Michał Pauli - wywiad
Spliff: Przez 6 numerów Twoje wspomnienia prezentowane na łamach naszej gazety nasi czytelnicy mieli okazje już troszkę poznać twoje losy, powiedz nam jednak kim jesteś ? Michał Pauli: Jestem artystą plastykiem, większość swojego życia zajmowałem się ceramiką i malarstwem. Od dzieciaka miałem też pasje do podróży. Do Azji południowo-wschodniej, zaprowadziła mnie moja podróżnicza ciekawość, jak również pomysł, by łączyć przyjemne z pożytecznym. Sprowadzając stamtąd rękodzieło artystyczne.
Tak się zaczęło. Pracownia ceramiczna, którą miałem w Polsce przestała przynosić dochody. Postawiłem więc wszystko na jedna kartę. Niestety, z czasem okazało się, że sprowadzane przedmioty, również zalegają nie przynosząc zysku. Tonąłem w długach, gdy moja znajoma Tajka, zaproponowała mi ten drobny interesik. Kilka piguł dla jej znajomego, za przyzwoita sumę. Zobaczyłem w tym szanse, by odwrócić złą passę. Nie miałem specjalnego pojęcia, o branży narkotykowej. Z drugiej strony mój dość liberalny stosunek, do środków psychoaktywnych powodował, iż nie wydawało mi się to czymś bardzo nagannym moralnie. Jednym słowem, co mi szkodziło, wysłać parę listów, z niewielka ilością ecstasy, by wybrnąć z trudnej sytuacji finansowej. Tak wtedy myślałem.
Spliff: Czy wierzyłeś w to, że może się Tobie udać bez żadnych konsekwencji ? Czy bezwzględna polityka narkotykowa w naszym kraju nie była przestrogą ?
MP: Zdawałem sobie sprawę z pewnych konsekwencji prawnych. Nie spodziewałem się jednak, ze MDMA, traktowane jest w Tajlandii w identyczny sposób jak heroina. Wysyłałem te małe liściki, myśląc: - w końcu to tak mała ilość, co może się wydarzyć. Przecież to nie heroina. Nie było sensu zastanawiać się nad konsekwencjami, by nie kusić losu. Miało to być chwilowe zajęcie, sposób na poreperowanie budżetu. Rodzaj drobnego skoku w bok przy, którym nie czułem się dobrze jako diler, ale właśnie sytuacja jaką mi zaproponowano nie do końca taką . Traktowałem to jako koleżeńską pomoc – na zasadzie „proszę załatw mi troszkę bo akurat nie mam skąd”. Sam kilka razy używałem MDMA i nie uważam, by w małych ilościach, stosując to w rozsądny sposób,było to coś bardziej szkodliwego niż alkohol. No cóż, że jest to prawnie zakazane, wiele rzeczy jest zakazane a mimo wszystko to robimy.
Spliff: Będąc na miejscu, jak wyglądała sytuacja z narkotykami w Tajlandii. Były one dostępne w klubach, na ulicy, można je było tam kupić ? Czy policja nie łapała na ulicy ludzi z narkotykami, czy nie było jakiś ostrzeżeń związanych z wysokimi karami ?
MP: Jako osoba, która poznawała Tajlandię i jak się okazało nie poznała jej na tyle dobrze, nie widziałem wtedy specjalnych zagrożeń, oprócz tablic informacyjnych na lotnisku. Miasto pełne było wszystkiego. A głównie ciężkich narkotyków, jak heroina, czy amfetamina.
Spliff: Jak możesz porównać sytuacje z narkotykami na rynku w obu krajach ?
MP: W tamtych czasach, różnice między polska a Tajlandia, były dość spore. Substancje, jak gandzia, można było załatwić, nawet od kierowców Tuktuków ( mały motorowych taksówek). Na północy popularne było opium. Było to wręcz częścią kultury. Bardzo popularne, były małe różowe tabletki o nazwie Ya Ba. Jest to rodzaj amfetaminy. Paradoksalnie wysokie kary i brak obiektywnej wiedzy, powodują, ze w Tajlandii narkotyki są dużo częściej używane niż w Polsce.
Jak wielki jest to problem, przekonałem się dopiero trafiając do wiezienia. Zobaczyłem tez, jak wiele osób, trafia tam, za podobną namową jak ja. W większości są to małe płotki, które maja podnosić statystyki, gdy tymczasem prawdziwi handlarze, mogą bez problemu prowadzić, swój intratny biznes.
Spliff: Czy za posiadanie marihuany są tam takie same kary jak za extazy, heroinę ?
