Whoonga - Wirusowe zapalenie skręta
Powstawanie nowych narkotyków można więc najczęściej zaobserwować w krajach trzeciego świata, ale i w państwach wysoko rozwiniętych zdarza się je spotkać. W Rosji na przykład panuje Krokodyl, który składa się z mieszanki toksycznych zanieczyszczeń i powoduje, że ciało gnije od środka. W Ameryce Łacińskiej gości jenkem – drag na bazie ludzkich odchodów. W Afryce natomiast odnajdziemy whoonga czyli mieszankę marihuany i sproszkowanych leków na HIV.
Whoonga to narkotyk, który do organizmu wprowadza się poprzez inhalację. Wszystkie niezbędne składniki łączy się i następnie formuje w skręta. Afrykańska mieszanka jest przygotowywana przede wszystkim po to, by wywołać efekty halucynogenne. Powstała w dzielnicach nędzy na obrzeżach Durbanu, Kapsztadu i Johannesburga w Republice Południowej Afryki. Narkotyk ten został szczególnie rozpowszechniony w roku 2010 na skutek zmian zachodzących w tym kraju przed mistrzostwami świata w piłce nożnej. W celu oczyszczenia miast-gospodarzy, zmienione zostały plany zabudowy. Wszyscy niezamożni mieszkańcy zostali przeniesieni do baraków znajdujących się na obrzeżach, z dala od centrum, aby RPA lepiej prezentowało się w oczach świata podczas mundialu. Spowodowało to nagłą falę rozprzestrzeniania się nowej używki wśród południowoafrykańskiej społeczności.
Whoonga to mieszanka niezwykle egzotyczna. W głównej mierze składa się z bazowego komponentu jakim jest „dagga” czyli marihuana. Poza trawką do skręta trafiają najróżniejsze substancje, mające na celu wzmocnienie reakcji. Określenie konkretnego składu narkotyku jest trudne, ponieważ badania poszczególnych próbek nie wskazały powtarzalnych ingrediencji. W skrętach znajdywano takie substancje jak amoniak, sodę oczyszczoną, mydło w proszku, detergenty, trutkę na szczury czy tabletki przeciwbólowe. Podobno w mocniejszej wersji narkotyku, zwanej sugars stosuje się heroinę, a czasem nawet metaamfetaminę. Według niektórych ekspertów południowoafrykańskiej policji i ośrodków odwykowych, whoonga jest zasadniczo tylko nową nazwą dla znanych już od dawna narkotyków na bazie opioidów.
Najbardziej kontrowersyjnym składnikiem whoonga są zmiażdżone pigułki stosowane w kuracji leczenia HIV. Są to leki przeciwretrowirusowe, które zwalczają zakażenie wirusem, poprzez zmniejszenie go we krwi nosiciela. Środki te służą przede wszystkim do wydłużenia życia chorego. Lekiem takim jest na przykład Efavirenz, znany pod nazwą handlową Strocin lub Sustiva. Tabletki te stosuje się w terapii antyretrowirusowej zwanej HAART czyli „highly active antiretrovial therapy”. Jest to jedna z możliwości leczenia wirusa. Jej podstawową zasadą jest stosowanie mieszanki co najmniej trzech leków przeciwretrowirusowych w kombinacji zalecanej przez światowych ekspertów. Z racji faktu, że wirus HIV posiada zdolność szybkiego wytwarzania mutacji, w niezmiernie krótkim czasie uodparnia się na podawane leki. Stosując równocześnie trzy odmienne medykamenty zmniejsza się szansę, że w wyniku mutacji powstanie rodzina wirusów odporna na wszystkie trzy jednocześnie. Lek, który ma pomagać nieuleczalnie chorym, niestety w Afryce używany jest w celach rekreacyjnych. Dodatkowym problemem jest to, że każda osoba uzależniona od whoonga potrafi zużyć przeciętnie, aż siedem tabletek Strocinu dziennie. Terapia pigułkami przeciwretowirusowymi jest kosztowna, a każdy pacjent zakażony ma zagwarantowane bezpłatne leczenie. Zakażonych HIV jest w Afryce coraz więcej, a do sporego już grona osób potrzebujących leków należy doliczyć uzależnionych od whoonga.
