A+ A A-

TRZY PRZYPISY

Jedną z rzeczy, jakie są możliwe, jeżeli masz to szczęście lub owe kwalifikacje czy cokolwiek, to jest gdy podróżujesz po tamtych częściach świata jest możliwość napotkania bardzo interesujących ludzi. Zdarzyło się to i mnie kilkakrotnie w minionym czasie.

Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego jest coś, co wiedzie mnie do danej wioski, gdzie przedostaję się przez jakąś dolinę, żeby spotkać osobę; albo słyszałem o miejscu, do którego idę i widzę to i tamto i znajduję człowieka sprzedającego ubrania używane w małej wiosce, to odwraca mnie, ponieważ on jest inicjowanym Derwiszem i tak dalej.
Te rzeczy zdarzają się niektórym ludziom, a nie zdarzają się innym ludziom.
I nie wiem czemu.
Mógłbym myśleć, że to prawdopodobnie zdarza się mi, ponieważ przez wiele lat miałem dobry trening i przygotowanie poprzez mój osobisty kontakt z G.
Lecz w jego podróżach, bez żadnego planu i przygotowania, bez wiedzy, czego szuka (wyrusza by co szukać?), co chce i zamierza znaleźć on lub ktoś z jego kompanii, mogą usłyszeć o czymś lub o kimś i to przywodzi ich do celu.

To przywodzi ich do przedstawienia komuś kogoś, kto ma wiedzę lub kto posiadł rozumienie albo jakąś szczególną moc czy siłę. I nie ma tu żadnych widocznych związków z nijaką organizacją ani bractwem.

Byłem zakłopotany bardzo na tej drodze, ponieważ spotykałem ludzi, którzy mówili, że nie są połączeni absolutnie z niczym; żyją samotnym i szczęśliwym życiem jako zamknięci w dolinie pustelnicy, doświadczający realności własnego wewnętrznego życia albo obecności Boga i nie szukają niczego więcej. I jakiś czas, wiele lat później, spotykam tę samą osobę, która była samotna i teraz okazuje się, że jest ona ważną personą jakiegoś bractwa czy wspólnoty.

G. nie tylko rozpoznawał znaczenie każdego ważnego kontaktu, lecz także miał możliwość zbudować spójny obraz z zebranych razem i rozproszonych, rozrzuconych fragmentów.

Teraz opowiem o dwóch odkryciach, które, jak myślę, ilustrują, jak G. porzucił wniosek, przedtem nim ktokolwiek pilnie i inteligentnie studiujący jego pisanie może odnaleźć jakieś wskazanie i na przykład, prawdopodobnie – jeżeli poczują, że potrzebują zrobić to – skieruje ich z powrotem do źródła.

Pierwsze to istnienie w tym regionie rozciągniętym od Wschodu do Południowego Wschodu, ku Północno-Zachodniej Persji, na skrzyżowaniu pomiędzy Kurdystanem, sekty czy też Braterstwa zwanego „Ludzie Prawdy", Ahl-i-Haqq. Sekta ta była znana przez długi czas. Opisana jest w Hastingsa „Encyklopedii Religii i Etyki" w różnych miejscach; lecz zawsze jako w przeszłości i raczej marginalnie jako heterodoksja. Szyicka sekta z Persji. Generalnie przypuszcza się i zakłada, że są oni jakoś połączeni z Ali Illahis, która jest bardzo ekstremalną szyicką sektą, która ubóstwia Alego, zięcia Muhammada. Jeśli przyjmiecie fakt, że nazywali się „Ludźmi Prawdy" a grupa G. przez niego samego była określona jako „Poszukiwacze Prawdy", możecie prawdopodobnie przyjąć, że ci ludzie, owa partykularna sekta, jest prawdopodobnie tą, której G. poszukiwał i którą znalazł. Stało się to, mimo że nie robił żadnych założeń co do kierunku swych poszukiwań między perskimi bractwami i nie ma żadnych pośród jego zapisków śladu choćby tropów owego kierunku poszukiwań. Poza książką, wydaną w 1934 r., „Herod nadchodzącego Dobra". To jest jego pierwsza książka i tylko raz wydana za jego życia. W niej napisał, otworzywszy swój kontakt z Bractwami Persji i powiedział, że pośle któregoś ze swych podopiecznych do ich klasztoru.

Teraz, ja myślę, jest wielce prawdopodobne, że bractwo owo jest tym samym, które przypadkiem napotykałem siedem czy osiem lat temu, podróżując po Północno–Zachodniej Persji i z którym miałem odleglejszy kontakt naukowy.

Ważną rzeczą o tym Bractwie jest to, że mają w posiadaniu techniczną wiedzę specjalnego rodzaju: nie jest to ściśle religia, mniej lub więcej raczej heretycka sekta Islamu, lecz ważne jest to, że przechowała jakieś bardzo stare tradycje.

Ufundowana została w 1316 przez Sułtana Sahaq, lecz było to więcej niż oświeżający początek czegoś nowego albo reforma prawdziwego rozpoczęcia. To jest ewidentne wobec faktu, że przetrwali i przechowali coś, co istniało przed nadejściem Islamu, nie tylko w tradycji Nestoriańskiego Chrześcijaństwa, lecz dużo wcześniej, w Chaldyjskiej albo Zaroastryjskiej tradycji, która była przedłużona do czasu Wielkiego Babilonu, to jest 4000 lat przed naszymi czasami. To G. referuje w swej książce „Herod nadchodzącego Dobra".

Mam bardzo zabawny przykład trudności w dowiedzeniu się czegoś, gdzie z G. można stanąć ponad nią i poza nią.
Pewnego dnia, w lipcu 1949 r., gdy byłem z nim w Paryżu, powiedział, że zaczyna robić jakiś perski placek, pilaff, potrawę z rzeczywistym, realnym perskim ryżem, który przyfrunął specjalnie dla niego z Persji. Teraz jesteśmy poinformowani przez G., że idzie przynieść jakieś egzotyczne owoce, które przyfrunęły do niego z Wysp Salomona, gdzie ludzie przysyłają mu to na francuski owocowy bazar. Gdy powiedział, że ser bryndza specjalnie przyfrunął do niego z Kaukazu, a my wiedzieliśmy, że zawsze kupuje to w żydowskim sklepie w Paryżu. W sposób naturalny skłanialiśmy się do tego, że ryż mógł przylecieć i z Persji. Jakkolwiek odwiedziłem jego kuchnię i tam zobaczyłem dwadzieścia czy trzydzieści małych paczuszek, wszystkie z perskimi znaczkami i stemplami i zobaczyłem, że faktycznie, ma on rachunki za samolotowy transport na ten perski ryż. A co więcej miał też rachunki z miasta Kirmanshah, które jest bardzo blisko miejsca, leżącego w pobliżu centrum owego partykularnego Braterstwa Ahl-i-Haqq. To może znaczyć wszystko lub nic.

A ja muszę ostrzec, upomnieć, dać do zrozumienia i uprzedzić Was, że dla każdego, kto czyta G. i próbuje zrekonstruować trasy jego wędrówek albo przygody, większość z tego, co pisał może znaczyć cokolwiek lub nic.

J.G. Bennett, Gurdjeff.  A Very Great Enigma.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)