Jay Stevens - Storming Heaven. LSD and the American Dream
W powojennej historii Stanów Zjednoczonych chyba żaden okres nie budzi tylu emocji, co lata sześćdziesiąte. Kryzys kubański, zabójstwo Martina Luthera Kinga, elekcja i zabójstwo Kennedy’ego, początek wojny w Wietnamie, lądowanie na Księżycu – wszystkie te wydarzenia natury politycznej stały się symbolami dekady, ale jednocześnie w masowej wyobraźni kojarzy się ona przede wszystkim z rewolucją obyczajową, festiwalem w Woodstock, Latem Miłości w Haight-Ashbury, słowem – z epoką dzieci kwiatów, okresem nadzwyczajnego fermentu kulturalnego, który przydał dziesięcioleciu określenie „kolorowych lat sześćdziesiątych”.
Wokół barwnej epoki narosło wiele mitów i legend; popkulturowe wyobrażenia zwykle opierały się na kilku stereotypowych hasłach – kluczach typu: wolna miłość, rock’n’roll, pacyfizm, NewAge. I rzecz jasna – narkotyki. Nie da się ukryć, że z fenomenem kulturowym lat sześćdziesiątych masowa konsumpcja narkotyków wiąże się nierozerwalnie – na dobre i na złe. Tą zaś grupą używek, która wpłynęła na kształt epoki w największym stopniu, były oczywiście psychedeliki, a na ich czele LSD. Stwierdzić, że Grateful Dead nie brzmieliby tak, jak brzmieli, a barwny design końca dekady nie byłby tak fantazyjny bez wszechobecności kwasu to oczywiście banał, ale prześledzenie w sposób kompleksowy roli, którą psychedeliki odegrały w kształtowaniu całej epoki, nie tylko jej efektownej, hippisowskiej eskalacji u schyłku dekady – to już wyzwanie znacznie trudniejsze, choć i znacznie ciekawsze zarazem.
Pod koniec lat osiemdziesiątych, z bezpiecznej perspektywy dwudziestu lat, próbę ogarnięcia złożonej sieci powiązań i zależności łączących LSD ze wszystkimi niemal strefami życia publicznego w latach sześćdziesiątych podjął zainteresowany tematyką kontrkulturową pochodzący z Vermont dziennikarz Jay Stevens. Efektem jego badań, opartych głównie na rozmowach z naocznymi świadkami fenomenu lat sześćdziesiątych i na lekturze obszernej literatury przedmiotu (zamykająca książkę bibliografia liczy 6 stron) jest Storming Heaven. LSD and the American Dream – unikalny, bez mała trzystustronicowy dokument fascynacji naukowców, artystów, filozofów, wizjonerów „cudownym narkotykiem”, z którym wiązano same najlepsze nadzieje, zapomniane jakby nieco w barwnym chaosie końca dekady. Największą siłą książki Stevensa jest właśnie prześledzenie korzeni fascynacji LSD – cofnięcie się kilka-, kilkanaście, kilkadziesiąt lat wstecz, do czasów, w których potężny psychedelik był cudowną nowinką dyskutowaną w wąskich, wtajemniczonych kręgach chemików i psychologów (i agentów CIA). Stevensa najbardziej interesuje długa droga, którą środek przeszedł od laboratoriów i gabinetów psychoanalityków, przez środowiska artystycznej bohemy i poszukiwaczy rozwoju duchowego aż do ulic San Francisco, z roku na roku zyskując popularność i tracąc zarazem swoją mistyczną aurę. W powolnym procesie coraz głębszego przeżerania skostniałej tkanki społecznej przez kwas autor wyraźnie dostrzega trzy osobne wątki – naukowy, artystyczno-religijny oraz społeczno-kontrkulturowy; temu podziałowi wyraźnie podporządkowując budowę swojej obszernej książki. Oczywiście wszystkie trzy sfery, na które najsilniej LSD wpłynęło, widoczne są już od samego początku jego historii, jednak w ciągu trzydziestu lat od pierwszej syntezy (1938 r.) do Lata Miłości relacje między nimi zmieniały się dramatycznie.
