A+ A A-

Smutny obrazek z żyznych pól Ukrainy

Niedawno w krainie czarnoziemów uprawę do 10 krzewów konopi tzw. narkotycznych zdepenalizowano, a konkretnie wyłączono z kodeksu karnego i przesunięto do kategorii wykroczeń (patrz Spliff#18). Jeżeli chodzi o konopie użytkowe... prawo jest gorsze niż gdziekolwiek indziej, paradoksalnie! Tu można zaobserwować pewne podobieństwa z Polską, ale jak widać, nie zawsze to u nas trafiają się największe absurdy.
 
Nad Wisłą rolnik musi posiadać uprzednio zawarty kontrakt ze specjalnie uprawnioną przez wojewodę firmą z jednej z wybranych przemysłu (lub zobowiązania składane samemu prezesowi Agencji Rynku Rolnego) plus zezwolenie wójta, burmistrza lub prezydenta miasta ze szczegółowymi informacjami; podlega szerokiej kontroli, musi też używać certyfikowanych nasion, a wojewodowie w porozumieniu z ministrem zdrowia lub rolnictwa określają rejon i wielkość upraw. Wszystko na podstawie Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. To także rzadki w Europie formalizm, mocno zniechęcający do sadzenia konopi. Jak wiele traci na tym gospodarka i środowisko naturalne, dość dobrze już Wam wiadomo. (Dodajmy, że przepisy są podobne, jak te o maku, co dziwi podwójnie. Nie tylko moc tych roślin bardzo, bardzo się różni, a z konopi technicznych z przyczyn obiektywnych bardzo rzadko ktokolwiek próbuje robić zupki; dzikie zbieranie słomy makowej również zdarza się dziś rzadziej niż kiedykolwiek). Mieliśmy też dawno temu przypadek, że za niezgłoszone konopie włókniste właściciel terenu został zaszczuty, zrobiono z niego bandytę, a on sam uciekł z kraju – opisała to kiedyś bodajże „Polityka”. Z drugiej strony, syn A. Leppera w 2007 r. przyłapany na uprawie 3 ha (zawartości THC nie zbadano) został jedynie zmuszony do ich zaorania. Kultura nonsensu przeżywa wzloty i upadki. Przedstawiamy obraz plantacji na Ukrainie.
(Redakcja)

W pierwszej chwili trudno uwierzyć własnym oczom! Wielka trasa, wkoło dużo samochodów, pięć minut od centrum dużego miasta wojewódzkiego (Glukhiv), a przed Ukrainskie pola konopinaszymi oczyma ukazuje się całe pole Cannabis Sativa. Pierwsze, co przychodzi na myśl: „to prawdziwe”. Drugie – „jak dużo!!” Ponad dwa metry wysokości, potężne łodygi, gdzieniegdzie żółte liście... jesień.

Aby skosić całą plantację, Głuchowski Instytut Upraw wynajmuje prawdziwy kombajn. Ze względu na finanse jest to zwykła, wiejska maszyna – komentuje Viktor Kabanec. Dyrektor Instytutu zatrzymuje samochód koło skoszonego pasa, na granicy między zielonym skarbem i już oprawionymi łodygami. Torując drogę kombajn kieruje się w stronę ulicy, ludzie w kabinie uśmiechają się do obiektywów. Od razu widać, że cieszą się pracując z konopiami... Potrwa to tylko trzy dni, obsadzony obszar zajmuje jedynie 163 ha.

Możnaby zasadzić większą ilość, ale pojawiają się problemy z kosztami. Zgodnie z prawem działalność gospodarcza, która wiąże się ze szczególnymi gatunkami musi spełnić określone wymagania. Najważniejsze, by te rośliny były zabezpieczone w maksymalnym stopniu, przez agencję ochrony z bronią, psy, wieżyczki strażnicze. Spełnienie owych zobowiązań wymaga dużo pieniędzy, średnio 600 hrywien za 1 hektar pod opieką. Tylko, że nie ma czego pilnować! – denerwuje się Kabanec – nasze odmiany nie są uznawane za wartościowy narkotyk.

