SPLIFF #19: Czyżby jednak odwilż?!
Sezon tzw. ogórkowy w pełni, większość polaków w rozjazdach, a w kraju prawie codziennie jakiś pozytywny głos się podnosi. W dodatku w takich, zdawałoby się, ponurych czasach, gdy od wielu miesięcy jedyne dobre wieści nadchodziły z zagranicy.
Spodziewaliśmy się, że po nagonce na „dopalacze” i praktycznie jednomyślnym zatwierdzeniu fatalnej nowelizacji, wcześniejszy projekt zliberalizowania prawa, przygotowywany przez zespół pod przewodnictwem prof. Krajewskiego jeszcze za poprzedniego ministra sprawiedliwości, nie będzie miał szans powodzenia. Dziś pytanie brzmi raczej, jak duże są te szanse. Chodzi przede wszystkim o to, co najbardziej oczywiste – zniesienie kary więzienia za posiadanie.
Nie wiadomo co prawda, jak dokładnie wyglądają zapisy ustawy, którą firmuje minister Czuma wraz z wiceministrem Kwiatkowskim i którą popiera premier Tusk (wszyscy PO). Wiadomo na pewno, że gorzej być nie może i nie będzie. Zakres liberalizacji zapewne jest bardzo niewielki i daleki od standardów europejskich. Przedstawiciele rządu zaznaczają, że chodzi o lepsze leczenie i skuteczniejszą walkę z dilerami. Konserwatywna większość w Platformie i w społeczeństwie powinna być przekonana, że będzie to unowocześniona, bardziej fachowa ustawa, ale ta sama, motywowana możliwie apolitycznym zdrowym rozsądkiem. Każda (bardzo) mała depenalizacja i mała dawka pragmatyzmu będzie olbrzymią zmianą, o ile się oczywiście powiedzie.
Prokurator mógłby nie oskarżać osoby złapanej na posiadaniu niewielkich ilości na własny użytek po raz pierwszy lub gdy jej karanie „byłoby niecelowe ze względu na okoliczności” – prokuratura sprawdzałaby, czy nie handluje oraz czy nie należy jej kierować na leczenie. Pytanie, jak wyglądałaby praktyka. Na pewno znacznie lepiej niż dzisiaj, czyli pierwszy raz zawiasy, drugi – więzienie dla zwykłych palaczy. Właśnie dlatego umorzenie postępowania „za pierwszym razem” jest tak niepokojące, bo oznacza, że więzienie „za posiadanie” dalej będzie grozić, co prawda grozić trochę mniej, w praktyce. Większe możliwości leczenia uzależnionych i chorych, powinna umożliwiać nowa ustawa. To jasne. Można też sądzić, że nie będzie tak łatwo skazać na więzienie, jak dzisiaj.
Donald Tusk kusi prawicowych wyborców, że jeśli „leczyć, nie karać”, to można ostrzej walczyć z dilerami, jeśli tylko nie prześladować młodzieży czy studentów. Bo obowiązująca od 9 lat regulacja spowodowała „penalizację osób przypadkowych i chorych”. Kusi podniesieniem „widełek” dla wyroków za handel narkotykami z 1-10 do 2-12 lat więzienia. Kusi prokuratorów możliwością wyciągania zeznań przeciwko dilerom dzięki szantażowaniu więzieniem (co zresztą często robią dzisiaj półoficjalnie policjanci – redakcja). Projekt ma być jak najmniej ryzykowny politycznie, bo i tak trzeba będzie go forsować i wytargowywać. Debata jednak będzie bez wątpienia krokiem do przodu, bo za utrzymaniem starej ustawy po prostu nie przemawiają argumenty. Argumenty za liberalizacją są oczywiste, przynajmniej teraz, ale o tym za chwilę.
Od kilku miesięcy racjonalne argumenty pojawiają się coraz częściej. Nawet przemówienia z czasu delegalizacji kilkunastu szkodliwych i nieszkodliwych oraz niezbadanych roślin i substancji zwiastowały czasem jakieś pozytywne myślenie, niestety, na głosowaniu mało kto się wyłamał z partyjnej dyscypliny. Dziś to rząd planuje przeprowadzić ostrożną zmianę. Nową retorykę zawdzięczamy m.in. Programowi Światowej Polityki Narkotykowej, Krakowskiemu Towarszystwu Pomocy Uzależnionym, Krytyce Politycznej, Marku Balickim, terapeutom i ekspertom prawa.
