A+ A A-

Marokański haszysz ciągle za kratkami. Budzi się Jamajka

Liczenie ma to do siebie, że prawie zawsze na jego końcu dostajemy odpowiedź na pytanie: czy się opłaca, czy nie. Religia i polityka tutaj nie mają zbyt dużo do gadania. Wynik to wynik. Dlatego jeszcze w tym roku można spodziewać się porozumienia wśród największych frakcji politycznych w Maroku w sprawie legalizacji marihuany. Szacuje się roczny zysk ze sprzedaży zioła w tym kraju na 10 mld dolarów.

Bardzo możliwe, że Maroko jest na końcu bardzo długiej drogi. W XIX wieku państwo tolerowało prywatne uprawy marihuany – głównie na północy, w górach Rif. W latach 20. minionego stulecia doszło do zmiany trendu. Nagle marihuana stała się szkodliwa, a jej hodowanie ostro karane. Patrząc w tym czasie na cały świat, widzimy właśnie wycofywanie marihuany kosztem alkoholu.

W 1992 r. ówczesny król Maroko Hassan II wypowiada narkotykom wojnę. Po paru latach w praktyce wszystko wraca do normy: państwo niby karnie grozi palcem, ale o plantacjach na południu doskonale wie i nie robi tak naprawdę nic, by je zlikwidować. Nieco inaczej jest po 2003 r. Wtedy mamy do czynienia z faktycznym działaniem. Liczbę upraw konopi ograniczono z 137 tys. hektarów do 47 tys. (2011 r.). Władza dwoiła się i troiła, namawiając okolicznych rolników do przerzucenia się na uprawę oliwek, migdałów, czy jabłek. Karę za posiadanie, handlowanie ziołem – ustalono do 10 lat pozbawienia wolności.

Ale Marokańczyk też umie liczyć. Za kilogram migdałów, czy oliwek dostanie maksymalnie 100 dirhemów (1 dirham marokański MAD to ok. 0,37 zł). Roczny dochód zaś ze sprzedaży marihuany szacowany jest na aż 10 mld dolarów amerykańskich. Tamtejsi politycy, z kraju 32-milionowego, z szacowaną na 6. miejscu gospodarką w Afryce – tym bardziej w rachunkach nie lubią popełniać błędów. W 2012 r. roczny handlowy deficyt Maroka wyniósł aż 197 mld dirhamów. A że dane z lat poprzedzających nie były wcale lepsze zwrot w stosunku do marihuany – w kraju potocznie kojarzonym z najlepszym haszyszem – następuje w 2011 r. Można sądzić, że taka polityka jest właśnie zgodna z samą nazwą ugrupowania, które ją zaczęło uprawiać – Partia Autentyczności i Nowoczesności (PAM). Nie ma wątpliwości, że główna partia polityczna w kraju pochyliła się nad tematem z przyczyn stricte gospodarczych. Nie od dzisiaj wszak Marokańczycy uprawiają marihuanę, mają w tym wręcz wieloletnie, przekazywane z pokolenia na pokolenie doświadczenie. Z przyczyn także ekonomicznych na „podpalanie” przez turystów – innej mekki finansowej Maroka – tamtejsi stróże prawa nieco przymykają oko nie od dziś.

Być może już niedługo nie będą musieli udawać. Po tym, jak w grudniu 2013 r. przedstawiciele PAM rozpoczęli dialog społeczny w sprawie legalizacji marihuany, ale przede wszystkim do celów medycznych i przemysłowych. Zaczęto podnosić inne argumenty: stabilizacja kraju, zwiększony poziom dobrobytu, a także większe profity (wyborcze) dla polityków oraz likwidacja czarnego rynku. Być może brak w tym zestawie także legalizacji marihuany do celów rekreacyjnych, ale tutaj wkrada się polityka. Jak mawiają: sztuka kompromisu. To przynosi efekty. Teraz także w nacjonalistycznym ugrupowaniu politycznym Istiqal jest wstępna zgoda. Wyliczenia matematyczne bowiem pozbywają skrupułów prawie wszystkich. Do tego dochodzą oficjalne szacunki tamtejszego rządu mówiące o ok. 700 tys. osób zajmujących się produkcją konopi. Czy jeszcze w tym roku dojdzie do jakiś konkretnych rozwiązań? Bardzo możliwe.

Koniec z wątpliwościami i spekulacjami za to w przypadku Jamajki. Tamtejszy minister sprawiedliwości  Mark Golding ogłosił, że premier Portia Simpson Miller i jego gabinet zatwierdzili zmiany w ustawie narkotykowej, o dekryminalizacji „niewielkich ilości marihuany na własny użytek”.

Nowe przepisy mówią, że posiadanie do dwóch uncji (57 gram) będzie traktowane jako wykroczenie. Posiadacz większej ilości na Jamajce od teraz będzie musiał liczyć się z… karą grzywny. Ci, którzy jej nie zapłacą odpracują podczas robót społecznych.
W oświadczeniu ministra sprawiedliwości czytamy: „Zbyt wielu naszych młodych ludzi skończyło z wyrokami skazującymi po złapaniu ich z jointem, a ma to wpływ na dalsze życie, pracę, a nawet niemożność dostania wizy i podróży za granicę”.

Golding podkreślił, że w tej decyzji rządu trudno doszukiwać się jakiejś nagłości. A jemu z kolei trudno odmówić racji. Niech o tym świadczy chociażby fakt, że jamajski Komitet Parlamentarny już w 1977 r. zalecał dekryminalizację marihuany lub jej całkowitą legalizację. Teraz de facto stało się to faktem.

Podobnie może być w innych krajach. I chyba decydującym, najbardziej przekonującym nawet laików faktem jest niezaprzeczalny efekt ekonomiczny. Przykłady można na szczęście już mnożyć, od najsłynniejszego bodaj Kolorado zaczynając. Dobrze, że efekty zdrowotne są także na świeczniku. To możliwość stworzenia przez niektóre kraju nowego rynku czyli miejsc pracy. Legalizacja marihuany w jakimś stopniu może wpłynąć na realny wzrost samopoczucia społeczeństwa, ale nie tylko po „sączystym buchu”. Więc uparcie: cierpliwości…

Artykuł z 51 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


Paweł Jagoda

Oceń ten artykuł
(2 głosów)