Po krótkim prologu Stevens szybko przechodzi do pierwszej i jednocześnie najobszerniejszej części – gdzie szczegółowo relacjonuje badania nad psychedelikami, cofając się aż do końca XIX wieku i syntezy meskaliny. Szczegółowo zapoznajemy się więc z pierwszymi hipotezami dotyczącymi działania tych niezwykłych środków, poznajemy także perypetie badań małżeństwa Wassonów nad świętymi grzybami i znaną na wyrywki każdemu czytelnikowi Mojego trudnego dziecka dr Hofmanna historię o odkryciu działania LSD i słynnej przejażdżce rowerowej w Bazylei. Stevens przytacza wszystkie te fakty sumiennie i drobiazgowo, może nawet nieco przesadzając z nagromadzeniem szczegółów; na szczęście wrażenie znużenia jest rozmywane przez świetny, nieco nawet sensacyjny styl opowieści i intrygujące, mało znane anegdotki (w rodzaju wzmianki o badaniach nad meskaliną prowadzonych przez nazistów czy o włączeniu agenta CIA w skład amazońskiej ekspedycji dr Wassona*). Poza szczegółowym zrelacjonowaniem dziejów odkrywania psychedelików autor dość dokładnie przytacza też inny, początkowo nieco zaskakujący kontekst – równolegle zapoznając czytelnika z historią doktryn dwudziestowiecznej psychologii. Początkowo bowiem psychedeliki budziły zainteresowanie badaczy przede wszystkim jako środki mające stymulować różne zaburzenia umysłowe, psychozomimetyki (jak je wtedy określano) miały wywoływać klinicznie czystą schizofrenię, możliwą do odtworzenia i badania w każdych warunkach. Stevens drobiazgowo opisuje sytuację w powojennej amerykańskiej psychiatrii, ponieważ w tym kontekście staje się zrozumiałe podejście pierwszych badaczy do niezwykłych odkryć chemików. Jednocześnie obserwujemy, jak przejście od behawiorystycznego paradygmatu do metody psychoanalitycznej, a potem do psychologii transpersonalnej pozwoliło rozwinąć skrzydła pionierom wykorzystującym LSD w celach terapeutycznych (kanadyjskie badania Osmonda i Smythies’a). Stevens przybliża nam wczesną erę badań nad psychedelikami, nie pomijając szczególnych problemów, z którymi borykała się ta młoda dziedzina u swoich początków: Jak rozumieć doświadczenie psychedeliczne? Jak przeprowadzić bezpieczną terapię? Jakim językiem opisywać niesamowite przeżycia towarzyszące tripowi? Czy LSD jest bramą do podświadomości? I tak dalej – w istocie sporą część sekcji poświęconej epoce, gdy LSD było głównie zabawką naukowców wypełnia historia tworzenia się znanego dzisiaj języka i kodu postępowania z psychedelikami, całego niezbędnika późniejszych psychonautów – amatorów. Stevens opisuje formowanie się psychedelicznego know-how – od sporów o sam termin, przez świętą zasadę set&setting aż po szczegółowe metody sterowania tripem za pomocą muzyki, akcesoriów czy wystroju pomieszczenia. Oprócz przykuwania uwagi drobnymi smaczkami autor nie traci jednak szerszej perspektywy i co chwilę dostajemy kolejną porcję informacji o tle historycznym.
