A+ A A-

12Rćl

Dża LudzieLemon 2oo8 Od jakiegoś czasu, co podobno związane jest z wiekiem, człowiek przestaje zauważać ważność i wartość zdarzeń kolejnego mijającego roku. Jeżeli nie jest archiwizatorem poczynań własnych i swego otoczenia, zaczyna mieć potem problemy z chronologią. Dobrze więc, jeżeli rzeczy występują we wzajemnej zgodności, w opozycji do opinii o nich panujących.
 
Gdy rege pojawiło się jako nowość, było stosunkowo młodą sztuką. Gdy teraz, po ćwierci wieku od pierwszych koncertów formacji 12Rćl, ukazuje się jej nowa płyta, budzi to szok i zdziwienie. Oto historia jeszcze raz opowiedziana na nowo i od początku. Tajemny związek rege-dubu i Rastafari odsłania się przed nami jako relacja elementów z żywiołami i możność poznania. Dża Ludzie brzmią jak przypowieść głosząca dzieje niespisane, lecz na trwałe wryte w pamięć i niezapominane. Każdy z utworów jest bramą otwierającą opowieść, uwikłaną w historię świata, do którego prowadzi. Chcąc ją rozpocząć od dubu musimy celować bliżej środka i po drodze trudno się oprzeć temu, co nas tam spotka. Ponieważ, jak powszechnie wiadomo, poznanie nasze toczy się dwutorowo, kultywujemy ten mało już dziś znany zwyczaj, zakorzeniony w winylowej epoce, że rozpoczynamy słuchanie płyty od jej drugiej strony. Inaczej się kodują w pamięci utwory odtwarzane od początku. Tak opowiedzianą historię łatwo potem powtórzyć. Jeszcze łatwiej, gdy zostanie spisana. Przypadkowa kolejność odtwarzania prowadzi jednak do fiksacji, która trwa, w miarę skupiania się na kolejnych szczegółach. Dub jest na tyle uniwersalnym wehikułem, że doskonale pasuje do roli lidera, wśród wiodących wątków tej historii. Dużo racji jest w tym, że dzięki niemu rozpoznajemy styl. A to jak wiadomo raczej dar niż wyuczona umiejętność, instynkt nie edukacja.

Niemniej trzeba jednak zwrócić uwagę na pozytywne walory edukacyjne takiej wersji historii. Wszak mówimy o zespole, którego dyskografia znamienicie opowiada o różnych etapach minionego czasu. Usłyszymy na tej płycie echa śpiewu, będącego pogłosem archaicznej pieśni. Usłyszymy też możliwości nowej technologii i podryfujemy w stronę ambientu, co nikomu raczej nie powinno wadzić. Tak czy inaczej, każdy z utworów może się nam kojarzyć z innym albumem formacji. Wyłoniony w ten sposób porządek czasowy dalece może odbiegać od chronologii. Paradoksalnie jednak stanowić może jej fundament. Ponieważ, jak zostało powiedziane, nasze poznanie toczy się dwutorowo, oczywistość jest domeną paradoksu. Wiedza jest zgodą nauki na wiarę i wiary na sztukę. W takim kręgu skojarzeń nie ma miejsca na negację, choć teoretycznie jest możliwy uniwersalny, modelowy negatyw. Wszystkie utopie pobrzmiewają nutą realnego idealizmu. Taka widać moc i siła tradycji. I choć jest to historia fragmentaryczna, to zgodnie z powszechnym zwyczajem możemy głosić, że innej nie mamy.

To wyznajemy, a inne uznajemy za nie na temat i wykluczamy z opisu dziejów. Podobno jest to kwestia wieku. Ograniczając percepcję sam się wykluczam z i tak małego kręgu słuchaczy. Pozostają już tylko doznania pozazmysłowe. Oraz możliwość weryfikacji poznawczych doświadczeń. Nie jestem przy tym osamotniony w swych wrażeniach i wiem, że istnieją podobnie reagujący na to, co przykuwa i moją uwagę. Tak więc rok miniony odnotowuję jako ważny dla historii polskiej rege, poprzestając na przykładzie albumu Dża Ludzie i nie znaczy to bynajmniej, że jego historia nie ma alternatyw. Mówione też było, że rege, jako kultura, niesie w sobie edukacyjny potencjał, nieporównywalny z niczym innym. Przy tym wciąż stanowi nowość i tajemnicę dla niezorientowanych w temacie. Będąc wiedzą dla wszystkich, nie dla każdego jest do przyjęcia. Stąd już krok tylko do pogranicza ze światem ezoterii czy innej, spiskowej teorii.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)