Konopie i religia: zakazane sakramenty
Konopie są od dawna powszechnie używane w celach religijnych w Azji i Afryce, szczególnie przez Hindusów i Arabów. Dzisiaj uważane są za świętą roślinę także przez wielu religijnych ludzi w Ameryce Płd i praktycznie na całym świecie. Szczególnie cenione są wśród wyznawców niektórych gałęzi islamu, hinduizmu, buddyzmu i chrześcijaństwa.
Stanowią święty sakrament komunii w pewnych tradycjach hinduizmu, buddyzmu oraz w etiopskim Ortodoksyjnym Kościele Chrześcijańskim (Etiopia jest najstarszym chrześcijańskim państwem na świecie). Najbardziej znany członek tego kościoła to światowej sławy muzyk Bob Marley. Konopie indyjskie są oczywiście poważane zwłaszcza w Indiach, szczególnie wśród wyznawców boga Sziwy. Angielska Komisja d/s Konopi w Indiach stwierdziła w specjalnym raporcie (1884 r.): „Konopie są „dawczyniami radości”, „drogowskazem do nieba”, „niebiańskim przewodnikiem”, „niebem biedaka”, „pocieszycielką strapionych”. (...) Żaden człowiek nie jest tak dobry jak religijny użytkownik konopi. Zakaz lub poważne ograniczenie dostępu do tak łaskawego ziela spowodowałoby wielkie cierpienie i niezadowolenie, zaś wśród dużych grup uwielbianych ascetów, głęboki gniew. Zakaz odebrałby ludziom pocieszenie w strapieniu, lekarstwo w chorobie, strażnika, którego łaskawa protekcja chroni ich przed wpływami zła. (…) Hinduscy jogini biorą głębokie hausty, aby skoncentrować myśli na Wieczności.” Dla Hindusa ich duch jest duchem wolności i wiedzy, Budda jest często przedstawiany z ich liściem. Na liść konopi, podobnie jak na Biblię, składane są przysięgi. Studiujący święte pisma dostają wcześniej do picia konopny bhang, aby osiągnąć odpowiedni stan umysłu. Dzięki używaniu konopi członkowie niższych kast (nawet tzw. nietykalnych - pariasów) mogą posunąć się wyżej w hierarchii społecznej. Jednocześnie używanie alkoholu w tradycyjnych społecznościach grozi upadkiem: człowiek staje się izolowany i samotny.
Babilońsko-asyryjskie święte teksty nazywają konopie „drzewem życia”, bóg Marduk walczy z demonami chaosu dzierżąc w dłoni ziele niszczące wszelkie trucizny. Konopie miały bronić przed szatanem, np. w austriackich legendach często pojawia się młoda kobieta uciekająca przed diabłem w pole konopi. Były znane wśród Zoroastrian, starożytnych Hebrajczyków i innych ludów Bliskiego Wschodu. Konopie znane też są w japońskim szintoizmie czy chińskim taoizmie. Wiele afrykańskich religii opiera się na kulcie konopi. Przestępców zmusza się do konsumpcji potężnych ilości dagga – ponoć taka konopna kuracja skutkuje i niewielu jest recydywistów. Pigmeje twierdzą, że znają konopie od „początku czasu” i dzięki nim stali się bardziej rolniczym, a mniej myśliwskim narodem. Starożytne ludy wierzyły, że roślina ta jest posłańcem, aniołem, sakramentem i komunią świętą, manifestacją Boskiej mocy. Prawie wszystkie wielkie starożytne światowe religie i kultury korzystały z konopi: Egipcjanie, Asyryjczycy, ludy Afryki, Europy i Azji.
