Eleactra - Gudonis
Czy może być prostsze skupienie niż liczenie? Pamiętam zabawy dzieci polegające na tym, które doliczy do największej liczby. I emocje towarzyszące wybiciu z transu. Bo niektóre przenosiły zabawę z podwórka do domu, trwając zapamiętale w swym skupieniu i nie pozwalając nikomu się zeń wyrwać. To mógł być groźny symptom, ale na szczęście wyobraźnia, choć nieskończona, to ograniczona do miliona. Tylko tysiąc tysięcy i nie więcej. Większe liczby były abstrakcją w domenach specjalistów. Dzięki algebrze matematyka stała się sztuką mistyczną, sama zaś liczba – przedmiotem medytacji. Miarą abstrakcji, wedle opinii jednego z Mistrzów. A że muzyka u swego zarania też była wiedzą matematyczną, tym samym pretendowała do miana przykładu czystej abstrakcji. Kandinsky, odkrywszy jej związek z barwą, kolorem i przestrzenią, przywrócił słowu abstrakcja jego pierwotne znaczenie. W ten sposób nowowstępujące nauki zyskały odległe zakorzenienie w tradycji myśli filozoficznej. A że tradycja to odległa, stąd rozliczne koncepcje i wizje. W czasach Kandinsky’ego modna była psycho-gimnastyka, jak nazywano jogę zaadoptowaną dla potrzeb Europy. Joga dla zdrowia – to było przesłanie tamtych czasów. Przysłowie w zdrowym ciele zdrowy duch zyskało walor praktyczny a droga ku temu wiodła przez medytację.
Samuel Clayton głosi, że najahbingi to śpiew. Przedtem myślałem, że to tylko rytm, pulsacja bębnów, brzmienie i wibracja. Teraz widzę, że to medytacja sensu stricte. Więc do tego, co powiedziała Hortensja, dopowiadam wątpliwość. Bo czy nie jest to monotonne, nudne i natrętne, jak klepanie pacierza, mamrotanie mantry, liczenie i odliczanie? Różnie rozumiano medytację i wciąż różnie się ją pojmuje. Podobnie joga interpretowana jest na wiele sposobów. Eleactra pokazuje możliwości wykorzystania różnych sposobów pojmowania tych pojęć, z daleka trącając o relatywizm, albowiem zatrzymanie myśli jest zarazem impulsem do jej poruszenia. Jak tego uczył jeden z wielkich guru, uchodzący za twórcę systemu, joga to identyczność ja i nie-ja. Stąd Eleactra może stanowić jej obraz i podobieństwo do istoty. Metodą osiągania takiej wizji jest, zaczerpnięta z kabały i algebry, analogia. Poprzedza ją proces abstrahowania, czyli pomijania akcydentaliów. Stawiając znak myślowej negacji przed tym, co wykluczone, uczestniczymy w abstrakcji, przechodząc na stronę jej wyznawców. I nie ma w tym sprzeczności między wiarą i wiedzą. Z tego, co wiem o dubie, postrzegam realizację Gudonisa jako udaną. To bodaj jedyna Jego płyta, gdzie wziął na warsztat nie swoje kompozycje. Zachowując specyfikę indywidualizmu nie ograniczył się do odczytania i zagrania zawartości partytur, ale poczynił w nich szereg modyfikacji, do tego stopnia, że na pierwszym planie pojawiły się melodie w oryginale występujące marginalnie. Ciekawie też zabrzmiały partie basowe przeniesione w diapazon wyższych tonów, przez co aranżacja nabrała posmaku jakiejś tajemniczości czy nawet mistyki. Nikt się chyba nie domyśla, że te same utwory zawierają płyty Arxester i Maksidap. Podobieństwo jest niewidoczne, lecz nie do końca. Wszystko za sprawą różnych fonosfer, w jakich funkcjonuje muzyka. Eleactra, jako zwieńczenie trylogii, jest zarazem pierwszym jej rozdziałem. Dlatego powiadają, że księgę, chcąc ją poznać, należy czytać od końca.
ELEACTRA to album zamykający trylogię, w skład której wchodzą Arxester i Maksidap. Podobnie jak w przypadku tamtych płyt zawiera kompozycje Sławomira Gołaszewskiego i są to te same tematy, z tym, że najpierw zostały one zapisane w postaci partytur a następnie odczytane przez wykonawcę, który nie słyszał poprzednich wersji. W ten sposób powstały aranżacje z pogranicza dubu i ambientu. Ich autorem jest Gudonis, kompozytor i wykonawca elektronicznej muzyki, sytuujący swe dokonania w obszarach awangardy i różnego rodzaju alternatyw, mający na swym koncie około trzydziestu wydanych płyt solowych.
Warto podkreślić, że po raz pierwszy i jedyny wziął na warsztat nie swoje utwory, nie opuszczając przy tym domeny własnej twórczości. Efekt eksperymentu jest co najmniej zaskakujący i zda się świadczyć o tym, że rege i dub mają w sobie potencjał wielu nieodkrytych jeszcze możliwości i obszarów brzmienia, o jakich łatwo zapomnieć, ulegając presji przyzwyczajenia.
Eleactra, podobnie jak Maksidap, musiała poczekać na coś, co dopełnić by mogło przesłanie całości. Tam był to Duch Melodyi, utwór otwierający album i będący swego rodzaju wprowadzeniem w dalszą opowieść. Tu jest to kompozycja zespołu Syrbski Jeb w remiksie Gudonisa. Tego rodzaju muzykę określa się zwykle mianem electro-trance. Jest to swego rodzaju bonus zamykający płytę. I zarazem sugestia w jakim kierunku można podążać na drodze eksperymentów, mając za punkt wyjścia precyzyjnie określone sugestie. Wbrew pozorom nie jest to wykorzystywanie nadmiaru możliwości, jakie wynikają z nowoczesnej technologii, co raczej swego rodzaju asceza w doborze środków wyrazu. Tym samym zbliża to realizację do medytacji i poniekąd sytuuje całość w obszarze źródłowych poszukiwań, jakim niełatwo nadać odpowiedni i właściwy wyraz.
Facebook YouTube