W zasadzie są one dużo mniejsze. Za posiadanie marihuany grozi tam do 5-6 lat więzienia, a w przypadku kilku gram można otrzymać połowę tego wyroku.
Spliff: Miejscowi są tak samo karani jak turyści w Tajlandii ? Czy represje są skierowane przede wszystkim w stronę obcokrajowców ?
MP: Nie. Kolor skóry, pochodzenie nie ma tutaj żadnego znaczenia. Istotne czasem okazuje się to czy jest się bogatym czy biednym, ponieważ system jest tak skorumpowany, że czasami można się wykupić, a policja sama proponuje haracz . Często właśnie po to tylko organizuje się prowokacja, aby móc wymusić łapówę od turystów którzy wpakują się w kłopoty. Zdarza się też dużo sytuacji, ze funkcjonariusze podrzucają towar podczas przeszukania aby móc zaszantażować przyjezdnych.
Natomiast w ogóle jeżeli chodzi o system sprawiedliwości jest on nie logiczny i bardzo nie konsekwentny. Jedna osoba za ten sam czyn, za te same ilości potrafi dostać np. 25 lat, a inna 10 lat. Tak samo jeśli chodzi o marihuanę, rozbieżność przy tej samej ilości bywa od 2 do 7 lat !!! Tak to właśnie wygląda.
Spliff: Po tym jak złapała Ciebie policja czy mogłeś liczyć na pomoc ambasady, państwa polskiego ?
MP: Po tym jak zakończyła się moja sprawa, mogę powiedzieć ze wspominam ciepło ambasadę, ponieważ na koniec, dzięki ich pomocy udało mi się stamtąd wydostać. Natomiast początki były bardzo trudne i pomoc ambasady była bardzo skąpa. Najwięcej problemów miałem w kwestii prawnej i sądowej. Tutaj ambasada nie wykazała w ogóle. Później podobny problem, miałem w sprawach zdrowotnych. Z drugiej strony mogę oczywiście to zrozumieć. Byłem dla nich dilerem, i tak mnie często traktowano. Pozatym Polska ambasada w tym kraju jest niewielka. Obsługuje oprócz Tajlandii kilka państw okolicznych, ze skromnym personelem, przez co na początku byłem zdany tylko wyłącznie na siebie.
Spliff: Jak czułeś się sam w obcym kraju, w obcej kulturze nie znając tajskiego.
MP: Czułem się przerażony na pewno. Na pewno towarzyszył temu duży strach i nie pewność. Przede wszystkim nie do końca wiedziałem co się dzieje ponieważ osoba, która wprowadziła mnie w tą całą historie i której wysyłałem narkotyki pocztą była z policji. Ja nie miałem o tym pojęcia i nie spodziewałem się ze to wszystko po takim czasie i w taki sposób może wyjść na jaw.
Po przewiezieniu mnie na jakieś tajne mieszkanie, lekkim poturbowaniu, próbowano wyciągnąć ode mnie informacje, o których nie miałem pojęcia. Później przewieziono mnie na komendę „Narcotic Suppress Devision”, tam zaczęto mi pokazywać dowody w postaci listów, co doprowadziło mnie do totalnego załamania. Zdałem sobie sprawę co się dzieje. Wiedzieli o mnie wszystko, śledzą mój każdy ruch. Nagle wszedł jakiś policjant z wyższym stopniem i łamaną angielszczyzną powiedział do mnie „We know who you are” – zdałem sobie sprawę ze nie jestem małą rybką, która sobie wysłała kilka nieznacznych kopert, lecz zrobiono ze mnie dużego przemytnikiem narkotyków! Z każdym kolejnym dniem w klatce, gdy próbowałem komunikować się z współwięźniami. Uzyskiwałem informacje, które uświadamiały mi, że mogą zostać skazany na karę śmierci. Świadomość, że mogę skończyć z kulką w głowie, nie pomagała!
Spliff: Miałeś możliwość obrony przed sądem czy wyrok był czysto automatyczną decyzją ?
MP: Przyznam, ze możliwości obrony, które mi tam dano były czysto pro forma. System jest tak zorganizowany aby szybko skazywać ludzi. Za namową rodziny i ambasady dostałem tajskiego adwokata. Później z Polski również przyjechał do mnie obrońca, który próbował coś zrobić, ale niestety nic nie mógł. Nie było to w jego kompetencjach, a tajski adwokat był tylko kolejnym wyciągaczem pieniędzy. Ja już trafiając tam, wiedziałem od współwięźniów że sprawy narkotykowej w Tajlandii nie da się wygrać. Tam w sądzie liczy się tylko zeznanie policjanta i prokuratora. Sędziowie zresztą mówią wprost policja jest autorytetem i służbą tzw. „Zaufania społecznego”, wiec nie można podważać jej wiarygodności. Z góry jako przestępca, diler zostałem pozbawiony prawa głosu.
