Rozmowa z Michałem Gulikiem
S: Cześć! Znamy się nieco, ale przedstaw się bliżej naszym czytelnikom.
MG: Nazywam się Michał Gulik, jestem doktorantem w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ, prowadzę zajęcia ze studentami, i – jak widać lubię się pokręcić przy różnych konferencjach :)
S: No właśnie, to lecimy od początku – rozumiem, że Twoje zainteresowania naukowe jakoś zahaczają o tematykę konferencji? Skąd pomysł na nią?
MG: Sam pomysł powstał już bardzo wcześnie, właściwie już wtedy kiedy postanowiłem połączyć moje zainteresowania „pozauczelniane” z naukowymi i zacząłem myśleć o tematyce swojego doktoratu. Najbliższe mi były designer drugs i cała kultura „nowych narkotyków”. Interesuje mnie szczególnie sposób produkcji i cyrkulacji wiedzy o nich: w sytuacji gdy nie ma wiedzy „oficjalnej” – tworzona jest ona trochę na zasadzie wiki. We wrześniu zeszłego roku wpadłem na pomysł, by zrobić w tym kierunku coś więcej. Byłem świeżo po magisterce i świtały mi w głowie różne pomysły. Na początku nikt nie widział żadnego sensu w tych pomysłach, zwłaszcza, że było to dość intuicyjne z mojej strony, zarzuciłem więc temat na jakieś dwa miesiące. Ale tak się składa, że dość często pracuję przy różnych konferencjach, parę współorganizowałem – po prostu kiedy jakiś temat mnie interesuje dobrze opracować go w formie konferencji naukowej – tak było też i tym razem.
Skontaktowałem się ze Studencką Inicjatywą Narkopolityki w Warszawie, im się ten pomysł bardzo spodobał – spotkaliśmy się i postanowiliśmy zrobić konferencję. Kolejne dwa – trzy miesiące zajęło opracowanie wstępu kuratorskiego konferencji, naszkicowanie jej programu i założeń, w końcu – zredagowanie call for papers.
S: Czy planowaliście konferencję w Warszawie?
MG: Nie, od początku zakładaliśmy, że odbędzie się to na UJ, jeszcze zanim dowiedzieliśmy się, ile z tym będzie problemów.
Tak czy inaczej – jakoś w połowie roku mieliśmy wszystko dopięte i w czerwcu udostępniliśmy oficjalną informację.
S: To mnie właśnie bardzo ciekawi – jak przebiegała współpraca z Uniwersytetem – zarówno od strony technicznej, ale też podejścia tej szacownej instytucji do tematyki konferencji?
MG: Powiem szczerze, że różnie. Zacznijmy od tego, że mój Instytut nie chciał robić tej konferencji, więc musiałem szukać na zewnątrz, w jednostkach, z którymi niekoniecznie miałem coś wspólnego. To się jakoś tak śmiesznie zbiegło z tymi wystąpieniami Kwaśniewskiego, w których przepraszał za fatalną ustawę i apelował o nową politykę narkotykową. Dosłownie dzień po tej wypowiedzi rozmawiałem z szefową MISH-u (jednostka prowadząca indywidualne studia międzywydziałowe), profesor Mańczak-Wohlfeld, kiedy zwierzyłem się jej z problemów z różnymi instytutami obiecała mi pomóc i dodała – „no, jeszcze wczoraj to byłoby niemożliwe, ale jak sam były prezydent apeluje, to już inna sprawa”. Było to oczywiście w formie żartu, ale dobrze pokazuje, że coś „wisi w powietrzu”, zresztą czuło się, że ta duża polityka jakoś oddziałuje na to, co tutaj dłubiemy. Koniec końców – dogadałem się z Instytutem Socjologii, na zasadzie – dostajecie sale i możecie to robić u nas, ale niewiele więcej. Potem były problemy z miejscem, ze streamingiem i tak dalej.
S: W czerwcu wisi już oficjalne ogłoszenie, jest call for papers – jak wyglądało zainteresowanie ewentualnych prelegentów?
MG: O dziwo nie było ich aż tak dużo, jak można byłoby się spodziewać po facebookowym zainteresowaniu uczestników – dostaliśmy jakieś sześćdziesiąt kilka abstraktów, więc niewiele więcej niż zwykle na konferencjach. Po selekcji zostało ich jakieś czterdzieści.
S: Skąd rekrutowali się prelegenci?
MG: To było fajne, bo z przeróżnych dziedzin – było spore zainteresowanie wśród prawników, byli religioznawcy, psychologowie, kulturoznawcy, medioznawcy, filmoznawcy... Prelegenci byli z całej Polski i nie tylko. Pole tematyczne konferencji było oczywiście bardzo szerokie, pewnie nawet zbyt szerokie, ale pomimo „transgresywnej” poniekąd tematyki zależało nam żeby jednak była to konferencja naukowa – więc odrzuciliśmy kilka skądinąd fajnych abstraktów typu „opowiem wam o imprezach, które organizuję”. Zresztą właśnie w obawie przed ewentualną paranaukowością wystąpień celowo napisałem call for papers w możliwie sztywny, akademicki sposób.