W czerwcu także Gazeta Wyborcza we współpracy z Polską Siecią ds. Polityki Narkotykowej, zrzeszającej m.in. terapeutów, pracowników organizacji pozarządowych i pacjentów podjęła akcję społeczną „My, narkopolacy”. Akcja przedstawia przede wszystkim problem uzależnień od alkoholu i narkotyków; bez histerii, normalnie, z różnych perspektyw. Są m.in. opowieści osób uzależnionych i członków ich rodzin, terapeutów i lekarzy, komentarze prawników i znawców problemu, są liczne postulaty reformy. Autorzy powtarzają, że dotychczasowa polityka wcale nie odstrasza od stosowania tzw. narkotyków. Wbrew zapowiedziom nie skazuje się dilerów, a wręcz przeciwnie.
Dane są szokujące, 17 razy więcej wyroków za posiadanie niż za handel w 2007 r. Aż dziesięć razy więcej (za posiadanie) i dwa razy mniej za handel niż dziesięć lat temu! Wreszcie ktoś zauważa, że obecnie konsument traktowany jest automatycznie jak diler. Przecież alkohol, nikotyna i leki są również narkotykami, nie są takie same ani równie szkodliwe; można używać rozsądnie i się nie uzależnić, a nawet zostać później np. prezydentem albo premierem. Używanie tzw. narkotyków to nie żadne przestępstwo, chociaż prawo tak mówi, ponieważ konsument jest ofiarą i przestępcą w jedne osobie. To samo tyczy się osób „zaledwie” pijący czy palący tytoń.
Poważnym problemem jest również fakt, że represyjne prawo odstrasza uzależnionych od leczenia. Ten, kto ma problem z substancjami odurzającymi, nie jest po prostu „zły” i nie zasługuje na karę. A to, że nigdzie na świecie narkotyki nie są legalne (przynajmniej większość środków), nie znaczy, że polowanie na używających narkotyków i trzymanie ich w więzieniach, jak robi Polska, jest normalne. Wiele tekstów poświęconych jest także porównaniu nowoczesnych systemów leczenia i redukcji szkód z polskim systemem zorientowanym jednostronnie na całkowitą abstynencję w zamkniętych ośrodkach, co często się nie sprawdza i czasami prowadzi do nadużyć.
Wyborcza ogłosiła apel Polskiej Sieci ds. Polityki Narkotykowej z najważniejszym postulatem akcji, zaprzestaniem karania „za posiadanie” niewielkich ilości na własny użytek. Apel ten znajduje się na stronie www.narkopolacy.pl . Przez pierwszy tydzień poparło go aż 25 tysięcy osób.
Co można powiedzieć? Po pierwsze i najważniejsze: nareszcie! Po kilku latach od próby odwilżowej reformy autorstwa Marka Balickiego. O kilku oczywistych wadach projektu wspominaliśmy. Ale jest to krok w dobrą stronę, bardzo ważny i bardzo potrzebny.
Prokurator mógłby nie oskarżać osoby złapanej na posiadaniu niewielkich ilości na własny użytek po raz pierwszy lub gdy jej karanie „byłoby niecelowe ze względu na okoliczności” – prokuratura sprawdzałaby, czy nie handluje oraz czy nie należy jej kierować na leczenie. Pytanie, jak wyglądałaby praktyka. Na pewno znacznie lepiej niż dzisiaj, czyli pierwszy raz zawiasy, drugi – więzienie dla zwykłych palaczy. Właśnie dlatego umorzenie postępowania „za pierwszym razem” jest tak niepokojące, bo oznacza, że więzienie „za posiadanie” dalej będzie grozić, co prawda grozić trochę mniej, w praktyce. Większe możliwości leczenia uzależnionych i chorych, powinna umożliwiać nowa ustawa. To jasne. Można też sądzić, że nie będzie tak łatwo skazać na więzienie, jak dzisiaj.
Donald Tusk kusi prawicowych wyborców, że jeśli „leczyć, nie karać”, to można ostrzej walczyć z dilerami, jeśli tylko nie prześladować młodzieży czy studentów. Bo obowiązująca od 9 lat regulacja spowodowała „penalizację osób przypadkowych i chorych”. Kusi podniesieniem „widełek” dla wyroków za handel narkotykami z 1-10 do 2-12 lat więzienia. Kusi prokuratorów możliwością wyciągania zeznań przeciwko dilerom dzięki szantażowaniu więzieniem (co zresztą często robią dzisiaj półoficjalnie policjanci – redakcja). Projekt ma być jak najmniej ryzykowny politycznie, bo i tak trzeba będzie go forsować i wytargowywać. Debata jednak będzie bez wątpienia krokiem do przodu, bo za utrzymaniem starej ustawy po prostu nie przemawiają argumenty. Argumenty za liberalizacją są oczywiste, przynajmniej teraz, ale o tym za chwilę.