Z policji polskiej zostały dostarczone dokumenty, ze nigdy nie byłem karany, plus referencje z mojej uczelni. Sam w chwili desperacji, nie mogąc porozumieć się z adwokatem. napisałem list otwarty do sędziego opisujący moją historie. Przyznałem się w niej do tego co zrobiłem, podając, dokładne ilości, które zdecydowanie różniły się od tych podanych przez policje. Liczyłem na zrozumienie i wyrozumiałość. W zamian dostałem 12xśmierć.
Po prostu byłem jednym z tysięcy, których miano skazać aby otrzymać profity z amerykańskich dotacji DEA.
Spliff: Stałeś się ofiarą tajskiej komórki ds. zwalczania przestępczości narkotykowej czy była to sprawa międzynarodowa, z udziałem DEA i polskiej policji ?
MP: Polska policja nie miała z tym nic wspólnego. Cała prowokacje, była zaaranżowana przez służby Tajskie, w połączeniu z amerykańska DEA. W świetle prawa popełniłem przestępstwo. Wiem jednak, ze nigdy bym tego nie zrobił, gdyby nie został namówiony, przez osobę pracującą dla policji. Długa można by się zastanawiać, nad etyka działań służb prewencyjnych. Jestem przykładam, jak bardzo jak naprawdę to wygląda.
Spliff: Jaki wyrok otrzymałeś ?
MP: Moja pierwsza rozprawa zakończyła się na 12 karach śmierci, które zostały nałożone za 12 wykroczeń. Tajowie zdecydowanie podwyższyli tez, ilość narkotyku. Później dowiedziałem się , że policja dostają tam premię od wartości czarno-rynkowej narkotyku.
Spliff: Jak się sprawa potoczyła dalej ?
MP: Wyrok został złagodzony do dożywocia ponieważ się przyznałem. System tajski jest po części kopią systemu amerykańskiego oprócz tzw. 12 sprawiedliwych. To jak się na to zdecydowałem, to jest długa historia i perypetie tego opisuje w książce.
Tajski adwokat chciał mnie nakłonić do nieprzyznawania się, lecz nic nie oferował w zamian żadnych sensownych rozwiązań. Ja uważałem fakt prowokacji za bardzo istotny, jednak nie miało to żadnego znaczenia. To że ilość substancji, które posiadałem, także była zawyżona nie miało żadnego znaczenia ponieważ za przemyt 1 grama substancji 1 kategorii jaką okazały się ecstasy (taka sama jak heroina) już można dostać kare śmierci. Czy to był 1 gram czy kilogram wyrok mógł być bardzo podobny.
Spliff: Jak w takim razie udało się Tobie przeżyć te pierwsze chwile w więzieniu ze świadomością, że musisz tu spędzić resztę swojego życia ? Nie miałeś problemów z motywacją ?
MP: Miałem dużo kłopotów, bardzo duże, ze wszystkim. Tutaj okazuje się, że w ekstremalnych sytuacjach, z których nie masz wyjścia pozostaje jedynie trwać i tak było ze mną. Nie mogłem nic ze sobą zrobić, samobójstwo nie rozwiązywało żadnego problemu. Liczyłem, że czas coś wyjaśni, że uda się coś rozwiązać. Miałem tylko nadzieje! Ona jedyna trzymała mnie przy życiu.
Spliff: Czy podczas twojego pobytu tam, ktoś cały czas czynnie pracował abyś mógł stamtąd wyjść ?
MP: Na pewno miałem oparcie w rodzinie. Okazuje się też w dużej ilości znajomych. Siedząc tam nie miałem dostępu do niczego, komunikacji, listy nie dochodziły. Informacje miałem z bardzo krótkich, sporadycznych wizyt ambasady, które się odbywały raz na miesiąc czy raz na dwa miesiące. Uzyskiwałem, krótkie informacje co się dzieje w związku z moją osobą w Polsce. Moi znajomi próbowali robić wiele akcji aby mi pomóc. Organizowali koncerty, próbowali znaleźć społeczne poparcie dla sprawy co się okazało totalną porażką. Nasze społeczeństwo zupełnie nie jest przygotowane do czegoś takiego i reaguje, można powiedzieć w sposób normalny, przewidywalny. Byłem dilerem dlatego dla większości osób byłem do odstrzału – „dobrze mu tak niech gnije”. Takie były opinie wielu osób, nawet takich, po których się tego nie spodziewałem.
