A+ A A-

GUN - JAH BAJDA

    W dawnych czasach, gdy świat nie był podobny do tego świata, który nas dzisiaj otacza, muzyka rege stanowiła obcą i odległą egzotykę i była nazywana karaibskim folklorem. Nie było jej w radiu ani w telewizji i tylko nieliczni mieli w swej dyspozycji płyty. Nierzadko były to siedmiocalowe single, zawierające na jednej stronie piosenkę, na odwrocie zaś to samo nagranie, tyle, że bez ścieżki wokalu.

    

Mało kto, nagrywając takie płytki na taśmę magnetofonową lub kasetę, rejestrował owe wersje, tak bardzo odbiegały bowiem od przyzwyczajeń i upodobań słuchaczy, że wręcz trudno było je znieść. Powodem owej nieznośności nierzadko było i to, że eksponowały one ścieżkę dźwiękową bębnów czy efektów echa i pogłosu. Zdaniem wielu realizatorów były to nagrania po prostu źle zrobione, pełne błędów, defektów i przesterów, co automatycznie dyskwalifikowało je przed prezentacją na falach eteru, czyli w radio. Konsekwencje takiego podejścia dostrzegał Bob Marley, który w jednym z wywiadów głosił, że gdy nie będzie tego w radiu, to ludzie będą to chcieli mieć w domu, a im bardziej będzie to zakazane, tym bardziej będą chcieli mieć z tym do czynienia. Takie były początki rege podziemia i przyczyny narodzin alternatywy. Powody zachwytu na tą muzyką do dziś pozostają niepojęte i tajemnicze, co tym samym spycha ją w domenę ezoterii, czyli w obszar indywidualnych, osobistych gustów i przeświadczeń oraz własnych uzasadnień. To, co niewidoczne i niewidzialne, wywiera anonimowy wpływ na jaźń i świadomość. I dlatego nie dyskutuje się o gustach. Żyjąc w świecie kulturowych i społecznych presji łatwo zaprzeczyć własnym upodobaniom. Stąd kultura rege nazywana jest niszową a dub stanowi jej enklawą, do której samemu bardzo trudno dotrzeć. Od czasu, gdy rege zdawała się być wspólnotą myśli, uczuć i przesłania, minęły wieki całe, ery i epoki. Zmieniły się trendy i mody a dub wciąż pozostaje źródłem natchnienia dla nowych muzyk.  

    Trudno już sobie wyobrazić muzyczne realizacje bez związku ze sztuką dubu, choć można nie wiedzieć co jest co i jak się nazywa. W dzisiejszym świecie jest to o tyle łatwiejsze, że mamy niemal nieograniczony dostęp do informacji. Filozofia nie jest już nauką tak egzotyczną, jaką była do niedawna. Istnieje w wielu nurtach i postaciach. W jednym z nich głosi, że to, co potencjalne, co w możności do aktu i możliwe do wyobrażenia sobie ma charakter czysto duchowy. Pogląd taki określa się jako spirytualizm. W dawnych czasach, gdy świat w niczym nie był podobny do tego świata, który nas dzisiaj otacza, skłonność do spirytualizmu postrzegano jako symptom dewiacji i zalążek psychicznej choroby. Strach przed tym był tak wielki, że jakiekolwiek oznaki sympatii dla takiej opcji traktowane były jako zagrażające systemowi. Medytacyjny trans do dziś jest diagnozowany jako element choroby, potocznie zwanej histerią i wiązany z opętaniem. Tym bardziej, gdy towarzyszy mu ruch i taniec. Terapeutyczne właściwości dubu oraz gry na bębnach, brzmienia szumu i przesterów, mimo sprawdzonych pozytywnych efektów, są wciąż kwalifikowane jako wątpliwe. Jest to paradoks tym dziwniejszy, że całą muzykę uważa się za przejaw materii, zaś jej aspekty duchowe za wiodące w stronę fantazji i urojeń. Wierzą w to nawet ci, którzy słuchają muzyki. Może dlatego, że człowiek nie ma zmysłu, różnicującego wysokość tonów i rodzaj dźwięków. Jedyne, czego potrafi doświadczyć, to poziom głośności. A tu kolejny paradoks, bo choć wszyscy słyszą wyraźnie, że telewizory głośniej emitują reklamy, to fachowcy od nadawania nie mogą znaleść powodu owego zróżnicowania. Nie pierwszy to raz dysponenci mediów stają się źródłem zbiorowego obłędu. I choć świat w niczym już nie przypomina niegdysiejszego świata potrzeba robienia głupa jest taka sama jak w dawnych latach. Czy musimy być skazani na kontakty z monćgołami? Chór wujów zgodnie zakrzyknie, że tak. A czy muszą rządzić nami? Skoro innych nie mamy, to wybieramy tych, na których jesteśmy skazani.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « @udioMara XII @udioMara XI »