Uprawa out na dachu
Wszystko dobre co się dobrze kończy. Żeby tak było trzeba być obeznanym w temacie. Ta growerska historia miała miejsce 3 lata temu. Najlepszy rok dla outdoorowych specjalistów. Tak pięknego lata i słonecznej jesieni do tej pory nie pamiętam. Posłuchajcie jak wpłynęło to na moje zbiory.
Wszystko zaczęło się już w zimie. Właśnie teraz kiedy to czytacie powinniście rozpocząć planowania na sezon. Wiecie dobrze, że trzeba zdobyć dobre nasiona oraz nawozy. Miejscówki, które są równie ważne można znaleźć jesienią zeszłego roku. Można również poszukać ich wiosną w kwietniu i przekopać wraz z kurzakiem i dolomitem. Jako, że staram się zawsze wszystko robić z wyprzedzeniem, to u mnie wyglądało to tak...
Wybrałem sobie niezwyczajne i niespotykane geny. Durban Silver Star, Bubbleberry x Buddah Sister (od tej pory BB x BS), Romulan x Peak 19 (Romp 19), oraz California Orange Bud x Passion#1 (COBxP#1). Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tak egzotyczną i poważną genetyką. Zazwyczaj, w poprzednich latach, miałem uprawiane no name’y wyjęte z zakupionego tematu. Kwitły szybko, ale rosły wolno. Jakość suszu też była kiepska.
Zatem, wreszcie szykowała się jakaś odmiana. Jak to bywa wśród dobrych growerów i breederów robią oni swoje cukiereczki. Wybierają pyłek z najlepszego menola i krzyżują jego geny z wybraną panienką. W taki sposób powstał mistrzowski cross Bubbleberry x Buddah Sister. Romulan x Peak 19 dostałem od mojego mentora Cheech and Bong’a. California Orange Bud x Passion#1 od kolegi z forum Overgrow.com. Po co to wszystko piszę? Żebyście wiedzieli że dobre nasiona nie pochodzą tylko z Holenderskich seedbanków. Można je dostać zupełnie za darmo. Wymieniając się za swoją genetykę lub po prostu być dobrym i sympatycznym dla innych. Tak właśnie zdobyłem te pestki. W tej społeczności ludzie są bardzo pomocni. Biorąc pod uwagę, że nie jest nas wielu, to musimy sobie pomagać na wszelkie sposoby.
Porada doświadczonego hodowcy jest cenniejsza niż najlepsze nawozy i najdroższe nasiona. Tak i w moim przypadku powstał projekt dzięki pomocy tych trzech osób. Czas sadzenia nadszedł i nie ukrywam, że również strasznego podniecenia. Wreszcie geny z górnej półki, stworzone przez najlepszych polskich specjalistów znalazły się w moim ogrodzie. Początkowo od razu było widać różnicę (Foto 1). W porównaniu do roślin sadzonych z nasion wyjętych z wora po paleniu, łodygi były mocne i grube, a liście niemal idealnie symetryczne 5 (później 9 i 11) palczaste . Miały połysk, głęboka zieleń, a także mocny haszowy zapach. Najlepiej spisywały się odmiany BB x BS oraz Romp19 i COB x P#1. Reszta gromadki, czyli Durbany rosły zupełnie inaczej, ale o tym później. Chciałbym waszą uwagę skupić na tych pierwszych. Uważam, że jeżeli tylko będziecie w stanie zdobyć takie geny to bez wahania powinniście je posadzić (jestem taki pewny bo znam efekt końcowy). Powoli dowiecie się dlaczego tak bardzo wychwalam te geny. Na wszystkich zdjęciach widać moc i wigor jaką w sobie miały. Od momentu przesadzenia i chwilowego szoku, zaczęły się dziać rzeczy, z którymi się dotąd nie spotkałem. Planty rosły znakomicie w kontenerze, który zbudowanym na dachu starego wiejskiego wychodka. Miejsce doskonale się nadawało. Po pierwsze dlatego, że od wielu lat było opuszczone, a po drugie i najważniejsze wspaniale oświetlone. Wyobraźcie sobie powierzchnię 5x5m wyniesioną 3 m ponad ziemie. To tak jak gdyby sadzić rośliny w domku Jetsonów (Foto 2).
Jeszcze jedną ważną rzeczą były rosnące obok kilkumetrowe krzewy, które zapewniały świetny kamuflaż. Na kilku zdjęciach widać jak to wyglądało. W pewnych kręgach był to bardzo sławny grow, ponieważ pomysł wydawał się nowatorski. Wielu o tym marzyło, ale nie zdołało wykonać. Jedynym problemem było wniesienie na dach ponad 1500L ziemi. Później poszło gładko. W kontenerze dałem radę posadzić 15 roślin. Choroby i szkodniki zniszczyły dwie z nich, a jednego menola musiałem wyrwać. Zostało 12 panien które dumnie rosły aż do samego października.