Po dwóch latach zacząłem przemycać rysunki, jakieś drobne historie, które wylądowały na stronie internetowej zorganizowanej przez moich przyjaciół. Na tej stronie otrzymałem poparcie ponad 3-4 tysięcy osób, co mnie bardzo potrzymało na duchu. Strona ta została zamknięta ponieważ tabloidy typu „super e.....” zaczęły pisać jakieś brednie na mój temat ale to mnie zmotywowało do tego, że są ludzie, na których mogę liczyć. Od tego momentu zacząłem pisać do rządu RP i starać się o wsparcie w kwestii uzyskania łaski królewskiej.
Spliff: Co było kluczową decyzją abyś mógł wrócić do Polski ?
MP: Kluczem okazały się trzy listy popierające moją prośbę. Były to listy od osoby, która zapoczątkowała cały cykl kolejnych, były prezydenta Lecha Wałęsy, moją prośbę listowie poparł także prezydent Aleksander Kwaśniewski, a na koniec na prośbę MSZ i ambasady, nie wiem jak to się stało, bo sam na to nie liczyłem, jednak sam też napisałem kilka listów tłumacząc swój czyn, w zasadzie pisałem ich bardzo wiele do MSZ i do wszystkich po kolei. Pierwsze reakcje były przewidywalne, minister spraw zagranicznych, czy premier nie byli w ogóle zainteresowani moją sprawą. A wręcz przeciwnie, co niestety robi większość polityków słysząc słowo narkotyki. Prezydent Wałęsa jako pierwszy stanął ponad tym wszystkim i powiedział, tak ja to podpisze. Po tym jak On to podpisał, kolejni prezydencji RP także się zgodzili. Od tego momentu zacząłem wierzyć, ze jest jakaś szansa na wolność. Nie stało się to jednak tak łatwo, o czym opowiadam, w mojej książce.
Spliff: Jak zmieniła się twoim zdaniem sytuacja narkotykowa w Polsce przez te 6 lat. Jak możesz to porównać do wojny amerykańskiej czy tajlandzkiej ?
MP: Cieszy mnie przede wszystkim to, że zaczyna być to bardziej publiczną debatą. I nie odzywają się tak jak do tej pory jedynie głosy demonizujące narkotyki. Duża część osób mówi coraz sensowniej, jak powinno się rozwiązać ten problem i to jest bardzo dobre.
Od lat 70, czasów prezydenta USA Nixona widzimy właściwie odwrotny efekt polityki, która rozpętała wojnę przeciwko narkotykom . Obecny model polityki spycha problem na margines powodując, że młodzi ludzie jeszcze bardziej lgną do zakazanego owocu, czym są narkotyki. A brak edukacji powoduje ze zażywają te substancje zupełnie nie świadomie. Istnieje też problem jakości tych środków. Przez brak kontroli na czarnym rynku znajduja się rzeczy wyjątkowo szkodliwe.
Chciałbym opowiedzieć troszkę mojej historii. Piszę to, aby zrelacjonować jak ja widzę wojnę z narkotykami w Azji, z drugiej strony mam nadzieje ze będzie też ona przestrogą dla młodych ludzi, by nie popełniać takich głupot jaka mi się przydarzyła.
Mam nadzieje ze w całej europie, tak samo jak i w naszym kraju wreszcie politycy przejrzą na oczy i zaczną ten problem rozwiązywać inaczej niż po prostu bardzo restrykcyjnie krając. Ja osobiście byłem światkiem dużo gorszych restrykcji niż są u nas w Polsce. Aczkolwiek to jest tylko i wyłącznie kwestia pewnego rozmachu, a spojrzenie niestety jest takie samo. Jest to demagogia wykorzystywana do pewnych układów politycznych i gospodarczych. W Azji absolutnie ta wojna z narkotykami nic nie zmienia. W więzieniach, których byłem, a są to jedne z najliczniejszych więzień na świecie, znajduje się po 20 tysięcy ludzi, a 90% z nich jest skazanych za narkotyki i nie zmienia to nic pod względem skali zjawiska. Wręcz spożycie się zwiększa. Właśnie na przykładzie Tajlandii, mogę powiedzieć do czego doprowadza ślepa wiara w to że przemoc / więzienie jest wstanie zmienić naturę ludzką i zabronić używania czegoś co jest ogólnie dostępne także w naturze.
Spliff: Na ilu osobach rocznie jest wykonywana kara śmierci w Tajlandii ?
