Maciej Balcerzak Gaga Warszawski Wilkołak
Gaga Warszawski Wilkołak nie ma już takich obciążeń. Czyta się ją jednym tchem, nie wnikając zanadto w sens przygód bohaterów ani w to, co autor miał na myśli. Od początku uczestniczymy w fikcji i czujemy to nie wiadomo skąd. Kino akcji w konwencji wideoklipu. Fikcja bynajmniej nienaukowa i z lekka psychodeliczna. Trzeba mieć niejeden defekt w percepcji, by podążać za fabułą. Nie tylko paradoksy są tu źródłem naszych zaskoczeń. Wyciągane z kapelusza magika różnobarwne króliki zmieniają się na naszych oczach w symbole medialnej epoki. I co ciekawe, nie system jest tu powodem transformacji socjalnych i osobistych. Racją argumentów nie są ani dialogi ni refleksje.
Nie jest to też projekcja ego ani wytwór nieświadomości własnej ni zbiorowej. Rzecz sama w sobie i obiekt aktywności, towarzyszącej podążaniu za przewodnią myślą. Innymi słowy – fenomen. W czasach, gdy w modzie dominują różne auto- i bio-grafie oraz ich naśladownictwa, Warszawski Wilkołak jawić się nam może jako fanaberia, na którą nie każdy może sobie pozwolić. W dawnych czasach taka powieść nie byłaby wydana i gdyby jakimś cudem tak się stało, natychmiast zostałaby wpisana na listę zakazanych lektur. Teraz, co najwyżej, delikatnie może dotknąć lub urazić czyjeś uczucia, nie tylko religijne ale i światopoglądowe. Nie wierzę jednak, by komukolwiek o takiej wrażliwości zaświtały one przy czytaniu tej książki.
Na pograniczu śmieszności i herezji dzieją się rzeczy potoczne i powszechne. Odniesienia do tego, co rzeczywiste i prawdziwe, już za chwilę zaczną znaczyć co innego, stając się metaforą kulturalnego życia w przeszłości i teraz. I to jest bodaj największą wartością tej książki, że równie śmieszna będzie i w przyszłości. Patologiczne relacje są bowiem zawsze takie same. Rozmijanie się intencji ma w sobie podobne analogie. I tak po prostu bywa, że ducha coraz więcej, a rozumu nie przybywa. Schematy i stereotypy ustępują miejsca algorytmom, w jakie wpisują się aktualne i wiodące tendencje myślowe.
Wczorajsza poprawność jest dziś jutrzejszą anegdotą. I nie wiadomo, co jest najpierw, a co potem. Dawna jasność pogrąża się w mroku. I nie trzeba już być prorokiem, by miksować ze sobą przyczynę i skutek. Z równym powodzeniem przemówi do nas to, co jest i to, co nie istnieje.
Artykuł z 47 numeru Gazety Konopnej SPLIFF
@udioMara
Facebook YouTube