Pieski los Piesiewicza
Raczej wszyscy znacie już przypadek senatora PO Piesiewicza. Streścimy to zatem w kilku zdaniach, po czym zreferujemy przebieg debaty publicznej, wiele mówiącej o naszej polityce i mediach. Kilkukrotnie można było poczuć się zaskoczonym na plus.
11 grudnia Super Express opublikował materiały ukazujące Krzysztofa Piesiewicza w towarzystwie młodych kobiet, przebranego w sukienkę i zażywającego biały proszek. Miała to być kokaina. Rejestracji dokonano potajemnie telefonem komórkowym i szantażowano ujawnieniem. Senator, chcąc uniknąć kompromitacji, zapłacił dużą sumę, ale przestępcy zgłaszali się z żądaniami ponownie (dopiero wtedy sprawa trafiła na policję, podobno są zatrzymani, trwa śledztwo – „oczywiście” także narkotykowe przeciw Piesiewiczowi). Podobno wcześniej przyjęcia materiałów odmówiła Rzeczpospolita. Polityk twierdzi, że wciągał sproszkowane lekarstwo (chociaż kokainy próbował kiedyś ze znajomymi filmowcami), a nagrywające go kobiety to nie prostytutki, a znajoma, którą spotkał... w okolicach warszawskiego hotelu Mariott oraz jej koleżanka.
Wybuchł wielki skandal. Senator był autorytetem prawniczym i moralnym, w latach 80-tych bronił w procesach politycznych. Jako scenarzysta współtworzył filmy m.in. Kieślowskiego. Żyje w separacji z żoną, nie można więc mówić nawet o zdradzie małżeńskiej. Ekscentryzm z sukienką wzbudził trochę śmiechów, ale dominujący ton jest taki: Był autorytetem, a teraz ćpa. Niech odejdzie!
Prokuratura chce oskarżyć go o posiadanie i udzielanie (częstowanie) narkotyków, opierając się na zeznaniach szantażystek i badaniach włosów, świadczących o zażywaniu, twierdzi też, że ma mocne dowody. Senator zrzekł się immunitetu i chce bronić się przed sądem; spotkały go już sankcje partyjne i potępienie Tuska. Jak zauważył w radiu TOK FM prof. Krajewski, prawdziwym dowodem jest tylko analiza chemiczna substancji, której tu nie ma, bo została skonsumowana. Nawet gdyby wszystko wskazywało na „koks”, diler mógł oszukać i sprzedać inny proszek. We włosach można wykryć ślady innych, wcześniejsze lub późniejszych przypadków zażywania. Krajewski zwrócił także uwagę, że branie szkodzi co najwyżej samemu sprawcy i nie powinno podlegać karaniu, jest to absolutnie rzecz prywatna, zwłaszcza, że doszło do tego w domu, a nie w miejscu publicznym. Podobne wypowiedzi mogliśmy przeczytać w Gazecie Wyborczej. Podkreślano, że jest on ofiarą kryminalistów, którzy wykorzystali jego słabości, a błędy po prostu ludziom się zdarzają. Tabloid potępił nawet biskup Życiński. GW i TOK FM miało ostatnio sporo tekstów i audycji w obronie prześladowanych za tzw. narkotyki, ale wydaje się, że tak szerokie wstawiennictwo zarezerwowane jest niestety dla VIP-ów.
J. Palikot wyraził się, że kwestia obyczajowa jest obojętna, ale łamanie prawa polityka dyskwalifikuje. Przede wszystkim jednak Piesiewicz powinien odejść z polityki, bo dał się zastraszyć, płacił, a mogły to przecież być np. obce służby specjalne. Podobną do tej opinię sformułował na łamach Rzeczpospolitej skrajnie prawicowy publicysta T. Terlikowski, dodając, że państwo nie powinno jeszcze bardziej ingerować w prywatne życie ludzi. Co prawda, to prawda. A gdyby nie antynarkotykowa histeria, szantaż nie byłby tak groźny. Również w Rzepie pisał Dariusz Rosiak, że należy się współczucie, a nie drwiny, że krzywdę senator zrobił tylko samemu sobie, jego prawo; znacznie gorsze od brania narkotyków jest np. prowadzenie auta z nadmierną prędkością i wiele innych rzeczy. J. Korwin-Mikke w swoim stylu – sprawa prywatna, jak się wykończy braniem, dobrze, jednego słabego mniej, a jak mu nie zaszkodzi, też dobrze, niech bierze.
