Spannabis 2013 - Malaga
Artykuły powiązane
Hiszpania stanowi jeden z ważniejszych punktów konopnego światka. Nie tylko z powodu fantastycznej pogody, świetnej kuchni i ogólnego wylajtowania – które, owszem, idealnie dopełniają konsumpcję porros – ale i za sprawą całkiem sensownego prawa narkotykowego. W ostatnich latach do i tak już łagodnych przepisów dołączyły interesujące precedensy w postaci stołecznych Klubów Konopnych czy medialnych ciekawostek w rodzaju katalońskiej wioseczki Rasquera (postulującej pełną i faktyczną legalizację). Koniec końców, bez cienia przesady stwierdzić można, że kraje Półwyspu Iberyjskiego (bo i Portugalia nie zostaje w tyle) w kwestii złagodzenia globalnej „war on drugs” wyróżniają się nie tylko w skali Starego Kontynentu. Nie można się więc dziwić, że w tak dobrym, także i dosłownie, klimacie scena konopna ma się świetnie. Hiszpanie mogą pochwalić się kilkoma niezłymi czasopismami, na czele z dostępnymi w każdym kiosku Cannabis Magazine i Cáñamo, sporą siecią growshopów i przede wszystkim – dobrym odbiorem społecznym konopi. W tak przyjaznej atmosferze nie może też zabraknąć popularnych w całej Europie targów konopnych – w Hiszpanii do największych i najstarszych należą barceloński Spannabis (9 edycji) oraz odbywający się w Madrycie Expocannabis (7 edycji); dwa lata temu dołączył do nich Spannabis Málaga.
Biorąc pod uwagę fakt, że Andaluzja także pod względem wylajtowania i ogólnej mañany stanowi esencję Hiszpanii, a luzik ten przekłada się także na popularność przetworów konopi (jeden głęboki wdech na Costa Blanca, albo w starszych dzielnicach Granady skutecznie nam to potwierdzi), dziwić może tylko, że spora impreza konopna dowędrowała na południe tak późno. Niemniej, zostawiając przyczyny tego stanu rzeczy na boku, trzeba stwierdzić, że Málaga była wymarzonym miejscem do spędzenia trzech czerwcowych dni na targach konopnych.
Tegoroczne targi Spannabis odbyły się w położonym na obrzeżach miasta Palacio FYCMA (Palacio de Ferias y Congresos de Málaga ) – wielkim, nowoczesnym centrum wystawienniczym i biznesowym. Budynek w pełni zasługuje na dumne miano „pałacu” – po zakupie wejściówek (10 euro za dzień, bądź 20 za całość) i przekroczeniu bram do głowy przychodzi jedno określenie: „wy-pas!”. Kiedy mijamy marmurowy hall ze sztucznym wodospadem i wchodzimy na zalany słońcem spory dziedziniec, wrażenie ekskluzywności wnętrza łagodzi już dobrze znajomy zapach... W hali obowiązuje zakaz palenia czegokolwiek (o czym przypominają wszechobecne plakaty), więc sympatyczne gromadki zwiedzających chowają się przed czerwcowym słońcem w podcieniach podwórza, a od każdej z grupek dobiega słodki zapach. Po przekroczeniu zaś drzwi hali, w której odbywają się targi do zapachu z dziedzińca dochodzi miły aromat falafela, naleśników, tortilli... przypominając o kolejnej wielkiej namiętności południowców. Bez wątpienia od strony gastronomicznej miłośnicy konopi nie mieli na co narzekać – oprócz kilku stoisk z organicznym jedzeniem, którego aromat wita nas przy wejściu, wśród stoisk rozsiane są barki z konopnym piwem Kovac’s, napojami energetycznymi, horchatą (popularny mleczny napój na bazie bylin, bądź ryżu, często z dodatkiem cynamonu), sokami... wszystko oczywiście z dodatkiem ziaren, bądź ekstraktu z konopi, a przynajmniej przyozdobione charakterystycznym listkiem.
