Euronarkopolityka
Obecnie pośród członków Unii Europejskiej panują ogromne różnice w traktowaniu obywateli za posiadanie narkotyków. Na jednym biegunie mamy Holandię, w której marihuana jest de facto legalnie dostępna w obrocie – na drugim Polandię, gdzie za jej okruchy można trafić do więzienia. Gdzieś pomiędzy leży cała reszta Europy – najbardziej rozpowszechnionym rozwiązaniem, funkcjonującym w różnych postaciach m.in. w Niemczech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Czechach itd. jest depenalizacja posiadania i uprawy na własny użytek. Chociaż pozostaje to przestępstwem/wykroczeniem, za zaspokajanie własnych potrzeb w tym zakresie nie grozi kara pozbawienia wolności. Podobnie jest w rzeczywistości we Francji, gdzie prawo mówi jedno, a praktyka drugie.
Jako, że największą siłę przebicia w Brukseli mają Niemcy i Francja, ewentualna wspólna polityka narkotykowa przypominałaby prawdopodobnie rozwiązania stosowane w tych państwach. Oczywiście, podobnie jak w wielu innych przypadkach, dyrektywa mogłaby dopuszczać pewną dozę dobrowolności np. w określaniu ilości granicznych w ramach zadanych widełek. I tak w ramach tych samych przepisów Hiszpan i Niemiec mogliby posiadać gramów 20, a Szwed i Polak 5. Pewna różnorodność zawsze pozostanie – tak jak różnią się między sobą przepisy amerykańskich stanów, czy niemieckich landów. Niedopuszczalna jest jednak sytuacja, w której za posiadanie substancji paralegalnie zakupionej w Holandii czy w Czechach można trafić do więzienia w Polsce. Sytuacja taka narusza ducha europejskiej wspólnoty, w którym pisany był zakładający swobodę przepływu towarów traktat z Maastricht.
O komentarz i opinie na temat możliwości regulacji polityki narkotykowej na poziomie europejskim poprosiliśmy naszych wybrańców narodu – posłów do Parlamentu Europejskiego. Wszystkich, bez wyjątku. PO, SLD, PSL, PiS i jego odłamy – PJN i SP. Pomimo próśb, gróźb i odwołań do rozsądku, odpowiedź otrzymaliśmy jedynie ze strony SLD – Panu Profesorowi Bogusławowi Liberadzkiemu serdecznie dziękujemy i liczymy na dalszą współpracę! Bardzo nas cieszy rozsądna wypowiedź polityka SLD – gdyby tylko jego koledzy w kraju mieli tyle samo oleju w głowie, być może mielibyśmy drugą, po Ruchu Palikota, formację opowiadającą się za depenalizacją, a ostatecznie legalizacją marihuany.
Paradoksalnie w czasie bardzo sympatycznej rozmowy z asystentem p. Ziobry przez chwilę dało się odnieść wrażenie, że i panu ministrowi zdarza się myśleć, i to prawidłowo. Niestety, na publikację owych przemyśleń nie dostaliśmy zgody...
Należy uczynić wszystko, aby kwestia polityki narkotykowej stała się jednym z tematów przyszłorocznej kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Dane EMCDDA (European Monitoring Centre for Drugs and Drug Addiction – Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii, agencja UE zajmująca się narkotykami) mówią o 78 milionach użytkowników gandzi na Starym Kontynencie. Odebranie z rąk mafii tak ogromnego rynku, objęcie go kontrolą i akcyzą mogłoby przynieść każdego roku kilkadziesiąt miliardów euro (!) krajowym budżetom – w erze szukania oszczędności kosztem wzrostu gospodarczego, politycy powinni odłożyć na bok ideologiczne dysputy i schylić się po leżącą na ulicy kasę.
