A+ A A-

Wszędzie nagonka

Wytrwali czytelnicy dostrzegli na pewno, że ostatnio staramy się regularnie drukować coś dla koneserów narkofobicznej propagandy, do zastanowienia i do śmiechu. Tym razem pod pręgierzem stanie postać-idol z dzieciństwa, superbohater, mianowicie... Tytus. Kto wie, może wielu z Was lubiło za młodu jeszcze go sobie poczytać do fajki i pochichotać. A jednak: zdrada w Babilonie!; nie jesteśmy przeczuleni, sprawdźcie sami.
 
Mowa o księdze XXIII, czyli „Tytus narkomanem”. Jak można się domyśleć, zeszyt współczesny, to i temat współczesny, tudzież odwrotnie. Co nieco z tej „działki” (ha, ha, ha) mamy już i w ks. XXII. Na tylnej stronie okładki zapowiedź właściwej uczty, Tytus-Tytus pod ramię ze swoim drugim wcieleniem, pankiem ze strzykawką i różnymi artefaktami. Jako wielbiciel punkrocka zaznaczę, że gdybym zobaczył taki obrazek jako typowy konsument komiksu, dziecko w podstawówce, płci męskiej, natychmiast zapragnąłbym zostać równie kolorowym i odurzonym buntownikiem. Inna rzecz, że autor paradoksalnie sam jest tu dzieckiem, bo serwuje wizję typu
„jak sobie mały Jasio wyobraża narchutyki”. I w ramach owej wizji, ponieważ nie jest dzieckiem właściwym, a raczej zdziecinniałym starcem, rysuje typowego narkomana takim, jakiego pamięta z lat 80-tych. Szkoda, że nie poszedł na całość i nie narysował hippie albo wręcz czarnego artysty jazzowego. No, ale dla czytelnika-dziecka to już mało groźne, a dla nas jedynie zabawne.

Zeszyty są ładnie wydane, mają po 48 stron i choć nie dorównują starym (nawet wziąwszy poprawkę na sentyment), to wszystko jest na miejscu. Tytus uosabia dziecięcą czy też zwierzęcą część ludzkiej natury, poddawaną kiełznaniu, swoistej tresurze, socjalizacji. Broi, psoci i wpada w tarapaty, z których wyciągają go pozostali bohaterowie (występuje też niezliczona ilość gadżetów-zabawek). Wszystko to świetnie współgra z założonym tematem. Ma być wesoło i jak zwykle nie brakuje absurdalnego humoru, niektóre żarty są głupie, ale ogólnie jest zabawnie. Jest to rodzaj opowiastki dla chłopców, zawiera więc też nieodzowną dawkę morału. Jak wiadomo, ekipa należy do harcerstwa, mają szczytne cele i starają się być wzorowymi obywatelami, świecić przykładem; nieraz chciałoby się nawet rzec „społeczniaki”, bo autorowi zdarza się przekraczać granice groteski (tej niezamierzonej oczywiście, bo wiadomo, komiks przegięty być musi).
Tytus narkoman
W księdze XXII ekipa formuje Bojową Organizację Antygangsterską do zwalczania przestępczości zorganizowanej. Wcześniej jednak widzimy dziesionujących Tytusa... długowłosych chłopaków z wisiorkami i koralikami. Dalej szwarzcharaktery noszą często zmierzwione strzechy lub nawet irokezy. Jest i żarcik z nawiązaniem do esbeckich zapewne donosicieli. Jedyna osoba z pracującej dla mafii wioski, która nie ucieka, to dzieciak chełpiący się, że jest tajnym agentem w przedszkolu, donosi, kto się zesikał w majtki. „Pani ma jeszcze więcej konfidentów w teczkach, od kupek i przezywania się. Za 30 lat nazwiska będą odtajnione.” No i złowrogi narkotyk trawka w drobnym epizodzie.

Więcej w edycji XXIII. I tu chłopaki są kimś w rodzaju agentów. Pod wpływem sensacyjnej notki prasowej ruszają do akcji (skąd my to znamy, ech), jednak w odróżnieniu od prawdziwych funkcjonariuszy polują na grube ryby, dilera specjalnie nie gnębiąc, a konsumenta nie niepokojąc wcale. Z drugiej strony, spotykamy uzależnione zwierzęta w służbie antynarkotykowej. „ćpający bzikotyki” wygląda i zachowuje się jak wrak człowieka, handlarz ma kolczyk i włosy w kucyk. W krainie, którą odwiedza się na haju, główki maku przeplatają się w grafikach z listkami konopi, na bramie napis „ćpanie czyni wolnym” (mało komiczne). Przeróżne bzikotyki, o nazwach wyraźnie nawiązujących do rzeczywistych, są wymieniane jednym tchem, a amfefetamina jest tu proszkiem halucynogennym. Kiedy sprawiedliwość poczyna triumfować, z odpowiedzialności zwolniene zostają dzieci i robotnicy (dobrze); podobnie kobiety, czyżby autor uważał je za zbyt głupie na odpowiedzialność? Uwiedziona i porzucona przez Tytusa małpa nie dostaje nawet głosu, po prostu poddaje się jego decyzjom. Pozytywny, nieoczywisty akcent w całej historii jest taki, że bzikotyki, choć naprawdę potężne, wcale nie uzależniają po krótkim zażywaniu.

Czytelnik w młodym wieku jest skutecznie, bo niepostrzeżenie, infekowany imponującą dawką stereotypów. Jak to często w bajkach, tylko że chyba naprawdę już bardziej się nie dało. Dla dorosłego niezła, jak sądzę, ciekawostka, a grubymi nićmi szyte przekazy antykontrkulturowe i narkofobiczne mogą szczerze rozbawić; szczególnie „do smaku”;)                    

Oceń ten artykuł
(2 głosów)