A+ A A-

Regelekcja

Dziesiąty rok nowej epoki nie dość, że sam w sobie stanowi świąteczną okoliczność, to dodatkowo jest uroczystą rocznicą zaistnienia dubu w Polsce. Samo zaistnienie jest oczywiście umowne, tak jak umowne bywają wszelkie fakty i okoliczności wpisane w chronologię. Bo przecież już rok wcześniej obchodziliśmy ćwierćwiecze naszych wzajemnych kontaktów z On-U Sound Studio, które dla wielu z nas było przez lata swego rodzaju autorytetem nie tylko muzycznym.
 
A czasem też trochę innym niż potoczne i powszechne wyobrażenie o autorytecie. Lata praktyk, doświadczeń i doznań przywodzą na myśl obraz mandali.
 
Jej najprostszą prezentacją graficzną jest kwadrat wpisany w koło. Jest to algorytm trochę inny niż klasyczny kwadrat logiczny. Jego formę najprostszą i najbardziej przemawiającą do wyobraźni stanowi tabot. Nieco bardziej skomplikowaną jest eneagram. Oba te wzory znamy z filozofii jako sylogizm. Pozwalają one widzieć plan, pomysł, projekt, koncepcję, czy nawet samą ideę jako coś równie realnego jak fakty, przedmioty i rzeczy, dostępne świadomości. Na straży dostępności stoją nauki, principia i priorytety. Jedne wyznajemy, inne wykluczamy, zapominając, że istnieją takie, o których nic nie wiemy. Gdy pierwszy raz zobaczyłem na liście przebojów kategorię Indie, to pomyślałem, że chodzi o orientalne motywy w muzyce świata. Dopiero potem dotarło do mnie, że chodzi o independent, czyli niszowe wydawnictwa, zaspakajające potrzebę poszukiwań różnych enklaw i kulturowych mniejszości. Audytorium takich kręgów zamyka się podobno w liczbie 137, nie zostało jednak określone, jaki procent stanowią w tym twórcy. A że w sposób naturalny następuje rotacja między środowiskami, choćby z powodu konieczności wymiany informacji, wiedzy i doświadczeń, krąg wykonawców ulega naturalnej selekcji. Do kręgu tego należą też wydawcy i producenci oraz realizatorzy dźwięku.

A w międzyczasie zostałem fanem takich muzycznych form, stylów i kierunków, jak kawali i bangara. Takie orientalizmy w popularnej i masowej kulturze, ubogacające swą obecnością różne mody, dominujące lub dochodzące do głosu każdego pokolenia w niemal każdej kolejnej epoce. W czasach hipisów była to raga, kawali to rówieśnik rege a odpowiednikiem bangara jest hard-core. Stąd w sposób naturalny rezonują ze sobą ragga, muffin, hip-hop i rap. I nawet zapominając o całej tej historii, genezie i genealogii, widzimy dziś jako fakt, że podstawą odlegle kojarzonych form jest dub. I podczas gdy jest tak w szerokiej perspektywie – lokalna opcja w sposób niewidzialny i niewidoczny, lecz nie do końca, nawiązuje do tradycji, kierując uwagę i intencje ku przyszłości. Pierwsze dwa albumy Dub Out of Poland mogą stanowić źródła natchnienia dla odkrywania znaczenia słowa dub. Tego rodzaju dokumentacja pozostaje domeną przeraźliwie nielicznych, co zbliża ją do znaczenia określenia indie. Album trzeci, jak przystało świątecznej realizacji, jest czymś więcej niż tylko dokumentacją. Będąc propozycją jest przy tym wyzwaniem. Niepodobna więc nie zareagować na nie właściwie i odpowiednio.

Gdy wszyscy już wiedzą, że rege jest muzyką taneczną, teraz dowiadują się, że taką jest też dub. Dawniej, gdy wśród poprzedników i przodków rege wymieniano ska, taniec, czyli odpowiedni układ kroków, gestów i ruchów, nazywano skank. Ubogacony elementami baletu znany jest jako break-dance. Teraz dowiemy się, że istnieje jeszcze też dub-step. I co ciekawe ma własną historię, genezę i genealogię, alternatywną nawet względem samego dubu i niezależną od wyobrażeń, dominujących do tej pory i tworzących zasady naszej wiedzy i wiary, ujęte w stereotyp powszechnej potoczności. Bo nie wiem, czy dziesięciolecie to okres przejścia na inny poziom świadomości, skoro czasem jest to przeskok w jednym momencie. Z chwilowej historii w wieczność przyszłości tak właśnie zainicjowanej.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « COŚ WSPÓLNEGO AUDIOGRAFIA »