Jeśli chodzi o karę śmierci sytuacja tam się zmieniła i oficjalnie mówią, że nie wykonują kary śmierci od roku 2005. Lecz już w roku 2007 znów zaczęto wykonywać wyroki. Wszyscy, którzy zostali skazani na karę śmierci w tej chwili odbywają bardzo surową karę, siedząc w zatłoczonych klatkach, skuci łańcuchami i spędzają tak lata nie bardzo wiedząc co się z nimi dalej stanie i czy któregoś dnia nie przyjdzie ktoś ich zastrzelić albo po protu spędzą tak resztę swojego życia.
Będąc na miejscu czasem się zastanawiałem, widząc ludzi, którzy spędzili po 33 lata jako więźniowie, czy bardziej humanitarne nie jest po prostu wykonanie tej kary, zamiast skazywać kogoś na spędzenie życia w mękach.
MP: Zdawałem sobie sprawę z pewnych konsekwencji prawnych. Nie spodziewałem się jednak, ze MDMA, traktowane jest w Tajlandii w identyczny sposób jak heroina. Wysyłałem te małe liściki, myśląc: - w końcu to tak mała ilość, co może się wydarzyć. Przecież to nie heroina. Nie było sensu zastanawiać się nad konsekwencjami, by nie kusić losu. Miało to być chwilowe zajęcie, sposób na poreperowanie budżetu. Rodzaj drobnego skoku w bok przy, którym nie czułem się dobrze jako diler, ale właśnie sytuacja jaką mi zaproponowano nie do końca taką . Traktowałem to jako koleżeńską pomoc – na zasadzie „proszę załatw mi troszkę bo akurat nie mam skąd”. Sam kilka razy używałem MDMA i nie uważam, by w małych ilościach, stosując to w rozsądny sposób,było to coś bardziej szkodliwego niż alkohol. No cóż, że jest to prawnie zakazane, wiele rzeczy jest zakazane a mimo wszystko to robimy.
Spliff: Będąc na miejscu, jak wyglądała sytuacja z narkotykami w Tajlandii. Były one dostępne w klubach, na ulicy, można je było tam kupić ? Czy policja nie łapała na ulicy ludzi z narkotykami, czy nie było jakiś ostrzeżeń związanych z wysokimi karami ?
MP: Jako osoba, która poznawała Tajlandię i jak się okazało nie poznała jej na tyle dobrze, nie widziałem wtedy specjalnych zagrożeń, oprócz tablic informacyjnych na lotnisku. Miasto pełne było wszystkiego. A głównie ciężkich narkotyków, jak heroina, czy amfetamina.
Spliff: Jak możesz porównać sytuacje z narkotykami na rynku w obu krajach ?
MP: W tamtych czasach, różnice między polska a Tajlandia, były dość spore. Substancje, jak gandzia, można było załatwić, nawet od kierowców Tuktuków ( mały motorowych taksówek). Na północy popularne było opium. Było to wręcz częścią kultury. Bardzo popularne, były małe różowe tabletki o nazwie Ya Ba. Jest to rodzaj amfetaminy. Paradoksalnie wysokie kary i brak obiektywnej wiedzy, powodują, ze w Tajlandii narkotyki są dużo częściej używane niż w Polsce.
Jak wielki jest to problem, przekonałem się dopiero trafiając do wiezienia. Zobaczyłem tez, jak wiele osób, trafia tam, za podobną namową jak ja. W większości są to małe płotki, które maja podnosić statystyki, gdy tymczasem prawdziwi handlarze, mogą bez problemu prowadzić, swój intratny biznes.
Spliff: Czy za posiadanie marihuany są tam takie same kary jak za extazy, heroinę ?
W zasadzie są one dużo mniejsze. Za posiadanie marihuany grozi tam do 5-6 lat więzienia, a w przypadku kilku gram można otrzymać połowę tego wyroku.
Spliff: Miejscowi są tak samo karani jak turyści w Tajlandii ? Czy represje są skierowane przede wszystkim w stronę obcokrajowców ?
MP: Nie. Kolor skóry, pochodzenie nie ma tutaj żadnego znaczenia. Istotne czasem okazuje się to czy jest się bogatym czy biednym, ponieważ system jest tak skorumpowany, że czasami można się wykupić, a policja sama proponuje haracz . Często właśnie po to tylko organizuje się prowokacja, aby móc wymusić łapówę od turystów którzy wpakują się w kłopoty. Zdarza się też dużo sytuacji, ze funkcjonariusze podrzucają towar podczas przeszukania aby móc zaszantażować przyjezdnych.
Natomiast w ogóle jeżeli chodzi o system sprawiedliwości jest on nie logiczny i bardzo nie konsekwentny. Jedna osoba za ten sam czyn, za te same ilości potrafi dostać np. 25 lat, a inna 10 lat. Tak samo jeśli chodzi o marihuanę, rozbieżność przy tej samej ilości bywa od 2 do 7 lat !!! Tak to właśnie wygląda.
