Richard Rudgley: Alchemia kultury. Od opium do kawy
„Uniwersalna potrzeba człowieka, by wyzwolić się z ograniczeń ziemskiej egzystencji, znajduje zaspokojenie w przeżywaniu odmiennych stanów świadomości” – pisze Rudgley we wstępie do swojej książki poświęconej poszukiwaniu przez ludzkość w/w stanów za pośrednictwem różnych substancji.
Przez następne dwieście bez mała stron teza ta znajduje potwierdzenie w setkach przykładów rozsianych na przestrzeni kilkunastu tysięcy lat historii i pod wszelkimi szerokościami geograficznymi. Samo stwierdzenie, że substancje psychoaktywne towarzyszyły ludzkości od jej początków nie jest odkryciem Ameryki, ale na uznanie zasługuje zarówno obfitość zebranego materiału jak i samo jego ujęcie, uwzględniające szeroki kontekst kulturowy zażywania określonych środków.
Wydana już jakiś czas temu (oryginał – 1993, polska edycja dziewięć lat później) książka Rudgleya to pozycja z dziedziny antropologii kultury w ujęciu popularnonaukowym. Decyduje to o jej przystępności i formie – fakty odsyłają do konkretnych badań i prac naukowych, wyszczególnionych w obszernej bibliografii, ale sam wywód nie jest przeładowany przypisami i odsyłaczami, co korzystnie wpływa na łatwość odbioru. Jednak o kształcie książki w największym stopniu decyduje ujęcie antropologiczne – zakładające, że poprzez poznanie doświadczeń innych kultur dowiadujemy się więcej o własnej i o uniwersalnych cechach człowieka. Z założeń współczesnej antropologii kulturowej wynika też niewartościowanie opisywanych kultur, raczej próba zrozumienia różnych kulturowych mechanizmów w danym kontekście.
Założenia te Rudgley formułuje już we wstępie, tam też stawia tezę, że doświadczenia z substancjami narkotycznymi odgrywały szczególną rolę już w prehistorii i stanowiły rodzaj uniwersalnego kodu, możliwego do odnalezienia w sztuce i zwyczajach wielu całkiem odrębnych kultur. Właśnie badaniu śladów prehistorycznych zastosowań substancji odurzających poświęcone są pierwsze rozdziały książki. Do najbardziej rozpowszechnionych na terenie Europy środków należały wtedy opium i marihuana. Swoje obserwacje i wnioski autor podpiera obfitym materiałem z wykopalisk, akcentując sposób, w jaki te najdawniejsze europejskie używki wpłynęły na rzemiosło, jaką rolę odgrywały w handlu i obrzędach. W sekcji poświęconej prehistorii Rudgley odnotowuje też stosunkowo późne pojawienie się w Europie alkoholu – w gruncie rzeczy, zanim je wyparł, to na tle opium i marihuany był nowinką :) Innym ciekawym tematem poruszanym w pierwszych rozdziałach jest związek sztuki naskalnej z przeżyciami psychedelicznymi – część malowideł z grot Lascaux czy Altamiry do dziś nie doczekała się przekonującej interpretacji; podczas gdy teoria tłumacząca je jako przykłady najwcześniejszej sztuki psychedelicznej wydaje się całkiem dorzeczna i jest tutaj nieźle uargumentowana.
W podobny sposób wyglądają następne rozdziały. Z racji obfitości materiału Rudgley traktuje go w sposób dość wybiórczy i na następnych stronach poznajemy dzieje i użycie m.in. muchomora czerwonego, mitycznej somy, kilku gatunków amazońskich pnączy, peyotlu, yopo, ziaren harmalu, etc., skacząc po wszystkich zakątkach globu – od Syberii, przez Amerykę Południową, po Australię. Rudgley zajmuje się także środkami bardziej powszechnymi, używanymi po dziś dzień – jak betel, koka, khat, kawa, herbata, kakao, czy, oczywiście, tytoń i alkohol. Co najważniejsze, wszystkie powyższe środki opisywane są w konkretnym kontekście kulturowym, z podkreśleniem właściwych ich spożyciu obrzędów, technik, okoliczności, czy wreszcie narzędzi. Szczególnie interesujące są fragmenty, w których oddziaływaniem rozmaitych środków tłumaczone są powszechne mity i wierzenia, np. dotyczące czarownictwa i lotów (sic!) na miotle – jeśli już przywoływać najbliższe naszej kulturze.
