A+ A A-

Wolność medycyny Chemiczna inkwizycja i współczesne czarownice

Niewiele brakowało, aby wolność medycyny została zapisana w Konstytucji obok wolności religii. Stało się jednak inaczej i oddaliśmy to, co mamy najcenniejsze – nasze zdrowie – w ręce „rządowych fachowców”. Tymczasem Thomas Jefferson,  jeden z Ojców-Założycieli i pierwszych prezydentów USA, ostrzegał nas wyraźnie pisząc: „Jeśli ludzie pozwolą rządowi decydować jakie pokarmy powinni spożywać i które leki przyjmować, to ich ciała będą wkrótce w tak opłakanym stanie, jak dusze tych, którzy żyją pod jarzmem tyranów”.

Obecnie, wysocy rangą urzędnicy amerykańskiej rządowej agencji antynarkotykowej Drug Enforcement Administration (DEA) stanowczo twierdzą, że obywatele nie mają prawa do decydowania o tym, jakie leki powinny być dostępne. Politycy nie wierzą w edukację, inteligencję swoich wyborców ani ich wolność. W 1996 roku generał Barry McCaffrey Richard, czwarty Dyrektor Urzędu Kontroli Leków i Polityki Narodowej, stwierdził, że amerykańscy wyborcy nie powinni decydować, które leki są bezpieczne i skuteczne. Jest to zupełnie inna postawa niż prezydenta Jeffersona, który zalecał edukację i oświecanie ludzi, żeby „tyrania oraz ucisk ciała i umysłu znikły jak złe duchy o świcie dnia”.

Lekarze coraz częściej narzekają na samowolę gigantów farmaceutycznych i nakładane na nich ograniczenia w wyborze leków i terapii (także finansowe). Cytują wówczas chętnie słowa doktora Benjamina Rusha, często nazywanego „ojcem amerykańskiej medycyny”. Rush był osobistym lekarzem prezydenta Waszyngtona i sygnatariuszem Deklaracji Niepodległości. Ostrzegał on, że medycyna stanie się „utajoną dyktaturą”, chyba że jej wolność zostanie konstytucyjnie zagwarantowana: „Jeśli nie ustanowimy wolności praktyki medycznej w Konstytucji, to nadejdzie czas, kiedy lecznictwo stanie się podziemną dyktaturą... Ograniczenie sztuki leczenia do tylko jednej klasy ludzi i odmawianie tego przywileju innym doprowadzi do zbudowania Bastylii nauk medycznych. Wszystkie takie prawa są niegodne Ameryki oraz despotyczne i nie ma dla nich miejsca w republice... konstytucja tej republiki powinna zawierać specjalny przywilej o charakterze medycznej wolności, a także wolności religijnej.” Doktor Rush podkreślał przy tym, że wolność może istnieć tylko w społeczeństwie opartym na wiedzy. Także pierwsi amerykańscy prezydenci Thomas Jefferson i George Washington byli świadomi zagrożenia, że rząd może podjąć znowu próby kontrolowania medycyny i polowania na czarownice mogą się powtórzyć. Nawiasem mówiąc, zgodnie z obowiązującym współcześnie w Ameryce prawem federalnym obaj wspomniani wyżej Ojcowie-Założyciele, którzy uprawiali konopie (a gardzili lokalnym tytoniem), obawialiby się dzisiaj grożącej im kary śmierci albo dożywocia.

Większość ludzi rozumuje w logiczny sposób: legalne leki czy używki muszą oznaczać większe bezpieczeństwo i mniej skutków ubocznych, nielegalne – odwrotnie. Niestety w systemie politycznym i regulacjach opartych nie na wiedzy naukowej i zdaniu lekarzy oraz pacjentów, lecz na ignorancji budzącej strach, na kłamstwie i uprzedzeniach rasowych może być dokładnie na odwrót. Zapominamy, że politycy często podejmują działania wbrew faktom i woli wyborców, których reprezentują, np. prowadzą krwawe wojny o ropę. Często ci sami ludzie są szefami gigantów farmaceutycznych. Dlaczego więc w kwestii leków legalnych i zabronionych owe rekiny kapitalizmu miałyby okazywać więcej serca czy rozumu? Tu właśnie tkwi błąd w powszechnym rozumowaniu – zbytnio ufamy urzędnikom i zbyt słabo ich monitorujemy, chociaż oni pragną kontrolować prawie każdą dziedzinę naszego życia. Zdajemy się w zupełności na zdanie ekspertów, zapominając jak wielka staje się luka między naszą praktyczną wiedzą a wymaganiami codzienności.

