. Raka rozpoznał tysiące roślin, których składniki można wykorzystać w walce z nowotworami, większość z nich pochodzi z lasów tropikalnych zagrożonych wyginięciem. Każdy utracony gatunek to wielka strata dla nauki i przyszłych pokoleń.
Sesje z użyciem ayahuasca odbywają się w najbardziej uprzemysłowionych regionach Europy, np. w Niemczech czy krajach Beneluksu. W Belgii, siedzibie Parlamentu Europejskiego, światło żarówki elektrycznej dociera prawie wszędzie i pozorne zwycięstwo betonu nad Naturą widać na każdym kroku. Podobnie jak w Holandii, trudno tam o choćby mały kawałek lasu. W tym industrialnym świecie o ratunek dla roślin nie tylko znad Amazonki woła ayahuasca, wspierana tylko z głośników nagranymi odgłosami ptaków z głośników. Tkwi w tym jednak swoiste piękno i logika: tu właśnie, w centrum przemysłowej Europy, ten głos wołający o zastanowienie i ratunek jest wyjątkowo głośny i dobrze słyszalny. W świecie z betonu można zapomnieć o roli roślin na Ziemi. Kto jednak uczestniczył w takiej sesji czy terapii choćby tylko raz, zrozumie potęgę oraz piękno przyrody.
Szamańskie doświadczenie Nieba i Piekła
Uczestniczyłem w takich sesjach wielokrotnie. Spotykają się na nich ludzie z różnych krajów, w różnym wieku, o różnym statusie społecznym. Zawsze były budujące doświadczenia - ze wszech miar godne polecenia.
Wywar jest gorzki i cierpki w smaku, jak to często bywa z lekarstwami. Często dochodzi do biegunki lub wymiotów. Jest to jednak powszechnie odbierane jako doświadczenie potrzebne: oczyszczające organizm z toksyn. Szczególnie intensywne bywa ono u ludzi silnie uzależnionych i zatrutych. Niekiedy mają oni wrażenie czy wręcz widzą oczami duszy, że oczyszczenie odbywa się tak głęboko, jak to tylko możliwe: na poziomie komórkowym. Przy czym jako toksyczne są postrzegane przez organizm nie tylko narkotyki, lecz wszelkie trucizny, z którymi stykamy się codziennie.
Efekt ten jest powszechnie znany jako la purga (hiszp.), czyli oczyszczenie. Ludzie opisują ten niespodziewany efekt słowami: wyzwalający, oczyszczający, oświecający, wzmacniający zmysły, dający siłę i wyraźniejsze kolory światu. Daje on siłę ciała i umysłu, zwaną przez lokalnych medyków mariri. Jest to siła nie tyle fizyczna, co odczucie relaksu, lepsze zrozumienie siebie, natury kosmosu i swego miejsca na Ziemi.
Pewna kobieta zwalczyła 15-letnie uzależnienie od heroiny zamykając się na wiele dni w pokoju i pijąc wywar z ayahuasca tak długo, póki nie oczyściła się w pełni. Właśnie ten efekt oczyszczający, charakterystyczny dla ayahuasca i pejotlu, czyni je jeszcze skuteczniejszymi w walce z alkoholizmem i innymi zależnieniami. Co ciekawe, efekt ten występuje rzadko lub w ogóle w kościołach wykorzystujących napój w celach komunijnych. Uczestnicy ceremonii religijnych, w przeciwieństwie do uzależnionych czy poszukujących oczyszczenia z toksyn, zwykle nie czują mdłości, są nawet w stanie tańczyć i śpiewać.
Wywar raczej jednak zmusi nas do położenia się i wizualizacji lub do zastygnięcia w medytacji. Wielu twierdzi, że przeżywanych doznań nie da się opisać słowami. Bez wątpienia jest to trudne – rzeczy, które oglądamy i stany, których doświadczamy, są doprawdy niepospolite. Szamani twierdzą, że oglądamy widoki zazwyczaj przeznaczone dla umierających i umarłych. Naukowcy potwierdzają dzisiaj te przeczucia: DMT występujące naturalnie w ludzkim mózgu (konkretnie w szyszynce, według wielu tradycji duchowych siedzibie mistycznego „trzeciego oka”) zdaje się odgrywać bardzo ważną rolę w procesie umierania czy śnienia.
Są to chwile doskonałego szczęścia i ekstazy, najgłębszego wglądu w siebie i doskonalszej percepcji. Genetyczne kody DNA niczym kosmiczne serpentyny splatają się przed naszymi zamkniętymi oczyma.4 Czas ulega zatrzymaniu, przyśpieszeniu lub spowolnieniu. Pojawia się poczucie nieskończoności i bezczasowości, jak też bezcielesności i lewitacji – szybowania w powietrzu. Niczym we śnie widzimy kalejdoskopowe wzory przypominające mandale, arabeski i skomplikowane układy graficzne widoczne na wschodnich dywanach, dachach czy ścianach świątyń chrześcijańskich, muzułmańskich czy buddyjskich. Rozpuszcza się ego, czemu niekiedy towarzyszy lęk; zanikają granice; zlewamy się w jedno ze światem i z ludźmi. Znawcy religii nazywają podobne uczucia oceanicznymi. Podobny stan spontanicznej religijnej ekstazy roztopienia się ego nazywa się mistyczną unią (unio mystica) lub (we wschodnich religiach) samadhi, satori. Nawet jeśli enteogeny takie jak ayahuasca nie wywołują stanu identycznego, to i tak jest to silne i bardzo wartościowe przeżycie. Zdolne nauczyć nas bardzo wiele o nas samych, ukazać kierunek, nawet zganić nas, jeśli robimy coś źle i skłonić do zmiany.
Stan po zażyciu lekarstwa psychodelicznego jest często nazywany stanem poszerzonej świadomości. Jest to doświadczenie Jedności: w sobie, w świecie, wszystkiego ze wszystkim; głębokiego zrozumienia kosmicznych związków i symboli; szczerości i otwartości. Następuje głęboka identyfikacja z innymi ludźmi, jak też zwierzętami, roślinami, życiem i wszelkim stworzeniem. Nierzadkie są zjawiska telepatii. Normalne zjawiska i rzeczy nabierają wyjątkowego znaczenia. Wszystko zdaje się być doskonałe i oświecone. W ciągu kilku godzin otrzymujemy porcję objawień na wiele miesięcy, potężny materiał do przemyśleń oraz pracy nad swoim rozwojem. Niektórym wystarcza on nawet na całe życie – doświadczenie jest tak silne, że nie chcą go już nigdy powtórzyć.
Pojawiają się uczucia ostatecznego zjednoczenia, odnowienia i odrodzenia. Zgodnie z psychologiczną prawdą, że jest w nas i niebo, i zalążki piekła, zdarzają się też koszmarne wizje i odczucia, które hippisi nazwali „złym odlotem” (na szczęście nie odlatujemy jeszcze na zawsze). W przypadku DMT faza silnych wizualizacji trwa jednak znacznie krócej (zwykle tylko kilka czy kilkadziesiąt minut) niż przy innych psychodelikach (nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin w przypadku kwasu lizerginowego czy ibogainy). Zdarza się to jednak rzadko – problemy z emocjami zdarzają się sporadycznie w grupach liczących nawet kilkaset osób. Jednak nawet te straszne i przerażające stany oraz wizje są zawsze wspominane z perspektywy czasu jako potrzebne i wartościowe, dające konieczny wgląd w naturę problemu.
Równie silne skutki wywołują tylko przeżycia przedśmiertne. Ludzie, którzy byli blisko śmierci, często jakby odradzają się ponownie, stają się bardziej uduchowieni, mniej gonią za materialnymi rzeczami. Wielu z nich wspomina o opuszczaniu ciała, co nauka próbuje od dawna bezskutecznie wyjaśnić. Temat ten – mimo że nie mieści się raczej w kanonach współczesnej wiedzy, regularnie jednak powraca na łamy poważnych czasopism naukowych, nawet takich jak uznany brytyjski medyczny periodyk „Lancet”. Doświadczenia z pogranicza śmierci (ang. near-death experiences, NDE) mają wiele wspólnych cech z działaniem enteogenów: utrata ego, która może być skrajnie przyjemnym doświadczeniem pełnej jedności z całością Stworzenia – bądź demonicznym piekłem braku oparcia w zmysłach; wspomniane wyżej opuszczanie ciała i inne.
W 2002 r. nakładem znanego Uniwersytetu Oksfordzkiego ukazała się książka psychologa z Hebrajskiego Uniwersytetu w Jaruzalem profesora Benny’ego Shanona pt. Antypody umysłu. Jest to obszerna praca, w której autor uporządkował i usystematyzował typowe przeżycia po wypiciu wywaru, podobnie jak uczynił to kilkadziesiąt lat wcześniej czeski psychiatra dr Stanislav Grof z innymi lekami psychodelicznymi. Owe archetypowe stany to m.in.: nabranie przez rzeczy piękna i sensu; wizualizacje przy otwartych i zamkniętych oczach; wizje światła, zwierząt (węże, duże koty, jaguary, smoki), roślin, wody, Natury, wszechświata, kosmosu, świata kultury (rajskie miasta i ogrody, sztuka) i idei; wzory geometryczne i kalejdoskopowe; sceny religijne, z historii i ewolucji; narodziny, śmierć i odrodzenie; niezwykłe zainteresowanie metafizyką, problemami filozoficznymi i wgląd w ważne odpowiedzi; kosmiczny lot; telepatia; podróże międzyplanetarne; odbiór i tworzenie muzyki, pieśni oraz poezji; zmiany w poczuciu czasu. Naukowcy zajmujący się działaniem podobnych środków pschodelicznych są zwykle dalecy od typowego dla zachodniej nauki redukcjonistycznego podejścia i nie sprowadzają wszystkiego do działania chemii. Dostrzegają wiele innych czynników. Słuchanie muzyki nie zawsze wymaga przecież posiadania skrzypiec. Wcześniej prof. Shanon zwątpił w sens religii po ciężkich doświadczeniach żydowskiego narodu, szczególnie po tragedii Holocaustu w czasie II wojny światowej, i nazywał siebie ‘wierzącym w ateizm’. Dzięki indiańskiemu sakramentowi zmalała jego wiara w materialistyczny naukowy światopogląd oraz odkrył na nowo religijność. Profesor Shannon często szokuje światowe media stwierdzeniami, że biblijni ojcowie wiary w jednego Boga miewali kontakty z podobnymi w działaniu do ayahuasca roślinami i miały one istotny wpływ na kształtowanie się religii monoteistycznej.
Jeden z amazońskich uzdrowicieli przedstawił nawet receptę na zaprowadzenie pokoju na świecie. Chciałby on zaprosić do siebie na seans z użyciem leczniczych roślin przywódców politycznych i dowódców wojskowych z całego świata. Dzięki ayahuasca poznaliby cudze krzywdy; swoje błędy, kłamstwa i winy; uświadomiliby sobie urazy; wyzbyliby się lęku i uprzedzeń, które ciągle każą im się zbroić i walczyć. Oczywiście politycy-hipokryci to nie poszukujący prawdy naukowcy i mało który dałby namówić się na ceremonię, nawet chrześcijańską, z użyciem „egzotycznych narkotyków”. Podobne efekty jednak można już dzisiaj j uzyskać dzięki wynalazkom technicznym. Telepatyczne wybory? Z pewnością byłby to system diametralnie inny od dzisiejszych południowoamerykańskich narko-demokracji, toczonych od dziesięcioleci przez bratobójcze wojny.