Najciekawszy głos pojawił się na blogu J. Szubrychta, muzyka i publicysty (np. Przeglądu). Przytaczając wypowiedź R. Kalisza z SLD o 16 tys. skazanych za narkotyki, z czego 15600 za samo posiadanie, oburza się, że prześladowanie zwykłych ludzi nie spotyka się z takimi protestami. Dodał, że Piesiewicz będąc parlamentarzystą miał wszelkie możliwości, żeby działać na rzecz zmiany niesprawiedliwego prawa, a nie pamięta jakichkolwiek starań z jego strony. Sprawdziliśmy – w 2005 r. za nowelizacją ustawy (tej z pewnym zaostrzeniem, ziobrystyczną) głosowali w Senacie wszyscy, on niestety również.
Wybuchł wielki skandal. Senator był autorytetem prawniczym i moralnym, w latach 80-tych bronił w procesach politycznych. Jako scenarzysta współtworzył filmy m.in. Kieślowskiego. Żyje w separacji z żoną, nie można więc mówić nawet o zdradzie małżeńskiej. Ekscentryzm z sukienką wzbudził trochę śmiechów, ale dominujący ton jest taki: Był autorytetem, a teraz ćpa. Niech odejdzie!
Prokuratura chce oskarżyć go o posiadanie i udzielanie (częstowanie) narkotyków, opierając się na zeznaniach szantażystek i badaniach włosów, świadczących o zażywaniu, twierdzi też, że ma mocne dowody. Senator zrzekł się immunitetu i chce bronić się przed sądem; spotkały go już sankcje partyjne i potępienie Tuska. Jak zauważył w radiu TOK FM prof. Krajewski, prawdziwym dowodem jest tylko analiza chemiczna substancji, której tu nie ma, bo została skonsumowana. Nawet gdyby wszystko wskazywało na „koks”, diler mógł oszukać i sprzedać inny proszek. We włosach można wykryć ślady innych, wcześniejsze lub późniejszych przypadków zażywania. Krajewski zwrócił także uwagę, że branie szkodzi co najwyżej samemu sprawcy i nie powinno podlegać karaniu, jest to absolutnie rzecz prywatna, zwłaszcza, że doszło do tego w domu, a nie w miejscu publicznym. Podobne wypowiedzi mogliśmy przeczytać w Gazecie Wyborczej. Podkreślano, że jest on ofiarą kryminalistów, którzy wykorzystali jego słabości, a błędy po prostu ludziom się zdarzają. Tabloid potępił nawet biskup Życiński. GW i TOK FM miało ostatnio sporo tekstów i audycji w obronie prześladowanych za tzw. narkotyki, ale wydaje się, że tak szerokie wstawiennictwo zarezerwowane jest niestety dla VIP-ów.
J. Palikot wyraził się, że kwestia obyczajowa jest obojętna, ale łamanie prawa polityka dyskwalifikuje. Przede wszystkim jednak Piesiewicz powinien odejść z polityki, bo dał się zastraszyć, płacił, a mogły to przecież być np. obce służby specjalne. Podobną do tej opinię sformułował na łamach Rzeczpospolitej skrajnie prawicowy publicysta T. Terlikowski, dodając, że państwo nie powinno jeszcze bardziej ingerować w prywatne życie ludzi. Co prawda, to prawda. A gdyby nie antynarkotykowa histeria, szantaż nie byłby tak groźny. Również w Rzepie pisał Dariusz Rosiak, że należy się współczucie, a nie drwiny, że krzywdę senator zrobił tylko samemu sobie, jego prawo; znacznie gorsze od brania narkotyków jest np. prowadzenie auta z nadmierną prędkością i wiele innych rzeczy. J. Korwin-Mikke w swoim stylu – sprawa prywatna, jak się wykończy braniem, dobrze, jednego słabego mniej, a jak mu nie zaszkodzi, też dobrze, niech bierze.
Najciekawszy głos pojawił się na blogu J. Szubrychta, muzyka i publicysty (np. Przeglądu). Przytaczając wypowiedź R. Kalisza z SLD o 16 tys. skazanych za narkotyki, z czego 15600 za samo posiadanie, oburza się, że prześladowanie zwykłych ludzi nie spotyka się z takimi protestami. Dodał, że Piesiewicz będąc parlamentarzystą miał wszelkie możliwości, żeby działać na rzecz zmiany niesprawiedliwego prawa, a nie pamięta jakichkolwiek starań z jego strony. Sprawdziliśmy – w 2005 r. za nowelizacją ustawy (tej z pewnym zaostrzeniem, ziobrystyczną) głosowali w Senacie wszyscy, on niestety również.
Dział:
News