Ostatnio wiele znanych gazet powtarzało za amerykańskim kontrkulturowym magazynem High Times, że Chrystus, jego uczniowie i wiele biblijnych postaci powszechnie używało konopi (np. w Polsce 19.01.2003 r. Przekrój w artykule „Jezus leczył marihuaną?”). Badacze wciąż kontynuują dzieło dr Suli Benet, która jako pierwszy naukowiec zwróciła uwagę na błędne tłumaczenie słowa „konopie” w Starym Testamencie. Starożytne słowa kanabos, kannabus (znane z żydowskich ksiąg prawa Miszna) i hebrajskie kanehbosm oznaczają konopie (porównaj z łacińskim cannabis), nie zaś wonną trzcinę (calamus). Błąd popełnili już pierwsi tłumacze Biblii i był on powtarzany we wszystkich narodowych językach. Rewelacje Benet w ciągu następnych dziesięcioleci potwierdzili inni naukowcy, w tym etymologowie z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie w 1980 r. Badacze od dawna próbowali zwrócić uwagę na różne istotne poszlaki w tej sprawie (np. w XIX wieku francuski pisarz G. de Nerval, na początku XX wieku brytyjski lekarz C.Creighton), ale dowodów dostarczyła dopiero polska uczona. Jej spostrzeżenia potwierdzają też odkrycia archeologiczne w Palestynie i Izrćlu. Konopie służyły już wtedy, także w formie kadzidła, do uzdrawiania chorych. Święte olejki zawierały ich ekstrakt, zaś namaszczeni nimi ludzie doświadczali euforii. Św. Augustyn nazywał komunię lekiem, przypominając historię ślepca, który odzyskał wzrok dzięki plastrowi z eucharystii. Niektórzy autorzy sugerują, że skoro jednym z głównym składników oleju służącego do namaszczenia królów żydowskich (Mojżesza, Dawida), a także Jezusa (christos oznacza właśnie „namaszczonego”) i jego uczniów na pierwszych chrześcijan były konopie, ich dzisiejszy zakaz jest głęboko antychrześcijański.
Kadzidła zawsze służyły do składania ofiar Bogu na znak uwielbienia. Dlaczego w wielu miejscach w Biblii palenie świętych kadzideł raz jest nakazywane, innym razem zakazywane? Badacze zauważyli, że jeśli występuje sprzeciw wobec pewnych praktyk, to powód musi być fundamentalny: w pewnych sytuacjach były przejawem czci wobec innych bogów niż Jahwe. Dodatkowo różne grupy religijne utrzymywały nauki i rytuały w tajemnicy przed sobą i przed innymi wyznawcami.
Wszędzie gdzie znano konopie, były one uważane za funkcjonalną, leczniczą i afrodyzjakalną roślinę. Jej moc sławiono w hymnach, pieśniach, wierszach i modlitwach, przeciwstawiając złu i szatanowi. Sławiły ją niezliczone pokolenia. Benetowa opisała bardzo liczne w Europie Wschodniej obyczaje związane z konopiami oraz ich zastosowania w ludowym lecznictwie. Roślina miała też zastosowanie w czasie zabiegów oczyszczających w tureckiej czy rosyjskiej saunie. Łaźnia w wielu krajach jest zabiegiem o głęboko oczyszczającym i religijnym charakterze.
W przeciwieństwie do używania alkoholu, palenie konopi nie spotyka się z religijnymi sankcjami w islamie i stanowi integralną część kultury w wielu muzułmańskich państwach, np. Maroku. Koran nie wspomina o konopiach, ich palenie odgrywa jednak wielką rolę w tradycji wielu islamskich krajów. Mimo dezaprobaty niewielkiej grupy uczonych w wierze, zwyczaj ten nie jest postrzegany jako szczególnie szkodliwy, co widać wyraźnie w postępowaniu policji i sądów oraz sankcjach religijnych. Osoba przyłapana na paleniu haszyszu jest zwykle ignorowana, podczas gdy muzułmanin pijący alkohol musi niekiedy się liczyć ze spędzeniem kilku miesięcy w więzieniu. W rzeczywistości konopi używa wielu policjantów i żołnierzy. Elity przyjmują zachodnie zwyczaje – wielu przeciwników haszyszu pije alkohol, zaś palaczy uważa za niewykształconą biedotę. Z kolei palacze uważają elity za złych muzułmanów, przyjmujących zbyt wiele zachodnich wpływów i alkoholu. Turecki poeta z XVI wieku Mohammed Ebn Soleiman Foruli uważał wino za napój bogatych i rządzących, podczas gdy haszysz jest przyjacielem ubogich, Derwiszy i ludzi wiedzy. Joseph Campbell w 1894 r. stwierdził dla potrzeb Komisji ds. Konopi w Indiach, że dla wyznawcy islamu „święty duch w bhang jest duchem proroka Khizr, lub Elijah”.