Najbardziej zaskakujący jest fakt, że medykamenty podawane do leczenia HIV nie wykazują właściwości halucynogennych. Nikt nie wie dokładnie kto i dlaczego wpadł na pomysł, że leki antyretrowirusowe powodują high. W tej kwestii eksperci są zgodni, twierdząc, że tabletki na AIDS nie powodują odurzenia i zwolennicy whoonga sami się oszukują. Nie ma naukowego dowodu na to, aby którykolwiek ze składników leków przeciwretrowirusowych był uzależniający lub powodował wzmocnienie marihuany. Osoby stosujące akurat ten medykament prawdopodobnie sugerują się tym, jakie efekty uboczne on wywołuje. W odróżnieniu do innych leków tego typu, Efivarenz oddziałuje na mózg. Przyjmowanie go skutkuje psychiatrycznymi efektami ubocznymi w postaci depresji i niepokoju, w niektórych przypadkach nawet lekkich halucynacji. Są to powszechne skutki towarzyszące przyjmowaniu tego leku w wysokich dawkach. Następstwa te są jednak łagodne, bardzo krótkotrwałe i mogą występować jedynie w przypadku stosowania doustnego. Inhalacja Efivarenzem nie przynosi efektów halucynogennych, więc w przypadku whoonga działać może jedynie na zasadzie placebo. Istnieje również możliwość, że lek został pokojarzony z marihuaną, gdyż jego zażywanie wpływa na fałszywie pozytywne wyniki testów moczowych pod kątem obecności THC. Niektórzy naukowcy poddają w wątpliwość zastosowanie leków przeciwretowirusowych w nowym narkotyku. Twierdzą, że tradycyjnie pojęcie whoonga w Afryce Południowej odnosi się do niskiej jakości heroiny, którą miesza się z substancjami chemicznymi, by zwiększyć objętość przed sprzedażą. Naukowcy nie wykluczają jednak, że niewielki odsetek osób zażywających narkotyki może rzeczywiście palić leki przedłużające życie zarażonych wirusem. Eksperci szacują, że w RPA zaledwie około pięciu procent palących whoonga je stosuje. Istnieje również teoria, że dilerzy wprowadzają swoich klientów w błąd. Informują, że narkotyk zawiera domieszkę leków antyretrowirusowych, podczas gdy tak naprawdę zawiera inne substancje toksyczne zwiększające objętość.
Palenie whoonga wiąże się z dużym ryzykiem zdrowotnym. Objawy zażywania odczuwalne są zarówno w sferze fizycznej jak i psychicznej. W związku z tym, że do skrętów trafiają zazwyczaj niebezpieczne substancje chemiczne, ciało ludzkie odpowiednio na nie reaguje. Whoonga może powodować różne przypadłości, wliczając w to na przykład krwotoki wewnętrzne, wrzody i bolesne skurcze żołądka. Narkotyk niszczy w znacznym stopniu tak istotne organy jak serce i płuca. Paleniu afrykańskich spliffów towarzyszą także bóle głowy, wysypka, otępienie i mdłości. Poważniejsze objawy mogą pojawiać się u osób z chorobą wątroby i nerek. W niektórych przypadkach zażywanie whoonga może skończyć się nawet śmiercią. Do symptomów psychiatrycznych zaliczyć można bezsenność, koszmary senne, dezorientację, utratę pamięci i depresję. Rezultatem inhalacji są także lęki, niepokoje i wzmożona agresja. Osoby uzależnione opisują, że muszą zapalić skręta by poczuć się normalnie. Bez niego nie mogą funkcjonować, obudzić się rano i wstać z łóżka. Całe ciało odczuwa ból, dopóki nie otrzyma kolejnej dawki.
