Fareed Ayaz, Abu Muhammad & Bros
Soul of the Sufi Live in Warsaw 2oo7 / M Records / Open Sources 2009/
Kawwali to bodaj pierwszy orientalny styl rozpoznawany w Europie o tak precyzyjnie określonych korzeniach i źródłach pochodzenia. Zanim się tu pojawił w drugiej połowie wieku dwudziestego, postrzegany był jako przejaw folkloru muzyki Indii, typowy dla różnych jej regionów.
Owa typowość bazowała na instrumentach, ich brzmieniu, skalach używanych przez muzyków i śpiewaków, na melizmatyce i melodyce synchronicznej z pulsem i rytmem. To, co typowe, rozpoznawano w tym, co akcydentalne, podczas gdy to, co istotne, umykało uwadze. I tak to trwało do czasu, gdy prezentacji dokonał Nusrat Fateh Ali Khan, co miało miejsce w Birmingham w połowie lat siedemdziesiątych minionego wieku. A choć kawwali to, podobnie jak rege, coś więcej niż tylko muzyka, zwolennikom i wyznawcom koncepcji synchroniczności jawi się jako klasyka. Stąd przeświadczenie, że kawwali jest stylem typowym dla formy, jaką jest raga. I można go zapisać w jej języku. Ten paradoks obcy jest muzycznej tradycji Europy, gdzie epistemologia poprzedza niejako ontologię i metafizykę. Stąd dwoistość poznawania takiej muzyki.
Zanim rege określono jako karaibski blues, była ona obecna w różnych formach ludowej sztuki, przez co słyszymy ją w calypso i nie zdziwi mnie specjalnie, gdy niebawem usłyszymy ją i w kawwali. Tak jak teraz to się zdarza, gdy uszu naszych dobiega salsa i bangara czy nawet odległe echa psychodelii.
Jeżeli kawwali da się do czegoś porównać, to bodaj najtrafniej przemówi do wyobraźni określenie – orientalny rap typu fri stajl. Minimalna jest tylko różnica, otoczona mgłą tajemnicy, jaka otacza priorytety i principia każdego wykonawcy. Jej cechą wspólną jest improwizacja, której elementy wpisane są w język stylu. W przypadku autonomicznych form jest to język nieprzekładalny na żaden inny. Kawwali jednak burzy poniekąd i ten stereotyp. Skale, w jakich jest wykonywany spisane zostały wraz z początkiem muzyki i, co ciekawe, sam zapis przedstawia tak melodię jak i rytm, zarówno razem jak i oddzielnie. Alternatywą takiej drogi dźwięku są klasyczne poetyckie rymy, polegające na powtarzaniu imion i sylab, nierzadko w responsorialnym stylu.
Może trafniejszym określeniem kawwali byłoby – orientalny soul&gospel. Słysząc w zapowiedzi koncertu, ze jest to dotknięcie duszy, które na długo pozostaje w sercu i w pamięci wyobrażamy sobie bliżej nieokreśloną formę. Wyobraźnia ulega gwałtownej transformacji wraz z pojawieniem się pierwszych dźwięków i kolejnych fraz. I choć nijak i żadną miarą nie jest to dub, ni tym bardziej najahbingi, istnieje jakaś niewidzialna i niewidoczna więź, wywierająca anonimowy wpływ na skojarzenia związane ze światem rege, a niemniej pewnie i wyraźnie ze światem raga – to można też posilić się o zilustrowanie przykładu, że kawwali to soul&gospel opowiedziane w innym języku, odległym i obcym, jak odległe i obce bywają od siebie światy różnych narracji. Wieloświat jednego Uniwersum to koncepcja, której patronował Empedokles, zanim powstała Muzyka Świata. Co ciekawe, chorał dołączył do niej dopiero na przełomie wieków. Może również za sprawą kawwali?
Zanim rege określono jako karaibski blues, była ona obecna w różnych formach ludowej sztuki, przez co słyszymy ją w calypso i nie zdziwi mnie specjalnie, gdy niebawem usłyszymy ją i w kawwali. Tak jak teraz to się zdarza, gdy uszu naszych dobiega salsa i bangara czy nawet odległe echa psychodelii.
