Zdejmując różowe okulary - Portugalia
Kiedy mówiłem Portugalczykom, że w moim kraju za posiadanie można trafić za kratki na tyle lat, ile za gwałt, łapali się za głowy. Na drugim krańcu Europy za 25 g marijuany grozi w najgorszym razie 150 euro grzywny. Ale Portugalia to nie raj.
Złapany na paleniu jointa Portugalczyk – nazwijmy go João – nie musi obawiać się, że straci pracę, zostanie wyrzucony ze szkoły, czy spędzi następne wakacje oglądając świat zza krat. Jeśli João jest pełnoletni, władze nie mają nawet prawa zawiadomić jego rodziny o zdarzeniu. Policja zmuszona jednak jest zaprowadzić João na posterunek, spisać protokół, a skonfiskowanego jointa wysłać do laboratorium. W ciągu 72 godzin João będzie się musiał stawić w miejscowej komisji, która będzie próbowała mu uzmysłowić, jakim strasznym złem są narkotyki i jak wielkim ryzykiem dla niego samego i dla społeczeństwa był ów nieszczęsny joint. Trochę moralizatorstwa, próśb i gróźb, kiwania palcami i kręcenia głowami – to wszystko. Po godzinie João będzie już w drodze do domu.
Gorzej, jeśli João, oprócz tego jednego jointa, ma też krzaczka, albo zagrażającą zdrowiu publicznemu i społecznemu ładowi 6-cio gramową kostkę haszyszu... Sędzia, rozprawa, zakład karny – w najlepszym razie zawiasy i problemy ze znalezieniem pracy (przez najbliższe pięć lat João będzie mógł zapomnieć o magicznym papierku – „zaświadczenie o niekaralności”).
Gorzej, jeśli João, oprócz tego jednego jointa, ma też krzaczka, albo zagrażającą zdrowiu publicznemu i społecznemu ładowi 6-cio gramową kostkę haszyszu... Sędzia, rozprawa, zakład karny – w najlepszym razie zawiasy i problemy ze znalezieniem pracy (przez najbliższe pięć lat João będzie mógł zapomnieć o magicznym papierku – „zaświadczenie o niekaralności”).
Jeśli przyjrzeć się portugalskiemu prawu z bliska, piękne słowo – dekryminalizacja – przestaje robić takie wrażenie. Tylko posiadanie niewielkich ilości narkotyków na własny użytek nie jest przestępstwem – w przypadku marijuany jest to wspomniane 25 gram, ale już tylko 5 gram haszyszu. Miotając się ze skrajności w skrajność, portugalskie prawo zdaje się brać pod uwagę tylko dwie możliwości. Osoba posiadająca większą ilość automatycznie kwalifikowana jest jako diler(!), co wiąże się z dobrze nam znaną procedurą. Całkowicie zabroniona jest też uprawa. „Najbardziej liberalna polityka w Europie” jest w tym zakresie bardziej rygorystyczna niż chociażby sąsiednia Hiszpania czy wiele innych państw Unii. Przestępstwem jest handel, przestępstwem jest uprawa – o marijuanę w Portugalii można się tylko modlić... Niezadowolenie tamtejszych palaczy sprawia, że w tym cztery razy mniejszym od Polski kraju, w zeszłym roku Global Marijuana March (u nas pod nazwą Marsz Wyzwolenia Konopi) zorganizowany został aż w czterech miastach.
Portugalskie prawo opiera się na przekonaniu, że osoby używające narkotyków powinny być poddawane leczeniu, a nie wtrącanie do lochów. Chwała im za to – koniec końców, lepiej być uznanym za narkomana, którego egzorcyzmami należy zniechęcić do szatańskiego ziela, niż za kryminalistę. Takie postawienie sprawy, jakkolwiek stanowi krok w dobrym kierunku, bynajmniej nie jest rozwiązaniem idealnym. Jak przyznają pracownicy komisji, do których kierowane są osoby złapane za posiadanie, tylko około 20% przypadków wymaga terapii.
Tutaj warto zboczyć na chwilę z tematu konopi i pogratulować Portugalczykom sukcesu w tych 20% przypadków. W połowie lat 90-tych na ulicach dało się oglądać obrazki jak z „Dzieci z Dworca ZOO”. Zdjęcie z heroinistów piętna przestępców, brak strachu przed więzieniem i dostępność terapii sprawiły, że problem w dużej mierze zniknął z oczu statystycznego obywatela. Działając zgodnie z zasadą redukcji szkód, ośrodki oferują terapie substytucyjne (metadon) dla wszystkich kwalifikujących się chętnych – w każdym przeciętnej wielkości mieście jest więcej pacjentów niż w całym naszym 38- milionowym kraju. W kwestii przeciwdziałania narkomanii autorzy naszej ustawy mogliby się wiele nauczyć od swoich portugalskich kolegów.
Wróćmy jednak do pozostałych 80%, którzy „palą, bo lubią”. Największym paradoksem obowiązującego prawa jest łagodniejsze traktowanie osób, które zaopatrują się u dilera, niż uprawiających na własne potrzeby. Jakaś chora logika sprawia, że prawo uważa kontakt ze światem przestępczym, który do zaoferowania ma dużo więcej niż konopie, za mniejsze zło, niż dbanie o własny interes i opiekowanie się roślinkami. Posiadanie samych tylko nasion jest już przestępstwem. Prowadzi to do paradoksalnych sytuacji, kiedy nawet niewielka ilość samosiejki, gdy tylko znajdzie się w niej choć jedno nasiono, klasyfikowana jest jako „zamiar handlu”...
Portugalia zrobiła 10 lat temu krok w odpowiednim kierunku. Nie ulegajmy jednak złudzeniom. Narkotyki w Portugalii są nadal nielegalne, posiadanie innych niż mikroskopijne ilości, podobnie jak uprawa dalej niesie ze sobą ryzyko bardzo poważnych konsekwencji prawnych. „Dekryminalizacja” nie jest lekiem na całe zło. Rozwiązania, które sprawdziły się w walce z narkomanią, nijak się mają do – stanowiącego większość przypadków naruszenia prawa – okazjonalnego, rekreacyjnego zażywania konopi.
Miejmy nadzieję, że z czasem ujrzymy w Polsce zmiany, jakie w Portugalii nastąpiły 10 lat temu. Nie oczekujmy jednak, że z dnia na dzień życie nadwiślańskich miłośników Cannabis stanie się bajką.