Pejotl - święty kaktus Indian Huiczoli
Artykuły powiązane
Pejotl lub peyotl, Lophophora williamsii, mały, szarozielony kaktus halucynogenny, zawierający między innymi meskalinę, jest dla plemienia Huiczoli z północnego Meksyku rośliną świętą. To – jak wskazuje Mirosława Posern-Zielińska w książce „Peyotyzm. Religia Indian Ameryki Północnej”, najpełniejszym kompendium wiedzy o peyotyzmie napisanym przez polskiego badacza – zjawisko zupełnie wyjątkowe.
Rośliny bowiem, jakkolwiek odgrywają ważną rolę w szeregu kultów, służąc na przykład jako symbole lub będąc wcieleniami sił nadprzyrodzonych, niezmiernie rzadko stawały się jednak świętością samą w sobie.
Ojczyzną świętego kaktusa jest zlewisko rzeki Rio Grande i centralna wyżyna północnego Meksyku, leżąca między górami Sierra Madre wschodnimi i Sierra Madre zachodnimi. Na podstawie danych archeologicznych przyjmuje się, że był znany już ponad 2 tys. lat temu, świadczą o tym m.in. jego odwzorowania na ceramice. Najprawdopodobniej przez wieki kaktusa używali Toltekowie i Cziczimekowie, prekolumbijskie plemiona o wysoko zaawansowanych cywilizacjach.
Po konkwiście kult pejotlu przetrwał u Indian Północnego Meksyku, gdzie oprócz Huiczoli jedli go również Cora i Tarahumara. Rozprzestrzenił się też wśród ludów żyjących dalej na północ, stając się fundamentem peyotyzmu, czyli ruchu społeczno-religijnego mającego zintegrować rdzenną ludność kontynentu po podboju i kolonizacji europejskiej.
Jakkolwiek na przestrzeni wieków i współcześnie lista plemion czyniących kaktusa elementem systemów wierzeniowych jest obszerna, to jednak jego rola najwyraźniejsza jest w kulturze Huiczoli. „Pejotlowi pielgrzymi” (jak potocznie zwą ich antropolodzy), według Barbary Myerhoff, która w latach 60-tych uczestniczyła w dorocznej wędrówce plemienia do świętego miejsca zbiorów Wirikuta, w olbrzymim stopniu pozostają wierni swym starym tradycjom. „Wyróżnia ich dawny styl życia, a zewnętrzne wpływy – od azteckich, poprzez hiszpański katolicyzm, po współczesność industrialnego Zachodu – zmieniły ich bardzo niewiele” – pisze w książce „Pejotlowe łowy” amerykańska badaczka.
Huiczole wierzyli w boskie pochodzenie kaktusa, przez co był on spożywany przede wszystkim podczas uroczystości religijnych. Choć jak wskazuje Myerhoff, bywał też codzienną używką. Wielkim świętem plemienia była pielgrzymka do Wirikuty, gdzie pozyskiwano zapasy pejotlu na cały rok. Wirikuta była jednocześnie mityczną krainą Huiczoli, aby do niej dotrzeć, pielgrzymi pokonywali odległość ok. 300 kilometrów, a zbiór musiał odbyć się w Nowy Rok.
„Podczas gdy pielgrzymka po pejotl jest jedną z najbardziej świętych wypraw w ciągu roku, jest ona również rytuałem inicjacji. Nie każdy jednak dorosły Huiczol bierze w niej udział, jak też nie każdy może powiedzieć, że próbował pejotl. Odbycie takiej pielgrzymki nie jest wymagane, ale tak jak muzułmanin powinien udać się do Mekki, tak większość Huiczoli, przynajmniej raz w życiu, stara się podołać temu zadaniu, gdyż jest to zadanie święte, dające wiele potencjalnych korzyści dla uczestnika pielgrzymki, dla jego życia i jego bliskich. Przykładowo ci, którzy chcą zostać szamanami muszą odbyć, minimum, pięć takich pielgrzymek” – pisał P. T. Furst w opracowaniu „Hallucinogens and Culture”.