Może nieco przytłoczeni ilością przywoływanych nazwisk i kontekstów, już w pierwszych rozdziałach książki zapoznajemy się z prostą i skuteczną metodą pracy amerykańskiego dziennikarza. Stevens stara się pokazać kolejne etapy kariery LSD w ich kontekście naukowym, społecznym czy ekonomicznym – dzięki czemu kolejne przełomy w jego dziejach nie wydają się przypadkowymi skokami. Już w pierwszej części szczególnie interesuje go socjologia – posiłkując się konkretnymi danymi wykazuje, że dorastające w latach 50-tych pokolenie powojennego wyżu demograficznego dojrzewało w warunkach prosperity i cudu gospodarczego, ale jednocześnie według większości badań wykazywało zdecydowanie postawy konformistyczne, z rzadka interesując się czymkolwiek poza zapewnieniem sobie domku jednorodzinnego na przedmieściach. Tym bardziej fascynująca wydaje się przemiana, która dotknęła młodzież w ciągu raptem kilku lat. Stevens w dalszej części swojej opowieści przygląda się tej zmianie, ale głównie przez pryzmat pojedynczych postaci – kluczy, których biografie odzwierciedlają gwałtowne zmiany społeczne zachodzące u szczytu psychedelicznej ery.
To bodaj najbardziej charakterystyczna cecha Storming Heaven – całość, od początku lat 50-tych aż do schyłku następnej dekady opowiedziana jest głównie przez skupienie się na kilku centralnych personach ruchu psychedelicznego – dzięki czemu, choć jest w istocie reportażem, książkę Stevensa czyta się momentami jak fabułę. Taka konstrukcja opowieści wprowadza też dynamikę potrzebną przytłaczającej momentami wyliczance faktów. Dobór głównych postaci wydaje się oczywisty – są to naukowcy, pisarze i najważniejsi inicjatorzy kolejnych etapów przemian obyczajowych, które zaczynają towarzyszyć rozprzestrzenianiu się LSD. Warto zwrócić uwagę, że poza powszechnie znanymi ikonami ruchu Stevens opisuje także tych mniej znanych publicznie, a równie ważnych, szare eminencje ruchu psychedelicznego – dzięki temu mamy okazję zapoznać się z biogramami tak barwnych osób, jak Al Hubbard (zaangażowany w promocję LSD na wczesnym etapie badań katolicki milioner), Dick Alpert (drugi po Learym w nieformalnej hierarchii Millbrook), Neal Cassady (szalona ikona bitników), czy Stan Owsley (undergroundowy chemik odpowiadający za znaczną część podaży LSD w Stanach pod koniec lat 60-tych).
Zgodnie z tym zamysłem śledzimy najpierw fascynację psychedelikami Aldousa Huxleya i powstanie Drzwi Percepcji – eseju będącego wzorcem całej późniejszej literatury psychedelicznej, następnie poznajemy życiorysy najważniejszych beatników (przede wszystkim Ginsberga), których autor porzuca, gdy na scenę wkracza najważniejsza bodaj postać, guru – dr Timothy Leary. Począwszy od drugiej części opowieści, poświęconej wątkom mistycznym i religijnym, Leary staje się niemal głównym bohaterem. Warto zauważyć, że Stevens jest doskonale świadomy kontrowersji narosłych wokół wydalonego z Harvardu psychologa, pozwalając sobie momentami na krytyczne uwagi, czy wprost podkreślając rolę, jaką w upadku ruchu odegrał nieświadomie apostoł kwasu. Leary kradnie show i przez dłuższy czas centrum opowieści staje się historia jego kolejnych prób zbudowania psychedelicznego raju na ziemi w postaci kolejnych utopijnych wspólnot i kolejnych quasireligijnych przedsięwzięć w rodzaju Międzynarodowej Fundacji Wolności Wewnętrznej (IFIF), Kastalii, czy osławionej Ligi Rozwoju Duchowego (League for Spiritual Develeopment, LSD). Centralna część Storming Heaven poświęcona jest głównie perypetiom grupy Leary’ego (interesujący jest mało znany wątek podróży na Dominikanę i prób inkorporowania LSD do rewolucyjnego arsenału lokalnych komunistów); poza przytaczaniem licznych barwnych anegdot z życia komuny w Millbrook Stevens oddaje sprawiedliwość psychedelicznej awangardzie i podkreśla rolę odegraną przez środowisko Leary’ego w doskonaleniu rozumienia przeżycia psychedelicznego, jego bezpieczeństwa i znaczenia. Do zasług grupy z Millbrook zalicza też pracę nad popularyzacją wschodniej myśli religijnej, choćby przetłumaczenie Bardo Thodol – Tybetańskiej Księgi Umarłych (traktowanej jako profesjonalny przewodnik po doświadczeniu psychedelicznym) czy postulat wytrenowania odpowiedzialnej kadry profesjonalnych opiekunów dla amatorów LSD. Autor zdaje się przedstawiać tego rodzaju plany z pewnym sentymentem, w domyśle zostawiając spekulacje w rodzaju: „a co, gdyby ekipie Leary’ego naprawdę udało się za pomocą LSD poszerzyć świadomość większości Amerykanów?”). Tego typu utopijnego, religijno-mistycznego podejścia do LSD nie podzielał jednak ostatni z kluczowych bohaterów opowieści – Ken Kesey.