W 2008 r. włoski Sąd Najwyższy zgodził się z argumentacją członka kościoła rastafariańskiego, że konopie używane są przez niego w celach religijnych i medytacyjnych. Wcześniej jeden z kalifornijskich Sądów Apelacyjnych uznał prawo wyznawców tej religii do sakramentalnego użytkowania konopi na terytoriach będących w posiadaniu amerykańskich władz federalnych (m.in. Guam). W 1994 r. Kongres USA, po latach sporów w Sądzie Najwyższym, zezwolił Indianom na spożywanie pejotlu w celach religijnych. Uznał, że jego rytualne używanie nie jest szkodliwe. Sprawę legalności konopi i pejotlu reguluje w większości krajów na świecie Konwencja o Substancjach Psychotropowych z 1971 r. i komentarz do niej. Konwencja daje też państwom możliwość uczynienia legalnych wyjątków dla roślin rosnących dziko na ich terytorium i tradycyjnie używanych w celach religijnych. Stany Zjednoczone uczyniły taki wyjątek dla pejotlu i Kościołów Indiańskich. To samo uczyniła Kanada. Rząd Peru objął wyjątkowym statusem dwie rośliny: kaktus San Pedro i wywar ayahuasca, używane w lokalnych kościołach chrześcijańskich jako komunia. Profesor Benny Shanon z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie uważa, że biblijni ojcowie wiary Izrćlitów w jednego Boga miewali kontakty z podobnymi do ayahuasca świętymi roślinami i miały one wpływ na kształtowanie się religii monoteistycznej. Wnioski wielu rzetelnych badań naukowych skłoniły brazylijski rząd w czerwcu 1992 r. do usunięcia z ‘czarnej listy’ zakazanych narkotyków ayahuasca – mimo nacisków zaniepokojonego popularnością nowych religii rządu USA. Zrobiono nawet więcej – objęto prawną ochroną używanie ayahuasca do celów religijnych jako korzystne dla jednostki, rodziny i społeczeństwa. Rząd brazylijski wykazał się niespotykaną w dzisiejszym świecie narkotykowej histerii niezależnością i mądrością. Na stosowanie zakazanego wcześniej wywaru w celach religijnych pozwoliły wkrótce sądy: w holenderskim Amsterdamie w 2001 r., rok później w Nowym Meksyku (USA), w 2004 r. w kolejnym stanie - Kolorado. Sąd Najwyższy USA 21.1.2006 r. potwierdził, że kościół z Nowego Meksyku Uniao do Vegetal może używać w czasie rytuału herbatę ayahuasca, zawierającą silny zakazany halucynogen dimetylotryptaminę (DMT). Kościół Uniao do Vegetal przypomniał światu o wolności religii. Wartu w tym miejscu wyjaśnić, że pejotl i ayahuasca od dawna pomagają rdzennym mieszkańcom Ameryki w walce z plagą alkoholizmu i narkomanii – ich skuteczność została potwierdzona przez współczesną naukę.
Oprócz prawa do wolności religii, zakaz używania ayahuasca, konopi i podobnych uświęconych kulturowo i religijnie leków gwałci też prawo do wolności sumienia, rozwoju osobistego, szacunku dla prywatności oraz wolnego wyboru. W 1994 r. Sąd Konstytucyjny w Kolumbii stwierdził, że prawo narkotykowe jest sprzeczne z art. 16 tamtejszej konstytucji, który mówi o prawie do rozwoju osobistego.