Ayahuasca łaski pełna: narodziny nowej Eko-religii
Podobnie jak pejotl i San Pedro, ayahusca to uznany oficjalnie w wielu krajach indiański sakrament przyjmowany w trakcie ceremonii religijnych jako komunia. Szybki rozwój kościołów chrześcijańskich wykorzystujących ayahuasca, pejotl i inne święte roślinne leki, zdaniem wielu badaczy, świadczy o odradzaniu się głębokiej duchowości w naszych materialistycznych czasach.
Główny lek z apteczki lokalnych vegetalistas, czyli zielarzy, i curanderos – uzdrowicieli, wyszedł z dżungli i rozpoczął swój pochód po świecie jako religijny sakrament w latach 30-tych XX wieku. Wtedy to powstał pierwszy z kościołów wykorzystujących wywar w celach religijnych – Santo Daime. W 1954 r. powstał Uniao do Vegetal (UDV, Herbal Union, Przyjaciele Lasu). Trzeci znany kościół to Barquinia.
Nowe ruchy religijne zapożyczyły wiele elementów od chrześcijaństwa, jak również od ruchów terapeutycznych i na rzecz osobistego rozwoju w rodzaju Anonimowych Alkoholików. Msza w tych kościołach odbywa się zwykle raz w tygodniu i trwa wiele godzin. Jest w jej trakcie czas na wspólny posiłek, taniec i śpiew. Członkowie kościoła uprawiają i przygotowują rośliny potrzebne do uzyskania sakramentalnego napoju do komunii.
Kościoły te, podobnie jak uzdrowiciele wykorzystujący ayahuasca, przyciągają nie tylko niewykształconych Indian z dżungli, tubylców i biedaków. Cieszą się także dużą popularnością wśród brazylijskiej klasy średniej, nie znają podziałów rasowych ani klasowych. Wśród ich członków można spotkać lekarzy, adwokatów, gospodynie domowe, pracowników rządu i wojska, rolników, robotników. W kościołach lub pod gołym niebem zbierają się setki lub tysiące wiernych. Mniej więcej raz w miesiącu piją wywar niczym wino mszalne w trakcie komunii i pozostają przez kilka godzin w fotelach. Słuchają w tym czasie kazań; każdy może podejść do mikrofonu i opowiedzieć o roli nauk moralnych Kościoła w jego życiu. Niekiedy uczestnicy ceremonii tańczą i śpiewają religijne piosenki w piękny i charakterystyczny sposób, nieco odmienny od innych indiańskich, latynoskich i murzyńskich rodzajów muzyki religijnej.
Hymny mówią o Jezusie jako Zbawicielu i typowych duchowych wartościach.
W Brazylii wielu ważnych przywódców kościoła katolickiego oficjalnie uznało kościół Santo Daime oraz pozytywnie wypowiada się o jego osiągnięciach w dziedzinie ochrony przyrody i pracy humanitarnej. Jest on uznawany za równego partnera w organizacjach międzyreligijnych w Brazylii.
W 1985 r. na skutek nacisków rządu USA, zaniepokojonego rozwojem tych kościołów na swoim terytorium, rząd brazylijski dodał lianę do listy zakazanych substancji. Wywołało to protest grup religijnych więc sprawą zajęli się rządowi specjaliści antynarkotykowi oraz interdyscyplinarna komisja antropologów, socjologów i psychologów. Nie dopatrzono się niczego złego w religijnym użytkowaniu tej rośliny (członkowie komisji nawet sami jej spróbowali) i skreślono ją z listy w sierpniu 1987. Komisja przy okazji stwierdziła, że normy etyczne i modele zachowania użytkowników tej rośliny mogą służyć za wzór. Nie stwierdzono żadnych przypadków narkomanii, mimo że wcześniej wiele osób nadużywało narkotyków oraz miało problemy z alienacją i agresją.
Rok później naciski zagranicznych agencji narkotykowych i anonimowe donosy na członków kościołów, oskarżające ich o „fanatyzm” i „narkomanię” sprawiły, że powołano kolejne komisje – tym razem do zbadania aspektów fizjologicznych i farmakologicznych zagadnienia. Wnioski z tych badań skłoniły brazylijski rząd w czerwcu 1992 r. do usunięcia z ‘czarnej listy’ drugiego składnika ayahuasca – rośliny P. viridis, jak i wywaru w całości. Zrobiono nawet więcej: objęto prawną ochroną używanie ayahuasca do celów religijnych jako korzystne dla jednostki, rodziny i społeczeństwa. Rząd brazylijski wykazał się niespotykaną w dzisiejszym świecie narkotykowej histerii niezależnością i mądrością.
Środki ostrożności, dostępność i kwestia legalności.
Używanie podobnych substancji zawsze było obwarowane licznymi nakazami i zakazami. Różne kultury wytworzyły rytuały i ceremonie towarzyszące przyjęciu tak silnych leków. Zwykle konieczny był co najmniej kilkunastogodzinny post. W przypadku ayahuasca szczególnie należy wystrzegać się soli, bananów, słodyczy i alkoholu. Lista jest dość długa, więc najlepiej zastosować ścisły wielogodzinny post. Nauka potwierdziła, że leki często wchodzą w interakcje z żywnością oraz innymi lekami i substancjami, co może być niebezpieczne.
Nie należy stosować ayahuasca biorąc leki antydepresyjne lub wciąż pozostając pod wpływem ich działania. Zwiększony poziom serotoniny może stanowić potencjalne zagrożenie i choć w literaturze fachowej nie odnotowano choćby jednego zgonu z powodu zażycia ayahuasca, taka możliwość teoretycznie istnieje. Zawsze przecież można zostać tym pierwszym opisanym „śmiertelnym przypadkiem”.
Nie zanotowano wielu przypadków niepożądanych skutków ubocznych działania tej rośliny, mimo że podawana jest w czasie obrzędów religijnych nawet dzieciom. Działania wymiotnego i przeczyszczającego mieszkańcy Amazonii nie uważają za niepożądane, tylko za metodę oczyszczenia organizmu z toksyn. Wiele skutków ubocznych jest jak najbardziej pożądanych. I to na nich koncentruje się dziś uwaga naukowców poszukujących skutecznego leku antydepresyjnego i wzmacniającego umysł. Efekt ten można uzyskać bez wizji i halucynacji, których wielu się obawia. Nie każdy poszukuje też oczyszczenia przez wymioty lub biegunkę. Dla wielu jednak efekt wizyjny i oczyszczający amazońskiego leku nie przeszkadza, a nawet stanowi dodatkową zachętę. Oczyszczony z toksyn organizm jest jak nowo narodzony. Podwyższona jasność umysłu i sprawność fizyczna utrzymuje się przez wiele dni po sesji. Potrzeba niemałego wysiłku w ponownym zatruwaniu się, aby usunąć ten błogostan. Jeśli będziemy go pielęgnować i zmienimy tryb życia, potrwa długie tygodnie, miesiące, a nawet lata. Nadzwyczajna świeżość i jasność percepcji sprawia, że wszystko staje się wyraźniejsze. Kolory są pełniejsze, widziane jakby na nowo, z większą uwagą. W literaturze mistycznej ten typ postrzegania rzeczywistości był często opisywany i uznawany jest za rezultat oczyszczenia bram percepcji. Uzyskuje się go na drodze postu (oczyszczenia) i medytacji.
Główny, niekiedy jedyny składnik leczniczego wywaru to drzewiasta liana Banisteriopsis caapi. Rośnie ona w klimacie tropikalnym na wysokości 1500 m.n.p.m. na terenie Peru, Brazylii, Ekwadoru, Wenezueli, Kolumbii, Boliwii oraz Antyli. Spotyka się niekiedy stosowanie wywaru samej liany, zwykle dodaje się jednak liście drugiej rośliny. Zwykle jest to Psychotria viridis, zwana chacruna lub Diplopterys cabrerana – oco yage. Ma ona za zadanie dostarczyć dwumetyl otryptaminę, czyli sławne DMT. Dwumetylotryptamina tym różni się od innych pokrewnych alkaloidów, że dostarcza znacznie krótszych wizji. Trwają one zwykle kilka lub kilkanaście minut; rzadko kiedy trwają godzinę lub dłużej. Wrażenia takie trwają bardzo krótko, ale są tak silne, że nie da się ich z niczym porównać – może tylko z wyjątkiem śmierci czy spotkania z przyjaznymi kosmitami, przewodnikami duchowymi czy aniołami, jak opisuje doświadczenie wielu ludzi.
Korę liany gotuje się lub ściera na proszek dodawany do wody. Kombinację roślin gotuje się kilka lub kilkanaście godzin. Głównym aktywnym składnikiem liany są alkaloidy harmanowe (harmina, harmalina i inne). Bywają one też nazywane jagainą lub banisteryną. Jak Indianie tysiące lat temu wpadli na pomysł połączenia roślin o tak różnym i skomplikowanym działaniu, do dziś pozostaje dla naukowców zagadką. Dwumetylotryptamina nie jest psychoaktywna przy przyjęciu doustnym – pewne enzymy trawienne blokują jej działanie. Druga roślina ma więc za zadanie zahamować działanie tych enzymów, aby składnik pierwszej mógł dotrzeć do mózgu. Stosuje się różne dawki różnych roślin mogących wejść w skład leczniczej kombinacji o nazwie ayahuasca. Badacze pracują nad nowymi kombinacjami roślin, mającymi naśladować działanie ayahuasca. Chemicy na całym świecie przez ostatnich kilkadziesiąt lat stworzyli takich połączeń już ok. 100, zaś najwięcej opracował ich chemik-amator i autor książek o psychodelikach Jonathan Ott. Kombinacje syntetyków zwane są zaś ‘farmahuasca’. Eksperymentuje się w celu znalezienia najbardziej efektywnej i najmniej toksycznej kombinacji. Musi ona zawierać roślinę – dostarczyciela DMT oraz drugą posiadającą inhibitor MAO. Do tej pory za najlepsze uważa się połączenie roślin Mimosa tenuiflora i Peganum harmala.
Informacje o ayahuasca znaleźć można w wydawnictwach gdańskiego Tower Press, znanego z publikacji o amazońskich roślinach leczniczych oraz we wspomnianym już Wydawnictwie Okultura. Opis tradycyjnej ceremonii wraz z kolorowymi zdjęciami znajdziemy w popularno-naukowej książce Psychologia mitu Andrzeja Pankalla (2000) oraz Blondynka u szamana. Magiczna wyprawa do świata Indian Beaty Pawlikowskiej (2004).
Program Takiwasi stworzony w Peru przez dr. J. Mabita specjalizuje się w leczeniu Indian uzależnionych od kokainowej pasty. Wykorzystuje dodatkowo fachowe poradnictwo oraz pracę w ogrodzie. Kuracja jest chętnie odwiedzana przez bogatych kokainistów z całego świata. Podobnych miejsc a Ameryce Południowej jest dzisiaj sporo. Kuracje odwykowe z zastosowaniem ayahuasca są jeszcze w Europie rzadkością. Bez problemu można natomiast znaleźć jednodniowe czy weekendowe sesje psychoterapeutyczne albo ceremonie religijne. W Republice Czeskiej, Niemczech, Belgii czy Holandii można znaleźć różne formy pomocy: sesje organizowane przez lub z udziałem lekarzy, psychoterapeutów czy członków brazylijskich kościołów, mających bogate doświadczenie w pracy z wywarem. Ceremonie z udziałem południowoamerykańskich szamanów odbywają się niekiedy także w Polsce.
