A+ A A-

Dmitrij Hajduk - Rastamańskie baśnie ludowe. Szara książka

Piszący po rosyjsku Ukrainiec Dmitrij Hajduk jest niezwykle barwną postacią kontrkultury zza naszej wschodniej granicy. Pełniąc raczej funkcję undergroundowego bajarza, z rzadka spisującego swoje bajania przypomina skrzyżowanie naszego Janusza Reichela z Patyczakiem, od których odróżnia go jednak hipisowkso-rastamańska proweniencja. Brodaty i długowłosy starszy pan uśmiechający się do nas z okładki e-booka do tej pory mógł być więc znany raczej bywalcom undergroundowych gigów za Bugiem.

Nieliczne jak dotąd próby przybliżenia spisanej twórczości Hajduka polskiemu czytelnikowi zawdzięczamy poecie i tłumaczowi Jackowi Podsiadle, możemy też pamiętać przezabawną Bajkę o ministrach zamieszczoną w tegorocznym zbiorku Wojny narkotykowe wydanym przez Krytykę Polityczną (patrz -Spliff #34).Wydany w postaci e-booka zbiorek krótkich „baśni” jest świetną okazją do nadrobienia zaległości i zapoznania się z egzotyczną postacią Hajduka.

Po otworzeniu pliku .pdf (nie kradnijcie! książeczka kosztuje grosze), względnie wydruku rzuca się w oczy przede wszystkim zwięzła forma zbiorku – dwanaście bajek zmieściło się na pięćdziesięciu stronach, co daje wyobrażenie o ich zwięzłym charakterze, upodabniając je raczej do błyskawicznych anegdotek, niż rozlanych potoczystą frazą baśni, co sugerowałby tytuł. Zwięzłość może jednak wynikać z redukcji materiału przy spisywaniu istniejącego przecież pierwotnie w przekazie ustnym materiału – możemy sobie wyobrazić, że w sprzyjających warunkach flow opowiadającego z łatwością rozszerzał każdą z historii. Jednak pomimo koniecznych ograniczeń słowa pisanego gawędziarskie pochodzenie utworów jest uderzające, prymat nawijki przed pisaniną słyszy się od pierwszego zdania, wielka w tym zasługa zaangażowanego tłumacza, o którym kilka zdań później.

O czym gawędzi Hajduk? Znowu wbrew tytułowi – nie spodziewajcie się tu folkloru etiopskiego, czy jamajskiego – rastamańskość tych bajek odnosi się do specyficznego przełożenia zajawki jamajskiej na zgrzebne realia wschodnioeuropejskiego undergroundu, ale przede wszystkim do wszechobecnej w opowiadaniach świętej sensi. I tak – mamy bajkę o upalonych hippisach, którzy zasypiają na pół wieku i budzą się w skansenie kontrkultury, mamy bajkę o kudłatych próbujących pozbyć się wrednej myszy, o rastamanie pielgrzymującym do Afryki, czy o trawestację historii Edenu, w której pierwsi ludzi dają się wężowi skusić na strzykawkę, zamiast palić gandzię, jak Bóg przykazał. W tych uroczych bajkach tradycyjne motywy baśniowe łączą się z elementami współczesnymi, tworząc niezwykle interesujący urbanfolkowy konglomerat. Trzeba tu jednak od razu zaznaczyć, że „współczesność” w której są osadzone bajania Hajduka jest raczej alegorycznym Babilonem, w który przymrużone oko kontrkultury łączy różne dwudziestowieczne zjawiska. Świetnym przykładem jest otwierająca zbiorek bajka o Wojnie, w której szczególnie przydatny jest pasujący zarówno bajce jak i alegorii politycznej język ezopowy – bliżej nieokreśleni partyzanci kryją się tu przed bliżej nieokreślonymi Niemcami, którzy lubują się we wtrącaniu rzeczonych do psychuszek i faszerowaniu haloperydolem (co, jak wiemy, spotykało zarówno radzieckich dysydentów, jak i do dzisiaj – wszystkich uznanych w Rosji za narkomanów).

Chociaż kontekst społeczny czy polityczny bajek rozmywa się na tyle, że mogły one świetnie funkcjonować zarówno w undergroundzie schyłkowego komunizmu, jak i lat dziewięćdziesiątych, to znacznie bardziej konkretny okazuje się praktyczny kontekst hippisowsko-rastamańskiego undergroundu – dzięki interwencji tłumacza mamy okazję dowiadywać się, co to była kasza, do czego przydawałby się biełomory i jak przyrządzić piernik.

Wartość poznawczą baśni Hajduka zdecydowanie przyćmiewa jednak rozrywkowa – wszystkie napisane są niezwykle żywym, zabawnym językiem, przetykanym rubasznymi wulgaryzmami i wtrąceniami od autora – opowiadacza. Akcja toczy się wartko, w najlepszych z opowiadań kondensując w dowcipną anegdotę. Największą bodaj zaletą gawęd Hajduka jest niezwykłe poczucie humoru – balansujące między anarchiczną zgrywą, a celną ironią kąsającą nieraz samych leniwych undergroundowców (świetne Ostre lenie). No i rzecz oczywista – fabuła zdecydowanej większości utworków kręci się wokół ganji, co czyni je gawędziarsko-literackimi odpowiednikami stoner comedy, na znacznie wyższym poziomie, ale podobnie jak one o charakterze zdecydowanie ludycznym.


Prawdopodobnie jednak nie zetknęlibyśmy się z postacią Hajduka, ani nie docenilibyśmy jego języka, gdyby nie postać Jacka Podsiadły, prywatnie – znajomego bajarza, który przełożył zbiorek, a w dodatku opatrzył go obszernym słowniczkiem. Przekład jest zachwycający – żywy, swobodny, świetnie oddający rytm żywego język, słychać świetnie, że flow Hajduka bliski jest samemu Podsiadle. Obok przekładu wielką zasługą tłumacza jest opatrzenie zbiorku słowniczkiem niejasnych terminów. Ten dodatek jednak nie tyle jednak objaśnia rzeczowo zwroty slangowe, co stara się oddać atmosferę wschodnioeuropejskiego undergroundu przybliżając czytelnikom obszerny kontekst konsumpcji ganji w ZSRR i Rosji, czy najważniejsze kapele reggć'owe i punkowe. W tej części tłumacz ma wreszcie więcej przestrzeni dla siebie i swobodnie z niej korzysta, rozkręcając się w obszernych dygresjach, których język i charakter bardzo bliski jest twórczości samego Hajduka.

Rastamańskie baśnie ludowe, choć niepozbawione sporej wartości poznawczej,  nie są być może najważniejszą pozycją przybliżającą wschodnioeuropejskie głębokie podziemie, stanowią jednak bezpretensjonalną, lekką (choć bynajmniej nie powstałą w lajtowych okolicznościach) i zabawną lekturę,  której jedynym mankamentem jest chyba wrażenie niedosytu po przerzuceniu tych kilkudziesięciu stron. Biorąc pod uwagę pochodzenie utworków niedosyt może jest nie tylko zamierzony, ale i nieunikniony – wobec tego sobie i Wam życzę posłuchania gadki Hajduka na żywo, a tymczasem – zapoznajcie się z ich wersją spisaną.

Robert Kania

Oceń ten artykuł
(2 głosów)