Spliff: Po tym jak złapała Ciebie policja czy mogłeś liczyć na pomoc ambasady, państwa polskiego ?
MP: Po tym jak zakończyła się moja sprawa, mogę powiedzieć ze wspominam ciepło ambasadę, ponieważ na koniec, dzięki ich pomocy udało mi się stamtąd wydostać. Natomiast początki były bardzo trudne i pomoc ambasady była bardzo skąpa. Najwięcej problemów miałem w kwestii prawnej i sądowej. Tutaj ambasada nie wykazała w ogóle. Później podobny problem, miałem w sprawach zdrowotnych. Z drugiej strony mogę oczywiście to zrozumieć. Byłem dla nich dilerem, i tak mnie często traktowano. Pozatym Polska ambasada w tym kraju jest niewielka. Obsługuje oprócz Tajlandii kilka państw okolicznych, ze skromnym personelem, przez co na początku byłem zdany tylko wyłącznie na siebie.
Spliff: Jak czułeś się sam w obcym kraju, w obcej kulturze nie znając tajskiego.
MP: Czułem się przerażony na pewno. Na pewno towarzyszył temu duży strach i nie pewność. Przede wszystkim nie do końca wiedziałem co się dzieje ponieważ osoba, która wprowadziła mnie w tą całą historie i której wysyłałem narkotyki pocztą była z policji. Ja nie miałem o tym pojęcia i nie spodziewałem się ze to wszystko po takim czasie i w taki sposób może wyjść na jaw.
Po przewiezieniu mnie na jakieś tajne mieszkanie, lekkim poturbowaniu, próbowano wyciągnąć ode mnie informacje, o których nie miałem pojęcia. Później przewieziono mnie na komendę „Narcotic Suppress Devision”, tam zaczęto mi pokazywać dowody w postaci listów, co doprowadziło mnie do totalnego załamania. Zdałem sobie sprawę co się dzieje. Wiedzieli o mnie wszystko, śledzą mój każdy ruch. Nagle wszedł jakiś policjant z wyższym stopniem i łamaną angielszczyzną powiedział do mnie „We know who you are” – zdałem sobie sprawę ze nie jestem małą rybką, która sobie wysłała kilka nieznacznych kopert, lecz zrobiono ze mnie dużego przemytnikiem narkotyków! Z każdym kolejnym dniem w klatce, gdy próbowałem komunikować się z współwięźniami. Uzyskiwałem informacje, które uświadamiały mi, że mogą zostać skazany na karę śmierci. Świadomość, że mogę skończyć z kulką w głowie, nie pomagała!
Spliff: Miałeś możliwość obrony przed sądem czy wyrok był czysto automatyczną decyzją ?
MP: Przyznam, ze możliwości obrony, które mi tam dano były czysto pro forma. System jest tak zorganizowany aby szybko skazywać ludzi. Za namową rodziny i ambasady dostałem tajskiego adwokata. Później z Polski również przyjechał do mnie obrońca, który próbował coś zrobić, ale niestety nic nie mógł. Nie było to w jego kompetencjach, a tajski adwokat był tylko kolejnym wyciągaczem pieniędzy. Ja już trafiając tam, wiedziałem od współwięźniów że sprawy narkotykowej w Tajlandii nie da się wygrać. Tam w sądzie liczy się tylko zeznanie policjanta i prokuratora. Sędziowie zresztą mówią wprost policja jest autorytetem i służbą tzw. „Zaufania społecznego”, wiec nie można podważać jej wiarygodności. Z góry jako przestępca, diler zostałem pozbawiony prawa głosu.
Z policji polskiej zostały dostarczone dokumenty, ze nigdy nie byłem karany, plus referencje z mojej uczelni. Sam w chwili desperacji, nie mogąc porozumieć się z adwokatem. napisałem list otwarty do sędziego opisujący moją historie. Przyznałem się w niej do tego co zrobiłem, podając, dokładne ilości, które zdecydowanie różniły się od tych podanych przez policje. Liczyłem na zrozumienie i wyrozumiałość. W zamian dostałem 12xśmierć.
Po prostu byłem jednym z tysięcy, których miano skazać aby otrzymać profity z amerykańskich dotacji DEA.
Spliff: Stałeś się ofiarą tajskiej komórki ds. zwalczania przestępczości narkotykowej czy była to sprawa międzynarodowa, z udziałem DEA i polskiej policji ?