Kwestia legalności wywaru jest podobna jak w przypadku meskaliny i świętych dla Indian kaktusów peyote i San Pedro (patrz Część I cyklu w poprzednim numerze). W większości krajów zrzeszonych w ONZ nielegalny jest jedynie składnik chemiczny dwumetylotryptamina –DMT, który można uzyskać z jednej z roślin wchodzących w skład kombinacji ayahuasca. DMT występuje w dziesiątkach roślin, zwierząt (np. ropuchy), a nawet w ludzkim mózgu. Trudno byłoby politykom tego wszystkiego zakazać, zaś policji - skonfiskować.
Niemniej jednak próby takie są wciąż podejmowane na całym świecie i nawet liberalna oraz słynna ze swoich skutecznych rozwiązań w zakresie walki ze zjawiskiem narkomanii Holandia też nie stosuje się w pełni do wytycznych ONZ w tej sprawie. W znanym z tolerancji i poszanowania różnych osobistych wolności Amsterdamie w 1999 r. aresztowano w czasie ceremonii religijnej przywódców lokalnego i haskiego kościoła Santo Daime. W aktach prokuratora znalazł się list od Sekretarza Biura Kontroli Narkotyków ONZ Herberta Schćpe, odpowiadający na pytania holenderskiego Ministerstwa Zdrowia. Stwierdzał on, że żadne rośliny zawierające DMT nie są obecnie objęte kontrolą na mocy Konwencji o Substancjach Psychotropowych z 1971 r. To samo mówi oficjalny komentarz do konwencji z 21.2.1971 r. W sprawie tej sprawdzono też aktualną opinię i poproszono o poradę sekcję naukową i prawniczą Programu Kontroli Narkotyków ONZ. Ta sama osoba, która napisała wspomniany list, wszczęła też postępowanie przeciw przywódcom kościoła! Wprowadziło to w konsternację prokuratora, który stwierdził przed sądem, że w piśmie musiano popełnić błąd. Kościoły wygrały w sądzie powołując się na art. 9 Konwencji Europejskiej o ochronie wolności religii. Mecenas Adele van der Plas przedstawiła sądowi opinie naukowców z całego świata i miejscowych ekspertów. Profesor Charles D. Kaplan z Wydziału Psychiatrii i Neuropsychologii Uniwersytetu w Maastricht potwierdził, że sakrament nie tylko stanowi minimalne zagrożenia dla zdrowia publicznego, ale w rzeczywistości raczej przyczyni się do poprawy systemu zdrowotnego. Decyzja sądu zapadła 21.5.2001 roku. Rok później również sąd w Nowym Meksyku (USA) zalegalizował ayahuasca, stosując się do konwencji i komentarza do niej, który stwierdza, że naturalne materiały zawierające zakazane halucynogeny meskalinę, DMT czy psylocynę nie są objęte kontrolą. Również tam kościół Uniao do Vegetal przypomniał światu o wolności religii. W listopadzie 2004 r. także federalny Sąd Apelacyjny w Kolorado uznał prawo członków kościoła UDV z Nowego Meksyku do importu ayahuasca do użytku w ceremoniach religijnych. Sąd wziął pod uwagę badania naukowe nt. nieszkodliwości wywaru. Sąd Najwyższy USA 21.1.2006 r. potwierdził, że kościół z Nowego Meksyku Uniao do Vegetal może używać w czasie rytuału ayahuasca, zawierającą silny zakazany halucynogen dimetylotryptaminę.
Wcześniej zrobiły to rządy Brazylii (była o tym mowa wcześniej) oraz Peru, gdzie oprócz ayahuasca z oficjalnym uznaniem spotkał się też kaktus św. Piotra zawierający meskalinę. Dodatkowo, w 2008 r. Narodowy Instytut Kultury Peru ogłosił, że korzystanie z ayahuasca przez rodzime społeczności Amazonii i tradycyjna wiedza na jej temat stanowi część dziedzictwa narodowego kraju. Deklaracja uznaje związki yage z tradycyjną medycyną rdzennych narodów indiańskich oraz tożsamością kulturową ludów Amazonki, doceniając też jej właściwości terapeutyczne. Oprócz prawa do wolności religii, zakaz używania religijnych sakramentów/lekarstw psychodelicznych typu ayahuasca gwałci też prawo do wolności sumienia, rozwoju osobistego, szacunku dla prywatności oraz wolnego wyboru. W 1994 r. Sąd Konstytucyjny w Kolumbii stwierdził, że prawo narkotykowe jest sprzeczne z art. 16 tamtejszej konstytucji, który mówi o prawie do rozwoju osobowości.
W Polsce niektóre rośliny składające się na ayahuasca zostały zakazane ostatnio na fali walki z „dopalaczami”. Jednak pierwszy krok w kierunku przeciwnym niż ten wytyczony przez Narody Zjednoczone postawiono na długo przed tym. Dnia 26.10.2000 zmieniając ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii zdelegalizowano ‘grzyby halucynogenne – zawierające substancje psychotropowe’, nie precyzując bliżej, o jakie grzyby chodzi. Ochoczo informowała o tym fakcie publiczna telewizja ciesząc się, że skończy się wreszcie „narko-turystyka” i ostrzegając młodzież, że nie jest już bezkarna: jadąc w góry i zbierając grzyby, ryzykuje więzieniem (sic!). Grzyby trafiły nawet do tekstu ustawy, choć zwykle wystarczy umieścić nową substancję na ‘czarnej liście’ - w specjalnym załączniku, wykazie zakazanych przez prawo środków. To jednak mogłoby być problematyczne, bo grzybów tych istnieją dziesiątki gatunków, więc ustawodawca zaoszczędził sobie pracy, zostawiając ją sądom.
Wypowiedziano wojnę lasom, górom i łąkom. Nazwano je dilerami narkotyków i zakazano ich zawartości. Tylko patrzeć, jak lotne szwadrony policji, wzorem bliźniaczych amerykańskich jednostek Marijuana Task Force tropiących i wyrywających chwasty, wyruszą wraz z ekipami telewizji do boju z poszyciem i ściółką, Grzybkiem, Muchomorkiem i krasnoludkami. Teoretycznie, aby wysłać kogoś do więzienia, wystarczy podrzucić mu garść grzybów. Pecha może mieć rolnik, góral czy turysta, na którego polu lub drodze trafi się taki grzyb. Stawia to w trudnej sytuacji nie tylko sądy, które nie narzekają na brak pracy, i grzybiarzy. Przede wszystkim uderza to w ludzi nauki i medycyny, gdyż wiele potrzebnych im substancji uzyskuje się z tych grzybów. Utrudni lub praktycznie uniemożliwi to wiele badań naukowych. Jak na ironię, także nad leczeniem uzależnień – w szerokim świecie naukowcy od dawna badają pod tym kątem właśnie psylocybinę.
Politycy, zapewne w dobrej wierze pragnący walczyć z „narko-mafią”, faktycznie pogorszyli problem. Na skutek ignorancji wysłali do więzienia wielu spokojnych obywateli poszukujących duchowości w dzisiejszych materialistycznych czasach, czyniąc z nich nowych kryminalistów. Znane ze swojej religijności polskie rządy zakazały świętych dla Indian i wielu Polaków grzybów, legalnych wcześniej na całym świecie wedle wskazań Konwencji ONZ.
Nie był to jedyny radosny pomysł twórców tej ustawy. Jej autorzy uwierzyli, że donosicielstwo uzdrowi narkomanów i chory system. Zagrozili dwoma latami więzienia dla właścicieli i zarządców lokali rozrywkowych oraz zakładów gastronomicznych i świadczących inne usługi, którzy nie powiadomią niezwłocznie organów ścigania o popełnieniu przestępstwa związanego z narkotykami. Palenie innych niż tytoń ziół czy choćby inaczej niż w gotowych przemysłowych papierosach (np. fajka, skręt), używki inne niż tytoń i alkohol, choćby legalne, stały się nagle w oczach społeczeństwa podejrzane. Rezultat: utwierdzenie monopolu tytoniu i alkoholu na rynku używek oraz stalinowskiej tradycji donosicielskiej. Następnym krokiem powinny być wysokie nagrody pieniężne i rzeczowe dla policyjnych informatorów czy nauczanie dzieci w szkołach, żeby donosiły na rodziców, krewnych i przyjaciół (oczywiście dla ich dobra i zdrowia) – tak jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych, kolebce narkotykowych prohibicji. I stosy dla czarownic oraz niewiernych, pogan i innowierców.
Do uchwalenia tych i późniejszych szkodliwych bubli prawnych z pewnością by nie doszło, gdyby wciąż żył prof. Mikołaj Kozakiewicz, Marszałek Sejmu X kadencji i Rzecznik Praw Obywatelskich; wielki obrońca prześladowanych ludzi, kultur i narodów. Jako jeden z niewielu polskich polityków posiadł on rzetelną wiedzę o problemach walki z narkomanią i światowych rozwiązaniach w tej dziedzinie. Kozakiewicz był oczywiście gorącym zwolennikiem leczenia i edukacji, a nie karania więzieniem uzależnionych. „Z księgi zakazów” był także orędownikiem legalizacji marijuany. Dzisiaj artystka Weronika Kozakiewicz, wdowa po śp. Profesorze, wspiera ruch Wolne Konopie.
Polski zakonnik salezjanin Edmund Szeliga, urodzony w 1906 r., przez prawie pół wieku mieszkał z Indianami w amazońskiej dżungli i poznawał ich tradycyjne metody leczenia. Od 1965 roku leczył ziołami znad Amazonki ludzi z całego świat; do roku 2005 liczba jego pacjentów przekroczyła 34 tysiące. Założył Instytut Medycyny Andyjskiej i pomagał zwłaszcza chorym na nowotwory i AIDS, którym oficjalna medycyna niewiele mogła już zaoferować. Szeliga nazywał las deszczowy „apteką ludzkości” i aż do swojej śmierci w wieku 94 lat twierdził, że lekarstwa znad Amazonki mogą być skuteczną bronią przeciw nowotworom oraz innym chorobom, zaś ayahuasca może odegrać wielką rolę w leczeniu alkoholizmu i narkomanii. Szeliga wspomagał też Indian w ich walce przeciw wycinaniu lasu. Jego postawa i wysiłki zostały docenione przez międzynarodową społeczność: w 2002 roku został odznaczony przez Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego; misjonarz był także nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Inny zakonnik i zielarz Andrzej Czesław Klimuszko był w Polsce prekursorem powrotu do przyrody i ekologicznego stylu życia; dzięki niemu wielu lekarzy łaskawszym okiem znowu spojrzało na medycynę naturalną. Napisał on: „Jeszcze i dzisiaj prymitywne szczepy indiańskie, ukryte w dżunglach Ameryki Południowej, znają zioła lecznicze o ogromnej sile działania, o jakiej nam dotąd jeszcze się nie śni. ” Być może miał na myśli także amazońskie superlekarstwo – ayahuasca.