S: Czy podział na sekcje tematyczne mieliście założony z góry?
MG: Nie, wyłonił się już po selekcji abstraktów i wynikał z najchętniej poruszanych przez prelegentów tematów.
S: Konferencja była dość ciekawie promowana jak na tego typu wydarzenie...
MG: Ograniczyliśmy się właściwie do mediów społecznościowych i promowaliśmy całość jak kolejny iwencik na facebooku – co okazało się świetnym pomysłem, a zainteresowanie przerosło nasze oczekiwania.
S: Nie obawialiście się zbyt dużego zainteresowania – najazdu chętnych, bitwy o miejsca...?
MG: Obawiał się tego chyba Instytut, który cały czas przypominał nam, że to ma być konferencja naukowa, że nie wchodzą w grę żadne performance, żeby nie było awantur, żeby nikt się nie pobił... To zainteresowanie publiczności było o tyle zaskakujące, że nie było wprost proporcjonalne do ilości abstraktów, jakie dostaliśmy. Wydaje się, że istnieje duże społeczne oczekiwanie, by Uniwersytet podjął ten temat, ten jednak nie chce bądź nie ma ku temu narzędzi.
S: Może było po części tak, że wielkie internetowe zainteresowanie konferencją to też nieco przejaw typowego dla mediów społecznościowych slacktywizmu – wielu ludzi klikało „dołącz” nie zapoznając się z programem, po prostu łapiąc się na słowo-klucz narkotyki?
Wracając do tematu promocji – obok skupienia się na necie zaskoczył mnie absolutny brak promocji w „tradycyjnych” mediach.
MG: To było celowo. O dziwo nie pojawiły się żadne dziwne, sensacyjne reakcje typu „na Uczelni debatują o ćpaniu za pieniądze podatników” – trochę mnie to zaskoczyło, bo zwykle „Nasze Dzienniki” i inne tego typu historie potrafią świetnie wyczaić takie tematy. Oczywiście było pewne zainteresowanie mediów, w tym Radiofonii, ale w pewnym momencie, widząc ogromne zainteresowanie w sieci, nie chcieliśmy już specjalnie nagłaśniać tej konferencji i nawet współpracy musieliśmy odmówić, za co chciałbym tutaj Radiofonię przeprosić.
Z drugiej strony – tak wielkie zainteresowanie mnoży problemy organizacyjne.
S: Problemy z zapisami...
M: No właśnie. Wpadliśmy na taki pomysł we wtorek, zmęczeni wyjaśnianiem na forum publicznym szczegółów umowy z Instytutem. Zapisy trochę nie wypaliły – za co przepraszam – w ciągu niecałej godziny dostałem ponad sto maili i zapisy musiałem zamknąć. Przy okazji dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o funkcjonowaniu Uniwersytetu – na przykład, że gdy w pewnej jednostce stoi pusta sala to druga jednostka Uniwersytetu musi i tak za nią zapłacić, gdy chce ją zająć. Podobne akcje były ze streamingiem – oficjalny stream UJ to koszt dziesięciu tysięcy złotych! Zdecydowaliśmy się na ogarniecie własnego streamu, nie wiem jak działał.
S: Trochę rwało, ale dało się słuchać, niekoniecznie oglądać.
MG: To pół biedy. Wracając do zapisów – zadziałał trochę mechanizm facebookowego hype’u – okazało się, że większość osób zapisanych na listy nie przyszło – i dało się wejść na konferencję bez problemu.
S: Przejdźmy do samego przebiegu konferencji – czy miałeś jakieś panele, wystąpienia, które były dla ciebie szczególnie ważne?
MG: Bardzo fajnie wypalił jeden z pierwszych paneli z prelekcją Krzysztofa Kornasa i Anny Nacher, która nawiązywała trochę do rozdziału jej ostatniej książki – poświęconą sposobom komercjalizacji przeżycia psychedelicznego, „szamanizm dla firm”, etc. Wywołało to spory odzew na widowni, część publiczności reprezentowała bardzo bezkrytyczne podejście do psychedelików. Fajne byłe też wystąpienia dotyczące subkultur, lajfstajlu i turystyki narkotykowej. Wiem też, że panel filmoznawczy wywołał gorące dyskusje.
S: Właśnie – czy przy tak szerokim temacie tworzyły się na konferencji jakieś, powiedzmy – frakcje? Pamiętam ciekawą dyskusję o represjonowaniu przyjemności...