Autora zdają się najbardziej interesować kultury pierwotne, dlatego też dalsze części książki, dotyczące bardziej współczesnych zastosowań środków odurzających, wydają się być nieco skrótowe – zdawkowo potraktowane są dziewiętnastowieczne eksperymenty naukowe i artystyczne czy cały psychedeliczny boom lat 60-tych. Aż proszą się o rozwinięcie takie egzotyczne współczesne przykłady jak np. aborygeńska subkultura wąchaczy benzyny – niestety, autor traktuje je bardzo pobieżnie. Szkoda, bo antropologiczna analiza współczesnych zjawisk związanych z narkotykami – plag uzależnień, nowej sztuki psychedelicznej, subkultur klubowych czy społeczeństw konsumentów lżejszych środków (chociażby najpopularniejszej, poczciwej gandzi) byłaby dla badacza kultury i czytelnika łakomym kąskiem.
Innym mankamentem książki jest brak wyraźnej myśli przewodniej i wniosku podsumowującego cały wywód. Otrzymujemy co prawda parę mętnych stron zakończenia, ale zdecydowanie brakuje mocnych konkluzji, czy chociażby prób sformułowania jakichś wniosków mogących zmienić potoczne postrzeganie tzw. narkotyków. Ale całkiem możliwe, że moja krytyka jest raczej ideowa niż merytoryczna :)
Mimo wspomnianych wad – wybiórczości, potraktowania po macoszemu przykładów najnowszych, czy braku wyrazistej konkluzji, książka Rudgleya jest cennym źródłem wiedzy o historii i kontekstach użycia środków psychoaktywnych. Przez obfitość i zróżnicowanie materiału pokazuje, że schizofreniczne podejście Zachodu do narkotyków w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci jest raczej wyjątkiem niż regułą w dziejach kultury. Podejście właściwe antropologii – zwracanie uwagi na kontekst kulturowy – tłumaczy też poniekąd źródła współczesnych związanych z narkotykami wynaturzeń, biorących się między innymi z odcięcia środków psychoaktywnych od ich tradycyjnego użycia czy towarzyszących ich stosowaniu uwarunkowań religijnych. Mimo pewnych niedociągnięć książka Rudgleya jest więc jedną z wciąż dość nielicznych na polskim rynku pozycji przynoszących wolny od uprzedzeń, rzetelny obraz odwiecznej współzależności człowieka i wszelkiej maści środków zmieniających świadomość.
I jeszcze jedno – piszę o tym na końcu, chociaż autor informuje już na samym początku: „Książka ta nie jest podręcznikiem instruującym, jak używać substancji narkotycznych. Szczegóły obróbki pewnych roślin zostały celowo pominięte, by zapobiec takiemu jej traktowaniu.”
Sorry :)
R.Rudgley – „Alchemia kultury. Od opium do kawy.”
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2002
Wydana już jakiś czas temu (oryginał – 1993, polska edycja dziewięć lat później) książka Rudgleya to pozycja z dziedziny antropologii kultury w ujęciu popularnonaukowym. Decyduje to o jej przystępności i formie – fakty odsyłają do konkretnych badań i prac naukowych, wyszczególnionych w obszernej bibliografii, ale sam wywód nie jest przeładowany przypisami i odsyłaczami, co korzystnie wpływa na łatwość odbioru. Jednak o kształcie książki w największym stopniu decyduje ujęcie antropologiczne – zakładające, że poprzez poznanie doświadczeń innych kultur dowiadujemy się więcej o własnej i o uniwersalnych cechach człowieka. Z założeń współczesnej antropologii kulturowej wynika też niewartościowanie opisywanych kultur, raczej próba zrozumienia różnych kulturowych mechanizmów w danym kontekście.
Założenia te Rudgley formułuje już we wstępie, tam też stawia tezę, że doświadczenia z substancjami narkotycznymi odgrywały szczególną rolę już w prehistorii i stanowiły rodzaj uniwersalnego kodu, możliwego do odnalezienia w sztuce i zwyczajach wielu całkiem odrębnych kultur. Właśnie badaniu śladów prehistorycznych zastosowań substancji odurzających poświęcone są pierwsze rozdziały książki. Do najbardziej rozpowszechnionych na terenie Europy środków należały wtedy opium i marihuana. Swoje obserwacje i wnioski autor podpiera obfitym materiałem z wykopalisk, akcentując sposób, w jaki te najdawniejsze europejskie używki wpłynęły na rzemiosło, jaką rolę odgrywały w handlu i obrzędach. W sekcji poświęconej prehistorii Rudgley odnotowuje też stosunkowo późne pojawienie się w Europie alkoholu – w gruncie rzeczy, zanim je wyparł, to na tle opium i marihuany był nowinką :) Innym ciekawym tematem poruszanym w pierwszych rozdziałach jest związek sztuki naskalnej z przeżyciami psychedelicznymi – część malowideł z grot Lascaux czy Altamiry do dziś nie doczekała się przekonującej interpretacji; podczas gdy teoria tłumacząca je jako przykłady najwcześniejszej sztuki psychedelicznej wydaje się całkiem dorzeczna i jest tutaj nieźle uargumentowana.