Telepatyczne wojny i uzdrawianie chorych
Informacje o ayahuasca zbierano metodą antropologa Bronisława Malinowskiego. Polski uczony nazywany jest dzisiaj przez zachodnich autorów ojcem nowoczesnej antropologii. Malinowski uważał , że zmiany zachodzące na przełomie XIX i XX wieku w dzisiejszym tzw. Trzecim Świecie za niewiele się różniące od przemian zachodzących w tym samym czasie w zacofanych regionach Europy. Nie dyskryminował innych kultur, nie dzielił ich na wyższe i niższe, co było nowością w zachodniej nauce na początku XX wieku, a nawet do tej pory brzmi bluźnierczo w uszach wielu eurocentryków. Poddawani długotrwałej obserwacji tubylcy nie zachowywali się niekiedy naturalnie, więc naukowcy systematycznie skracali dystans, stając się bardziej uczestnikami życia społecznego niż jego komentatorami.
Archeologiczne odkrycia w Ekwadorze wskazują, że ayahuasca znano i używano co najmniej 5 tysięcy lat temu. Według legendy Indianie otrzymali ją od przybyszów z kosmosu. Przez tysiąclecia stanowiła puszczański odpowiednik kina i telewizji. Tubylcy rozjaśniali sobie ciemności dżungli własnymi, bajecznie kolorowymi wizjami. Indianie twierdzą, że to właśnie tej roślinie zawdzięczają swój kodeks moralny, kulturę, religię, wiedzę. Zawsze udzielała im odpowiedzi na wszystkie pytania. Indianie amazońscy nazywają Szkołą i Wielkim Nauczycielem, który pomógł im odróżnić dobro od zła, nauczył muzyki oraz mowy, obdarzył regułami społecznymi, prawami małżeńskimi, religią, legendami i wiedzą o zwierzętach, roślinach oraz lekarstwach.
Europejczycy zetknęli się z leczniczym wywarem w 1851 r., gdy Indianie Tukanoan zaprosili brytyjskiego botanika Richarda Spruce’a na ceremonię religijną. Nauka zachodnia zainteresowała się poważniej ayahuasca jednak dopiero w latach 20-tych XX wieku po doniesieniach etnografów o kulturach używających telepatii do kierowania społeczeństwem. Telepatia to bezpośredni dostęp do myśli innej osoby bez słów, gestów i innych konwencjonalnych środków komunikacji. Jej przebłyski pojawiają się dość często w życiu codziennym, zdolność do niej znacznie wzrasta w szczególnych stanach świadomości osiąganych dzięki medytacji, psychoterapii, niektórym środkom farmaceutycznym i w trakcie wypadków zagrażających życiu. Ludzie doświadczający telepatii mają wrażenie, że nie mogą ukryć swoich myśli i emocji przed innymi (np. przywódcą religijnym). Mogą też niekiedy spontanicznie czytać w cudzych myślach, nawet osób znajdujących się daleko i zwykle nieświadomych tego faktu. Antropolog Kenneth Kensinger odnotował, że w czasie sesji yage sześciu jej uczestników przepowiedziało dokładną chwilę śmierci jego teścia, przebywającego daleko od miejsca ceremonii– fakt jego zgonu został potwierdzony dopiero później drogą radiową.
W 1927 r. chemicy E. Perrot i M. Raymond-Hamet nazwali główny chemiczny składnik wywaru telepatyną. Badacze później zorientowali się, że jest on identyczny jak harmalina uzyskana wcześniej z rośliny P. harmala i oficjalnie uznano pierwszeństwo tej nazwy.
Wywar bywał wśród amazońskich plemion główną bronią szamanów w walce z wrogiem (pozwalał na odległość przewidywać jego ruchy), jak i chorobami. Co jednak niepojęte dla zachodniej nauki – lek często przyjmował nie pacjent, ale...lekarz. Dzięki temu magicznemu lekarstwu uzdrowiciel może często zlokalizować chore miejsce czy narząd, źródło i przyczynę choroby, a także uzyskać niewyobrażalną wiedzę o leczniczych właściwościach setek innych amazońskich roślin. Leczenie odbywa się przez nakładanie rąk, masaż, dmuchanie dymem, inhalacje, aromaterapię, masaż wodny, za pomocą ziół, i na wiele innych sposobów. Medyk niejako operuje na energetycznym ciele pacjenta, widzi zniekształcone wibracje i fale energii życiowych, problemy w ciele, jak i subtelnej sferze mentalnej czy też, jak kto woli, ciele astralnym czy kosmicznym (zachodnia nauka nie zna zbyt wielu słów zdolnych opisać te zjawiska ani wielu instrumentów i aparatów do ich obserwowania).
Amazońskie panaceum
W amazońskiej medycynie ayahuasca pełni rolę superlekarstwa przeciw wszystkim lokalnym organizmom i czynnikom chorobotwórczym. Również bogata zachodnia literatura medyczna wskazuje na to, że jest to skuteczne panaceum na wiele dolegliwości fizycznych i psychicznych.
Na początku XX wieku ekstraktu liany używano z powodzeniem w leczeniu choroby Parkinsona. Krążą też niepotwierdzone opowieści o całkowitym wyleczeniu złośliwych nowotworów po zaledwie 1 czy 2 sesjach. Najlepiej udokumentowane jest jednak zastosowanie psychoterapeutyczne. Liczne wywiady psychiatryczne potwierdzają pozytywne zmiany w zachowaniu: mniej picia i narkotyzowania się, więcej pewności siebie i odpowiedzialności. Poprawia też ogólną sprawność umysłową, która jak wiadomo czasem maleje z wiekiem, ayahuasca mogłaby więc też znaleźć miejsce wśród środków polepszających pamięć zwanych lekami nootropowymi. Do wywaru dodaje się czasem też inne zioła usprawniające działanie mózgu.
Indianie znad Amazonki używają wywaru od tysięcy lat. Co istotne, dożywają późnej starości nie nękani chorobami. Mówią, że to ważne być sprawnym i szczęśliwym w chwili śmierci. Świetny stan zdrowia uzdrowicieli i ich pacjentów stosujących wywar oraz sprawność fizyczna, którą zachowują do późnej starości zawsze budziły zainteresowanie przybyszy. Spośród wielu badań nad ayahuasca wyróżnia się słynny naukowy Projekt Hoasca. Uczestniczyło w nim całe grono specjalistów, m.in. z uniwersytetów UCLA, Miami, Kuopio w Finlandii, Rio de Janeiro i innych. Organizatorzy przedsięwzięcia Dennis McKenna i Luis E. Luna przekonali członków kościoła brazylijskiego Uniao do Vegetal (UDV), wykorzystującego ayahuasca jako komunię, do udziału w biochemicznych badaniach. Wielu spośród wiernych było również lekarzami i psychiatrami oraz czynnie pomagało w eksperymencie. Trwał on 5 tygodni i polegał na badaniach psychologicznych i fizjologicznych, m.in. moczu i osocza krwi. Naukowców interesowała toksyczność wywaru, istniały obawy o negatywne skutki pod postacią osłabienia pamięci i koncentracji. Postanowiono też zbadać, na ile stabilizuje on nastrój, pomaga kontrolować agresję, budzi sumienie i odpowiedzialność oraz pozwala działać efektywnie w świecie.
Eksperyment wykazał, że regularne zażywanie ayahuasca przez członków kościoła nie miało długoterminowej toksyczności – wręcz przeciwnie, dane sugerują trwały pozytywny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne. Nie wykryto żadnego negatywnego wpływu środka na stosujących go ludzi. Starannie porównano parametry neuropsychologiczne u osób pijących wywar od wielu lat oraz ludzi, którzy nigdy z niego nie korzystali. Okazało się, że niektóre wskaźniki były wręcz wyższe u pierwszej grupy, zwłaszcza w przypadku takich funkcji jak koncentracja i pamięć. Było to jedno z najdokładniejszych badań nad chemią, psychofarmakologią i psychologicznymi efektami leku psychodelicznego, jakie przeprowadzono w XX wieku.
Badani byli członkami współczesnej społeczności miejskiej zażywającej z pozytywnym skutkiem halucynogeny. Nie byli to hippisi czy awangarda, ale przeciętni Brazylijczycy różnych zawodów i w różnym wieku. Podobny fenomen nie był jeszcze badany i uzyskane pozytywne rezultaty stanowią dziś ważny argument w dyskusji o ayahuasca oraz podobnych psychodelikach. Unieważniają one uprzedzenia zachodniej nauki do podobnych środków. Coraz częściej badacze potwierdzają rzetelność i prawdziwość wiedzy Indian na temat amazońskich roślin leczniczych. Wciąż mają jednak problem z zaakceptowaniem źródła tej wiedzy: wywaru ayahuasca.
Istnieje wiele popularno-naukowych książek poświęconych indiańskiemu lekowi. Jedną z najbardziej wyczerpujących temat jest praca Ralpha Metznera Ayahuasca: ludzka świadomość i duchy natury (Ayahuasca: Human Consciousness and the Spirits of Nature, 1999). Metzner jest Niemcem z pochodzenia, ukończył Oksford w 1958 r., w 1962 r. otrzymał w Harwardzie tytuł doktora psychologii klinicznej. Rok później został wykładowcą w Szkole Medycznej tej słynnej uczelni, specjalizując się w psychofarmakologii. Jest autorem kilku inspirujących książek i prawie setki artykułów naukowych. Prof. Metzner jest prezydentem i współzałożycielem Green Earth Foundation, charytatywnej organizacji edukacyjnej propagującej ekologię i harmonijne współżycie z przyrodą. W Polsce pisma Metznera i innych autorów psychodelicznej kontrkultury (czy też raczej kultury nieagresji) znajdziemy w Wydawnictwie Okultura.
Na ratunek brazylijskiej młodzieży
Ayahusca z powodzeniem stosuje się w leczeniu kokainistów, heroinistów i innych uzależnionych, zwłaszcza alkoholików. Amerykański pisarz William S. Burroughs zakończył swoją książkę ćpun oświadczeniem: „Może znajdę w yage to, czego szukałem w opiatach, w zielu, w koce. Może yage ustawi mnie na dobre.”1 Chodziło mu o środek, który otwiera człowieka, nie zaś zawęża horyzonty. Poszukiwał oczyszczenia i jako narkoman znalazł prawdziwy czyściec. Jego korespondencja z nowojorskim poetą Allenem Ginsbergem z lat 1953 – 1963 o egzotycznym specyfiku z amazońskiej dżungli przybrała postać książkową: Listy o Yage (The Yage Letters, 1963). Obydwaj słynni hippisowscy guru epoki Dzieci Kwiatów dostrzegli w ayahuasca niezwykłą moc, zupełnie inną niż ta tkwiąca w uzależniających narkotykach.
Wielu lekarzy uważa, że sesje yage powinny stać się integralną częścią terapii odwykowej. Specjaliści twierdzą nawet, że powinna być udostępniona w Brazylii młodzieży miejskiej zagrożonej narkomanią już od 14 roku życia. Jeden z jej gorących zwolenników, prof. G. De Silva Brito przyjmuje ją od 20 lat. Nie doświadcza już wizji, ale jasno widzi swoją rolę w życiu: lekarza, męża i ojca. Dzięki wywarowi udało mu się wyrwać z objęć śmierci ciężko uzależnionego małoletniego kuzyna.