Kesey wraz z Merry Pranksters stają się dla Stevensa sposobem na opisanie ostatniej, schyłkowej w jego interpretacji, fazy oddziaływania kwasu na amerykańskie społeczeństwo. Rozbijający się w swoim kolorowym autobusie po Stanach pod koniec dekady Prankstersi stali się (wraz z masową popularnością LSD) katalizatorem przemian obyczajowych w latach sześćdziesiątych. Ostatnia część opowieści poświęcona jest właśnie najbardziej spektakularnym przejawom ruchu psychedelicznego – osiedlaniu się hippisów w Haight-Ashbury, wielkim festiwalom-happeningom w rodzaju Keseyowskich Prób Kwasu, Festiwalu Tripów, czy Human Be-In oraz muzyce rockowej. Podobnie jak wcześniej, Stevens unika sentymentalnego zachwytu i sięga raczej do twardych danych – życie Haight-Ashbury przed i w trakcie słynnego Lata Miłości poznajemy więc na przykład od strony realiów ekonomicznych (ile kosztowało osiedlenie się w dzielnicy, jak funkcjonował system dystrybucji narkotyków, jak działały psychedeliczne sklepiki), czy też poprzez statystyki kryminalne. Jednak najciekawsza w końcowej części książki jest teza, którą wydaje się proponować Pinchbeck – „niezależnie od swoich innych konsekwencji dla ruchu psychedelicznego i racjonalnego oraz bezpiecznego użycia LSD barwny schyłek dekady był w istocie czasem schyłkowym, masowe i niekontrolowane spożywanie LSD przez hippisów było oznaką degeneracji ruchu psychedelicznego”. Tezy tej Stevens nie wypowiada co prawda wprost, ale jest ona dość czytelna – w istocie krótka sekcja poświęcona końcowi dziesięciolecia kończy się ponuro – degeneracją Haight-Ashbury i nieobecnością wielkich liderów ruchu. Właściwie oszczędza czytelnikowi szczegółowego opisu rozkładu ideologii pokoju i miłości, nie wspomina o feralnym festiwalu w Altamont, ani o backlashu lat 70-tych – naturalną kontynuacją porzuconej w tym momencie opowieści może być np. fabularna twórczość Huntera S. Thompsona, szczególnie gorzki Lęk i odraza w Las Vegas.