Poza stroną gastronomiczną, właściwą część targów tworzyło około siedemdziesięciu stoisk reprezentujących różne dziedziny konopnej sceny i przemysłu. Tradycyjnie już najsilniej swoją obecność zaznaczył biznes hodowlany – producenci nasion (hiszpańskie Dinafem, Kanabia, Cali Seeds...), growboxów, nawozów, lamp czy systemów hydroponicznych stanowili przeszło połowę wystawiających. Ich stoiska cieszyły się też największym zainteresowaniem, pewnie także za sprawą wyjątkowo licznych konkursów i promocji (jednoręki bandyta z losowaniem ziaren, automat do strzelania karnych, turniej piłkarzyków, koło fortuny, czy nawet... darmowy tatuaż od Project Seeds). Warto zwrócić uwagę, że w odróżnieniu na przykład od praskiego Cannafestu organizatorzy imprezy w Máladze nie zdecydowali się na rozdzielenie sekcji growingowej od pozostałych – w rzeczywistości wszystkie stoiska były rozmieszczone w sposób dość swobodny, tworząc wrażenie radosnego bałaganu. Efektem takiej decyzji mógł być pewien chaos, niemniej jednak z uwagi na niewielki rozmiary targów, nie przeszkadzał on jakoś szczególnie.
Poza szeroką gamą asortymentu przeznaczonego dla hodowców nie mogło oczywiście zabraknąć akcesoriów dla palaczy – oferta fajek, filtrów i przeróżnych bletek mogła przyprawiać o zawrót głowy, z drugiej strony – nie były to produkty, których nie dałoby się dostać w większości growshopów, czy nawet kiosków, być może w tej dziedzinie trudno już o innowacyjność. Wyróżniał się właściwie tylko ciekawy gadżet ‚Relexy’ – poręczna tubka do ekspresowego zwijania perfekcyjnych jointów – dla niezdar, czy leniów rzeczywiście wybawienie, niemniej – nic więcej niż ciekawostka. Tradycyjnie oblegane były stoiska z waporyzatorami, szczególnie holenderskiego De Verdamper, łączącego zalety waporyzacji z designem przywodzącym na myśl stare, dobre bongo. Tłumek odwiedzających stoiska z waporyzatorami nie rzedł także z powodu przemiłych hostess i dość lajtowego, hiszpańskiego podejścia do oferowania „próbek” – z tego powodu brak na targach było zagubionych gości szukających okazji do zapalenia za darmo, więcej za to roześmianych, sennych buziek...
Dość blado niestety wyglądała oferta powiedzmy „prawno – społeczna” – jedno niemrawe stoisko prawnicze Nieto&Povedano nie cieszyło się szczególnym zainteresowaniem – cóż, „winić” można i tak dość łagodne prawo, bądź po prostu hiszpańską „zlewkę” dotyczącą poważniejszych zagadnień. W tej dziedzinie właściwie jedynym pozytywnym zaskoczeniem było profesjonalne stanowisko Energy Control – oferujące nie tylko testowanie na miejscu jakości przyniesionego materiału, ale także szeroką gamę dobrze wydanych i rzetelnych informacji o odpowiedzialnym stosowaniu najprzeróżniejszych narkotyków, z etanolem na czele. Harm reduction pełną gębą!
Obok strony „zaangażowanej” zabrakło mi także znanych z innych targów przykładów kreatywnego zastosowania konopi – brak było stoisk z kosmetykami, ciuchami, czy przybliżającej prężnie ostatnio rozwijające się oparte o konopie budownictwo (choć ten akurat wątek rozwinięty był na jednym z wykładów).
O powadze targów świadczy także oferta wykładów i prelekcji – w Máladze, pewnie także ze względu na skromny charakter imprezy nie była on oszałamiająca, ale znalazło się kilka ciekawych pozycji. Szczególnie interesujący był wykład sympatycznej parki z madryckiego klubu konopnego o tym, jak kierować i założyć własny klubik (szczegóły i wywiad – w następnym „Spliffie”), nie mogło też zabraknąć kilku wykładów poświęconych zastosowaniom medycznym (co ciekawe jednak, pomimo szerokiej konsumpcji i sporej społecznej świadomości, medyczne zastosowania cudownego krzaka nie są w Hiszpanii tak popularne jak chociażby u naszych południowych sąsiadów) oraz wystąpienia przedstawiciela lokalnej, andaluzyjskiej Federacji Związków Konopnych FAC Andalucia.