Ostatnio naukowcy stwierdzili, że ayahuasca zdaje się przywracać równowagę między dwoma półkulami mózgu i dzięki temu zwiększa możliwość odzyskania zdrowia psychicznego. Pod wpływem działania wywaru półkule idealnie ze sobą współpracują; partie mózgu, które zwykle ze sobą nie współpracują, mogą zacząć się komunikować. Nazwano to działanie psychointegracyjnym, zaś podobne leki psychointegratorami.
Wielu autorów sugeruje, że ayahuasca zdaje się normalizować poziom wychwytywania serotoniny. Badania zespołu naukowców pod kierownictwem psychiatry Charlesa Groba z UCLA Medical Center w Los Angeles, prowadzone w 1996 r. wykazały, że członkowie kościoła byli zdrowsi psychicznie i fizjologicznie od grupy kontrolnej niepraktykującej rytuału ayahuasca. Mieli także więcej receptorów dla neuroprzekaźnika serotoniny, co powiązano z mniejszą liczbą depresji oraz innych zaburzeń. Wierni tego kościoła mówią często, że pomógł on im wyjść z alkoholizmu i narkomanii. Ostatnio badania Groba wśród brazylijskich nastolatków potwierdziły te słowa. Nie znaleziono negatywnych skutków ubocznych przyjmowania ayahuasca. Może to oznaczać nową metodę leczenia depresji – lek przyjmowałoby się rzadko, skutek byłby trwalszy, bez skutków ubocznych. Podwyższony poziom serotoniny we krwi utrzymuje się przez wiele dni lub tygodni po przyjęciu leku. Wyjątkowo liczne są raporty o pełnym wyleczeniu ciężkiej chronicznej depresji po jednej lub kilku sesjach. Podobnie jak opowieści o narkomanach, zwłaszcza alkoholikach, z samego dna rynsztoku, którzy po kontakcie z ayahuasca cudownie zdrowieli i zmieniali tryb życia, oczyszczeni i kierowani rozbudzoną nagle wolą życia lub przez „anioły”.
Związki z ekologią
Ayahuasca wzmaga w człowieku pragnienie życia w bardziej naturalny sposób, ochrony przyrody i celebrowania jej piękna. Przy czym trzeba pamiętać, że ekologia to nie jest w Ameryce Południowej bezpieczna zabawa czy niewinne hobby. Jak podał ostatnio Newsweek, tylko w Brazylii w ciągu ostatnich 20 lat życie straciło 1150 aktywistów obrony Amazonii. Wielcy właściciele ziemscy, szanowani farmerzy i hodowcy, chętnie wynajmują płatnych morderców w celu uciszenia obrońców przyrody. Latyfundyści bezlitośnie powiększają obszar swoich upraw kosztem deszczowego lasu. Cicha zgoda brazylijskiego parlamentu na wycinkę Amazonki wywołuje oburzenie na całym świecie, nawet w Waszyngtonie. Biały Dom ustami Ala Gore’a przypominał rządowi brazylijskiemu, że „zielone płuca” należą do całego świata, nie tylko do obywateli Brazylii (na terenie tego kraju znajduje się największa część Amazonii). Zdaniem wielu polityków i dziennikarzy, Amazonia -podobnie jak Antarktyda- należy do całej ludzkości. Walkę w obronie lasu prowadzą już nie tylko tubylcy, plemiona indiańskie i ekologowie, ale nawet…nietoperze-wampiry, które pozbawione naturalnego środowiska zaczęły ostatnio atakować ludzi ( Newsweek, „Wojna o Amazonię”, nr 25/2011).
W religiach o biblijnym pochodzeniu Natura jest raczej do ujarzmiania, rośliny i zwierzęta mają służyć człowiekowi. Judaizm, islam i wczesne chrześcijaństwo rozwijały się na pustyniach, wśród nieprzyjaznej przyrody i wojowniczych plemion. Wiele innych religii i tradycji duchowych (np. wegetarianizm) korzystało z obfitości darów lasu. W tym niektórzy badacze dopatrują się źródeł odmiennego stosunku do Natury. Wielu ludzi różnych wyznań szczerze wierzy w jedność i świętość wszelkiego życia na Ziemi. Także chrześcijańscy mistycy przypominali nam o szacunku dla naszych „mniejszych braci”. Święty Franciszek z Asyżu i wielu innych myślicieli było przyjaciółmi przyrody i kontemplowali jej piękno. Filozof prof. Leszek Kołakowski ze słynnego Uniwersytetu Oksfordzkiego, napisał na temat religii Wschodu: „Jest coś dobrego i pociągającego w tych wierzeniach i być może warto od nich się uczyć. Widać stąd, że szacunek dla natury może w każdym razie być poleceniem religijnym”.2
Jedność i wzajemna zależność wszelkiego życia została dziś potwierdzona naukowo przez opisanie wspólnego dla wszystkich organizmów, również roślin, kodu DNA. Nie tylko drapieżniki to nasi krewniacy – są nimi też życiodajne kwiaty, od których także można wiele się nauczyć. Argumenty na rzecz ekologii, ochrony przyrody i jej związku z rozwijaniem duchowości (choćby tylko przez tworzenie miejsc odosobnienia, oaz ciszy) nie podobają się jedynie kapitalistom o twardych rynkowych zasadach. Jednak nawet oni coraz rzadziej odważają się na publiczne deklaracje niechęci do zagrożonej przyrody. W zachodnim myśleniu istnieje jednak wciąż różnica między tym, co święte, a tym, co naturalne. Nasza cywilizacja dosłownie odcięła się od swoich korzeni - cierpi przez to przyroda na całym już świecie. Atak przemysłu i nowoczesnych technologii przeciwko przyrodzie wyrasta z nauki materialistycznej. Naruszyliśmy równowagę Natury, zanieczyściliśmy wodę, powietrze i ziemię, zaczynamy już nawet wysyłać śmieci w kosmos. Zagładzie ulegają całe gatunki, giną lasy, wojny między ścigającymi się religiami powodują niekontrolowany przyrost naturalny na całym świecie i ciągle rosnące zapotrzebowanie na energię przy kurczeniu się jej zasobów. Kwaśne deszcze, powiększająca się dziura ozonowa i efekt cieplarniany mogą być dopiero początkiem nadchodzących zmian klimatycznych, jeśli nie powstrzymamy obecnego bezmyślnego trendu osiągania chwilowych zysków za wszelką cenę. W historii ludzkości jest wiele przykładów upadku wielkich cywilizacji z powodu zbyt intensywnej eksploatacji zasobów naturalnych, np. cywilizacja Khmerów, Majów. Słynny biolog polsko-żydowskiego pochodzenia Jared Diamond przypomina znany przykład ludu Wyspy Wielkanocnej, który wyciął wszystkie drzewa w czasie wyścigu arystokracji i kapłanów w budowaniu coraz większych posągów. Tak jak dzisiaj, krótkowzroczność i chęć szybkiego zysku, prowadzenie wojen i wyzysk przeważały nad instynktem przetrwania i troską o przyszłe pokolenia. W czasie suszy i bezwietrznej pogody w wielu europejskich miastach poziom zanieczyszczeń przekracza wielokrotnie dopuszczalne normy. Jeszcze gorzej jest w krajach tzw. Trzeciego Świata, gdzie w metropoliach spadają z nieba martwe ptaki. Naukowcy przewidują, że na skutek globalnego ocieplenia w ciągu 20 - 30 lat w wielu krajach skończą się warunki dla rolnictwa opartego na nawadnianiu pól. Gwałtownie wzrasta liczba ludzi zmarłych wskutek upałów. Tymczasem powietrze, którym oddychamy, jest dla wszystkich – bogatych i biednych.
Ostatnio znowu odkryto stare prawa współżycia i harmonii, współzależności, empatii i miłości, biocenozy, współpracy zamiast współzawodnictwa. Niektórzy naukowcy zaczynają twierdzić, że to właśnie wyścig szczurów jest sprzeczny z ludzką naturą. Ludzkie zachowania takie jak bezinteresowny, anonimowy altruizm czy asceza i celibat wymykają się łatwym tłumaczeniom darwinizmu i biologii. Zaczyna docierać do nas prawda, że życie na całej planecie jest zależne od wielu, z pozoru błahych i nieważnych organizmów i zjawisk; że jesteśmy powiązani ściśle ze światem roślin i zwierząt oraz winni im szacunek. Jesteśmy częścią łańcucha życia, nawet stanowiąc koroną stworzenia na jego szczycie. Nie możemy z innymi jego ogniwami robić wszystkiego, czego tylko zapragniemy. Jeśli doprowadzimy do reakcji łańcuchowych, przyroda może się na nas okrutnie zemścić. Bez roślin nie mielibyśmy pożywienia, ubrań, drewna, książek, a nawet tlenu do oddychania. Mikrobiolog Władysław Kunicki-Goldfinger ostrzegał: „Dla biosfery nie jesteśmy najważniejszym aktorem. Dramat czy tragifarsa życia rozgrywały się i mogą się w przyszłości rozgrywać mniej więcej tak samo i bez nas. Ale jesteśmy chyba jedynymi aktorami na scenie, którzy o tym wiedzą i którzy mogą choćby częściowo pisać swoją rolę. Nie piszmy jej jak idioci i łajdacy. Stać nas bowiem na dobry i piękny scenariusz.”3
Gazety ostrzegają, że nawet spokojna zazwyczaj Europa może wkrótce paść ofiarą wielkich kataklizmów. W domach powinny znaleźć się zapasy wody, pożywienia, baterii i innych potrzebnych do przetrwania rzeczy. W czasie ostatnich kilkunastu lat przeżyliśmy w Europie daw orkany, dwie zimy i kilkanaście powodzi stulecia. W ich trakcie zginęło 150 tys. ludzi.
Rośliny mogą nas wiele nauczyć. Są wzorem i podstawą egzystencji na planecie. Są wśród nich drapieżni mięsożercy, zwykle nie zabijają jednak innych organizmów, lecz dostarczają dla innych form życia tlenu, pożywienia, witamin i lekarstw. Obdarzają pięknem i radością, reprezentują czyste istnienie: tu i teraz, co jest ideałem wielu szkół religijnych i filozoficznych. Mają bezpośredni kontakt ze Słońcem i żywiołami, przemieniając ich energie na formy użyteczne dla nas. Długowieczność niektórych z nich to symbol spokoju i świadomości. Dziesiątki gatunków roślin uważanych za święte w różnych kulturach umożliwiają pełniejszy wgląd w świat przyrody i altruistyczne aspekty życia. Rośliny żyją i czują, potrafią też więcej, niż podejrzewaliśmy. Gdy walczą o przetrwanie, potrafią ostrzegać się wzajemnie i komunikować, np. ziemniaki, tytoń czy różne drzewa za pomocą lotnych substancji ostrzegają się przed szkodnikami. Rośliny są w stanie wołać o pomoc i zwabić do siebie zwierzęta, np. ziemniak broni się przed stonką wzywając drapieżnika będącego jej wrogiem). Prowadzą wojny przy użyciu broni chemicznej stając się niestrawnymi czy trującymi. Pamiętają i uczą się - wykazują to eksperymenty z użyciem wariografu, czyli podłączonego do rośliny wykrywacza kłamstw: czują ból, strach, rozpoznają dręczyciela. Nie posiadają mózgu ani układu nerwowego, więc zapewne wykorzystują układ przewodzenia impulsów elektrycznych.