Właśnie, tu dochodzimy do głównego problemu książki – pod koniec lata 1969 roku narracja dość niespodziewanie się urywa, sztywno ograniczając ramy opowieści, choć przecież autor swobodnie cofał się nawet do lat 40-tych. Stevens wświetny, podbudowany ogromną ilością kontekstów sposób przyglądał się źródłom psychedelicznego boomu w latach 60-tych, niestety w Storming Heaven wyraźnie brakuje jednak konkluzji czy przynajmniej przedstawienia siły oddziaływania (przede wszystkim kulturalnego) kolorowej dekady na wszystkie późniejsze. Epilog, opisujący rzeczywistość lat 80-tych aż prosi się o podsumowanie głębsze i bardziej złożone, niż wzmianka o smutnym kresie większości badań nad LSD i kilka zdań o nadziejach wiązanych z MDMA. W tym momencie świetnym uzupełnieniem urwanej przez autora historii psychedelików stają się najnowsze książki w rodzaju Przełamując umysł Pinchbecka (recenzja – Spliff#23). Możliwe, że dalszy ciąg Stevens umieści w planowanych kontynuacjach Storming Heaven – Burning down the house i Conciousness wars, nie zmienia to wszak faktu, że nagłe zakończenie nieco zaskakuje, szczególnie w zestawieniu z wyjątkowo dokładnym i drobiazgowym opracowaniem wcześniejszej perypetii LSD. Jednak poza pozostawiającym niedosyt zakończeniem i pewnymi dłużyznami, których się nie ustrzegł (szczególnie w drobiazgowych biografiach: czy naprawdę musimy poznawać rodzinę Leary’ego do dwóch pokoleń wstecz i historię biseksualizmu Alperta?), Stevens napisał bodaj najlepszą (obok klasycznego Acid Dreams Lee i Shlaina) historię niesamowitego wpływu, który Trudne Dziecko odcisnęło na Stanach lat 60-tych. O wyjątkowości książki przesądza też obrana perspektywa, skupienie się przede wszystkim na historii badań naukowych i eksperymentów parareligijnych. Uprzywilejowanie ich spycha co prawda na drugi plan kulturowe konsekwencje popularności LSD, ale jest to akurat temat, na który napisano już całkiem sporo; prehistoria badań w ciągu pół wieku zostałą natomiast nieomal zapomniana.
Storming Heaven nie doczekało się jak na razie polskiego przekładu. Nie jest to szczególnie popularna pozycja, ciężko więc oczekiwać, że szybko się go doczeka. Tak czy inaczej – od czego jest internet – książka w pdfie dryfuje sobie gdzieś po sieci – powodzenia!
Po krótkim prologu Stevens szybko przechodzi do pierwszej i jednocześnie najobszerniejszej części – gdzie szczegółowo relacjonuje badania nad psychedelikami, cofając się aż do końca XIX wieku i syntezy meskaliny. Szczegółowo zapoznajemy się więc z pierwszymi hipotezami dotyczącymi działania tych niezwykłych środków, poznajemy także perypetie badań małżeństwa Wassonów nad świętymi grzybami i znaną na wyrywki każdemu czytelnikowi Mojego trudnego dziecka dr Hofmanna historię o odkryciu działania LSD i słynnej przejażdżce rowerowej w Bazylei. Stevens przytacza wszystkie te fakty sumiennie i drobiazgowo, może nawet nieco przesadzając z nagromadzeniem szczegółów; na szczęście wrażenie znużenia jest rozmywane przez świetny, nieco nawet sensacyjny styl opowieści i intrygujące, mało znane anegdotki (w rodzaju wzmianki o badaniach nad meskaliną prowadzonych przez nazistów czy o włączeniu agenta CIA w skład amazońskiej ekspedycji dr Wassona*). Poza szczegółowym zrelacjonowaniem dziejów odkrywania psychedelików autor dość dokładnie przytacza też inny, początkowo nieco zaskakujący kontekst – równolegle zapoznając czytelnika z historią doktryn dwudziestowiecznej psychologii. Początkowo bowiem psychedeliki budziły zainteresowanie badaczy przede wszystkim jako środki mające stymulować różne zaburzenia umysłowe, psychozomimetyki (jak je wtedy określano) miały wywoływać klinicznie czystą schizofrenię, możliwą do odtworzenia i badania w każdych warunkach. Stevens