California (still) dreaming
Artykuły powiązane
W Kalifornii złożono ostatnio dwa projekty legalizujące obrót marijuaną (dziś sklepy sprzedają tylko do celów zdrowotnych, uprawnionym osobom, posiadającym kartę pacjenta). Do 18 lutego pod każdym z nich musiałoby znaleźć się 44 tys. podpisów, aby doszło do referendum. Jaki jest kształt proponowanego prawa? Zdejmuje ono wszelkie sankcje za posiadanie, konsumpcję, uprawę, przewóz i sprzedaż używki i wycofuje wszelkie fundusze dotychczas przeznaczane na egzekwowanie prohibicji (planowana oszczędność: pomiędzy kilkadziesiąt a sto mln dolarów).
Zezwala władzom na regulację i opodatkowanie sprzedaży i produkcji w celach komercyjnych. Ostrzejszy projekt zawiera zakazy konsumpcji w miejscach publicznych i w obecności nieletnich, posiadania na terenie szkół oraz ustanawia barierę dostępności dla osób poniżej 21 roku życia.
Korzyści są nam dobrze znane. Ciekawie potrafi natomiast wyglądać argumentacja publicystów sceptycznych wobec tego rozwiązania. Kevin A. Sabet, który pracował w instytucjach narkotykowych dla Clintona i Busha (bez komentarza), pisał na łamach Los Angeles Times*, że większe niż zyski będą straty, które wynikną z wypadków, dodatkowej opieki medycznej i spadku produktywności, podając przykład alkoholu. Niesmak: jak można porównywać mało ryzykowną używkę o dużych walorach zdrowotnych z potężnym narkotykiem, w dodatku dekadę po próbach ocenzurowania raportu Światowej Organizacji Zdrowia Narodów Zjednoczonych?!
Korzyści są nam dobrze znane. Ciekawie potrafi natomiast wyglądać argumentacja publicystów sceptycznych wobec tego rozwiązania. Kevin A. Sabet, który pracował w instytucjach narkotykowych dla Clintona i Busha (bez komentarza), pisał na łamach Los Angeles Times*, że większe niż zyski będą straty, które wynikną z wypadków, dodatkowej opieki medycznej i spadku produktywności, podając przykład alkoholu. Niesmak: jak można porównywać mało ryzykowną używkę o dużych walorach zdrowotnych z potężnym narkotykiem, w dodatku dekadę po próbach ocenzurowania raportu Światowej Organizacji Zdrowia Narodów Zjednoczonych?!
Następnie autor wyraża obawę o wzrost konsumpcji, podobnie jak w Holandii. Zapolemizujmy: wzrost i tak by wystąpił, tak jak na całym świecie (dziś zresztą spożycie jest tam niższe niż w krajach sąsiednich, nie wspominając o USA), co więcej, dzięki liberalizacji w stosunku do konopi i miękkich środków skończyła się moda na heroinę, ograniczeniu uległa skala chorób związanych z twardymi narkotykami, a średni wiek nałogowca wynosi dziś około czterdziestki (podczas gdy kiedyś rzadko w ogóle dożywali oni takiego wieku). Dalej Sabet popada już w komizm. Choć co roku 800 tysięcy osób jest zatrzymywanych „za posiadanie”, mało który przypadek kończy się więzieniem (dodajmy za niego, że chodzi o teren całego kraju). Czy to ma być argument przeciwko legalizacji? W dodatku spośród tych, którzy w zakładach karnych przebywają, ok. 85%, wg J. Caulkinsa z Rand, było podejrzanych o dystrybucję, zatem – o, bogowie – dekryminalizacja nie przyniesie tak dużych oszczędności finansowych, jak się powszechnie sądzi. Cóż, rozmowa toczy się o legalizacji, więc oczywiste jest, że żadnych ulicznych sprzedawców trawki w więzieniach (ani gdziekolwiek indziej) nie będzie, w przeciwieństwie do kilkudziesięcioprocentowej oszczędności – co ten człowiek zażywał, by mieć takie problemy z logiką...
Na koniec pada opinia, żeby nie legalizować, bo... przestępczość wiąże się handlem heroiną, kokainą i metaamfetaminą, więc obecność trawki w sklepach tego nie zlikwiduje. No i? W finale przyznaje, że sankcje karne nie są efektywne, postuluje więc połączyć je z prewencją oraz terapią, pochwalając testowanie przez władze różnych ludzi, np. z wyrokami w zawieszeniu, na obecność nielegalnych substancji w ich organiźmie. Co zresztą może mówić Bushowski urzędnik od prohibicji? Ale żeby jeszcze tak się ośmieszać?
Tymczasem w słynnym mieście Oakland 80% mieszkańców zdecydowało w referendum, że nałoży na leczniczą marijuanę 1,8% podatek. Decyzję tę chwali rada miasta, a także sami sprzedawcy, którzy wręcz cieszą się, że mogą pomóc w kryzysie. Ostatni raz z podatku cieszono się pod koniec prohibicji alkoholowej (też w kryzysie).
Poza Kalifornią, legalizację radzi przemyśleć gubernator stanu Nowy Jork David Paterson. Prokurator generalny Arizony (Arizona Attorney General) Terry Goddard dodaje w kontekście dyskusji, że 60-80% dochodów meksykańskich gangów pochodzi ze sprzedaży marijuany do USA. Senator Jim Webb napisał nawet książkę, gdzie dowodzi, że trzeba niezwłocznie wypuścić z więzień tysiące uczciwych konsumentów. W Denver, stolicy Kolorado, zespół ekspertów zalecił obniżenie mandatów za „posiadanie”, które jest dziś wykroczeniem grożącym 50-dolarową sankcją, do symbolicznego 1 $.
*http://articles.latimes.com/2009/jun/07/opinion/oe-sabet7?pg=2