Niejednokrotnie w historii nauki bywało tak, że odkrycie związków między jej gałęziami prowadziło do ich rozwoju. Wielu badaczy ma nadzieję, że podobnie stanie się i tym razem: skorzysta na tym i religia – naukowo podbudowana, i nauka – ostatnio coraz bliżej przyglądająca się duchowym zagadnieniom. Rozważania nad duchowymi energiami to domena już nie tylko religii, filozofii i psychologii, ale ostatnio nawet fizyki. Ważne pytania stawiają też dzisiaj etnobotanika połączona z medycyną. Po erze odkryć geograficznych i szoku wywołanym teorią Darwina – że człowiek jest dużo bliżej spokrewniony ze światem zwierzęcym niż jest gotowy przyznać - czeka nas dalszy ciąg, tym razem zafundowany przez odkrycia w genetyce, medycynie i chemii. Jest to opisanie naszego związku z roślinami i lekcja szacunku dla zagrożonego świata flory. Nieprzypadkowo ayahuasca jako Duch Przyrody przychodzi do nas z zagrożonych lasów deszczowych Amazonii. To właśnie tam ginie najwięcej roślin – codziennie dziesiątki leczniczych gatunków ulega bezpowrotnie zniszczeniu. Według niektórych analiz, jeśli ten trend utrzyma się, wkrótce zniknie ponad połowa wszystkich gatunków na Ziemi. Większości nawet nie zdążymy nazwać i poznać. Są wśród nich zapewne leki przeciw rakowi i chorobom przyszłości. Amerykański Narodowy Instytut ds. Raka rozpoznał tysiące roślin, których składniki można wykorzystać w walce z nowotworami, większość z nich pochodzi z lasów tropikalnych zagrożonych wyginięciem. Każdy utracony gatunek to wielka strata dla nauki i przyszłych pokoleń.
Sesje z użyciem ayahuasca odbywają się w najbardziej uprzemysłowionych regionach Europy, np. w Niemczech czy krajach Beneluksu. W Belgii, siedzibie Parlamentu Europejskiego, światło żarówki elektrycznej dociera prawie wszędzie i pozorne zwycięstwo betonu nad Naturą widać na każdym kroku. Podobnie jak w Holandii, trudno tam o choćby mały kawałek lasu. W tym industrialnym świecie o ratunek dla roślin nie tylko znad Amazonki woła ayahuasca, wspierana tylko z głośników nagranymi odgłosami ptaków z głośników. Tkwi w tym jednak swoiste piękno i logika: tu właśnie, w centrum przemysłowej Europy, ten głos wołający o zastanowienie i ratunek jest wyjątkowo głośny i dobrze słyszalny. W świecie z betonu można zapomnieć o roli roślin na Ziemi. Kto jednak uczestniczył w takiej sesji czy terapii choćby tylko raz, zrozumie potęgę oraz piękno przyrody.
Szamańskie doświadczenie Nieba i Piekła
Uczestniczyłem w takich sesjach wielokrotnie. Spotykają się na nich ludzie z różnych krajów, w różnym wieku, o różnym statusie społecznym. Zawsze były budujące doświadczenia - ze wszech miar godne polecenia.
Wywar jest gorzki i cierpki w smaku, jak to często bywa z lekarstwami. Często dochodzi do biegunki lub wymiotów. Jest to jednak powszechnie odbierane jako doświadczenie potrzebne: oczyszczające organizm z toksyn. Szczególnie intensywne bywa ono u ludzi silnie uzależnionych i zatrutych. Niekiedy mają oni wrażenie czy wręcz widzą oczami duszy, że oczyszczenie odbywa się tak głęboko, jak to tylko możliwe: na poziomie komórkowym. Przy czym jako toksyczne są postrzegane przez organizm nie tylko narkotyki, lecz wszelkie trucizny, z którymi stykamy się codziennie.
Efekt ten jest powszechnie znany jako la purga (hiszp.), czyli oczyszczenie. Ludzie opisują ten niespodziewany efekt słowami: wyzwalający, oczyszczający, oświecający, wzmacniający zmysły, dający siłę i wyraźniejsze kolory światu. Daje on siłę ciała i umysłu, zwaną przez lokalnych medyków mariri. Jest to siła nie tyle fizyczna, co odczucie relaksu, lepsze zrozumienie siebie, natury kosmosu i swego miejsca na Ziemi.
Pewna kobieta zwalczyła 15-letnie uzależnienie od heroiny zamykając się na wiele dni w pokoju i pijąc wywar z ayahuasca tak długo, póki nie oczyściła się w pełni. Właśnie ten efekt oczyszczający, charakterystyczny dla ayahuasca i pejotlu, czyni je jeszcze skuteczniejszymi w walce z alkoholizmem i innymi zależnieniami. Co ciekawe, efekt ten występuje rzadko lub w ogóle w kościołach wykorzystujących napój w celach komunijnych. Uczestnicy ceremonii religijnych, w przeciwieństwie do uzależnionych czy poszukujących oczyszczenia z toksyn, zwykle nie czują mdłości, są nawet w stanie tańczyć i śpiewać.
Wywar raczej jednak zmusi nas do położenia się i wizualizacji lub do zastygnięcia w medytacji. Wielu twierdzi, że przeżywanych doznań nie da się opisać słowami. Bez wątpienia jest to trudne – rzeczy, które oglądamy i stany, których doświadczamy, są doprawdy niepospolite. Szamani twierdzą, że oglądamy widoki zazwyczaj przeznaczone dla umierających i umarłych. Naukowcy potwierdzają dzisiaj te przeczucia: DMT występujące naturalnie w ludzkim mózgu (konkretnie w szyszynce, według wielu tradycji duchowych siedzibie mistycznego „trzeciego oka”) zdaje się odgrywać bardzo ważną rolę w procesie umierania czy śnienia.
Są to chwile doskonałego szczęścia i ekstazy, najgłębszego wglądu w siebie i doskonalszej percepcji. Genetyczne kody DNA niczym kosmiczne serpentyny splatają się przed naszymi zamkniętymi oczyma.4 Czas ulega zatrzymaniu, przyśpieszeniu lub spowolnieniu. Pojawia się poczucie nieskończoności i bezczasowości, jak też bezcielesności i lewitacji – szybowania w powietrzu. Niczym we śnie widzimy kalejdoskopowe wzory przypominające mandale, arabeski i skomplikowane układy graficzne widoczne na wschodnich dywanach, dachach czy ścianach świątyń chrześcijańskich, muzułmańskich czy buddyjskich. Rozpuszcza się ego, czemu niekiedy towarzyszy lęk; zanikają granice; zlewamy się w jedno ze światem i z ludźmi. Znawcy religii nazywają podobne uczucia oceanicznymi. Podobny stan spontanicznej religijnej ekstazy roztopienia się ego nazywa się mistyczną unią (unio mystica) lub (we wschodnich religiach) samadhi, satori. Nawet jeśli enteogeny takie jak ayahuasca nie wywołują stanu identycznego, to i tak jest to silne i bardzo wartościowe przeżycie. Zdolne nauczyć nas bardzo wiele o nas samych, ukazać kierunek, nawet zganić nas, jeśli robimy coś źle i skłonić do zmiany.
Stan po zażyciu lekarstwa psychodelicznego jest często nazywany stanem poszerzonej świadomości. Jest to doświadczenie Jedności: w sobie, w świecie, wszystkiego ze wszystkim; głębokiego zrozumienia kosmicznych związków i symboli; szczerości i otwartości. Następuje głęboka identyfikacja z innymi ludźmi, jak też zwierzętami, roślinami, życiem i wszelkim stworzeniem. Nierzadkie są zjawiska telepatii. Normalne zjawiska i rzeczy nabierają wyjątkowego znaczenia. Wszystko zdaje się być doskonałe i oświecone. W ciągu kilku godzin otrzymujemy porcję objawień na wiele miesięcy, potężny materiał do przemyśleń oraz pracy nad swoim rozwojem. Niektórym wystarcza on nawet na całe życie – doświadczenie jest tak silne, że nie chcą go już nigdy powtórzyć.
Pojawiają się uczucia ostatecznego zjednoczenia, odnowienia i odrodzenia. Zgodnie z psychologiczną prawdą, że jest w nas i niebo, i zalążki piekła, zdarzają się też koszmarne wizje i odczucia, które hippisi nazwali „złym odlotem” (na szczęście nie odlatujemy jeszcze na zawsze). W przypadku DMT faza silnych wizualizacji trwa jednak znacznie krócej (zwykle tylko kilka czy kilkadziesiąt minut) niż przy innych psychodelikach (nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin w przypadku kwasu lizerginowego czy ibogainy). Zdarza się to jednak rzadko – problemy z emocjami zdarzają się sporadycznie w grupach liczących nawet kilkaset osób. Jednak nawet te straszne i przerażające stany oraz wizje są zawsze wspominane z perspektywy czasu jako potrzebne i wartościowe, dające konieczny wgląd w naturę problemu.
Równie silne skutki wywołują tylko przeżycia przedśmiertne. Ludzie, którzy byli blisko śmierci, często jakby odradzają się ponownie, stają się bardziej uduchowieni, mniej gonią za materialnymi rzeczami. Wielu z nich wspomina o opuszczaniu ciała, co nauka próbuje od dawna bezskutecznie wyjaśnić. Temat ten – mimo że nie mieści się raczej w kanonach współczesnej wiedzy, regularnie jednak powraca na łamy poważnych czasopism naukowych, nawet takich jak uznany brytyjski medyczny periodyk „Lancet”. Doświadczenia z pogranicza śmierci (ang. near-death experiences, NDE) mają wiele wspólnych cech z działaniem enteogenów: utrata ego, która może być skrajnie przyjemnym doświadczeniem pełnej jedności z całością Stworzenia – bądź demonicznym piekłem braku oparcia w zmysłach; wspomniane wyżej opuszczanie ciała i inne.
W 2002 r. nakładem znanego Uniwersytetu Oksfordzkiego ukazała się książka psychologa z Hebrajskiego Uniwersytetu w Jaruzalem profesora Benny’ego Shanona pt. Antypody umysłu. Jest to obszerna praca, w której autor uporządkował i usystematyzował typowe przeżycia po wypiciu wywaru, podobnie jak uczynił to kilkadziesiąt lat wcześniej czeski psychiatra dr Stanislav Grof z innymi lekami psychodelicznymi. Owe archetypowe stany to m.in.: nabranie przez rzeczy piękna i sensu; wizualizacje przy otwartych i zamkniętych oczach; wizje światła, zwierząt (węże, duże koty, jaguary, smoki), roślin, wody, Natury, wszechświata, kosmosu, świata kultury (rajskie miasta i ogrody, sztuka) i idei; wzory geometryczne i kalejdoskopowe; sceny religijne, z historii i ewolucji; narodziny, śmierć i odrodzenie; niezwykłe zainteresowanie metafizyką, problemami filozoficznymi i wgląd w ważne odpowiedzi; kosmiczny lot; telepatia; podróże międzyplanetarne; odbiór i tworzenie muzyki, pieśni oraz poezji; zmiany w poczuciu czasu. Naukowcy zajmujący się działaniem podobnych środków pschodelicznych są zwykle dalecy od typowego dla zachodniej nauki redukcjonistycznego podejścia i nie sprowadzają wszystkiego do działania chemii. Dostrzegają wiele innych czynników. Słuchanie muzyki nie zawsze wymaga przecież posiadania skrzypiec. Wcześniej prof. Shanon zwątpił w sens religii po ciężkich doświadczeniach żydowskiego narodu, szczególnie po tragedii Holocaustu w czasie II wojny światowej, i nazywał siebie ‘wierzącym w ateizm’. Dzięki indiańskiemu sakramentowi zmalała jego wiara w materialistyczny naukowy światopogląd oraz odkrył na nowo religijność. Profesor Shannon często szokuje światowe media stwierdzeniami, że biblijni ojcowie wiary w jednego Boga miewali kontakty z podobnymi w działaniu do ayahuasca roślinami i miały one istotny wpływ na kształtowanie się religii monoteistycznej.
