The Wackness
Wyobraź sobie Nowy York. Jest rok 1994. Skończyłeś właśnie liceum i masz trzy miesiące, żeby znaleźć odpowiedź na fundamentalne pytanie: „Co właściwie chcę zrobić ze swoim życiem?”. Czas ucieka, niczym królik na gonitwie. Rzeczywistość zaczyna cię przygniatać. Dusisz się. Szukając mentora, trafiasz do psychiatry, który, jak się okazuje, pali więcej grassu niż ty i sam nie potrafi uporać się z trudem własnej egzystencji.
Konfucjusz mawiał: „Żaden wiatr nie jest dobry dla statku, który nie zna portu swojego przeznaczenia”. Problemy egzystencjalne trapią ludzi od zarania dziejów. Film „The Wackness” przedstawia historię młodego dilera marijuany, który uporczywie próbuje znaleźć odpowiedzi. Luke Sapiro, główny bohater, na co dzień zmaga się ze swoją melancholią. Otaczający go świat widzi w odcieniach szarości. Nie ma przyjaciół. Nie ma dziewczyny. W domu jest świadkiem ciągłych kłótni swoich rodziców. Jedynym, co jego zdaniem wyróżnia go spośród grona rówieśników, jest sposób, w jaki zarabia na życie.
Pod pozorem sprzedaży lodów przemierza ze swoim wózkiem ulice Manhattanu i zaopatruje ludzi w trawę. Regularnie odwiedza psychiatrę, który w założeniu miał być panaceum na jego kłopoty, okazuje się jednak, że sam cierpi na ból istnienia. Żyje w jałowym związku ze swoją skamieniałą żoną i pasierbicą, która nie żywi względem niego żadnych uczuć. Tęskni za młodością. Za okresem, w którym podjął decyzje, które przyczyniły się do osiągnięcia aktualnej pozycji. Zazdrości Sapiro stanu, w jakim się znajduje. Luke pojmuje tą sytuację nieco ambiwalentnie. Z jednej strony widzi dzięki niemu, jak wielce istotne wybory na niego czekają, z drugiej jednak nie chce słuchać kogoś, kto sam nie potrafił im sprostać. W końcu tworzy się między nimi kompensacyjna przyjaźń, na której obaj korzystają.
Intrygująca fabuła ma jednak pewien słaby punkt. Zupełnie niepotrzebnie został w nią wpleciony schematyczny wątek pierwszej miłości. Z założenia miał zapewne wzbogacić afektywną sferę głównego bohatera, w rezultacie jednak zakrawa to o kicz, co w dodatku spłyca egzystencjalną głębię. Zdecydowanymi atutami filmu są montaż i scenografia, które rekompensują fragmentaryczny pustostan fabularny. Przejrzyste kadry miejskiej dżungli cieszą oko w trakcie trwania całego filmu.
Bardzo pozytywnie będą zaskoczeni fani amerykańskiego hip-hopu. Ścieżka dźwiękowa to istna symfonia beatów, która podkreśla nowojorski klimat. Geniuszy takich jak A Tribe Called Quest, De La Soul, Souls Of Mischief czy Wu-Tang Clan nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Mówiąc o reprezentantach Shaolin warto wspomnieć, że w epizodyczną rolę jamajskiego dilera wcielił się Method Man.
Wojaże wzbogacają nasz bagaż doświadczeń. Dają nam empiryczną wiedzę, której nie sposób uzyskać w inny sposób. Najtrudniejszą kwestią jest obranie kierunku, w jakim będziemy podążać podczas podróży w głąb siebie. Luke znalazł swój tor. Warto potowarzyszyć mu w jego zmaganiach. Być może staną się one inspiracją dla kogoś z was.
Dział:
Kultura
Etykiety
Facebook YouTube