MG: To było bardzo ciekawe, na pewno pojawił się typowy wątek przeciwstawienia „dobrych” psychedelików „złym” stymulantom – mam problem z takim rozróżnieniem. W pewnym momencie musiałem się nawet tłumaczyć z nazwy konferencji: „technologie” – ok., ale dlaczego „przyjemności”? Wyjaśniam od razu, że to podtytuł jednego z rozdziałów Odmiennych stanów świadomości. Historii kultury ecstasy i acid house Godfreya i Collina. Tak czy inaczej ta „przyjemność” w nazwie wywoływała pewien opór, dało się wyczuć pewną postawę „nie będziemy się tu zajmować tym, jak brzydcy dresiarze wciągają fetę” – a mi zależało, by konferencja była poświęcona kulturze używek w ogóle – bez wartościowania. Dlatego ucieszyła mnie na przykład prelekcja Krzysztofa Adamczyka o użyciu stymulantów subkulturze modsów w latach 60. Pozwoliłem sobie nawet na małą dygresję poświęconą represjonowaniu przyjemności w ogóle – przez humanistykę zarówno z prawa jak z lewa, może nie powinienem był wchodzić w dyskusję jako organizator, ale ten temat mnie interesuje, poświęciłem mu pracę magisterską. Nawet jak jest coś w wartościowaniu „psychedeliki VS stymulanty”, to mi przeszkadzało zawsze właśnie takie wywyższające, akademickie podejście do „niskich” narkotyków, tak jak dissowanie popularnych przyjemności w kulturze w ogóle. Ale to temat na inną, długą dyskusję.
W każdym razie – z pewnością można mówić o obecności różnych „frakcji” wśród publiczności i prelegentów.
Nie jestem ojcem Pio, nie posiadłem zdolności bilokacji, więc – czego żałuję – nie byłem w stanie ogarnąć wszystkich wystąpień, ostatecznie wybrałem te kulturoznawcze, pomijając blok prawny.
S: Jak już jesteśmy przy „frakcjach” – czy na przykład od strony prawnej – wszyscy byli bardzo „pro”, czy wypowiadał się może jakiś prohibicjonista?
MG: No właśnie tego mi brakowało, tym bardziej, że sam mam wątpliwości co do wielu rozwiązań prawnych. Mam sprecyzowaną postawę wobec legalizacji marihuany, ale mam spore wątpliwości co do tego, jak traktować designer drugs, nie tylko te z dopalaczy. Tak czy inaczej – może ciekawie byłoby zaprosić jakiegoś die-hard prohibicjonistę.
S: Jakieś refleksję podsumowujące konferencję?
MG: Cieszę się na pewno z frekwencji, w szczytowych momentach obydwie sale były absolutnie zapełnione, przyjechali nawet nasi hejterzy z facebooka :) Na pewno lepiej mógł działać streaming, fajnie jakbyśmy mieli większy budżet. Zastanawiamy się nad zawężeniem programu, który był nieprawdopodobnie szeroki.
Cieszyła mnie oprawa konferencji – przegląd narkotykowych filmów w Bombie, nie było oficjalnego afteru, bo trwał Unsound, następnym razem można o tym pomyśleć.
S: Czyli planujecie kolejną odsłonę?
MG: Na pewno nie w tym samym kształcie – bo nie na tym polega konferencja naukowa, chociaż mieliśmy nawet prośby o swoisty „tour” po Polsce – z tymi samymi prelegantami ;) To oczywiście nie wchodzi w grę, ale na pewno chcę temat drążyć. Konferencja pokazała, że jest potrzeba poruszania tematu narkotyków przez Uniwersytet, że da się to zrobić w sposób naukowy. Dowiedziałem się przy okazji, że była to rzekomo pierwsza tego typu konferencja na wschód od dawnego Muru Berlińskiego, co było bardzo miłym zaskoczeniem. W Europie Zachodniej tego typu akcje się odbywały, taką konferencję robił na przykład Bruno Latour, czemu i u nas nie włączyć się jakoś w debatę publiczną w ten sposób? Anna Nacher napisała na swoim blogu, że był to największy akademicki hype roku– i coś w tym jest, z pewnością jest to temat „nośny”, który będzie cieszył się wielkim zainteresowaniem.
Ukaże się oczywiście publikacja po konferencji, no i miałem bardzo miłą niespodziankę – odezwała się do mnie MAPS (Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies) z Los Angeles, którzy chcą tę publikację przetłumaczyć.
Mam też nadzieję, że powodzenie konferencji zachęci UJ w zaangażowanie się w jej następne odsłony, może nawet uda mi się współpracować z własną jednostką :)
S: Jakie plany na najbliższe miesiące?
MG: Do początku przyszłego roku pracujemy nad publikacją, a potem chcemy kontynuować tę konferencję. To będzie nieco na przekór tego, na czym polega konferencja naukowa – która ma być w konkretnej formie jednorazowa. Ale temat warto drążyć – zainteresowanie jest duże, także pozaakademickie – co jest dużym plusem, choć może być też zagrożeniem. Rzeczywiście może momentami zahaczaliśmy o paranaukowość, ale to wynika ze specyfyki tematu, jeszcze słabo opracowanego przez naukę.
Na pewno nieco inny, węższy będzie temat konferencji – może skupić się na tych psychedelikach? Albo designer drugs? A może właśnie te „niskie” uliczne użycie drugów. Temat, którego mi brakowało to niezwykle rozpowszechnione w Polsce rekreacyjne użycie leków – i sposób konstruowania wiedzy o tym procederze, z nieocenioną rolą hyperreala. Tak czy inaczej – tematów jest sporo, jest zainteresowanie, będzie dobrze!
S: Wobec tego, dzięki za rozmowę i powodzenia z następnymi projektami.
Facebook YouTube