A+ A A-

Chmura nad Sejmem

Miasta W Komie
Zgodnie z planem 17 lutego pod sejmem odbyło się pierwsze w Polsce publiczne palenie jointów.

O wyraźniejszy sygnał, że art 68.1 jest martwym przepisem chyba trudno. Kilkaset metrów od sali, na której restrykcyjna ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii została uchwalona, kilkaset osób bezkarnie oddawało się przyjemności „przestępstwa”, za które grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Na oczach wszystkich symbolicznego bucha ściągnął też zgodnie z zapowiedzią Janusz Palikot (potwierdzamy, że była to na 100% marihuana). Chwilę wcześniej w sejmie odbyła się też wolnokonopna konferencja prasowa, na której miał miejsce pierwszy „coming out” pacjenta medycznej marihuany (więcej na ten temat w dziale „medycyna”).

Na Facebooku udział w wydarzeniu zapowiedziało ponad 4500 osób. Czy to ze strachu, lenistwa czy sypiącego śniegu, pod sejm dotarła co dwudziesta z tych osób. Cóż, łatwiej kliknąć „lubię to” niż otwarcie pojawić się na jawnie prowokacyjnym happeningu. O umówionej godzinie w wyznaczonym miejscu czekała jednak ponad dwustuosobowa grupa z naszykowanymi jointami. W ruch poszło nawet bongo. Więcej jeszcze niż jointów było chyba kamer i aparatów fotoreporterów. Zdjęcia z akcji trafiły nawet do serwisów informacyjnych za oceanem, wysyłając w świat sygnał naszego protestu.

Przez krótką chwilę można było pomyśleć, że żyjemy w normalnym kraju. Wysłani do zapewnienia bezpieczeństwa funkcjonariusze stali grzecznie z boku (w tym jeden pan z kamerą), nie mieszali się i nikomu nie przeszkadzali. Na koniec podziękowali nawet organizatorom i życzyli nam i sobie więcej tak spokojnych akcji.

Złudzenie szybko jednak prysło. O ile silna grupa palaczy pod eskortą mediów i parlamentarzystów okazała się być nietykalna, o tyle pojedyncze grupki wracających po akcji aktywistów stanowiły dla mundurowych dużo łatwiejszy cel. Większość zatrzymanych została szybko wypuszczona, za co dziękować należy powtarzanym przez Wolne Konopie zasadom postępowania. Zamęczeni przepytywaniem z ustawy o policji i wizją sterty zażaleń funkcjonariusze mieli nas do tego stopnia dość, że ostentacyjnie odwracali wzrok od zwijanego pod ich radiowozem jointa. Kilka lat temu marsze kończyły się na zbiorowym zawijaniu na dołek – dziś to oni podwijają ogon i uciekają. W maju powtórka z rozrywki na marszu. Będzie dobrze!

M

Oceń ten artykuł
(1 głos)