W trakcie pielgrzymki jej uczestnicy musieli zachowywać „rytualną czystość”. Powstrzymywano się od stosunków płciowych, ograniczano posiłki i sen, aby oczyścić ciało i ducha stosowano rytualne oblucje wodą oraz prowokowano wymioty. Praktykowano również „powszechną spowiedź”, podczas której miało miejsce wybaczanie sobie wzajemnie wszystkich przewinień. W Wirikucie pielgrzymi przebywali kilka dni. Istotny był również sam sposób zbiorów. Huiczole ścinali jedynie część kaktusa widoczną nad ziemią, pozostawiając nienaruszoną dolną część pędu i korzeń, by mógł z niego wyrosnąć nowy okaz.
Ostatniego dnia pobytu odbywało się rytualne spożycie. Indianie karmili się kaktusem nawzajem; świętej rośliny nie można było jeść samotnie. Tej czynności towarzyszyła cisza przerywana śpiewem wraz z nadejściem pierwszych wizji i trwającym całą noc.
Po powrocie z pielgrzymki odprawiano święto Hikuri – pojęcie to jest również jednym z określeń pejotlu. Elementami tego święta są m.in. wspólna kąpiel, procesje, prażenie kukurydzy oraz przyjmowanie kaktusa w charakterze komunii.
Jak w większości społeczeństw, gdzie halucynogeny stanowią element kultury, tak i u Huiczoli święta roślina była z jednej strony niezbędna w obrzędach religijnych, z drugiej zaś znajdowała zastosowanie w medycynie. Nie należy jednak przypisywać jej właściwości leczniczych w rozumieniu współczesnej medycyny praktykowanej w cywilizacji Zachodu. Grzegorz Dąbrowski podaje, że nie chodzi tu o terapię polegającą na stosowaniu kaktusa przeciwko pewnym schorzeniom, lecz o przezwyciężanie ich w sposób mistyczny. Wskazuje, że Indianie przypisywali mu leczniczą moc, ponieważ był on mediatorem pomiędzy światem ludzkim, a boskim. Pejotl dzięki wizjom umożliwiał kontakt ze światem nadprzyrodzonym, skąd, jak wierzyli Indianie, przychodzi do człowieka choroba. Szamani za pomocą mediatorów zwracali się do bóstw o pomoc w jej leczeniu.
Kaktus mógł wywołać zarówno „złe”, jak i „dobre” wizje. Indianie twierdzili, że „złe wizje” wywołuje tylko ten pozyskany z pominięciem rytuału, czyli np. kupiony na bazarze, a nie zebrany podczas świętej pielgrzymki.
Jakkolwiek praktyki Huiczoli są rdzennym elementem ich życia, tak na zjawisko peyotyzmu, jakie na niebywałą skalę rozwinęło się wśród Indian Ameryki Północnej pod koniec XIX w., należy spojrzeć jako na reakcję tubylczej ludności na podbój i dezintegrację ich kultury przez Europejczyków.
Wtedy to plemiona Kiowa i Komanczów zaczęły odbywać i rozpowszechniać ceremonie pejotlowe nowego rodzaju, odmienne od tych z terenów północnego Meksyku. Jak pisze Dąbrowski, „kult ten łączył w sobie tradycyjne praktyki i wierzenia indiańskie z elementami chrześcijaństwa, a sam pejotl urósł do rangi sakramentu w komunii z bogiem”.
Posern-Zielińska wskazuje, że był to jeden z ostatnich elementów walki Indian o niezależność, w wymiarze nie tyle materialnym czy terytorialnym, co duchowym. Przybrała ona również formę instytucjonalną. W październiku 1918 r. oficjalnie został zarejestrowany Tubylczy Kościół Amerykański (Native American Church), skupiający ponad 300 tys. osób z około 30 plemion. W latach 90-tych XX w. liczbę wyznawców szacowano na ok. 250 tys.