MP: Polska policja nie miała z tym nic wspólnego. Cała prowokacje, była zaaranżowana przez służby Tajskie, w połączeniu z amerykańska DEA. W świetle prawa popełniłem przestępstwo. Wiem jednak, ze nigdy bym tego nie zrobił, gdyby nie został namówiony, przez osobę pracującą dla policji. Długa można by się zastanawiać, nad etyka działań służb prewencyjnych. Jestem przykładam, jak bardzo jak naprawdę to wygląda.
Spliff: Jaki wyrok otrzymałeś ?
MP: Moja pierwsza rozprawa zakończyła się na 12 karach śmierci, które zostały nałożone za 12 wykroczeń. Tajowie zdecydowanie podwyższyli tez, ilość narkotyku. Później dowiedziałem się , że policja dostają tam premię od wartości czarno-rynkowej narkotyku.
Spliff: Jak się sprawa potoczyła dalej ?
MP: Wyrok został złagodzony do dożywocia ponieważ się przyznałem. System tajski jest po części kopią systemu amerykańskiego oprócz tzw. 12 sprawiedliwych. To jak się na to zdecydowałem, to jest długa historia i perypetie tego opisuje w książce.
Tajski adwokat chciał mnie nakłonić do nieprzyznawania się, lecz nic nie oferował w zamian żadnych sensownych rozwiązań. Ja uważałem fakt prowokacji za bardzo istotny, jednak nie miało to żadnego znaczenia. To że ilość substancji, które posiadałem, także była zawyżona nie miało żadnego znaczenia ponieważ za przemyt 1 grama substancji 1 kategorii jaką okazały się ecstasy (taka sama jak heroina) już można dostać kare śmierci. Czy to był 1 gram czy kilogram wyrok mógł być bardzo podobny.
Spliff: Jak w takim razie udało się Tobie przeżyć te pierwsze chwile w więzieniu ze świadomością, że musisz tu spędzić resztę swojego życia ? Nie miałeś problemów z motywacją ?
MP: Miałem dużo kłopotów, bardzo duże, ze wszystkim. Tutaj okazuje się, że w ekstremalnych sytuacjach, z których nie masz wyjścia pozostaje jedynie trwać i tak było ze mną. Nie mogłem nic ze sobą zrobić, samobójstwo nie rozwiązywało żadnego problemu. Liczyłem, że czas coś wyjaśni, że uda się coś rozwiązać. Miałem tylko nadzieje! Ona jedyna trzymała mnie przy życiu.
Spliff: Czy podczas twojego pobytu tam, ktoś cały czas czynnie pracował abyś mógł stamtąd wyjść ?
MP: Na pewno miałem oparcie w rodzinie. Okazuje się też w dużej ilości znajomych. Siedząc tam nie miałem dostępu do niczego, komunikacji, listy nie dochodziły. Informacje miałem z bardzo krótkich, sporadycznych wizyt ambasady, które się odbywały raz na miesiąc czy raz na dwa miesiące. Uzyskiwałem, krótkie informacje co się dzieje w związku z moją osobą w Polsce. Moi znajomi próbowali robić wiele akcji aby mi pomóc. Organizowali koncerty, próbowali znaleźć społeczne poparcie dla sprawy co się okazało totalną porażką. Nasze społeczeństwo zupełnie nie jest przygotowane do czegoś takiego i reaguje, można powiedzieć w sposób normalny, przewidywalny. Byłem dilerem dlatego dla większości osób byłem do odstrzału – „dobrze mu tak niech gnije”. Takie były opinie wielu osób, nawet takich, po których się tego nie spodziewałem.
Po dwóch latach zacząłem przemycać rysunki, jakieś drobne historie, które wylądowały na stronie internetowej zorganizowanej przez moich przyjaciół. Na tej stronie otrzymałem poparcie ponad 3-4 tysięcy osób, co mnie bardzo potrzymało na duchu. Strona ta została zamknięta ponieważ tabloidy typu „super e.....” zaczęły pisać jakieś brednie na mój temat ale to mnie zmotywowało do tego, że są ludzie, na których mogę liczyć. Od tego momentu zacząłem pisać do rządu RP i starać się o wsparcie w kwestii uzyskania łaski królewskiej.
Spliff: Co było kluczową decyzją abyś mógł wrócić do Polski ?
