@udioMara XII
Dawniej jedyną jego alternatywą były studia artystyczne, udokumentowana choroba psychiczna lub więzienie. Jednak gdy w trakcie leczenia szczegółowa diagnoza rozpoznała w osobowości psychopatyczne skłonności, można było mieć pewność, że nie jest to argument na rzecz zwolnienia z odbycia obowiązkowej służby. Wręcz przeciwnie. W naszym najbliższym otoczeniu panowało przeświadczenie, że wojsko z każdego może zrobić psychola. Taka była jego edukacyjna rola w tamtym systemie. Co ciekawe, bycie pacyfistą kwalifikowano jako dewiację, na równi z wegetarianizmem, byciem wyznawcą jakiejś egzotycznej religii i narkomanią. Alkoholizm nie był wtedy jeszcze domeną nastolatków, a upodobania i seksualne preferencje nie miały znaczenia. Niejeden żołnierz właśnie w armii spotykał miłość swojego życia, której pozostawał wierny aż do śmierci. Owo czyste uczucie pozwalało i pomagało zdystansować świadomość, że jest się maszyną do zabijania, bezmyślnym wykonawcą rozkazów i potencjalnym mordercą. Jeszcze w podstawówce jeden z kolegów ułożył bluesa, w którego refrenie powtarzało się zdanie – A ja nie pójdę do armii, nie będę zbrodniarzem ni katem. Wszyscy w otoczeniu byli zdumieni pewnością bijącą z owego refrenu, tak odległą, wydawała się być abstrakcją. Dla wielu jednak stał się natchnieniem w poszukiwaniu ścieżek wiodących do wykluczenia zaszczytnego obowiązku z ich drogi życia. Owym poszukiwaniom towarzyszyła wiara, że nie jest się w nich samemu i że gdzieś istnieją czujący i myślący podobnie, inni i swoi. Niektórzy zostali fanatykami pacyfizmu, inni jego fanami czy tylko sympatykami.
Pacyfizm jest elementem wielu różnych światopoglądów, a zdaniem Georgiadesa stanowi fundamentalne przesłanie każdej religii. Jednak nawet tak zwane pokojowe misje stanowią zagrożenie życia, grożąc śmiercią lub kalectwem. Zdaniem radykalnych provosów i hipisów jedynym remedium i antidotum na wojny i wszelkiego rodzaju przemoc mogłoby być palenie konopi. Malowniczo zaprezentował to Mel Brooks w jednym z epizodów swej Historii Świata. Jednak ani w Wietnamie, ani u nas, w stanie wojennym, nie znalazła owa hipoteza praktycznego potwierdzenia. Ziele konopi, podobnie jak haszysz, zaliczone zostało do tzw. spowalniaczy, armia zaś potrzebowała czadu i spidu. Powiadali, że jej misją jest znalezienie cudownej, nieludzkiej energii. Fragmenty owej utopii, przeniesione w nową epokę, czynią z armii wiernych wyznawców nieznanego pierwej światopoglądu, co ją samą przybliża do potocznego, choć ezoterycznego, rozumienia tego, co to sekta. Co ciekawe, sezon wakacyjny w pełni i w każdy weekend odbywają się różne muzyczne festiwale, a czołówki gazet zaniechały ostrzegania przed sektami. W to miejsce pojawiły się informacje na temat przyszłości historii i edukacji. Dyskusje na temat tego, kiedy powinna się zacząć nauka i czego. Czytanie, pisanie, rachowanie i obce języki. Dawniej nie było z tym problemu, bo dzieci jeszcze przed pójściem do szkoły umiały recytować Pater Noster po łacinie i z pamięci, a co bardziej rozgarnięci to i inne fragmenty Biblii. Edukacja taka otrzymała miano scholastyki i nie wiadomo czemu została zaniechana. Przy takiej konstatacji poczyna się refleksja, że skoro doczekaliśmy i dożyliśmy zniesienia powszechnego i zaszczytnego obowiązku anonimowej służby w wojsku, to może najwyższa pora zgłosić postulat zniesienia powszechnego obowiązku edukacyjnego. Wszak więcej niż nauczyciel o innej kulturze opowie dziecko, choćby nawet tylko chwilowo było jej uczestnikiem. Z racji wieku to żaden autorytet. A i opisy też co bardziej bajkowe, o czym jeszcze kiedyś opowie – @udioMara.
Facebook YouTube