Książka Prawda o koncernach farmaceutycznych. Jak nas zwodzą i co możemy z tym zrobić autorstwa prof. Marcii Angell z Harvard Medical School opisuje rynkowe mechanizmy, którym muszą podlegać także firmy farmaceutyczne. Sprawiają one, że nikomu nie opłaca się leczyć chorych w biednych krajach: rocznie w Afryce umiera na uleczalną malarię ponad 2 mln ludzi, głównie dzieci. Biedni ludzie nie są atrakcyjnymi klientami, więc nikt nie chce inwestować w badania nad nękającymi ich chorobami. Firmy odeszły daleko od ideału opracowywania użytecznych leków. Zdaniem Angell produkują dzisiaj leki przynoszące wątpliwe korzyści i używają swojego bogactwa do pozyskiwania wszystkich możliwych lobbystów: od Kongresu USA po naukowców i lekarzy. Dawna redaktor naczelna New England Journal of Medicine uważa, że koncerny prawdziwie wielkie sumy przeznaczają na marketing i administrację, a tylko niewielką część ogromnych zysków przeznaczają na badania naukowe. Korzystają za to chętnie z prac uniwersytetów i instytucji państwowych, co pozwala krytykom twierdzić, że podatnik musi za naukowe odkrycia płacić przez to podwójnie. Działania korupcyjne kompanii farmaceutycznych zaczynają podważać autorytet lekarzy, którzy cieszyli się dotąd wielkim społecznym szacunkiem i zaufaniem. W 2004 r. szef prokuratury we włoskiej Weronie przedstawił zarzuty przyjmowania gratyfikacji pieniężnych lub wyrażonych w naturze od firmy farmaceutycznej dla prawie 5 tysięcy lekarzy; ponad 70 pracowników firmy oskarżono o udział w związku mafijnym.

Kandydat do Nagrody Nobla, pisarz i reporter Ryszard Kapuściński przypominał, że na kilkanaście tysięcy leków, które wprowadziły na rynek w ostatnich latach firmy farmaceutyczne, tylko kilkanaście (sic!) opracowano na potrzeby ubogich krajów tropikalnych. Na Afrykę przypada mniej niż 1% obrotów światowego przemysłu farmaceutycznego. Bogaty Zachód może cieszyć się chirurgią plastyczną czy lekami na takie „choroby” jak łysienie, problemy z potencją czy nadwagą, które wcześniej uważano za naturalne oznaki starzenia się. Od dawna wiadomo także, że najlepiej sprzedaje się leczenie objawów, a nie eliminacja przyczyn choroby. Dzisiaj zwłaszcza tzw. konserwatyści bezgranicznie ufają nowoczesnym chemicznym firmom produkującym tony pigułek o nieznanych długoterminowych skutkach ubocznych, odrzucają zaś jako zabobon tradycję, wiedzę przodków i naturalne substancje wykorzystywane w medycynie z powodzeniem od tysiącleci.

Tak zwana „święta” inkwizycja (1184-1860) przez setki lat toczyła wojnę z innowiercami oraz wiedźmami, czyli kobietami „mającymi wiedzę”: dzisiejszymi lekarkami, położnymi, zielarkami. Niektóre źródła mówią nawet o sześciu milionach ofiar tylko w zachodniej i północnej Europie. Nieważne, czy było ich „tylko” kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy – kobiet spalonych na stosach, utopionych i zamęczonych na śmierć, jak podają źródła bliższe kościołowi. Bestialstwo osiągnęło swój szczyt w Europie, następnie zaś rozlało się na inne kontynenty (szczególnie okrutne były czyny hiszpańskich inkwizytorów w Ameryce Południowej). Były to ponure czasy, gdy inne rasy, kobiety, dzieci i słabsi nie mieli żadnych praw, zaś monopolu na prawdę i wiedzę instytucje strzegły jak oka w głowie. Diabelskie dziedzictwo inkwizycji trwa nadal – stosy dla czarownic zastąpiły jedynie inne rekwizyty. Za posiadanie „nielegalnych leków/narkotyków” (po angielsku oznacza je jedno słowo: drugs, co przysparza kłopotów nie tylko tłumaczom)  w wielu krajach wciąż grożą takie same kary co w Mrocznych Wiekach, np. konfiskata mienia czy kara
śmierci.

Artykuł z 40 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


Sebastian Daniel

Oceń ten artykuł
(0 głosów)