Wśród zasad, którymi kierują się członkowie tego społeczno-religijnego ruchu można wymienić m.in. nakaz kroczenia po pejotlowej drodze, czyli okazywanie miłości wszystkim ludziom, bez względu na rasę i wyznanie, sprawowania opieki nad rodziną oraz abstynencji alkoholowej. Co charakterystyczne, członkowie Tubylczego Kościoła Amerykańskiego to przede wszystkim młodzi Indianie, należący do grup plemiennych, w których erozji uległy tradycyjne normy kulturowe.
Po konkwiście kult pejotlu przetrwał u Indian Północnego Meksyku, gdzie oprócz Huiczoli jedli go również Cora i Tarahumara. Rozprzestrzenił się też wśród ludów żyjących dalej na północ, stając się fundamentem peyotyzmu, czyli ruchu społeczno-religijnego mającego zintegrować rdzenną ludność kontynentu po podboju i kolonizacji europejskiej.
Jakkolwiek na przestrzeni wieków i współcześnie lista plemion czyniących kaktusa elementem systemów wierzeniowych jest obszerna, to jednak jego rola najwyraźniejsza jest w kulturze Huiczoli. „Pejotlowi pielgrzymi” (jak potocznie zwą ich antropolodzy), według Barbary Myerhoff, która w latach 60-tych uczestniczyła w dorocznej wędrówce plemienia do świętego miejsca zbiorów Wirikuta, w olbrzymim stopniu pozostają wierni swym starym tradycjom. „Wyróżnia ich dawny styl życia, a zewnętrzne wpływy – od azteckich, poprzez hiszpański katolicyzm, po współczesność industrialnego Zachodu – zmieniły ich bardzo niewiele” – pisze w książce „Pejotlowe łowy” amerykańska badaczka.
Huiczole wierzyli w boskie pochodzenie kaktusa, przez co był on spożywany przede wszystkim podczas uroczystości religijnych. Choć jak wskazuje Myerhoff, bywał też codzienną używką. Wielkim świętem plemienia była pielgrzymka do Wirikuty, gdzie pozyskiwano zapasy pejotlu na cały rok. Wirikuta była jednocześnie mityczną krainą Huiczoli, aby do niej dotrzeć, pielgrzymi pokonywali odległość ok. 300 kilometrów, a zbiór musiał odbyć się w Nowy Rok.
„Podczas gdy pielgrzymka po pejotl jest jedną z najbardziej świętych wypraw w ciągu roku, jest ona również rytuałem inicjacji. Nie każdy jednak dorosły Huiczol bierze w niej udział, jak też nie każdy może powiedzieć, że próbował pejotl. Odbycie takiej pielgrzymki nie jest wymagane, ale tak jak muzułmanin powinien udać się do Mekki, tak większość Huiczoli, przynajmniej raz w życiu, stara się podołać temu zadaniu, gdyż jest to zadanie święte, dające wiele potencjalnych korzyści dla uczestnika pielgrzymki, dla jego życia i jego bliskich. Przykładowo ci, którzy chcą zostać szamanami muszą odbyć, minimum, pięć takich pielgrzymek” – pisał P. T. Furst w opracowaniu „Hallucinogens and Culture”.
W trakcie pielgrzymki jej uczestnicy musieli zachowywać „rytualną czystość”. Powstrzymywano się od stosunków płciowych, ograniczano posiłki i sen, aby oczyścić ciało i ducha stosowano rytualne oblucje wodą oraz prowokowano wymioty. Praktykowano również „powszechną spowiedź”, podczas której miało miejsce wybaczanie sobie wzajemnie wszystkich przewinień. W Wirikucie pielgrzymi przebywali kilka dni. Istotny był również sam sposób zbiorów. Huiczole ścinali jedynie część kaktusa widoczną nad ziemią, pozostawiając nienaruszoną dolną część pędu i korzeń, by mógł z niego wyrosnąć nowy okaz.