Jeden z amazońskich uzdrowicieli przedstawił nawet receptę na zaprowadzenie pokoju na świecie. Chciałby on zaprosić do siebie na seans z użyciem leczniczych roślin przywódców politycznych i dowódców wojskowych z całego świata. Dzięki ayahuasca poznaliby cudze krzywdy; swoje błędy, kłamstwa i winy; uświadomiliby sobie urazy; wyzbyliby się lęku i uprzedzeń, które ciągle każą im się zbroić i walczyć. Oczywiście politycy-hipokryci to nie poszukujący prawdy naukowcy i mało który dałby namówić się na ceremonię, nawet chrześcijańską, z użyciem „egzotycznych narkotyków”. Podobne efekty jednak można już dzisiaj j uzyskać dzięki wynalazkom technicznym. Telepatyczne wybory? Z pewnością byłby to system diametralnie inny od dzisiejszych południowoamerykańskich narko-demokracji, toczonych od dziesięcioleci przez bratobójcze wojny.
Ayahuasca łaski pełna: narodziny nowej Eko-religii
Podobnie jak pejotl i San Pedro, ayahusca to uznany oficjalnie w wielu krajach indiański sakrament przyjmowany w trakcie ceremonii religijnych jako komunia. Szybki rozwój kościołów chrześcijańskich wykorzystujących ayahuasca, pejotl i inne święte roślinne leki, zdaniem wielu badaczy, świadczy o odradzaniu się głębokiej duchowości w naszych materialistycznych czasach.
Główny lek z apteczki lokalnych vegetalistas, czyli zielarzy, i curanderos – uzdrowicieli, wyszedł z dżungli i rozpoczął swój pochód po świecie jako religijny sakrament w latach 30-tych XX wieku. Wtedy to powstał pierwszy z kościołów wykorzystujących wywar w celach religijnych – Santo Daime. W 1954 r. powstał Uniao do Vegetal (UDV, Herbal Union, Przyjaciele Lasu). Trzeci znany kościół to Barquinia.
Nowe ruchy religijne zapożyczyły wiele elementów od chrześcijaństwa, jak również od ruchów terapeutycznych i na rzecz osobistego rozwoju w rodzaju Anonimowych Alkoholików. Msza w tych kościołach odbywa się zwykle raz w tygodniu i trwa wiele godzin. Jest w jej trakcie czas na wspólny posiłek, taniec i śpiew. Członkowie kościoła uprawiają i przygotowują rośliny potrzebne do uzyskania sakramentalnego napoju do komunii.
Kościoły te, podobnie jak uzdrowiciele wykorzystujący ayahuasca, przyciągają nie tylko niewykształconych Indian z dżungli, tubylców i biedaków. Cieszą się także dużą popularnością wśród brazylijskiej klasy średniej, nie znają podziałów rasowych ani klasowych. Wśród ich członków można spotkać lekarzy, adwokatów, gospodynie domowe, pracowników rządu i wojska, rolników, robotników. W kościołach lub pod gołym niebem zbierają się setki lub tysiące wiernych. Mniej więcej raz w miesiącu piją wywar niczym wino mszalne w trakcie komunii i pozostają przez kilka godzin w fotelach. Słuchają w tym czasie kazań; każdy może podejść do mikrofonu i opowiedzieć o roli nauk moralnych Kościoła w jego życiu. Niekiedy uczestnicy ceremonii tańczą i śpiewają religijne piosenki w piękny i charakterystyczny sposób, nieco odmienny od innych indiańskich, latynoskich i murzyńskich rodzajów muzyki religijnej.
Hymny mówią o Jezusie jako Zbawicielu i typowych duchowych wartościach.
W Brazylii wielu ważnych przywódców kościoła katolickiego oficjalnie uznało kościół Santo Daime oraz pozytywnie wypowiada się o jego osiągnięciach w dziedzinie ochrony przyrody i pracy humanitarnej. Jest on uznawany za równego partnera w organizacjach międzyreligijnych w Brazylii.
W 1985 r. na skutek nacisków rządu USA, zaniepokojonego rozwojem tych kościołów na swoim terytorium, rząd brazylijski dodał lianę do listy zakazanych substancji. Wywołało to protest grup religijnych więc sprawą zajęli się rządowi specjaliści antynarkotykowi oraz interdyscyplinarna komisja antropologów, socjologów i psychologów. Nie dopatrzono się niczego złego w religijnym użytkowaniu tej rośliny (członkowie komisji nawet sami jej spróbowali) i skreślono ją z listy w sierpniu 1987. Komisja przy okazji stwierdziła, że normy etyczne i modele zachowania użytkowników tej rośliny mogą służyć za wzór. Nie stwierdzono żadnych przypadków narkomanii, mimo że wcześniej wiele osób nadużywało narkotyków oraz miało problemy z alienacją i agresją.
Rok później naciski zagranicznych agencji narkotykowych i anonimowe donosy na członków kościołów, oskarżające ich o „fanatyzm” i „narkomanię” sprawiły, że powołano kolejne komisje – tym razem do zbadania aspektów fizjologicznych i farmakologicznych zagadnienia. Wnioski z tych badań skłoniły brazylijski rząd w czerwcu 1992 r. do usunięcia z ‘czarnej listy’ drugiego składnika ayahuasca – rośliny P. viridis, jak i wywaru w całości. Zrobiono nawet więcej: objęto prawną ochroną używanie ayahuasca do celów religijnych jako korzystne dla jednostki, rodziny i społeczeństwa. Rząd brazylijski wykazał się niespotykaną w dzisiejszym świecie narkotykowej histerii niezależnością i mądrością.
Środki ostrożności, dostępność i kwestia legalności.
Używanie podobnych substancji zawsze było obwarowane licznymi nakazami i zakazami. Różne kultury wytworzyły rytuały i ceremonie towarzyszące przyjęciu tak silnych leków. Zwykle konieczny był co najmniej kilkunastogodzinny post. W przypadku ayahuasca szczególnie należy wystrzegać się soli, bananów, słodyczy i alkoholu. Lista jest dość długa, więc najlepiej zastosować ścisły wielogodzinny post. Nauka potwierdziła, że leki często wchodzą w interakcje z żywnością oraz innymi lekami i substancjami, co może być niebezpieczne.
Nie należy stosować ayahuasca biorąc leki antydepresyjne lub wciąż pozostając pod wpływem ich działania. Zwiększony poziom serotoniny może stanowić potencjalne zagrożenie i choć w literaturze fachowej nie odnotowano choćby jednego zgonu z powodu zażycia ayahuasca, taka możliwość teoretycznie istnieje. Zawsze przecież można zostać tym pierwszym opisanym „śmiertelnym przypadkiem”.
Nie zanotowano wielu przypadków niepożądanych skutków ubocznych działania tej rośliny, mimo że podawana jest w czasie obrzędów religijnych nawet dzieciom. Działania wymiotnego i przeczyszczającego mieszkańcy Amazonii nie uważają za niepożądane, tylko za metodę oczyszczenia organizmu z toksyn. Wiele skutków ubocznych jest jak najbardziej pożądanych. I to na nich koncentruje się dziś uwaga naukowców poszukujących skutecznego leku antydepresyjnego i wzmacniającego umysł. Efekt ten można uzyskać bez wizji i halucynacji, których wielu się obawia. Nie każdy poszukuje też oczyszczenia przez wymioty lub biegunkę. Dla wielu jednak efekt wizyjny i oczyszczający amazońskiego leku nie przeszkadza, a nawet stanowi dodatkową zachętę. Oczyszczony z toksyn organizm jest jak nowo narodzony. Podwyższona jasność umysłu i sprawność fizyczna utrzymuje się przez wiele dni po sesji. Potrzeba niemałego wysiłku w ponownym zatruwaniu się, aby usunąć ten błogostan. Jeśli będziemy go pielęgnować i zmienimy tryb życia, potrwa długie tygodnie, miesiące, a nawet lata. Nadzwyczajna świeżość i jasność percepcji sprawia, że wszystko staje się wyraźniejsze. Kolory są pełniejsze, widziane jakby na nowo, z większą uwagą. W literaturze mistycznej ten typ postrzegania rzeczywistości był często opisywany i uznawany jest za rezultat oczyszczenia bram percepcji. Uzyskuje się go na drodze postu (oczyszczenia) i medytacji.
Główny, niekiedy jedyny składnik leczniczego wywaru to drzewiasta liana Banisteriopsis caapi. Rośnie ona w klimacie tropikalnym na wysokości 1500 m.n.p.m. na terenie Peru, Brazylii, Ekwadoru, Wenezueli, Kolumbii, Boliwii oraz Antyli. Spotyka się niekiedy stosowanie wywaru samej liany, zwykle dodaje się jednak liście drugiej rośliny. Zwykle jest to Psychotria viridis, zwana chacruna lub Diplopterys cabrerana – oco yage. Ma ona za zadanie dostarczyć dwumetyl otryptaminę, czyli sławne DMT. Dwumetylotryptamina tym różni się od innych pokrewnych alkaloidów, że dostarcza znacznie krótszych wizji. Trwają one zwykle kilka lub kilkanaście minut; rzadko kiedy trwają godzinę lub dłużej. Wrażenia takie trwają bardzo krótko, ale są tak silne, że nie da się ich z niczym porównać – może tylko z wyjątkiem śmierci czy spotkania z przyjaznymi kosmitami, przewodnikami duchowymi czy aniołami, jak opisuje doświadczenie wielu ludzi.
Korę liany gotuje się lub ściera na proszek dodawany do wody. Kombinację roślin gotuje się kilka lub kilkanaście godzin. Głównym aktywnym składnikiem liany są alkaloidy harmanowe (harmina, harmalina i inne). Bywają one też nazywane jagainą lub banisteryną. Jak Indianie tysiące lat temu wpadli na pomysł połączenia roślin o tak różnym i skomplikowanym działaniu, do dziś pozostaje dla naukowców zagadką. Dwumetylotryptamina nie jest psychoaktywna przy przyjęciu doustnym – pewne enzymy trawienne blokują jej działanie. Druga roślina ma więc za zadanie zahamować działanie tych enzymów, aby składnik pierwszej mógł dotrzeć do mózgu. Stosuje się różne dawki różnych roślin mogących wejść w skład leczniczej kombinacji o nazwie ayahuasca. Badacze pracują nad nowymi kombinacjami roślin, mającymi naśladować działanie ayahuasca. Chemicy na całym świecie przez ostatnich kilkadziesiąt lat stworzyli takich połączeń już ok. 100, zaś najwięcej opracował ich chemik-amator i autor książek o psychodelikach Jonathan Ott. Kombinacje syntetyków zwane są zaś ‘farmahuasca’. Eksperymentuje się w celu znalezienia najbardziej efektywnej i najmniej toksycznej kombinacji. Musi ona zawierać roślinę – dostarczyciela DMT oraz drugą posiadającą inhibitor MAO. Do tej pory za najlepsze uważa się połączenie roślin Mimosa tenuiflora i Peganum harmala.