W moralnym i duchowym rozwoju ludzkości doniosłą rolę odegrały liczne rośliny: konopie indyjskie (cannabis indica); winogrona (Vitis vinifera) i uzyskiwane z nich wino; chmiel z rodziny konopiowatych jako dodatek do piwa; afrykańska eboga (Tabernanthe iboga); słynny wedyjski napój soma o nieustalonym składzie chemicznym; święte grzyby teonanacatl (Psilocibe mexicana) w Ameryce i wiele innych gatunków na całym świecie; amerykańskie święte kaktusy, głównie zaś pejotl (Lophophora williamsi) i kaktus św. Piotra; amazońska liana Banisteriopsis caapi, główny składnik ayahuasca; nasiona Porannej Chwały czyli ololiuqui (Turbina corymbosa), i wiele innych.
Większość zakazów stosowania podobnych substancji zawdzięczamy hiszpańskiej św. Inkwizycji. Były one wymierzone głównie przeciwko innowiercom, np. Arabom (haszysz) czy Indianom (pejotl). Szamani i kapłani zawsze pilnie strzegli swoich tajemnic, rzadko dopuszczając do poznania tajemnej wiedzy przez wiernych. Gdy religia uległa zinstytucjonalizowaniu i ustalono kanony praworządności oraz herezji, nowi prorocy przestali być mile widziani. Rośliny wprowadzające w trans zaczęły budzić gniew wśród bogatej kasty kapłanów. Ludzie twierdzący, że czują w sobie i innych boskie natchnienie, często nie potrzebowali pośrednictwa oraz nauk duchowego przewodnika i podążali własną ścieżką. Podobnie mistycy i prorocy słyszący głos Boga przestali być potrzebni, a nawet byli często postrzegani jako zagrożenie Przez kilkaset lat toczono również wojnę z czarownicami i wiedźmami, czyli kobietami mającymi wiedzę (dzisiaj nazwalibyśmy je lekarkami, położnymi, zielarkami). Niektóre źródła mówią nawet o kilku milionach ofiar, zwłaszcza w zachodniej i północnej Europie. Nieważne, czy zabito „tylko” kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy kobiet, jak podają inne źródła, bliższe hierarchom rządowym i kościelnym: bestialstwo osiągnęło swój szczyt w Europie. Były to okrutne czasy, gdy kobiety, dzieci i słabsi nie mieli żadnych praw, zaś monopolu na prawdę i wiedzę instytucje strzegły jak oka w głowie.
Tymczasem podobnych środków ludzkość używa już co najmniej od IX tys. p.n.e., prawdopodobnie zaś od początku swego istnienia. Świadczą o tym liczne znaleziska archeologiczne w Afryce i Europie. Substancje zmieniające świadomość są i były wykorzystywane od Syberii po Australię. Znane i udowodnione jest ich użycie w większości wielkich religii: Egiptu, Grecji, Indian obu Ameryk, hinduskich, zoroastryzmu, o rodowodzie biblijnym. Wielu badaczy twierdzi, że odkrycie tych roślin przez człowieka przyczyniło się do powstania naszej kultury i cywilizacyjnej przemiany myśliwego w rolnika i barbarzyńskiego wojownika w medytującego człowieka religijnego. Sakramenty różnych religii pomagały i wciąż pomagają w ciągłym procesie naszego rozwoju oraz powstawania systemów religijnych i społecznych. Badacze wiążą ich rytualne zażywanie z narodzinami mowy i sztuki (zwłaszcza poezji – w Afryce do dziś paleniu konopi towarzyszą recytacje i improwizacje). Nowe teorie teatru przypisują początki aktorstwa szamańskim spektaklom. Również ideę kosmopolityzmu zawdzięczamy dawnym lekarzom: w poszukiwaniu nowej wiedzy i lekarstw nie zważali oni na podziały plemienne i granice. Syberyjskie słowo szaman oznaczało i w wielu miejscach na