A+ A A-

Marihuana rasistowskim biczem

Jak najprościej wymyślić zagrożenie? Najpierw trzeba stworzyć bezkresny strach, jeszcze lepiej jak będzie on opierał się na stereotypie, który jednak nadal ma solidne fundamenty w otaczającej nas rzeczywistości. Jak będziemy mieć już mechanizm w ręku, nie pozostaje nic innego jak rozpowszechnić go przez media. I czekamy aż przekaz dojdzie, a ludzie będą się z nim sukcesywnie utożsamiać. A, że ci sami ludzie co pewien czas są wyborcami, to przy najbliższej okazji dać im kawał smacznej kiełbasy: projekt prawa, które będzie panaceum na ów strach. Proste?

Wyjdźmy z otoczki naiwności i przyznajmy sami przed sobą, że tak naprawdę gdziekolwiek nie toczy się walka, na jakichkolwiek przestrzeniach eksploatacji, jej źródło – po obdarciu z rzekomych, niby istotnych dla wszystkich powodów – leży w czyimś interesie. Bo jest on zagrożony, albo jest szansa na jego wzmocnienie. Nie inaczej jest w przypadku marihuany, jej legalizacji i delegalizacji. Przecież nie chodzi o to, że kilku smutnych panów nie chce, żeby młody człowiek nie wziął skręta do ust, bo (na przykład) wódka jest lepsza. Bzdura. Owi panowie interesują się jedynie tym, czy ów skręt ich zuboży, czy wzbogaci. By być po stronie jednak wzbogaconych do ręki biorą najbardziej ohydne, ale niestety skuteczne instrumenty. Mowa o niczym innym jak walce rasistowskiej, w której marihuana zajmuje niebagatelne miejsce, co znowu przypominają niektórzy przynajmniej amerykańscy publicyści przy okazji skandalicznego dla wielu uniewinnienia George’a Zimmermana z zarzutu zabójstwa 17-letniego Trayvona Martina. Temat lepszej sprawiedliwości dla białych i gorszej dla Murzynów znowu wraca i to w drugiej kadencji rządów Baracka Obamy. Przy okazji na światło dzienne co chwilą wychodzą zatrważające statystyki. Co roku policja w Nowym Jorku (mieście zwanym przez Unię Swobód Obywatelskich stolicą aresztów za posiadanie marihuany) każe chociaż przez chwilę oglądać świat przez kraty za posiadanie skręta 40 tys. ludziom. 52 procent z nich to Murzyni, 32 – Latynosi, a 15 – biali. Ciemnoskóry nastolatek, w odróżnieniu od swojego białego rówieśnika, może być pewny, że tamtejsza policja przy każdej nadarzającej się okazji każe mu opróżnić kieszenie. Wszak do 25 g w NY można mieć schowane. Chyba, że się taką paczuszkę wyciągnie. Wtedy już jest przestępstwo. To z kolei ułatwia szybkie wsadzanie do więzienia. Między innym w dużym stopniu dzięki robieniu z marihuany rasistowskiej płachty na nieistniejącego byka co trzeci Murzyn mieszkający w USA między 20. a 29. rokiem życia albo siedzi właśnie w więzieniu, jest na zwolnieniu warunkowym albo podlega nadzorowi sądowemu. Wśród wszystkich osób aresztowanych za narkotyki 40 proc. stanowią osoby ciemnoskóre, wśród skazanych ten odsetek wynosi 55, a wśród odsiadujących wyroki – 75 proc. Taka polityka, by stosowne uwarunkowania prawne (tutaj w przypadku marihuany) traktować j ako rasistowski miecz, nie jest wbrew pozorom jedynie kolejną złą plakietką, którą możemy przypiąć jedynie w pierś USA. Także czarnoskórzy w Anglii są 6 razy częściej kontrolowani przez policję w poszukiwaniu narkotyków i marihuany i aż 11 razy częściej skazywani na karę więzienia. Wszak pod ręką jest bicz, to dlaczego z niego nie korzystać.

Czy lobby działające na rzecz trzymania marihuany za kratkami (by inne środki: i lecznicze, i odurzające miały większą swobodę dostępu) ma od kilku lat szczególny powód, by z jednej strony obrzydzać w każdy możliwy sposób marihuanę, a z drugiej wykorzystywać ją do tworzenia rasistowskich warstw w społeczeństwie i dzięki niej stosować instrumenty karne? Nie, nic takiego szczególnego się nie stało. Nie ma też w tym niczego nadzwyczajnego, czy zasługującego na szczególną ciekawość. To wszak nic innego, jak korzystanie ze sprawdzonych wcześniej efektywnych instrumentów. A więc z marketingowego punktu widzenia postawa godna pochwały.

Nie wielu pamięta, czy w ogóle zna historię marihuany, szczególnie tę część napisaną na początku ubiegłego stulecia. Otóż wtedy właśnie w USA rozpoczął się odwrót od konopi, które do tej pory, z wielu względów były za wielką wodą ubóstwiane. To za pomocą artykułów o marihuanie gazety należące do Williama Randolpha Hearsta (protoplasty dzisiejszych tabloidów) skutecznie nastawiały społeczność przeciwko Meksykanom i Latynosom w czasach wojny hiszpańsko-amerykańskiej (1898 r.). Sytuacja powtórzyła się kilkadziesiąt lat później, kiedy prawny zakaz dla marihuany stał się ekonomicznym wymogiem. Walka toczyła się między innymi o sposób wytwarzania papieru. Czytając artykuły pokazujące się w tamtym czasie włos jeży się na głowie. Bardzo często nasze oczy spotkają się z informacją o „grubowargich kolorowych”, którzy wdają się w mistyczne tańce przy muzyce jazzowej. Wchodzi w nich diabeł, tuż po zapaleniu marihuany. Buta finansistów i ekonomistów pozwoliła im powtarzać w Kongresie stek bzdur, jakoby Meksykanie, Latynosi, Filipińczycy, Murzyni i Grecy stanowili 50 procent wszystkich przestępców. Te zaś mogą być bezpośrednio wywiedzione z marihuany. Tym samym puzzle stanęły na swoim miejscu i Kongres przyjął takie a nie inne prawo.

Tak więc rasistowskie podłoże w walce z marihuaną i za jej pomocą nie jest niczym nowym. Teraz to odgrzany kotlet, ale niektórzy ciągle będą mieć nadzieję, że jednak dla społeczeństwa smaczny.

Artykuł z 48 numeru Gazety Konopnej SPLIFF

Barbara Grzeszcz

Oceń ten artykuł
(3 głosów)