Od kilku miesięcy racjonalne argumenty pojawiają się coraz częściej. Nawet przemówienia z czasu delegalizacji kilkunastu szkodliwych i nieszkodliwych oraz niezbadanych roślin i substancji zwiastowały czasem jakieś pozytywne myślenie, niestety, na głosowaniu mało kto się wyłamał z partyjnej dyscypliny. Dziś to rząd planuje przeprowadzić ostrożną zmianę. Nową retorykę zawdzięczamy m.in. Programowi Światowej Polityki Narkotykowej, Krakowskiemu Towarszystwu Pomocy Uzależnionym, Krytyce Politycznej, Marku Balickim, terapeutom i ekspertom prawa.
W czerwcu także Gazeta Wyborcza we współpracy z Polską Siecią ds. Polityki Narkotykowej, zrzeszającej m.in. terapeutów, pracowników organizacji pozarządowych i pacjentów podjęła akcję społeczną „My, narkopolacy”. Akcja przedstawia przede wszystkim problem uzależnień od alkoholu i narkotyków; bez histerii, normalnie, z różnych perspektyw. Są m.in. opowieści osób uzależnionych i członków ich rodzin, terapeutów i lekarzy, komentarze prawników i znawców problemu, są liczne postulaty reformy. Autorzy powtarzają, że dotychczasowa polityka wcale nie odstrasza od stosowania tzw. narkotyków. Wbrew zapowiedziom nie skazuje się dilerów, a wręcz przeciwnie.
Dane są szokujące, 17 razy więcej wyroków za posiadanie niż za handel w 2007 r. Aż dziesięć razy więcej (za posiadanie) i dwa razy mniej za handel niż dziesięć lat temu! Wreszcie ktoś zauważa, że obecnie konsument traktowany jest automatycznie jak diler. Przecież alkohol, nikotyna i leki są również narkotykami, nie są takie same ani równie szkodliwe; można używać rozsądnie i się nie uzależnić, a nawet zostać później np. prezydentem albo premierem. Używanie tzw. narkotyków to nie żadne przestępstwo, chociaż prawo tak mówi, ponieważ konsument jest ofiarą i przestępcą w jedne osobie. To samo tyczy się osób „zaledwie” pijący czy palący tytoń.
Poważnym problemem jest również fakt, że represyjne prawo odstrasza uzależnionych od leczenia. Ten, kto ma problem z substancjami odurzającymi, nie jest po prostu „zły” i nie zasługuje na karę. A to, że nigdzie na świecie narkotyki nie są legalne (przynajmniej większość środków), nie znaczy, że polowanie na używających narkotyków i trzymanie ich w więzieniach, jak robi Polska, jest normalne. Wiele tekstów poświęconych jest także porównaniu nowoczesnych systemów leczenia i redukcji szkód z polskim systemem zorientowanym jednostronnie na całkowitą abstynencję w zamkniętych ośrodkach, co często się nie sprawdza i czasami prowadzi do nadużyć.
Wyborcza ogłosiła apel Polskiej Sieci ds. Polityki Narkotykowej z najważniejszym postulatem akcji, zaprzestaniem karania „za posiadanie” niewielkich ilości na własny użytek. Apel ten znajduje się na stronie www.narkopolacy.pl . Przez pierwszy tydzień poparło go aż 25 tysięcy osób.
Co można powiedzieć? Po pierwsze i najważniejsze: nareszcie! Po kilku latach od próby odwilżowej reformy autorstwa Marka Balickiego. O kilku oczywistych wadach projektu wspominaliśmy. Ale jest to krok w dobrą stronę, bardzo ważny i bardzo potrzebny.
Czego brakuje w debacie medialnej? Oczywiście, że prawa do uprawy – nie ma lepszego sposobu na likwidację podziemia narkotykowych przestępców, ale brak również rzeczy może ważniejszej – legalizacji stosowania marijuany przeciwko nowotworom, aids, anoreksji, jaskrze, stwardnieniu rozsianemu... To już staje się standardem w wielu krajach, również w USA.