MP: Kluczem okazały się trzy listy popierające moją prośbę. Były to listy od osoby, która zapoczątkowała cały cykl kolejnych, były prezydenta Lecha Wałęsy, moją prośbę listowie poparł także prezydent Aleksander Kwaśniewski, a na koniec na prośbę MSZ i ambasady, nie wiem jak to się stało, bo sam na to nie liczyłem, jednak sam też napisałem kilka listów tłumacząc swój czyn, w zasadzie pisałem ich bardzo wiele do MSZ i do wszystkich po kolei. Pierwsze reakcje były przewidywalne, minister spraw zagranicznych, czy premier nie byli w ogóle zainteresowani moją sprawą. A wręcz przeciwnie, co niestety robi większość polityków słysząc słowo narkotyki. Prezydent Wałęsa jako pierwszy stanął ponad tym wszystkim i powiedział, tak ja to podpisze. Po tym jak On to podpisał, kolejni prezydencji RP także się zgodzili. Od tego momentu zacząłem wierzyć, ze jest jakaś szansa na wolność. Nie stało się to jednak tak łatwo, o czym opowiadam, w mojej książce.
Spliff: Jak zmieniła się twoim zdaniem sytuacja narkotykowa w Polsce przez te 6 lat. Jak możesz to porównać do wojny amerykańskiej czy tajlandzkiej ?
MP: Cieszy mnie przede wszystkim to, że zaczyna być to bardziej publiczną debatą. I nie odzywają się tak jak do tej pory jedynie głosy demonizujące narkotyki. Duża część osób mówi coraz sensowniej, jak powinno się rozwiązać ten problem i to jest bardzo dobre.
Od lat 70, czasów prezydenta USA Nixona widzimy właściwie odwrotny efekt polityki, która rozpętała wojnę przeciwko narkotykom . Obecny model polityki spycha problem na margines powodując, że młodzi ludzie jeszcze bardziej lgną do zakazanego owocu, czym są narkotyki. A brak edukacji powoduje ze zażywają te substancje zupełnie nie świadomie. Istnieje też problem jakości tych środków. Przez brak kontroli na czarnym rynku znajduja się rzeczy wyjątkowo szkodliwe.
Chciałbym opowiedzieć troszkę mojej historii. Piszę to, aby zrelacjonować jak ja widzę wojnę z narkotykami w Azji, z drugiej strony mam nadzieje ze będzie też ona przestrogą dla młodych ludzi, by nie popełniać takich głupot jaka mi się przydarzyła.
Mam nadzieje ze w całej europie, tak samo jak i w naszym kraju wreszcie politycy przejrzą na oczy i zaczną ten problem rozwiązywać inaczej niż po prostu bardzo restrykcyjnie krając. Ja osobiście byłem światkiem dużo gorszych restrykcji niż są u nas w Polsce. Aczkolwiek to jest tylko i wyłącznie kwestia pewnego rozmachu, a spojrzenie niestety jest takie samo. Jest to demagogia wykorzystywana do pewnych układów politycznych i gospodarczych. W Azji absolutnie ta wojna z narkotykami nic nie zmienia. W więzieniach, których byłem, a są to jedne z najliczniejszych więzień na świecie, znajduje się po 20 tysięcy ludzi, a 90% z nich jest skazanych za narkotyki i nie zmienia to nic pod względem skali zjawiska. Wręcz spożycie się zwiększa. Właśnie na przykładzie Tajlandii, mogę powiedzieć do czego doprowadza ślepa wiara w to że przemoc / więzienie jest wstanie zmienić naturę ludzką i zabronić używania czegoś co jest ogólnie dostępne także w naturze.
Spliff: Na ilu osobach rocznie jest wykonywana kara śmierci w Tajlandii ?
Jeśli chodzi o karę śmierci sytuacja tam się zmieniła i oficjalnie mówią, że nie wykonują kary śmierci od roku 2005. Lecz już w roku 2007 znów zaczęto wykonywać wyroki. Wszyscy, którzy zostali skazani na karę śmierci w tej chwili odbywają bardzo surową karę, siedząc w zatłoczonych klatkach, skuci łańcuchami i spędzają tak lata nie bardzo wiedząc co się z nimi dalej stanie i czy któregoś dnia nie przyjdzie ktoś ich zastrzelić albo po protu spędzą tak resztę swojego życia.
Będąc na miejscu czasem się zastanawiałem, widząc ludzi, którzy spędzili po 33 lata jako więźniowie, czy bardziej humanitarne nie jest po prostu wykonanie tej kary, zamiast skazywać kogoś na spędzenie życia w mękach.
Spliff: Bardzo dziękuje za rozmowę
MP: Dziękuje
MP: Dziękuje
Prawdziwa historia z najgorszego więzienia na świecie:
Jeżeli chcesz poznać dalsze losy Michała w Tajskim więzieniu zapraszamy serdecznie wszystkich do zakupu ksiązki - "12 x śmierć" w dobrych księgarniach.
Facebook YouTube