A+ A A-

@udioMara XI

Nietrudno być prorokiem we własnym testimonium, a jeszcze łatwiej, gdy jest ono ograniczone odpowiednio wysokim poziomem ogólności. Usuńcie złego spośród was samych – głosi Apostoł – a Jah osądzi tych na zewnątrz [1 Kor. 5.13]. Ewangeliczna zasada, stanowiąca principium każdej, małej nawet wspólnoty, jest niezwykle atrakcyjnym i egzotycznym tematem w medialnej debacie.
 
Jego oryginalność będzie tym większa, im odleglejsza jest kwestia. A najlepiej, gdy będzie ona odpowiednio inna i obca, umiejętnie burząca stereotyp i przełamująca konwencje. Przekraczanie granic zdrowego rozsądku i dobrego smaku to szczególnie upodobane tematy.
 
    Nie tak dawno telewizor podał do publicznej wiadomości, że został podpisany list intencyjny, którego sygnatariuszami były ministerstwa Kultury i Edukacji, dotyczący współpracy w zakresie kulturowego wychowania. Ilustracją informacji był obrazek dziewczynki z warkoczykiem trzymającej w ustach fujarkę i do tego zdanie, że na jedną całą klasę przypada jeden instrument. Pomyślałem, że to chyba jednak jakaś bzdura, bo jeszcze niedawno każde dziecko, przystępując do procesu edukacji, musiało mieć cymbałki i flet, tak jak zeszyt, pisak i wiele innych akcesoriów, nie będących już zabawkami. W najbliższej przyszłości wszystko to miał zastąpić komputer, a najbliższa przyszłość właśnie nadeszła. W jednej klasie jeden instrumentalista chyba wystarczy. Przecież nie każdy musi umieć to, co drugi. Chyba, że myślimy o orkiestrze albo o chórze.
    Do prowadzenia chóru wystarczy jeden instrument albo nawet tylko kamerton czy metronom. Do dyrygowania orkiestrą tak samo. W licznych wspomnieniach o dyrygentach możemy przeczytać o specyficznym dźwięku batuty, czasem brzmiącej jak zgrzyt żelaza po szkle, czasem świszczącej jak wiatr za oknem czy bicza trzask. W ten dźwięk wnikał głos mruczący pod nosem przedziwne i urokliwe mamroty, jakich śladu próżno by szukać w partyturach.
    Pamiętam kilka takich koncertów w filharmonii, gdy można było odnieść wrażenie, że dyrygent zagłusza orkiestrę. Nie będąc osamotnionym w doznaniu ujrzałem widownię, podzieloną na wyrażających dezaprobatę i zachwyconych, próbujących wtórować własnym tchnieniem melodii dyrygenta. Takich momentów nie udało się dotychczas utrwalić w nagraniach z koncertów. Najpewniej dlatego, że wszyscy ulegali presji realizatorów dźwięku, dla których owe momenty to raczej błędy i defekty niż godny uwagi efekt.
    Wracając zatem do szkoły zastanówmy się, dlaczego nie ma wśród sygnatariuszy wspomnianego listu Ministerstwa Zdrowia. Odpowiedź jest bardzo prosta. Wzmiankowane ministerstwo uważa bowiem, że medytacja jako taka nie jest dobra dla zdrowia. Nie ma wprawdzie przykładów na jej szkodliwość, wszak nad dobroczynnym wpływem mało kto się zastanawia, nie prowadzi się badań, nie tylko z braku funduszy, ale i kadry odpowiednio przygotowanych badaczy. Powszechnie wiadomo skąd-inąd, że sztuki przedstawieniowe (i może nawet sztuka w ogóle) to medytacja... Jest też wielu wierzących w to, że muzyka jest jej najdoskonalszą i wysoką formą, dostępną nielicznym i wtajemniczonym w jej arkana. Nie jest to więc dla wszystkich i dla każdego, tylko dla wybranych. I o tym właśnie poinformował telewizor.     Dodać powinien w kolejnym niusie, że nowe podręczniki będą książkami dla jednego tylko czytelnika. I zilustrować to filmikiem, pokazującym jedną nauczycielkę ze słownikiem i jedno dziecko z małą encyklopedią. Słownik jest miejscowy, czyli wspólny i stanowi pozostałość po uprzednio tu uczącej ekipie, taki ślad, rzec by można, małej ojczyzny; a encyklopedię trzeba było przytargać z domu, bo nikt z realizatorów nie wozi się z rekwizytami. Może gdyby to były Psalmy lub Ewangelia, w komentarzu usłyszeć byśmy mogli: Na świecie jest takie mnóstwo dźwięków, ale żaden dźwięk nie jest bez znaczenia. Jeżeli jednak nie będę rozumiał co jakiś dźwięk znaczy, będę barbarzyńcą  (1 Kor. 14.10n).
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « GUN - JAH BAJDA Dyskografia »