W podobny sposób wyglądają następne rozdziały. Z racji obfitości materiału Rudgley traktuje go w sposób dość wybiórczy i na następnych stronach poznajemy dzieje i użycie m.in. muchomora czerwonego, mitycznej somy, kilku gatunków amazońskich pnączy, peyotlu, yopo, ziaren harmalu, etc., skacząc po wszystkich zakątkach globu – od Syberii, przez Amerykę Południową, po Australię. Rudgley zajmuje się także środkami bardziej powszechnymi, używanymi po dziś dzień – jak betel, koka, khat, kawa, herbata, kakao, czy, oczywiście, tytoń i alkohol. Co najważniejsze, wszystkie powyższe środki opisywane są w konkretnym kontekście kulturowym, z podkreśleniem właściwych ich spożyciu obrzędów, technik, okoliczności, czy wreszcie narzędzi. Szczególnie interesujące są fragmenty, w których oddziaływaniem rozmaitych środków tłumaczone są powszechne mity i wierzenia, np. dotyczące czarownictwa i lotów (sic!) na miotle – jeśli już przywoływać najbliższe naszej kulturze.
Autora zdają się najbardziej interesować kultury pierwotne, dlatego też dalsze części książki, dotyczące bardziej współczesnych zastosowań środków odurzających, wydają się być nieco skrótowe – zdawkowo potraktowane są dziewiętnastowieczne eksperymenty naukowe i artystyczne czy cały psychedeliczny boom lat 60-tych. Aż proszą się o rozwinięcie takie egzotyczne współczesne przykłady jak np. aborygeńska subkultura wąchaczy benzyny – niestety, autor traktuje je bardzo pobieżnie. Szkoda, bo antropologiczna analiza współczesnych zjawisk związanych z narkotykami – plag uzależnień, nowej sztuki psychedelicznej, subkultur klubowych czy społeczeństw konsumentów lżejszych środków (chociażby najpopularniejszej, poczciwej gandzi) byłaby dla badacza kultury i czytelnika łakomym kąskiem.
Innym mankamentem książki jest brak wyraźnej myśli przewodniej i wniosku podsumowującego cały wywód. Otrzymujemy co prawda parę mętnych stron zakończenia, ale zdecydowanie brakuje mocnych konkluzji, czy chociażby prób sformułowania jakichś wniosków mogących zmienić potoczne postrzeganie tzw. narkotyków. Ale całkiem możliwe, że moja krytyka jest raczej ideowa niż merytoryczna :)
Mimo wspomnianych wad – wybiórczości, potraktowania po macoszemu przykładów najnowszych, czy braku wyrazistej konkluzji, książka Rudgleya jest cennym źródłem wiedzy o historii i kontekstach użycia środków psychoaktywnych. Przez obfitość i zróżnicowanie materiału pokazuje, że schizofreniczne podejście Zachodu do narkotyków w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci jest raczej wyjątkiem niż regułą w dziejach kultury. Podejście właściwe antropologii – zwracanie uwagi na kontekst kulturowy – tłumaczy też poniekąd źródła współczesnych związanych z narkotykami wynaturzeń, biorących się między innymi z odcięcia środków psychoaktywnych od ich tradycyjnego użycia czy towarzyszących ich stosowaniu uwarunkowań religijnych. Mimo pewnych niedociągnięć książka Rudgleya jest więc jedną z wciąż dość nielicznych na polskim rynku pozycji przynoszących wolny od uprzedzeń, rzetelny obraz odwiecznej współzależności człowieka i wszelkiej maści środków zmieniających świadomość.
I jeszcze jedno – piszę o tym na końcu, chociaż autor informuje już na samym początku: „Książka ta nie jest podręcznikiem instruującym, jak używać substancji narkotycznych. Szczegóły obróbki pewnych roślin zostały celowo pominięte, by zapobiec takiemu jej traktowaniu.”
Sorry :)
R.Rudgley – „Alchemia kultury. Od opium do kawy.”
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2002
Facebook YouTube