drobiazgowo opisuje sytuację w powojennej amerykańskiej psychiatrii, ponieważ w tym kontekście staje się zrozumiałe podejście pierwszych badaczy do niezwykłych odkryć chemików. Jednocześnie obserwujemy, jak przejście od behawiorystycznego paradygmatu do metody psychoanalitycznej, a potem do psychologii transpersonalnej pozwoliło rozwinąć skrzydła pionierom wykorzystującym LSD w celach terapeutycznych (kanadyjskie badania Osmonda i Smythies’a). Stevens przybliża nam wczesną erę badań nad psychedelikami, nie pomijając szczególnych problemów, z którymi borykała się ta młoda dziedzina u swoich początków: Jak rozumieć doświadczenie psychedeliczne? Jak przeprowadzić bezpieczną terapię? Jakim językiem opisywać niesamowite przeżycia towarzyszące tripowi? Czy LSD jest bramą do podświadomości? I tak dalej – w istocie sporą część sekcji poświęconej epoce, gdy LSD było głównie zabawką naukowców wypełnia historia tworzenia się znanego dzisiaj języka i kodu postępowania z psychedelikami, całego niezbędnika późniejszych psychonautów – amatorów. Stevens opisuje formowanie się psychedelicznego know-how – od sporów o sam termin, przez świętą zasadę set&setting aż po szczegółowe metody sterowania tripem za pomocą muzyki, akcesoriów czy wystroju pomieszczenia. Oprócz przykuwania uwagi drobnymi smaczkami autor nie traci jednak szerszej perspektywy i co chwilę dostajemy kolejną porcję informacji o tle historycznym.
Może nieco przytłoczeni ilością przywoływanych nazwisk i kontekstów, już w pierwszych rozdziałach książki zapoznajemy się z prostą i skuteczną metodą pracy amerykańskiego dziennikarza. Stevens stara się pokazać kolejne etapy kariery LSD w ich kontekście naukowym, społecznym czy ekonomicznym – dzięki czemu kolejne przełomy w jego dziejach nie wydają się przypadkowymi skokami. Już w pierwszej części szczególnie interesuje go socjologia – posiłkując się konkretnymi danymi wykazuje, że dorastające w latach 50-tych pokolenie powojennego wyżu demograficznego dojrzewało w warunkach prosperity i cudu gospodarczego, ale jednocześnie według większości badań wykazywało zdecydowanie postawy konformistyczne, z rzadka interesując się czymkolwiek poza zapewnieniem sobie domku jednorodzinnego na przedmieściach. Tym bardziej fascynująca wydaje się przemiana, która dotknęła młodzież w ciągu raptem kilku lat. Stevens w dalszej części swojej opowieści przygląda się tej zmianie, ale głównie przez pryzmat pojedynczych postaci – kluczy, których biografie odzwierciedlają gwałtowne zmiany społeczne zachodzące u szczytu psychedelicznej ery.
To bodaj najbardziej charakterystyczna cecha Storming Heaven – całość, od początku lat 50-tych aż do schyłku następnej dekady opowiedziana jest głównie przez skupienie się na kilku centralnych personach ruchu psychedelicznego – dzięki czemu, choć jest w istocie reportażem, książkę Stevensa czyta się momentami jak fabułę. Taka konstrukcja opowieści wprowadza też dynamikę potrzebną przytłaczającej momentami wyliczance faktów. Dobór głównych postaci wydaje się oczywisty – są to naukowcy, pisarze i najważniejsi inicjatorzy kolejnych etapów przemian obyczajowych, które zaczynają towarzyszyć rozprzestrzenianiu się LSD. Warto zwrócić uwagę, że poza powszechnie znanymi ikonami ruchu Stevens opisuje także tych mniej znanych publicznie, a równie ważnych, szare eminencje ruchu psychedelicznego – dzięki temu mamy okazję zapoznać się z biogramami tak barwnych osób, jak Al Hubbard (zaangażowany w promocję LSD na wczesnym etapie badań katolicki milioner), Dick Alpert (drugi po Learym w nieformalnej hierarchii Millbrook), Neal Cassady (szalona ikona bitników), czy Stan Owsley (undergroundowy chemik odpowiadający za znaczną część podaży LSD w Stanach pod koniec lat 60-tych).