Kilka słów o samej organizacji. Wbrew stereotypowi hiszpańskiej mañany ogarnięcie przedsięwzięcia nie pozostawiało wiele do życzenia – prelekcje odbywały się o czasie, wszystkie stoiska znajdowały się tam, gdzie miały wedle festiwalowego przewodnika, a sama ta broszurka przygotowana była z dbałością o szczegóły, łącznie z interesującym wprowadzeniem w turystyczne walory Málagi. Również strona internetowa targów przygotowana została z dbałością o szczegóły, łącznie z precyzyjnym opisem lokalizacji imprezy. Jedynym mankamentem mógł być tylko brak informacji po angielsku – o ile nie brakowało ich na stronie, czy w broszurce, o tyle na samych targach gość nie władający uroczym językiem Cervantesa mógł poczuć się nieco zagubiony, brak tłumaczenia szczególnie doskwierać mógł podczas prelekcji. Jest to tym bardziej dziwne, że Málaga jest najlepiej skomunikowanym zresztą Europy miastem Andaluzji, dla większości turystów spoza Hiszpanii stanowiąc swoistą bramę do Costa Blanca – i co za tym idzie, jest wyjątkowo popularna wśród przybyszów z chłodniejszych części naszego kontynentu. Brakowało też chyba części „nocnej” – o ile w trakcie targów przygrywał sympatyczne psy-trance’y lokalny DJ, o tyle miłym akcentem byłoby coś w rodzaju „oficjalnego afteru” dla uczestników targów w jednym z malagańskich klubików.
Imprezka Spannabis Málaga nie jest z pewnością jedną z najważniejszych w branży, ani największych w Hiszpanii, nie jest też może warta wycieczki jako cel sam w sobie, tym niemniej, warta jest przynajmniej objazdu, jeżeli kiedyś odwiedzicie w czerwcu Andaluzję. Jeżeli dodać do tego sympatyczne otoczenie, nieziemską pogodę i ogólne wylajtowanie, dwa dni na targach w przyszłym roku mogą stać się niezłym uzupełnieniem dłuższej wyprawy.
Informacje praktyczne:
Málaga jest zdecydowanie najlepiej skomunikowanym z miast Andaluzji – do położonego blisko miasta portu lotniczego latają samoloty z całej Europy, od nas – z Wrocławia i Krakowa (Ryanair). Ceny są niezłe, choć trzeba przygotować się na to, że od czerwca do sierpnia trwa sezon turystyczny, co może wiązać się z ich podwyżką. Średnia temperatura w czerwcu to 26 stopni, morze jest już ciepłe i choć lokalne plaże nie są najpiękniejsze (polecam wycieczkę do Nerja, bądź Kadyksu), to kąpiel jest jak najbardziej możliwa. W zasięgu jednodniowej wycieczki znajdują się Sevilla, Cordoba, Granada i Ronda, w samej Máladze warto odwiedzić CAC (Centrum Sztuki Współczesnej), Muzeum Picassa i arabski pałac – Alcazabę.
Kilka przydatnych zwrotów:
fumar – palić
¿ tienes...? - czy masz?
porro – ogólnie – trawka, szczegółowo – skręty
hashish, chocolate -haszysz
papel de fumar/liar – bletki
estar ciego – być spalonym
tengo hambre – jestem głodny :)
Artykuł z 47 numeru Gazety Konopnej SPLIFF
Spannabis 2013 Málaga
31 maja – 2 czerwca
patronat prasowy: Cannabis Magazine, El Cultivador, Guia del canamo de Espana y Portugal
Robert Kania
Facebook YouTube