Specyfik uważany jest za niezwykle silnie uzależniający. Osoby zażywające whoonga mogą odczuwać zespół abstynencji zaledwie parę godzin po pierwszej dawce. Zazwyczaj wystarczy kilka afrykańskich skrętów, by mocno się uzależnić. Przeciętny palacz whoonga potrzebuje parę dawek dziennie, a w skrajnych przypadkach niezbędne jest nawet kilkadziesiąt. Jedna porcja składników potrzebna na skręta kosztuje mniej więcej dwadzieścia rand, co w przeliczeniu wynosi około trzech dolarów. Choć wydaje się to relatywnie tanio, wcale takie nie jest, gdyż dziennie potrzebne jest kilka dawek. Działanie whoonga jest tak silne, że osoby uzależnione gotowe są podjąć najbardziej radykalne kroki, żeby zdobyć działkę. Zazwyczaj są zbyt biedni, by stać ich było na narkotyk z legalnych funduszy. Zaczynają więc wchodzić na drogę przestępczą, by zdobyć pieniądze. Taki stan rzeczy, bezpośrednio przekłada się na wzrost przestępczości – co szczególnie dotyczy prostytucji, kradzieży i napadów rabunkowych. Niestety ofiarami zwolenników whoonga często stają się pacjenci klinik dla osób zarażonych wirusem HIV. Ludzie chorzy są nagabywani przez użytkowników, którzy koczują w okolicach placówek. Niektórzy sami odsprzedają swoje leki uzależnionym w celach zarobkowych. W cały proceder często zaangażowane są również pielęgniarki, które handlują lekarstwami i wykradają je, by potem sprzedać dilerom. Siedziby misji charytatywnych i zakłady opieki zdrowotnej są w zagrożeniu ze strony uzależnionych, którzy próbują wykraść substancję. Lokalne media informują, że są miejscowości gdzie uzyskanie przez chorych leków przeciwretrowirusowych jest niezwykle trudne, gdyż wiele zostało rozkradzionych. Odnotowywano próby przejęcia całych ciężarówek wypakowanych po brzegi Strocinem. Zdarza się, że uzależnieni od whoonga starają się specjalnie zarazić wirusem HIV, gdyż leki na tę chorobę rozprowadzane są bezpłatnie wśród biednych. W RPA funkcjonują cztery tysiące placówek medycznych, które dostarczają leki przeciwretrowirusowe dla siedmiuset tysięcy pacjentów. W chwili obecnej jest to region najbardziej dotknięty wirusem HIV na całym świecie. Jeszcze w latach osiemdziesiątych HIV i AIDS nie były znane w południowej Afryce. Obecnie ponad 15% populacji w tym rejonie jest zarażonych. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych w Republice Południowej Afryki na pięćdziesiąt milionów mieszkańców mniej więcej sześć milionów jest zarażonych wirusem. W tym około siedemset tysięcy ludzi wymaga stałego leczenia terapią HAART. Rząd stara się, aby leki przeciwretrowirusowe były bardziej chronione i zabezpieczane w trakcie dostaw. Aby pomóc w walce z narkotykiem, stworzono organizację nazwaną Whoonga Free, niestety z powodu braku funduszy, została ona zamknięta w marcu 2011 roku.
Dlaczego w Republice Południowej Afryki odnotowuje się największy odsetek zakażonych wirusem HIV? Mają na to wpływ przede wszystkim czynniki kulturalne. W Afryce istnieje wiele mitów dotyczących AIDS, które niełatwo zrozumieć ludziom z cywilizowanych społeczeństw. Niektóre z nich są tak paradoksalne, że trudno w nie uwierzyć. Afrykańska ludność wierzy na przykład, że można zapobiec zakażeniu się ADIS poprzez uprawianie seksu z dziewicą, a także umycie pod prysznicem miejsc intymnych zaraz po zbliżeniu z osoba zakażoną. Na rozprzestrzenianie się wirusa ma również wpływ praktyka obrzezania kobiet, ponieważ współżycie z obrzezaną kobietą sprzyja wymianie krwi. W Afryce powszechne są również szerokie praktyki seksualne, które angażują kilku partnerów równocześnie.
Niezwykle trudno jest dociec prawdy o afrykańskiej mieszance. Co tak naprawdę kryje się pod nazwą whoonga? Czy jest to stary narkotyk zwany sugars, czy zupełnie nowa, nieznana dotąd substancja. Co wchodzi w jej skład? Zawiera heroinę czy sproszkowane leki antyretowirusowe? I wreszcie czy whoonga rzeczywiście stanowi nowy problem dla Afryki, czy od dawna jest jej znany. Być może wina leży po stronie południowo-afrykańskiego rządu, który celowo wprowadza dezinformację, by ukryć swoje błędy i niemożność działania. A może winne są głodne taniej sensacji media, które nagłaśniają sprawę, by lepiej sprzedać swoje czasopisma. Niezależnie od tego jedna rzecz jest pewna – whoonga w takiej czy innej postaci obecne jest w Afryce i pewnie szybko stamtąd nie zniknie.