Zwolennicy liberalizacji przepisów narkotykowych w polskim Sejmie, posłowie Ruchu Palikota, stanowią zaledwie 10% składu wysokiej izby. Do następnych wyborów w 2015 raczej nic się w tym względzie nie zmieni – na nagłe olśnienie PO nie ma co liczyć. W Parlamencie Europejskim nastawienie do kwestii przepisów narkotykowych jest dużo bardziej przychylne użytkownikom. Ze względu na poprawność polityczną mało kto opowiada się wprost za legalizacją, jednak panuje swego rodzaju konsensus co do tego, że posiadanie na własny użytek nie powinno stanowić przestępstwa. Już w 2008 – co ciekawe, z udziałem europosłów LPR – przyjęta została zielona księga w sprawie roli społeczeństwa obywatelskiego w polityce europejskiej na terenie Unii Europejskiej. Tzw. Raport Catani (od nazwiska posła sprawozdawcy, Włocha Giusto Catani, zrzeszonego w ramach Zjednoczonej Lewicy Europejskiej i Nordyckiej Zielonej Lewicy) podkreślał m.in. „konieczność oparcia polityki antynarkotykowej na solidnych dowodach naukowych uzyskanych w wyniku współpracy ze społeczeństwem obywatelskim w dziedzinie badań naukowych nad narkotykami” – coś, czego w polskiej dyskusji jak na lekarstwo. Raport zaleca także „położenie większego nacisku na ograniczanie szkód, informację, prewencję, leczenie i dostrzeżenie potrzeby ochrony życia i zdrowia osób z problemami spowodowanymi zażywaniem nielegalnych substancji zamiast wdrażania strategii represyjnych, które często graniczą z łamaniem praw człowieka i często prowadziły do łamania tych praw”.
Polscy politycy nie są wyjątkowo zakłamani, wyrachowani i intelektualnie ograniczeni – na całym świecie jest tak samo. Głównym motorem postępowania większości z nich jest chłodna wyborcza kalkulacja. W Polsce, póki co, chcąc wygrać wybory, trzeba przynajmniej udawać osobę religijną, sprzeciwiającą się narkotykom (w ramach przypomnienia – palący w przeszłości trawę Donald T. wziął ślub kościelny po prawie 30 wielu latach małżeństwa w czasie kampanii wyborczej). W mniej pogrążonych w średniowiecznej ciemnocie rejonach Europy popieranie racjonalnej polityki narkotykowej nie kwalifikuje polityka automatycznie do „naćpanej hołoty”. Skoro na naszych polityków nie możemy liczyć, pozwólmy decydować o prawie narkotykowym politykom europejskim. W tym wypadku cel uświęca środki.
Maciej Kowalski
doradca zespołu międzynarodowego Ruchu Palikota,
red.nacz Gazety Konopnej Spliff
–
Żadną miarą nie da się dalej udawać, że nie ma problemu narkotyków w Polsce. Nie jest prawdą, że wystarczyć zakazać i potulnie ludzie do tego się stosują. Jest prawdą, że zakres stosowania jest dość szeroki, nie tylko w celu narkotyzowania się w powszechnie pojmowanym, negatywnym sensie. Przyznali to już nawet ci, którzy przed laty uchwalali obowiązujące prawo. Z ciekawością przeczytałem Pańskie uwagi na temat zróżnicowania ograniczeń w poszczególnych państwach Unii Europejskiej. Otwartość granic uzasadnia postulat ujednolicenia (lub przynajmniej znaczącego zbliżenia) rozwiązań w poszczególnych państwach członkowskich. W Parlamencie Europejskim jest uznana forma dyskusji w postaci tzw. intergrup, które zajmują się debatami i wypracowywaniem metod znajdowania wspólnych rozwiązań. Sądzę, że ta tematyka zasługuje na specjalną intergrupę. Spróbuję podjąć rozmowy co do możliwości stworzenia intergrupy, nie mogę natomiast zagwarantować efektu.
Z poważaniem,
Bogusław Liberadzki,
Sojusz Lewicy Demokratycznej, Grupa Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim
--
Artykuł ukazał się w Gazecie Konopnej Spliff #44: http://issuu.com/spliff/docs/spliff_nr44