Zgodnie z tym zamysłem śledzimy najpierw fascynację psychedelikami Aldousa Huxleya i powstanie Drzwi Percepcji – eseju będącego wzorcem całej późniejszej literatury psychedelicznej, następnie poznajemy życiorysy najważniejszych beatników (przede wszystkim Ginsberga), których autor porzuca, gdy na scenę wkracza najważniejsza bodaj postać, guru – dr Timothy Leary. Począwszy od drugiej części opowieści, poświęconej wątkom mistycznym i religijnym, Leary staje się niemal głównym bohaterem. Warto zauważyć, że Stevens jest doskonale świadomy kontrowersji narosłych wokół wydalonego z Harvardu psychologa, pozwalając sobie momentami na krytyczne uwagi, czy wprost podkreślając rolę, jaką w upadku ruchu odegrał nieświadomie apostoł kwasu. Leary kradnie show i przez dłuższy czas centrum opowieści staje się historia jego kolejnych prób zbudowania psychedelicznego raju na ziemi w postaci kolejnych utopijnych wspólnot i kolejnych quasireligijnych przedsięwzięć w rodzaju Międzynarodowej Fundacji Wolności Wewnętrznej (IFIF), Kastalii, czy osławionej Ligi Rozwoju Duchowego (League for Spiritual Develeopment, LSD). Centralna część Storming Heaven poświęcona jest głównie perypetiom grupy Leary’ego (interesujący jest mało znany wątek podróży na Dominikanę i prób inkorporowania LSD do rewolucyjnego arsenału lokalnych komunistów); poza przytaczaniem licznych barwnych anegdot z życia komuny w Millbrook Stevens oddaje sprawiedliwość psychedelicznej awangardzie i podkreśla rolę odegraną przez środowisko Leary’ego w doskonaleniu rozumienia przeżycia psychedelicznego, jego bezpieczeństwa i znaczenia. Do zasług grupy z Millbrook zalicza też pracę nad popularyzacją wschodniej myśli religijnej, choćby przetłumaczenie Bardo Thodol – Tybetańskiej Księgi Umarłych (traktowanej jako profesjonalny przewodnik po doświadczeniu psychedelicznym) czy postulat wytrenowania odpowiedzialnej kadry profesjonalnych opiekunów dla amatorów LSD. Autor zdaje się przedstawiać tego rodzaju plany z pewnym sentymentem, w domyśle zostawiając spekulacje w rodzaju: „a co, gdyby ekipie Leary’ego naprawdę udało się za pomocą LSD poszerzyć świadomość większości Amerykanów?”). Tego typu utopijnego, religijno-mistycznego podejścia do LSD nie podzielał jednak ostatni z kluczowych bohaterów opowieści – Ken Kesey.