świecie dalej oznacza człowieka, który w swojej społeczności pełni rolę lekarza, kapłana, psychoterapeuty, farmakologa, prawnika, i wiele innych. Do niedawna nauka uważała takich ludzi za psychicznie chorych, dziś nie postrzega już ich działań jako chaotycznych, lecz właśnie za tworzące porządek. Leki i środki stosowane przez nich pozostają jednak wciąż wyjęte spod prawa. Być może wkrótce się to zmieni i lekarze znowu będą mogli przepisywać chorym leki psychodeliczne. To zasługa między innymi wydawców i dziennikarzy, szczególnie zaś Projektu Świadomości Mediów (ang. Media Awareness Projects, MAPS). Jego twórca Rick Doblin obronił doktorat nt. federalnych regulacji psychodelików w harwardzkiej Kennedy School of Government. Od 20 lat MAPS naciska na rząd i agencje federalne w celu wznowienia badań nad tymi wartościowymi lekami i zbiera fundusze na wspieranie wysiłków naukowców. Założyciel organizacji ma nadzieję, że kiedyś także zdrowi ludzie będą mogli korzystać z tych substancji w celach psychologicznych czy religijnych, jak członkowie indiańskich kościołów czy on sam w młodości. Wszakże dzisiaj leki takie jak Viagra czy Prozac są zalecane nie tylko chorym, ale także w celu poprawienia jakości życia ludzi zdrowych.
Polski religioznawca dr Tomasz Sikora z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie napisał: „Połączenie działań rytualnych z halucynogennymi doświadczeniami megapsychicznymi mogło w procesie hominizacji odegrać decydującą rolę. Warto jednak przypomnieć ten truizm, że dla społeczności tradycyjnych kultur proces stania się człowiekiem nie był czymś jednorazowo danym w przeszłości i w związku z tym zamkniętym. Z takim założeniem społeczności te nie miałyby szans przetrwania. Każde pokolenie na nowo musiało poddawać się rytualnemu uczłowieczeniu, w czym substancje halucynogenne odgrywały zasadniczą rolę.”
Dlatego amerykańska wojna z tymi substancjami jest tak bezsensowna i okrutna - bo jest to wojna z religią i duchowością. Doświadczenia z tymi roślinami to w różnych kulturach część dojrzewania: religijnych rytuałów inicjacyjnych, rytów przejścia w dorosłość czy odrodzenia przez śmierć. Bóg, potrzeba doświadczania Jego miłości, pragnienie przeżyć transcendentalnych i duchowych są wciąż żywe w umysłach młodzieży. To dobra wiadomość. Zła to ta, że często młodzi ludzie trafiają z tego powodu do więzień. Są to dzisiejsi więźniowie polityczni w pełnym tego słowa znaczeniu. Więźniowie sumienia i kultury, walczący o wolność praktykowania swoich obyczajów i swojej religii. Często prześladowani z pobudek rasistowskich. Społeczeństwo nie tylko traci wielu wartościowych członków, ale również niepotrzebnie łamie życia oraz tworzy się całą armię kryminalistów. W świetle doniesień nauki o roli konopi w rozwoju duchowości i religii (zwłaszcza chrześcijańskiej) wygląda to na ponury żart, że autorzy siejący nienawiść i domagający się np. kary śmierci za obrót nielegalnymi narkotykami nazywają siebie jednocześnie dobrymi i miłosiernymi chrześcijanami. Warto im przypomnieć słowa kompendium nauki społecznej kościoła (tzw. katechizm społeczny): „Obywatel ma prawo do sprzeciwu sumienia i nie ma obowiązku stosować się do nakazów władz cywilnych, jeśli są one sprzeczne z porządkiem moralnym i fundamentalnymi prawami osoby ludzkiej”.
