A+ A A-

No Woman No Cry. Moje życie z Bobem Marleyem

Rita Marley i Hettie Jones (Tłumaczenie – Michał Lubay Lubiszewski Axis Mundi 2010)Na polską wersję książki Rity Marley czekaliśmy z tęsknotą większą, niż na biografię jej męża. Może dlatego, że w oryginale wyszła nie tak dawno i nie jest tu już taką niespodzianką. Reggć, czy to jako rock, czy jako muzyka świata, nie jest już wielką egzotyką, jaką była ćwierć wieku temu i dawniej.
 
Jako część kultury masowej, i to dość znaczna, nie wymaga już podkreślania swej genezy i genealogii. Książka Rity Marley jest nie tyle opowieścią, związaną z historią Boba i jego karierą, ile, sama w sobie, jest misją i przesłaniem. Że jest to misja Rastafari, to oczywistość innego rodzaju. Że przesłaniem jest miłość, domyślą się nawet ci, co książek nie czytają.

Atrakcyjna edycja, identyczna jak oryginał, czyni tę pozycję fascynującą z wielu tajemniczych powodów. Ubogaca również niezwykle skromną wciąż bibliografię tematu reggć-Rastafari, oto kolejna korzyść, jakiej nie przewidzieli wydawcy. I to, co zwykle umyka uwadze czytelnika. Rola tłumacza. Podobna do tej, jaką w muzyce spełnia realizator. Słuchacz nie widzi i nie zobaczy realizatora w muzyce, jaką słyszy, choćby nasilał zmysły i rozum wytężał. A to dlatego, że z natury rzeczy postać realizatora pozostawać musi niewidzialna i niewidoczna. Podobnie jest z rolą tłumacza, choć nie do końca. Realizator może działać anonimowo, natomiast tłumacz jest jak aktor w przedstawieniu i musi utożsamić się z autorkami. To tak, jakby część duszy oddawał im we władanie. A od tego zależy, jak potem czytamy efekty jego pracy i co z tego przenika do naszej mowy. To, co robi Lubay jest koherentne z językiem powszechnie zrozumiałym, a przy tym nie przekracza granic, narzucanych przez różne mody i style, obowiązujące w potocznej narracji. Reżyserem jest oczywiście wydawca i od niego zależy muzyka języka zapisana w literach. Gdy są to dwie dziewczyny, cały ten projekt nabiera cech algorytmu, choćby tylko tylko takiego, że i autorki są dwie. Praca w parach to jedna z konsekwencji para-teatru. Niewidoczna z pozoru, niemniej dość istotna. W takim otoczeniu nawet praca samotnicza i nużąca przebiega w bezpiecznych warunkach i w poczuciu bezpieczeństwa. To taki wątek osobiście odczytany z fabuły.

Przy nim refleksja, że opisywany świat już nie istnieje, a mimo to stanowi metaforę naszych doznań i przemyśleń. Pogranicze reportażu i fikcji, czyli realizm magiczny. A tego, tak dziś, jak kiedyś, zawsze nam potrzeba. otrzeby, jak wiemy, to korzenie naszej Natury. Choć potrzeba czytania nie jest już tak powszechna i naturalna, jak była w minionym wieku, niemniej bez niszowych kręgów straciłaby fundament kultura masowa i medialna. statecznie czytelnik jest wybrańcem, o czym mówi mu Rita Marley własnymi słowami.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)