Poza tym – dopóki samo przyjmowanie jakichś substancji przez obywateli (dodajmy: kilka procent obywateli) jest nielegalne, nieważne, jaką karą jest zagrożone, pozostajemy półautorytarnym państwem wyznaniowym – przeciwko czemu to przestępstwo ? Obywatel przeciw jakiejś obowiązującej, oficjalnej moralności? Jest dokładnie na odwrót: żadna większość nie może popełniać przestępstwa na istocie ludzkiej obdarzonej zdolnością do wyborów etycznych i życiowych. Traktowanie jako przestępstwa wyłącznie przyjmowania tzw. narkotyków nie jest ani odrobinę bardziej moralne, niż ustanowienie przestępstwa, które polegałoby na nieprzyjmowaniu ich – jedno i drugie to nieuprawniony atak na innego człowieka. Przedstawianie konsumentów tzw. narkotyków wyłącznie jako ofiar zdemoralizowanych narkotykowych dilerów ma swoje dobre strony, ale może być groźne; na razie nie wiemy na pewno, czy będzie leczenie przymusowe, ale istota rzeczy się nie zmienia – ta część ludzi, która „ćpa” jedne „narkotyki”, barbarzyńsko prześladuje część ludzi, która „ćpa” inne.
Co będzie dalej? W chwili, gdy to piszemy, wiadomo niewiele. Autorytet Tuska w rządzie i w partii jest ogromny, a fakt, że przyznał się do palenia swego czasu trawy, jest pamiętany – bardziej teraz pomoże niż zaszkodzi, bo PiSowi nie uda się go skompromitować. Ziobro potrafił powiedzieć tylko, że Holandia wycofuje się z tolerowania coffeeshopów i postraszyć fałszywymi informacjami, że marijuana prowadziła do brutalnych przestępstw i do twardych narkotyków. Nawet mało rozgarnięty odbiorca ma jasno jak na dłoni, że odpowiedź była nie na temat, bo na temat odpowiedzi żadnej nie miał. Po stronie lewicy projekt zdążył pochwalić R. Kalisz, a niezależny M. Balicki zaryzykował nawet stwierdzenie, że prezydent nie zastosuje weta. Można mieć wątpliwości, ale na pewno światełko w tunelu migocze mocniej, niż być może niektórzy czytelnicy pamiętają. Narkopolacy wszelkiej maści łączmy się.
Poza tym – dopóki samo przyjmowanie jakichś substancji przez obywateli (dodajmy: kilka procent obywateli) jest nielegalne, nieważne, jaką karą jest zagrożone, pozostajemy półautorytarnym państwem wyznaniowym – przeciwko czemu to przestępstwo ? Obywatel przeciw jakiejś obowiązującej, oficjalnej moralności? Jest dokładnie na odwrót: żadna większość nie może popełniać przestępstwa na istocie ludzkiej obdarzonej zdolnością do wyborów etycznych i życiowych. Traktowanie jako przestępstwa wyłącznie przyjmowania tzw. narkotyków nie jest ani odrobinę bardziej moralne, niż ustanowienie przestępstwa, które polegałoby na nieprzyjmowaniu ich – jedno i drugie to nieuprawniony atak na innego człowieka. Przedstawianie konsumentów tzw. narkotyków wyłącznie jako ofiar zdemoralizowanych narkotykowych dilerów ma swoje dobre strony, ale może być groźne; na razie nie wiemy na pewno, czy będzie leczenie przymusowe, ale istota rzeczy się nie zmienia – ta część ludzi, która „ćpa” jedne „narkotyki”, barbarzyńsko prześladuje część ludzi, która „ćpa” inne.
Co będzie dalej? W chwili, gdy to piszemy, wiadomo niewiele. Autorytet Tuska w rządzie i w partii jest ogromny, a fakt, że przyznał się do palenia swego czasu trawy, jest pamiętany – bardziej teraz pomoże niż zaszkodzi, bo PiSowi nie uda się go skompromitować. Ziobro potrafił powiedzieć tylko, że Holandia wycofuje się z tolerowania coffeeshopów i postraszyć fałszywymi informacjami, że marijuana prowadziła do brutalnych przestępstw i do twardych narkotyków. Nawet mało rozgarnięty odbiorca ma jasno jak na dłoni, że odpowiedź była nie na temat, bo na temat odpowiedzi żadnej nie miał. Po stronie lewicy projekt zdążył pochwalić R. Kalisz, a niezależny M. Balicki zaryzykował nawet stwierdzenie, że prezydent nie zastosuje weta. Można mieć wątpliwości, ale na pewno światełko w tunelu migocze mocniej, niż być może niektórzy czytelnicy pamiętają. Narkopolacy wszelkiej maści łączmy się.
Facebook YouTube