Te uprawiane na Ukrainie zawierają dwakroć mniej składnika psychoaktywnego, niż wynosi ustawowy próg (0,15%), co również wynika z surowych przepisów. W Europie konopie mające podobną ilość, a dokładnie do 0,3% tetrahydrokannabinolu nie muszą być chronione w specjalny sposób. Nie chodzi tutaj o partykularne korzyści, ale o zdrowy rozsądek – mówi R. Gilyazetdinov, pomocnik dyrektora w dziale naukowym, a także osoba zajmującą się zarządzaniem i przetwórstwem. Wyobraźcie sobie, jaki to ma wpływ na konkurencyjność? Niestety na Ukrainie rolnik musi pogodzić się z faktem, że lwią część budżetu pochłonie utrzymanie ochrony. Poza tymi trudnościami jesienne zbiory można określić jako złote.

Wszystkie te przeszkody istnieją dlatego, że państwo nadal uważa wszystkie konopie za narkotyki, więc wyznacza restrykcyjne warunki ich kultywacji. A resztki muszą być zniszczone pod nadzorem policji. Cały paradoks polega na tym, że technologia przetwarzania nie powoduje powstawania pozostałości – mówi Gilyazetdinov. Jedyne, co zostaje, to same korzenie. Nawet zniszczone przez kombajn łodygi nie są uważane za odpad, a za cenny materiał. Po zbiorze resztki zostają w ziemi, gdzie przeleżą przez całą zimę. Dopiero później można je skosić i wysłać do zakładu przetwórczego, gdzie specjalne urządzenia segregują je na włókna oraz części zielne. Modlimy się o śnieg pod koniec października – twierdzą naukowcy – inaczej będziemy musieli wynajmować „ochronę” przez kolejny miesiąc.

Jeszcze w pierwszej połowie XX wieku konopie użytkowe były tu drugim najważniejszym surowcem strategicznym po ropie. W ZSRR przed wojną obsiewano milion hektarów rocznie. W latach 60-tych wszystko się zmieniło, przez tak zwaną trzecią światową wojnę: z narkotykami. Pod presją międzynarodowej konwencji antynarkotykowej, w większości krajów, także w Związku Radzieckim, przyjęto nowe przepisy o wielkim wpływie na rolnictwo. Jednym z nielicznych krajów, które zachowały umiar, była Francja. Skupiając się na technicznej jakości, przy jednoczesnej niskiej zawartości THC francuscy naukowcy przyczynili się do rozwoju przemysłu wokół tej uprawy. Obecnie w Europie konopie występują nie tylko jako tkaniny i biopaliwa, ale nawet w technologii kosmicznej. W krajach UE znajdują miejsce także w budownictwie, przemyśle motoryzacyjnym oraz są coraz częściej wykorzystywane jako dalsze biomateriały i składniki pochodzenia roślinnego. Do 2012 roku Europa planuje produkować z około 400 tys. ha tylko na potrzeby przemysłowe. Nasza sytuacja nie zmieni się, jeśli nie dojdzie do reformy prawa, twierdzą naukowcy z głuchowskiego instytutu.

Sankcje za to, co nie zawiera istotnych ilości THC, prowadzą rolników do porzucania konopi. Ci nieliczni, którzy nie zrezygnowali, mogli odebrać państwową pomoc w wysokości 600 hrywien za hektar, akurat tyle, ile wydaje się na ochronę. Ale od 2009 r. nie mają nawet tego, w związku z czym obsiano tylko 500 ha (przy ustalonych przez rząd kwotach na 1100 ha). „Takie podejście skutecznie odbiera chęć od zajmowania się tym przemysłem – mówi Viktor Kabanec – choć kontynent nie może zaspokoić popytu na półprodukty. Tymczasem nasi rolnicy podliczają swoje straty.”

Dyrektor Instytutu ponownie przywołuje przykład Francji, a wraz z tym – Rosję i Chiny, które za pomocą specjalnych programów stymulują nie tylko uprawy na nasiona, ale i udzielają subsydiów na pośrednich etapach w drodze do konsumenta. Widząc, jak Europa ze względu na ekologię stawia na konopie, Chiny zmniejszyły produkcję lnu i również się przestawiają. Chińscy naukowcy szybko zauważyli, że 2 tony biomasy dają tyle energii, co 1 m³ gazu, prawie tyle, co węgiel. Klucz do niezależności energetycznej?

