@udioMara VII:
W czasach, gdy rozpoczynałem jako początkujący, debiutant i amator, wiele rzeczy sprawiało wrażenie realnej utopii. Działo się dużo i jednocześnie. Zajęci różnymi sprawami mogliśmy sobie jednak pozwolić na to, by robić coś razem, wspólnymi siłami podejmować wysiłek zbiorowej kreacji.
Byliśmy novum w kulturze – wspomina Shpenyo – przez co jawiliśmy się otoczeniu jako ewenement i każdego z osobna traktowano jako zjawisko. Poznaliśmy się na Oddziale Terapii Dziennej, gdzie ordynatorem był twórca i założyciel pierwszej i jedynej społeczności terapeutycznej.
Ja zaś odbywałem tam zawodową praktykę na etacie sanitariusza, jako muzykoterapeuta i uczestnik wszystkich zajęć grupowych, terapii indywidualnych oraz spotkań zespołu, co przy moim wysokim poziomie empatii owocowało skutecznością, jakiej nie powstydziłby się specjalista wyższej klasy.
Dla magistra filozofii chrześcijańskiej, który nie chciał podjąć funkcji i roli nauczyciela, terapia wydawała się być enklawą otwartości na eksperymenty. Skoro spotkanie jest źródłem poznania i przedmiotu nauk, to ma w sobie więcej możliwości niż głoszenie i powtarzanie powszechnie znanych teorii, opinii uznawanych za dominujące i poglądów postrzeganych jako prawdziwe, godne przyjęcia w potocznym sposobie myślenia. Klasyczna filozofia, której byłem reprezentantem, różnicuje poziomy wiedzy i wiary, oddzielając od siebie wiele domen, później naturalnie połączonych w procesie abstrakcji. Jej metafizyka to doktryna wykraczająca daleko poza ramy światopoglądu. Dość na tym, że odróżniając wyraźne od niewyraźnego i niepewne od pewnego, głosi, że poznanie toczy się dwutorowo, wywierając wpływ anonimowy i niewidoczny (lecz nie do końca) na poprzedzające je błędy i defekty oraz środowiskowe presje i uwarunkowania różnego autoramentu, których heureza i geneza stanowi przypadłość innego rodzaju. Tak pojęta jawi się metafizyka jako hermeneutyka i ontologia, jakiej warto poświęcić czas i uwagę.
W czasach starożytnych i dawniejszych filozofia była sztuką i jako taka spełniała funkcję terapii. Specjalizując się w filozofii kultury mogłem sobie pozwolić na próbę stworzenia własnej koncepcji, traktowanej później jako narzędzie i metoda, użyta do interpretacji faktów, zdarzeń i zjawisk. I choć trudno zachować dystans, uczestnicząc w czymś osobiście, wiele jest się w stanie przytoczyć przykładów dla ilustracji czegoś, co potem toczyć się zaczyna swoim własnym torem.
Niedawno przypomniało mi się, jak robiłem pierwszy swój wywiad z Tomaszem Adamskim. Impulsem ku temu było spotkanie z nim po ćwierćwieczu od tamtego momentu. Pojechałem wtedy z Antkiem Zdebiakiem, fotografem z Puław. Ciekawe, że teraz zabrał mnie Sławek, który też urodził się w Puławach. W pierwszych słowach wspomnień wracamy do cudu w parku i okazuje się, że każdy z nas pamięta to tak samo. Natomiast reszta epizodów przepada w pomrokach niepamięci. Wracam do domu i czytam wiersze Tomasza, niedawno wydane w tomiku Za Czarną Szybą. Okładka jak z płyty zespołu Siekiera Nowa Aleksandria, którego Tomek był założycielem i liderem, co było powodem mojej wyprawy do Puław. Dopiero teraz się dowiaduję, że Nowa Aleksandria to nazwa, pod jaką figurowało miasto na mapach w czasach zaborów. Aż się prosi, by sięgnąć do encyklopedii, ale mi się nie chce. Podobnie jest z kalendarzem, gdzie powinna być notatka o tamtym naszym spotkaniu przed laty. Shpenyo namawia mnie do poszukiwań, tymczasem przypomina mi się pierwszy wywiad z innym Tomaszem. Prowadzącym był Amok i działo się to w tym samym mniej więcej czasie. Jedna idea nigdy nie została zrealizowana, druga natomiast trwa i przeobraża się, przybierając coraz to nową postać. Paradoksalnie to właśnie pierwsza stanowi kanon, podczas gdy druga jest jego imitacją. Nie brałem udziału przy punkowych nagraniach – powie Shpenyo, gdy wspominamy produkcję albumu Fala – tylko przy rege i dubowych. Od powrotu z Finlandii postanowiłem poświęcić się realizacji dźwięku w studio i na koncertach.
Dział:
Kultura
Etykiety
Facebook YouTube