Jeżeli kawwali da się do czegoś porównać, to bodaj najtrafniej przemówi do wyobraźni określenie – orientalny rap typu fri stajl. Minimalna jest tylko różnica, otoczona mgłą tajemnicy, jaka otacza priorytety i principia każdego wykonawcy. Jej cechą wspólną jest improwizacja, której elementy wpisane są w język stylu. W przypadku autonomicznych form jest to język nieprzekładalny na żaden inny. Kawwali jednak burzy poniekąd i ten stereotyp. Skale, w jakich jest wykonywany spisane zostały wraz z początkiem muzyki i, co ciekawe, sam zapis przedstawia tak melodię jak i rytm, zarówno razem jak i oddzielnie. Alternatywą takiej drogi dźwięku są klasyczne poetyckie rymy, polegające na powtarzaniu imion i sylab, nierzadko w responsorialnym stylu.
Może trafniejszym określeniem kawwali byłoby – orientalny soul&gospel. Słysząc w zapowiedzi koncertu, ze jest to dotknięcie duszy, które na długo pozostaje w sercu i w pamięci wyobrażamy sobie bliżej nieokreśloną formę. Wyobraźnia ulega gwałtownej transformacji wraz z pojawieniem się pierwszych dźwięków i kolejnych fraz. I choć nijak i żadną miarą nie jest to dub, ni tym bardziej najahbingi, istnieje jakaś niewidzialna i niewidoczna więź, wywierająca anonimowy wpływ na skojarzenia związane ze światem rege, a niemniej pewnie i wyraźnie ze światem raga – to można też posilić się o zilustrowanie przykładu, że kawwali to soul&gospel opowiedziane w innym języku, odległym i obcym, jak odległe i obce bywają od siebie światy różnych narracji. Wieloświat jednego Uniwersum to koncepcja, której patronował Empedokles, zanim powstała Muzyka Świata. Co ciekawe, chorał dołączył do niej dopiero na przełomie wieków. Może również za sprawą kawwali?
Tak czy inaczej nawet nie wiedząc o istnieniu jakiejś formy czy stylu, możemy różnicować je między sobą. Służą temu określenia i pojęcia oraz analogie i podobieństwa, poszczególnych elementów dźwięku i samej muzyki. Dźwięk najczęściej jest związany z kolorem, barwą i obrazem, sama zaś muzyka potrzebuje i wymaga wyobraźni oraz projekcyjnej możności wybiegania myślą w przyszłość, na czym w istocie bazuje i opiera się improwizacja. W pewnym sensie jej efekt i przebieg jest przewidywalny. Ostatecznym jednak doznaniem i doświadczeniem audytorium jest szok i zaskoczenie, nierzadko względem techniki czy formy. Porównując orkiestrę kawwali z tanecznymi składami jazzowych big–bandów, grających rag&dixie, aż się wierzyć nie chce, że kawwali nie jest taneczną muzyką, choć towarzyszące jej wyobrażenie derwiszów też nie będzie tu herezją. Dla przypomnienia warto sięgnąć tu po wspominki Bennetta, by przekroczyć poziom ignorancji wiążący postać derwisza z wirowaniem, unoszącym Go nad ziemię. A to zaledwie jeden z kilku czy wielu elementów. Pozostałe ujawniają się za każdym razem słuchania kawwali. Jest to bowiem klasyka o głębokich źródłach i rozległych korzeniach i o genealogii datowanej na tysiące lat. Niemniej w mentalnym obiegu nazwa ta funkcjonuje od kilku zaledwie pokoleń i niewiele jest młodsza niż Desiderata, której muzykę zaczerpnięto ze staroangielskich pieśni, a tekst przetłumaczono na bodaj wszystkie europejskie języki, z pominięciem gwar i dialektów. Jest to więc folk, lecz tak nie do końca. Istnieje grono słuchaczy, odczytujących w przesłaniu jakieś proroctwo i o wiele liczniejsze audytorium, czujące owo dotknięcie tajemnicy towarzyszącej muzyce.
Zasada synchroniczności głosi, że w tym samym czasie przybiera ona różne formy, przerzucając pomosty między technikami i stając się w ten sposób pontifeksem na ścieżkach poszukiwań języka powszechnej komunikacji. Bo powiedzieć, że to muzyka, to w nowej epoce już trochę za mało. Umysł przywykły do dociekań zapyta zaraz – jaka? A inny zapyta – skąd? I kawwali opowie im niezwykle zajmującą, ciekawą i interesującą historię o sobie, o pieśni będącej osobą i osobowością, której echo śpiewu jest snem i tęsknotą za utopią.
Dział:
Kultura
Facebook YouTube