Kesey wraz z Merry Pranksters stają się dla Stevensa sposobem na opisanie ostatniej, schyłkowej w jego interpretacji, fazy oddziaływania kwasu na amerykańskie społeczeństwo. Rozbijający się w swoim kolorowym autobusie po Stanach pod koniec dekady Prankstersi stali się (wraz z masową popularnością LSD) katalizatorem przemian obyczajowych w latach sześćdziesiątych. Ostatnia część opowieści poświęcona jest właśnie najbardziej spektakularnym przejawom ruchu psychedelicznego – osiedlaniu się hippisów w Haight-Ashbury, wielkim festiwalom-happeningom w rodzaju Keseyowskich Prób Kwasu, Festiwalu Tripów, czy Human Be-In oraz muzyce rockowej. Podobnie jak wcześniej, Stevens unika sentymentalnego zachwytu i sięga raczej do twardych danych – życie Haight-Ashbury przed i w trakcie słynnego Lata Miłości poznajemy więc na przykład od strony realiów ekonomicznych (ile kosztowało osiedlenie się w dzielnicy, jak funkcjonował system dystrybucji narkotyków, jak działały psychedeliczne sklepiki), czy też poprzez statystyki kryminalne. Jednak najciekawsza w końcowej części książki jest teza, którą wydaje się proponować Pinchbeck – „niezależnie od swoich innych konsekwencji dla ruchu psychedelicznego i racjonalnego oraz bezpiecznego użycia LSD barwny schyłek dekady był w istocie czasem schyłkowym, masowe i niekontrolowane spożywanie LSD przez hippisów było oznaką degeneracji ruchu psychedelicznego”. Tezy tej Stevens nie wypowiada co prawda wprost, ale jest ona dość czytelna – w istocie krótka sekcja poświęcona końcowi dziesięciolecia kończy się ponuro – degeneracją Haight-Ashbury i nieobecnością wielkich liderów ruchu. Właściwie oszczędza czytelnikowi szczegółowego opisu rozkładu ideologii pokoju i miłości, nie wspomina o feralnym festiwalu w Altamont, ani o backlashu lat 70-tych – naturalną kontynuacją porzuconej w tym momencie opowieści może być np. fabularna twórczość Huntera S. Thompsona, szczególnie gorzki Lęk i odraza w Las Vegas.
Właśnie, tu dochodzimy do głównego problemu książki – pod koniec lata 1969 roku narracja dość niespodziewanie się urywa, sztywno ograniczając ramy opowieści, choć przecież autor swobodnie cofał się nawet do lat 40-tych. Stevens wświetny, podbudowany ogromną ilością kontekstów sposób przyglądał się źródłom psychedelicznego boomu w latach 60-tych, niestety w Storming Heaven wyraźnie brakuje jednak konkluzji czy przynajmniej przedstawienia siły oddziaływania (przede wszystkim kulturalnego) kolorowej dekady na wszystkie późniejsze. Epilog, opisujący rzeczywistość lat 80-tych aż prosi się o podsumowanie głębsze i bardziej złożone, niż wzmianka o smutnym kresie większości badań nad LSD i kilka zdań o nadziejach wiązanych z MDMA. W tym momencie świetnym uzupełnieniem urwanej przez autora historii psychedelików stają się najnowsze książki w rodzaju Przełamując umysł Pinchbecka (recenzja – Spliff#23). Możliwe, że dalszy ciąg Stevens umieści w planowanych kontynuacjach Storming Heaven – Burning down the house i Conciousness wars, nie zmienia to wszak faktu, że nagłe zakończenie nieco zaskakuje, szczególnie w zestawieniu z wyjątkowo dokładnym i drobiazgowym opracowaniem wcześniejszej perypetii LSD. Jednak poza pozostawiającym niedosyt zakończeniem i pewnymi dłużyznami, których się nie ustrzegł (szczególnie w drobiazgowych biografiach: czy naprawdę musimy poznawać rodzinę Leary’ego do dwóch pokoleń wstecz i historię biseksualizmu Alperta?), Stevens napisał bodaj najlepszą (obok klasycznego Acid Dreams Lee i Shlaina) historię niesamowitego wpływu, który Trudne Dziecko odcisnęło na Stanach lat 60-tych. O wyjątkowości książki przesądza też obrana perspektywa, skupienie się przede wszystkim na historii badań naukowych i eksperymentów parareligijnych. Uprzywilejowanie ich spycha co prawda na drugi plan kulturowe konsekwencje popularności LSD, ale jest to akurat temat, na który napisano już całkiem sporo; prehistoria badań w ciągu pół wieku zostałą natomiast nieomal zapomniana.
Storming Heaven nie doczekało się jak na razie polskiego przekładu. Nie jest to szczególnie popularna pozycja, ciężko więc oczekiwać, że szybko się go doczeka. Tak czy inaczej – od czego jest internet – książka w pdfie dryfuje sobie gdzieś po sieci – powodzenia!
Facebook YouTube