My rozumiemy, że konopie klasy technicznej nie mają wartości jako narkotyk – mówi Siergiej Naumenko, szef BNON głuchowskiego MWD – ale praca policji opiera się na prawie, a prawo z kolei na tym, że i z nich można zrobić mocny ekstrakt za pomocą skomplikowanych metod laboratoryjnych. Oczywiście nikt nie będzie tego robić, bo nawet dzikie samosiejki zawierają dziesięć razy więcej subst. psychoaktywnych. Ale nic nie można poradzić – policja nie ma sprawdzać stężenia THC, tylko określić przynależność do rodzaju Cannabis. W tym świetle wszystko jest narkotykiem i podlega ścisłej kontroli.

„Przepisy przewidują dla konopi włóknistych wyjątek. O ile maku może pilnować tylko policja, to tych – prywatne firmy ochroniarskie. Co dotyczy niszczenia – robimy wszystko, co jest wymagane przez prawo. Jeśli jest napisane, że musimy być obecni w trakcie niszczenia odpadów, to musimy. Jesteśmy ponadto zobowiązani do pobierania próbek i wysyłania do Kijowa na badania. Oczywiście niebezpieczeństwo społeczne nie jest na tyle wysokie, by ponosić duże wydatki, tym bardziej z budżetu państwa. Ale to moja osobista opinia.” Opinia Iriny Chochołowej, starszego pracownika naukowego implementacji nowych technologii i rozwoju technicznego w Państwowym Uniwersytecie Projektowania i Technologii w Kijowie, jest taka: za drakońskie regulacje odpowiadają przede wszystkim powiązania szefa SBU Jewhena Marczuka z branżą ochroniarską.pole konopi

Kierownik działu hodowli Irina Laiko przychodzi do nas prosto z „zielonego lasu”. Jest to jej miejsce pracy w terenie – kilometr od głównego pola są kolejne miejsca, gdzie dojrzewają nowe odmiany. Irina pokazuje jedną z nich, która wciąż nie ma oficjalnej nazwy. Nazywamy ją „głuchowska antynarkotyczna” – mówi. Dziesięć lat temu uświadomiliśmy sobie, że nie możemy nijak przekonać prawodawców, więc naukowcy Instytutu postawili sobie nowe zadanie. „Ponieważ prawo uważa wszystkie konopie za narkotyki, stwierdziliśmy, że pójdziemy na całość i stworzymy taką odmianę, która kompletnie nie zawiera THC. Ostatecznie osiągnęliśmy cel. Mamy ją, w końcu... Mamy też wynik badań centralnego laboratorium Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, potwierdzający brak obecności tej substancji. Nadszedł czas na zmianę prawa”, kontynuuje Laiko. „Zrobiliśmy to dla tych, którzy piszą ustawy. Teraz ich kolej, żeby zrobić krok w stronę naukowców, rolników i producentów... Cannabis powinno służyć ludziom.”

W międzyczasie, zostawiając zbiory pod czujnym nadzorem strażników, możemy przejść do zakładów produkcyjnych. Tutaj zajmują się segregacją zbiorów; góry nasion leżą przykryte plandeką, włókna skręca się w bale. Nad polami widać dużo dymu. Palimy pozostałe resztki – wyjaśnia Gilyazetdinov – Po tym wszystkim, w ramach obowiązującego prawa, musimy wszystko zniszczyć i policja to kontroluje... Oczywiście, szkoda palić tak po prostu, ale prawo jest prawem, a my jesteśmy porządnymi obywatelami. Część „odpadów” udaje się odesłać do Instytutu, przynajmniej dla odzyskania energii, w postaci cieplnej, dzięki piecom. Resztę pali się na ziemi, pod czujnym okiem ochrony.

To znaczy, te pożary są rytuałem? – zapytaliśmy Viktora Kabanca. Okazuje się, że tak... – odpowiedział.

Taras Ratušnyj jest ukraińskim współpracownikiem Biełsat (Belsat) TV, kanału TVP dla mieszkańców Białorusi, którego misją jest dostarczanie informacji i rozrywki na światowym poziomie oraz promocja idei demokracji i praw człowieka (posługuje się hasłem Biełsat – Twoje prawo wyboru). Taras zajmuje się także m.in. organizacją Global Marijuana March w Kijowie (czytaj np. Spliff#18 ).
Oceń ten artykuł
(0 głosów)