Naukowcy także bywają ludźmi wierzącymi i podkreślają często, że biologia, chemia czy botanika nie umniejszają Boga – wręcz przeciwnie. Niemiecki myśliciel i aforysta George Ch. Lichtenberg, dziękujący często Bogu za dar wątpienia, napisał: „Przyrodnicy dawnych epok wiedzieli mniej niż my, a sądzili, że są bardzo blisko celu. My uczyniliśmy w jego kierunku wielki krok naprzód i oto spostrzegamy, że jesteśmy od niego bardzo jeszcze daleko. U najrozumniejszych filozofów wraz z rozszerzeniem granic ich poznania rośnie zarazem przekonanie o własnej niewiedzy.” Wiara zawsze pozostaje sprawą wiary. Skoro Bóg mieszka wszędzie, mieszka też w roślinach. Jezus nawoływał do przyjrzenia się liliom wodnym i stwierdził, że spokojni posiądą ziemię. Budda za wzór do naśladowania stawiał kwiat lotosu. Lilia, róża czy lotos to nasi krewniacy, dzielący z nami kod DNA, i możemy uczyć się od nich podobnie jak od zwierząt. Są jednak wzorem istnienia trudniejszym do naśladowania. Sceptykom pełnym ironii i cynizmu, zwolennikom leków nienaturalnych i nie uświęconych tradycją (ale za to opatentowanych i dochodowych) czy komunijnego placebo warto przypomnieć, że oprócz grzybów świętych istnieją też grzyby eksplozji nuklearnych. Dopóki święte rośliny i sakramenty z ich użyciem nie odnajdą na powrót należnego im miejsca w kościołach, zaś leki – w aptekach i u lekarzy, dopóty będziemy mieli do czynienia ze wzrostem przestępczości i bandytyzmu, kryminalizacją i brutalizacją życia. Zakaz używania tych jakże ważnych dla poszczególnych grup etnicznych i dla całej ludzkości roślin i wrzucenie ich do jednego worka z niebezpiecznymi wytworami nowoczesnej chemii jest jedną z najważniejszych przyczyn dzisiejszego kryzysu wartości. Pamiętajmy, że dwie trzecie świata wydobyło się spod kolonialnej niewoli dopiero w XX wieku. Ludzie wciąż są prześladowani za poglądy oraz przynależność do innych kultur i religii.
Mistrz suficki, pisarz i wydawca Idres Shah często posługiwał się formą bajek i przypowieści, aby przybliżyć wschodnią kulturę ludziom Zachodu. Opowiadanie Zielarze – kraina bez lekarstw przypomina o trudzie botaników, którzy przez stulecia tworzyli ogród z najwspanialszymi roślinami ze wszystkich stron świata: jadalnymi, leczniczymi, dającymi włókna i odzienie oraz inne rzeczy potrzebne człowiekowi. Niestety przyszedł kataklizm i nowi mieszkańcy krainy musieli od nowa uczyć się uprawy i zastosowań zgromadzonych roślin. Z czasem poznali je wszystkie z jednym wyjątkiem – medycyny. Potomkowie dawnych botaników-założycieli ogrodu zapragnęli powrócić do ziemi przodków i przekonać nowych mieszkańców do sztuki leczniczej. Stwierdzili jednak w szoku, że ich światopogląd, wzorce zachowań, instytucje społeczne nie pozwalają na to – medycynę uważa się za przesąd i zabobon. Nawet praktyczne eksperymenty nie były w stanie tego zmienić, gdyż należało przestrzegać określonych reguł, np. zakazu podawania leczniczej rośliny doustnie czy stosowania terapii trwających dłużej niż 6 minut. Zasmuceni zielarze opuścili kraj i postanowili czekać na rozwój sytuacji. W przyszłości desperacja może skłonić tubylców do przyjrzenia się wyśmiewanym praktykom, może też kiedyś pojawi się wystarczająca liczba racjonalnie myślących uczniów, którzy nie będą z góry odrzucać wiedzy i pozwolą na rzetelne eksperymenty.