A+ A A-

STANY POWTARZALNE

W dawnych wiekach aktor to był jedyny zawód niezdolny do samo–oceny. Dlatego istotą teatru była międzyludzka sytuacja. Relacja aktor – widz. Bywał nim też i reżyser. Przedstawienie to było coś innego niż happening i czym innym była też improwizacja. Polegała nie tylko na umiejętności powtarzania melodii ale i na przywoływaniu nieznanych przedtem tematów. Tak było u Mickiewicza, który dodatkowo potrafił recytować w nieznanym sobie języku. W nowej epoce każdy element improwizacji funkcjonuje inaczej i niekoniecznie w jakimś związku wzajemnym.
 
Nie trzeba już uczyć się przyrządzania drinków, by zagrać rolę bufetowej – głoszą przeciwnicy metody Stanisławskiego. Wciąż jednak trzeba nauczyć się grać na jakimś instrumencie i śpiewać, wcielając się w rolę grajka i muzyka. Muzyk, ze swej natury, jest już aktorem, podczas gdy aktor musi się tego uczyć. Być tym, kim się nie jest, to kolejny poziom samo–wiedzy. Stawać się, kim się nie było, to przejść z międzyludzkiej sytuacji do samotniczej pracy. Choć nazywa się samotniczą, to jednak zawsze ktoś jej towarzyszy. Mówimy o pracy w parach. Stąd weźmie się potem pojęcie para–teatru oraz określenia para–nauk jako synonimy ezoterycznych dyscyplin. Para–gnoza na przykład to wiedza trwająca w dialogu. Reagowanie na coś więcej niż dźwięk. Co Grot nazywał świetlistością. Możemy to sobie wyobrazić, możemy imitować i animować. Możemy dokumentować i naśladować nawet to, czego nie ma. Tak wychodzimy poza teatr, przekraczamy granice i ramy uprzednio ustanowione nierzadko przez nas samych. To jakby zmienić instrument, na którym się grało. Zmienić narzędzie nie zmieniając metody. Georgiades chciał mieć w swym teatrze samych mistrzów a pozostać musiał w kręgu adeptów i poszukiwaczy. Grot zostawił teatr, by do niego wrócić po odkryciu, że wszystko jest muzyką. Cykliczność takich odkryć to obraz powtarzalności poszukiwań. Odległą jego metaforą jest echo śpiewu w śpiewającym, pogłos i rezonans. A potem są już tylko domniemania i domysły.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)