Zanim jednak o żniwach, chciałbym przybliżyć sens sadzenia na dachu. Otóż głównym moim założeniem było odseparowanie roślin od zwierzyny, oraz jak najdłuższe ich naświetlenie. Powierzchnia na której rosły dobrze się nagrzewała co było dodatkowym plusem. W pewnym sensie projekt nie miał wad, ale jednak po jakimś czasie zauważyłem kilka niedogodności. Podlewanie stało się częstym problemem. Także wyeksponowane wysoko ponad ziemie rośliny cierpiały bardzo z powodu wiatru. Problem rozwiązałem przywiązując do każdej paliki a każdy z nich był powiązany z kontenerem w taki sposób, aby cała konstrukcja wytrzymała podmuchy silnego wiatru. Mimo wszystko, były to jedyne problemy związane z wysokością uprawy.
Jesteście pewnie ciekawi jaką mieszankę ziemi użyłem. Było to zwykłe podłoże z pola uprawnego. Mieszanka została dopieszczona kompostem oraz naturalnym popiołem. Był to jedyny tani sposób na wypełnienie tak dużego pojemnika. Sadzonki, zaś przygotowałem już w profesjonalnym podłożu ogrodniczym przystosowanym specjalnie do tego celu. Głównie na bazie torfu odkwaszonego, który dobrze trzyma wilgoć. Roślinek było bardzo dużo więc aby je podlewać zrobiłem drugą naziemną miejscówkę, która służyła jako żłobek. Doglądałem tam maleństw i w łatwy sposób mogłem słabsze z nich przestawiać na słońce, aby nadrobiły za siostrami (Foto 3). Uważam, że metoda jest dobra, gdyż można wybrać najlepsze z nich (niektóre nawet się już określały płciowo). Po wybraniu najzdrowszych, pozostało poczekać na pełnię księżyca i zacząć przesadzać.
Po miesiącu kolejny raz byłem pozytywnie zaskoczony. Geny okazały się wreszcie spełniać moje oczekiwania. Przeistoczenie się w kilkudziesięciocentymetrowe potworki zajęło im niewiele czasu. Szczęśliwe się złożyło, że miałem 85% roślin żeńskich.
Lato mijało powoli i upalnie. Sierpień wyręczył mnie całkiem z obowiązku podlewania, a rośliny z potworków zmieniły się w kilkumetrowe bestie, których sam się bałem. Łodygi zdrewniały i powoli zacząłem przygotowywać je do kwitnienia. Jako, że w czasie wegetacji stosowałem tylko biohumus, to teraz nadszedł czas na chemię. Co tygodniowe podlewanie nawozem Terra Flores od Canny o mocy 50% zalecanej dawki. Najszybciej zakwitły Durban Silver Star (Foto 4) zaraz po nich COBxP#1. Najwolniejsze okazały się BB x BS (Foto 5).
Nadszedł wrzesień i rośliny były w zaawansowanym stadium. Wspaniały widok! Uprawa na naturalnym podłożu wraz z kompostem zaczęła nareszcie wydawać plony. Pierwsze sample suszu upewniły mnie tylko, że faktycznie są to świetne geny, których moc od razu czuć. Dym z Californi był wspaniały i dawał przyjemne relaksujące uczucie. Durbany nie były zbyt dobre i szczerze nie polecam ich, dla kogoś kto lubi mocne palenie. Najlepsze wyszły BBxBS od Hot Cargo, do których od początku nie było wątpliwości. Moc uderza a jakość i zbicie samego suszu przewyższyły wszystko, co zbierałem z dworu w całej mojej ogrodniczej karierze. Dawały uczucia zdecydowanie dla lubiących odpłynąć w fotelu przy dobrym filmie.
Dzięki zastosowaniu wszystkich tych technik, udało się stworzyć cudowne ziele. Wszystko zatopione w wielu promieniach słonecznych. Jak wynikło z moich obliczeń kontener miał około 8-9 godzin bezpośredniego nasłonecznienia w ciągu dnia. Na koniec pora wspomnieć też jak to wpłynęło na rozkrzaczenie i gęstość kwiatów. Jednym słowem bomba (Foto 6). Zbite mocno upakowane szczyty BBxBS i COB x P#1 sprawiły że zima 2006/2007 była najśmieszniejszą w historii. Nie tylko dal mnie ale dla wielu znajomych.
Powodzenia w uprawie w przeróżnych miejscach.
Facebook YouTube