Nie jesteśmy sami
Chociaż w Polsce aktywistom pro-legalizacyjnym wciąż grożą nieprzyjemności ze strony tak społeczeństwa jak i organów ścigania, sprawa przestała być problemem niszowym. O konieczności zmiany polityki narkotykowej mówią dziś nie tylko rastafarianie, hiphopowcy i podstarzali hipisi. Pierwsze zdanie raportu - “Wojna z narkotykami zawiodła” - trafiło do światowych serwisów informacyjnych i powtórzone zostało przez czołowe media.
Włączenie się do walki o racjonalną politykę narkotykową znanych nazwisk to bardzo ważny krok. Mamy nadzieję, że uruchomi to falę wychodzenia zwolenników liberalizacji z szafy. Na razie na “coming out” odważyli się praktycznie tylko byli przywódcy. Najwyższa pora, aby w ich ślady poszli urzędujący politycy.
Kogo więc konkretnie mamy (m.in) w swoich szeregach?
Kofi Annan - przez 10 lat Sekretarz Generalny ONZ, laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Oprócz niego, do petycji do obecnego Sekretarza Generalnego ONZ Ban Ki-moona dołączyło się jeszcze troje byłych ludzi ONZ: Louise Arbour, Asma Jahangir i Thorvald Stoltenberg.
George P. Shultz - były sekretarz stanu USA w administracji Reagana - odpowiednik naszego Radka Sikorskiego. Wcześniej sekretarz skarbu (Minister Finansów) pod Nixonem – jednym z ojców wojny z narkotykami. Członek Partii Republikańskiej, której hobby jest regularne zaostrzanie przepisów. Cudowne nawrócenie?
Fernando Henrique Cardoso, César Gaviria, Ernesto Zedillo i Ruth Dreifuss - byli prezydenci Brazylii, Kolumbii, Meksyku i Szwajcarii.
Javier Solana - kolejny emerytowany polityk wielkiego kalibru, wieloletni wysoki przedstawiciel do spraw wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Unii Europejskiej.
George Papandreou - jedyny urzędujący polityk w Komisji. Premier Grecji, która prawde powiedziawszy aktualnie bardziej zajęta jest bankrutowaniem niż reformą polityki narkotykowej.
Sir Richard Branson - barwna postać świata biznesu - multimilioner, poszukiwacz przygód, założyciel grupy Virgin, człowiek renesansu. Osoba, która obok Georga Sorosa i jego Open Society Institute, dostarcza niezwykle istotnego wsparcia finansowego dla działalności społecznej (w tym inicjatywom na rzecz racjonalnej polityki narkotykowej).
Mario Vargas Llosa i Carlos Fuentes - dwaj głęboko zaangażowani w życie publiczne południowoamerykańscy pisarze. Jeden już z Noblem, drugi na razie bez.
Paul Volcker - facet, który mrugnięciem oka potrafił wywołać euforię lub kryzys na giełdzie. Amerykański odpowiednik naszego szefa NBP. W czasie swojej kariery wydrukował tryliony dolarów.
Towarzystwo zacne. Jakby nie patrzeć, wyższa od przeciętnej liczba Nobli na głowę. Przedstawiciele zarówno USA i Europy, jak i krajów rozwijających się; krajów produkujących narkotyki i je konsumujących; polityków, artystów, biznesmenów - wszystkiego po trochu, nikogo nie zabrakło. Oczywiście poparcie tak wpływowych osób cieszy niezmiernie. Nasuwa się tylko pytanie: dlaczego, do cholery, nie mogli tego zrobić 5-10 lat wcześniej, kiedy byli u władzy i ich słowa mogły z łatwością obrócić się w czyn? Czy nastąpiło jakieś nagłe, zbiorowe oświecenie?
Czy naprawdę szef wszystkich szefów w organizacji, która usankcjonowała globalną prohibicję i która wiąże ręce krajom, chcącym poczynić bardziej odważne reformy, nie mógł dać wyrazu swojego poparcia dla reformy wcześniej? Kto, jeśli nie Minister Spraw Zagranicznych USA, ma coś do powiedzenia na temat prowadzonych za jego urzędowania masowych likwidacji upraw koki i maku w Ameryce Łacińskiej?
Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tej zagadki zdaje się być poprawność polityczna i konieczność przypodobania się opinii publicznej, wyborcom i grupom interesu. Premier Luksemburga mawia, że wszyscy wiedzą, co należy zrobić, tylko nikt nie wie jak zostać potem ponownie wybranym. Jak pokazało ubiegłoroczne referendum w Kalifornii, nawet bardziej otwarte i postępowe społeczeństwa mają jeszcze problem z zaakceptowaniem “oczywistej oczywistości” - konieczności reformy polityki narkotykowej. Otwarte poparcie dla liberalizacji i racjonalizacji podejścia do narkotyków, na które panie i panowie z komisji mogli sobie pozwolić dzisiaj, byłoby politycznym samobójstwem podczas piastowania urzędu.
Treśc samego raportu zawiera jasno sformułowany przekaz, za którymi Spliff postuluje od wielu lat:
Całkowita dekryminalizacja - odejście od kar więzienia dla użytkowników
Powszechne programy redukcji szkód - wymiana igieł, pomieszczenia iniekcyjne, kontrolowana dystrybucja heroiny, metadon
Eksperymenty w dziedzinie legalizacji, szczególnie w stosunku do konopi
Traktowanie uzależnienia jak choroby zamiast przestępstwa
Nie należy się spodziewać nagłych, rewolucyjnych zmian - Waszyngton z miejsca odrzucił wnioski Komisji powołując się na pokrętną statystykę. Polska też nie będzie się oglądać na jakichś zagranicznych Noblistów - mamy przecież Ministra Kwiatkowskiego, który wie lepiej. Aktywistom konopnym na całym świecie będzie jednak zdecydowanie łatwiej prezentować swoje racje, mogąc powołać się na poparcie Kofiego Annana i Javiera Solany.
Facebook YouTube