Informacje o ayahuasca znaleźć można w wydawnictwach gdańskiego Tower Press, znanego z publikacji o amazońskich roślinach leczniczych oraz we wspomnianym już Wydawnictwie Okultura. Opis tradycyjnej ceremonii wraz z kolorowymi zdjęciami znajdziemy w popularno-naukowej książce Psychologia mitu Andrzeja Pankalla (2000) oraz Blondynka u szamana. Magiczna wyprawa do świata Indian Beaty Pawlikowskiej (2004).
Program Takiwasi stworzony w Peru przez dr. J. Mabita specjalizuje się w leczeniu Indian uzależnionych od kokainowej pasty. Wykorzystuje dodatkowo fachowe poradnictwo oraz pracę w ogrodzie. Kuracja jest chętnie odwiedzana przez bogatych kokainistów z całego świata. Podobnych miejsc a Ameryce Południowej jest dzisiaj sporo. Kuracje odwykowe z zastosowaniem ayahuasca są jeszcze w Europie rzadkością. Bez problemu można natomiast znaleźć jednodniowe czy weekendowe sesje psychoterapeutyczne albo ceremonie religijne. W Republice Czeskiej, Niemczech, Belgii czy Holandii można znaleźć różne formy pomocy: sesje organizowane przez lub z udziałem lekarzy, psychoterapeutów czy członków brazylijskich kościołów, mających bogate doświadczenie w pracy z wywarem. Ceremonie z udziałem południowoamerykańskich szamanów odbywają się niekiedy także w Polsce.
Kwestia legalności wywaru jest podobna jak w przypadku meskaliny i świętych dla Indian kaktusów peyote i San Pedro (patrz Część I cyklu w poprzednim numerze). W większości krajów zrzeszonych w ONZ nielegalny jest jedynie składnik chemiczny dwumetylotryptamina –DMT, który można uzyskać z jednej z roślin wchodzących w skład kombinacji ayahuasca. DMT występuje w dziesiątkach roślin, zwierząt (np. ropuchy), a nawet w ludzkim mózgu. Trudno byłoby politykom tego wszystkiego zakazać, zaś policji - skonfiskować.
Niemniej jednak próby takie są wciąż podejmowane na całym świecie i nawet liberalna oraz słynna ze swoich skutecznych rozwiązań w zakresie walki ze zjawiskiem narkomanii Holandia też nie stosuje się w pełni do wytycznych ONZ w tej sprawie. W znanym z tolerancji i poszanowania różnych osobistych wolności Amsterdamie w 1999 r. aresztowano w czasie ceremonii religijnej przywódców lokalnego i haskiego kościoła Santo Daime. W aktach prokuratora znalazł się list od Sekretarza Biura Kontroli Narkotyków ONZ Herberta Schćpe, odpowiadający na pytania holenderskiego Ministerstwa Zdrowia. Stwierdzał on, że żadne rośliny zawierające DMT nie są obecnie objęte kontrolą na mocy Konwencji o Substancjach Psychotropowych z 1971 r. To samo mówi oficjalny komentarz do konwencji z 21.2.1971 r. W sprawie tej sprawdzono też aktualną opinię i poproszono o poradę sekcję naukową i prawniczą Programu Kontroli Narkotyków ONZ. Ta sama osoba, która napisała wspomniany list, wszczęła też postępowanie przeciw przywódcom kościoła! Wprowadziło to w konsternację prokuratora, który stwierdził przed sądem, że w piśmie musiano popełnić błąd. Kościoły wygrały w sądzie powołując się na art. 9 Konwencji Europejskiej o ochronie wolności religii. Mecenas Adele van der Plas przedstawiła sądowi opinie naukowców z całego świata i miejscowych ekspertów. Profesor Charles D. Kaplan z Wydziału Psychiatrii i Neuropsychologii Uniwersytetu w Maastricht potwierdził, że sakrament nie tylko stanowi minimalne zagrożenia dla zdrowia publicznego, ale w rzeczywistości raczej przyczyni się do poprawy systemu zdrowotnego. Decyzja sądu zapadła 21.5.2001 roku. Rok później również sąd w Nowym Meksyku (USA) zalegalizował ayahuasca, stosując się do konwencji i komentarza do niej, który stwierdza, że naturalne materiały zawierające zakazane halucynogeny meskalinę, DMT czy psylocynę nie są objęte kontrolą. Również tam kościół Uniao do Vegetal przypomniał światu o wolności religii. W listopadzie 2004 r. także federalny Sąd Apelacyjny w Kolorado uznał prawo członków kościoła UDV z Nowego Meksyku do importu ayahuasca do użytku w ceremoniach religijnych. Sąd wziął pod uwagę badania naukowe nt. nieszkodliwości wywaru. Sąd Najwyższy USA 21.1.2006 r. potwierdził, że kościół z Nowego Meksyku Uniao do Vegetal może używać w czasie rytuału ayahuasca, zawierającą silny zakazany halucynogen dimetylotryptaminę.
Wcześniej zrobiły to rządy Brazylii (była o tym mowa wcześniej) oraz Peru, gdzie oprócz ayahuasca z oficjalnym uznaniem spotkał się też kaktus św. Piotra zawierający meskalinę. Dodatkowo, w 2008 r. Narodowy Instytut Kultury Peru ogłosił, że korzystanie z ayahuasca przez rodzime społeczności Amazonii i tradycyjna wiedza na jej temat stanowi część dziedzictwa narodowego kraju. Deklaracja uznaje związki yage z tradycyjną medycyną rdzennych narodów indiańskich oraz tożsamością kulturową ludów Amazonki, doceniając też jej właściwości terapeutyczne. Oprócz prawa do wolności religii, zakaz używania religijnych sakramentów/lekarstw psychodelicznych typu ayahuasca gwałci też prawo do wolności sumienia, rozwoju osobistego, szacunku dla prywatności oraz wolnego wyboru. W 1994 r. Sąd Konstytucyjny w Kolumbii stwierdził, że prawo narkotykowe jest sprzeczne z art. 16 tamtejszej konstytucji, który mówi o prawie do rozwoju osobowości.
W Polsce niektóre rośliny składające się na ayahuasca zostały zakazane ostatnio na fali walki z „dopalaczami”. Jednak pierwszy krok w kierunku przeciwnym niż ten wytyczony przez Narody Zjednoczone postawiono na długo przed tym. Dnia 26.10.2000 zmieniając ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii zdelegalizowano ‘grzyby halucynogenne – zawierające substancje psychotropowe’, nie precyzując bliżej, o jakie grzyby chodzi. Ochoczo informowała o tym fakcie publiczna telewizja ciesząc się, że skończy się wreszcie „narko-turystyka” i ostrzegając młodzież, że nie jest już bezkarna: jadąc w góry i zbierając grzyby, ryzykuje więzieniem (sic!). Grzyby trafiły nawet do tekstu ustawy, choć zwykle wystarczy umieścić nową substancję na ‘czarnej liście’ - w specjalnym załączniku, wykazie zakazanych przez prawo środków. To jednak mogłoby być problematyczne, bo grzybów tych istnieją dziesiątki gatunków, więc ustawodawca zaoszczędził sobie pracy, zostawiając ją sądom.
Wypowiedziano wojnę lasom, górom i łąkom. Nazwano je dilerami narkotyków i zakazano ich zawartości. Tylko patrzeć, jak lotne szwadrony policji, wzorem bliźniaczych amerykańskich jednostek Marijuana Task Force tropiących i wyrywających chwasty, wyruszą wraz z ekipami telewizji do boju z poszyciem i ściółką, Grzybkiem, Muchomorkiem i krasnoludkami. Teoretycznie, aby wysłać kogoś do więzienia, wystarczy podrzucić mu garść grzybów. Pecha może mieć rolnik, góral czy turysta, na którego polu lub drodze trafi się taki grzyb. Stawia to w trudnej sytuacji nie tylko sądy, które nie narzekają na brak pracy, i grzybiarzy. Przede wszystkim uderza to w ludzi nauki i medycyny, gdyż wiele potrzebnych im substancji uzyskuje się z tych grzybów. Utrudni lub praktycznie uniemożliwi to wiele badań naukowych. Jak na ironię, także nad leczeniem uzależnień – w szerokim świecie naukowcy od dawna badają pod tym kątem właśnie psylocybinę.
Politycy, zapewne w dobrej wierze pragnący walczyć z „narko-mafią”, faktycznie pogorszyli problem. Na skutek ignorancji wysłali do więzienia wielu spokojnych obywateli poszukujących duchowości w dzisiejszych materialistycznych czasach, czyniąc z nich nowych kryminalistów. Znane ze swojej religijności polskie rządy zakazały świętych dla Indian i wielu Polaków grzybów, legalnych wcześniej na całym świecie wedle wskazań Konwencji ONZ.
Nie był to jedyny radosny pomysł twórców tej ustawy. Jej autorzy uwierzyli, że donosicielstwo uzdrowi narkomanów i chory system. Zagrozili dwoma latami więzienia dla właścicieli i zarządców lokali rozrywkowych oraz zakładów gastronomicznych i świadczących inne usługi, którzy nie powiadomią niezwłocznie organów ścigania o popełnieniu przestępstwa związanego z narkotykami. Palenie innych niż tytoń ziół czy choćby inaczej niż w gotowych przemysłowych papierosach (np. fajka, skręt), używki inne niż tytoń i alkohol, choćby legalne, stały się nagle w oczach społeczeństwa podejrzane. Rezultat: utwierdzenie monopolu tytoniu i alkoholu na rynku używek oraz stalinowskiej tradycji donosicielskiej. Następnym krokiem powinny być wysokie nagrody pieniężne i rzeczowe dla policyjnych informatorów czy nauczanie dzieci w szkołach, żeby donosiły na rodziców, krewnych i przyjaciół (oczywiście dla ich dobra i zdrowia) – tak jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych, kolebce narkotykowych prohibicji. I stosy dla czarownic oraz niewiernych, pogan i innowierców.
Do uchwalenia tych i późniejszych szkodliwych bubli prawnych z pewnością by nie doszło, gdyby wciąż żył prof. Mikołaj Kozakiewicz, Marszałek Sejmu X kadencji i Rzecznik Praw Obywatelskich; wielki obrońca prześladowanych ludzi, kultur i narodów. Jako jeden z niewielu polskich polityków posiadł on rzetelną wiedzę o problemach walki z narkomanią i światowych rozwiązaniach w tej dziedzinie. Kozakiewicz był oczywiście gorącym zwolennikiem leczenia i edukacji, a nie karania więzieniem uzależnionych. „Z księgi zakazów” był także orędownikiem legalizacji marijuany. Dzisiaj artystka Weronika Kozakiewicz, wdowa po śp. Profesorze, wspiera ruch Wolne Konopie.