Ostatniego dnia pobytu odbywało się rytualne spożycie. Indianie karmili się kaktusem nawzajem; świętej rośliny nie można było jeść samotnie. Tej czynności towarzyszyła cisza przerywana śpiewem wraz z nadejściem pierwszych wizji i trwającym całą noc.
Po powrocie z pielgrzymki odprawiano święto Hikuri – pojęcie to jest również jednym z określeń pejotlu. Elementami tego święta są m.in. wspólna kąpiel, procesje, prażenie kukurydzy oraz przyjmowanie kaktusa w charakterze komunii.
Jak w większości społeczeństw, gdzie halucynogeny stanowią element kultury, tak i u Huiczoli święta roślina była z jednej strony niezbędna w obrzędach religijnych, z drugiej zaś znajdowała zastosowanie w medycynie. Nie należy jednak przypisywać jej właściwości leczniczych w rozumieniu współczesnej medycyny praktykowanej w cywilizacji Zachodu. Grzegorz Dąbrowski podaje, że nie chodzi tu o terapię polegającą na stosowaniu kaktusa przeciwko pewnym schorzeniom, lecz o przezwyciężanie ich w sposób mistyczny. Wskazuje, że Indianie przypisywali mu leczniczą moc, ponieważ był on mediatorem pomiędzy światem ludzkim, a boskim. Pejotl dzięki wizjom umożliwiał kontakt ze światem nadprzyrodzonym, skąd, jak wierzyli Indianie, przychodzi do człowieka choroba. Szamani za pomocą mediatorów zwracali się do bóstw o pomoc w jej leczeniu.
Kaktus mógł wywołać zarówno „złe”, jak i „dobre” wizje. Indianie twierdzili, że „złe wizje” wywołuje tylko ten pozyskany z pominięciem rytuału, czyli np. kupiony na bazarze, a nie zebrany podczas świętej pielgrzymki.
Jakkolwiek praktyki Huiczoli są rdzennym elementem ich życia, tak na zjawisko peyotyzmu, jakie na niebywałą skalę rozwinęło się wśród Indian Ameryki Północnej pod koniec XIX w., należy spojrzeć jako na reakcję tubylczej ludności na podbój i dezintegrację ich kultury przez Europejczyków.
Wtedy to plemiona Kiowa i Komanczów zaczęły odbywać i rozpowszechniać ceremonie pejotlowe nowego rodzaju, odmienne od tych z terenów północnego Meksyku. Jak pisze Dąbrowski, „kult ten łączył w sobie tradycyjne praktyki i wierzenia indiańskie z elementami chrześcijaństwa, a sam pejotl urósł do rangi sakramentu w komunii z bogiem”.
Posern-Zielińska wskazuje, że był to jeden z ostatnich elementów walki Indian o niezależność, w wymiarze nie tyle materialnym czy terytorialnym, co duchowym. Przybrała ona również formę instytucjonalną. W październiku 1918 r. oficjalnie został zarejestrowany Tubylczy Kościół Amerykański (Native American Church), skupiający ponad 300 tys. osób z około 30 plemion. W latach 90-tych XX w. liczbę wyznawców szacowano na ok. 250 tys.
Wśród zasad, którymi kierują się członkowie tego społeczno-religijnego ruchu można wymienić m.in. nakaz kroczenia po pejotlowej drodze, czyli okazywanie miłości wszystkim ludziom, bez względu na rasę i wyznanie, sprawowania opieki nad rodziną oraz abstynencji alkoholowej. Co charakterystyczne, członkowie Tubylczego Kościoła Amerykańskiego to przede wszystkim młodzi Indianie, należący do grup plemiennych, w których erozji uległy tradycyjne normy kulturowe.
Facebook YouTube