Outdoor 2011 - Aśka i Kaczy w miejskiej dżungli
Rubryka, którą właśnie czytacie, nie bez powodu nazywa się Guerilla Growing. Hodowcy konopi muszą stosować taktykę podobną do tej, którą obrali bojownicy ruchu oporu, by nie wpaść w łapy wymiaru sprawiedliwości.
Zwłaszcza uprawy outdoor są wielorako zagrożone: troszczący się obywatele, policjanci i chciwi jaracze bez skrupułów, a także liczne cztero-, sześcio-, ośmionożne szkodniki zagrażają każdego roku mozolnie hodowanym kwiatom. Ale nawet w miejskiej dżungli są czasami ukryte miejsca, gdzie nielegalna roślina rośnie spokojnie i może przynieść znaczące plony.
Oczywiście nie biorą się same z siebie, wielkomiejskie plantacje wymagają od growera specjalnej opieki. Dokumentację tak wysoce nielegalnego przedsięwzięcia znaleźliśmy ostatnio w skrzynce na listy naszej redakcji w formie 2-gigowego pendriva z plikiem tekstowym i kilkoma świetnymi zdjęciami, nadawca kompletnie anonimowy. Nasza redakcja uważa, że to świetnie, ale jest to surowo zabronione. W niniejszym sprawozdaniu zwracamy więc ponownie uwagę, żeby nie robić niczego podobnego lub błędnie odczytać to jako instrukcję, podczas gdy uprawianie konopi jest karalne.
W poprzednim roku przeszukaliśmy wiele miejsc. Nie byłoby tak całkiem fatalnie, gdyby nie odpadło nam jedno miejsce. Roku temu zostaliśmy także gwałtownie obrabowani, wiosną sadzonki zostały pożarte przez zwierzęta, a jesienią mieliśmy jedno- albo dwunogie szkodniki. Ale w tym roku mieliśmy szczęście, żadnych złodziei, tylko pogoda była tak zła, że zebraliśmy w sumie nie więcej niż w 2010 roku.
Zdecydowaliśmy się na odmianę Double Gum i Grandflora – dobry szwajcarski sort północnych szerokości geograficznych, z którego w ostatnim sezonie wyselekcjonowano matkę, ta z kolei później rozwijała się w sztucznym świetle. Te hodowałam 3 miesiące pod 110 watami i mogłam w lutym ściąć pokaźne sadzonki.
Podczas gdy ja troszczyłam się o sadzonki, mój partner szukał zastępstwa dla miejsca, w którym mieliśmy odwiedziny poprzedniego roku, sekretne miejscówki wykorzystaliśmy ponownie.
To jest właściwie najtrudniejsze i najważniejsze: miejsce musi być słabo dostępne i schowane, nie mogą być ani za suche, ani za wilgotne. I najlepiej, gdyby w pobliżu był zbiornik wodny, żeby w razie suszy nie biegać ze zbiornikiem wody po okolicy.
Do nawożenia zakopujemy trochę Guanokalong między korzeniami, który rozpuszcza się, a tym samym dostarcza składników odżywczych roślinie w okresie kwitnienia.
Niestety w tym roku było tak długo zimno, że przygotowane sadzonki mogliśmy wysadzić dopiero pod koniec kwietnia, czyli prawie trzy tygodnie później niż przed rokiem. Wszystkie wyrosły tak silne, że prawie nie mieliśmy z nimi problemów. W pierwszym miesiącu warunki były całkiem dobre. Jeździmy je doglądać tak rzadko, jak to możliwe, by zminimalizować ryzyko odkrycia. Ale w połowie czerwca zatrzymałyby się, gdybyśmy ich nie podlewali przynajmniej raz w tygodniu. Mimo to dziewczyny szybko wyrosły i już w lipcu zaczęły pojawiać się pierwsze małe pąki. Niestety stało się to w niewłaściwym czasie, ponieważ znowu było mokro i deszczowo, sierpień nie przyniósł naszym dzieciaczkom nic szczególnego. Na szczęście nie wyhodowaliśmy żadnej pleśni i znaleźliśmy też pozytywną stronę – nie musieliśmy już wyjeżdżać i podlewać. Wczesną jesienią było na szczęście względnie słonecznie i mogliśmy w połowie września zebrać całkiem tłuściutkie Double Gum i Grandflorę. biory to najbardziej niebezpieczna część uprawy outdoor, ponieważ jest to kwestia kilku plecaków pełnych narkotycznych roślin, świeżych i pachnących, które trzeba przetransportować do domu w zupełnej konspiracji przed światem. ażne jest, aby zebrany materiał był z miejsca szczelnie zapakowany, żeby ukryć zapach. W drodze może być już za późno.
Poza tym nigdy nie używamy własnego samochodu dla naszej działalności, poruszamy się rowerami i środkami komunikacji. W domu je przycinamy i obrabiamy ręcznie przez tydzień. Definitywnie warto.
Będziemy mogli w następnym roku zaoszczędzić wycieczek do dilera, a na święta mamy wspaniały haszysz, który wkrótce pokaże się z worków resztek pożniwnych. Poza tym możemy bez końca gotować, piec i parzyć herbatę i jesteśmy pewni, że będziemy się rozkoszować podczas najbliższych 12 miesięcy bio-suszem najwyższej jakości, uprawianych przez Matkę Naturę.
A nasz krąg przyjaciół również trzyma się nieźle.
Dział:
Zielarnia
Facebook YouTube