Gazeta Konopna odpowiada na zarzuty grupy Wolne Konopie
Przykro nam, że musimy ten konflikt rozgrywać publicznie. Nie my byliśmy pierwsi; teraz przede wszystkim odpowiadamy na zarzuty, nie wypominając grupie WK wielu jej przewinień. Szanujemy przeszłe dokonania. Niniejszy komunikat jest jednak konieczny dla obrony naszego dobrego imienia. Rzesze osób nie znających was i nas osobiście zostały narażane na olbrzymią dezinformację.
Wasze twierdzenia są na szczęście nieprawdziwe. Jedynym wyjątkiem jest poczucie bycia oszukanym przez T. Obarę. Jest on z pewnością najbardziej kompetentną osobą w dziedzinie swoich odczuć, również nieuzasadnionych.
Kolportaż Gazety Konopnej Spliff działa cały czas normalnie i prężnie się rozwija. Gdyby przebiegał w sposób wirtualny, nie rozpoczynali byście jego sabotażu, a wasi zwolennicy nie składaliby demonstracyjnie śmiesznych deklaracji o paleniu tych licznych egzemplarzy, które już zgromadzili.
Zerwaliście współpracę już miesiące temu. Jeszcze wcześniej sami de facto zrezygnowaliście z ofiarowanego wam miejsca na naszych łamach. Własne pismo zapowiadaliście zresztą już jesienią. Dawno też przełączyliście domeny internetowe, korzystając z faktu, że w początkach wspólnej działalności były one rejestrowane na T. Obarę. Uznajemy to za przejaw nieuczciwej konkurencji. My nigdy nie udawaliśmy, że jesteśmy „kolektywem", że nie prowadzimy normalnej działalności biznesowej, nie chwaląc się przy tym wspieraniem przez nas działalności społecznej, nie pobierając dotacji i zachowując darmowy charakter tytułu.
Część wymienionych „powodów" waszej akcji jest podanych w tak niekonkretny sposób, że trudno stwierdzić, co właściwie mają oznaczać. W rzeczywistości Tomek Obara sam uważa się za odpowiedzialnego za WK i na odwrót, ciesząc się niedemokratycznym sprawowaniem władzy, funkcjonującej w sposób skrajnie nieprzejrzysty i wolny od krytyki, a także traktując działania wobec siebie jako wymierzone w całą grupę. Z naszej strony nie było również z pewnością żadnego sabotażu. Do czasu, gdy T. Obara doprowadził do powstania nieporozumień w rozliczeniach finansów, wydawca intensywnie wspierał jego inicjatywy. Jednym z powodów była sympatia E. Kotziana, który po dekadach na emigracji pamięta język polski i interesuje się działaniami w Polsce, więc pojawiające się interpretacje narodowościowe są całkowicie nie na miejscu.
To fatalnie, że zdecydowaliście się publicznie obrazić nas, naszych czytelników, klientów i współpracowników. Do tej pory unikaliśmy wypowiedzi na wasz temat, bo popieraliśmy waszą robotę. Jako pierwsi dopuściliście się nieuczciwych praktyk biznesowych i medialnych, rozpuściliście fałszywe plotki; wydajemy ten komunikat dopiero teraz, kiedy oficjalnie postawiliście mętne zarzuty o bliżej nieokreślone oszustwa i zdradę ideałów oraz próbujecie „sabotować wirtualny kolportaż". Zastanówcie się, kto dokonuje sabotażu w oczach opinii publicznej, podejmując wewnętrzne walki w czasach represji, złego nastawienia większości korporacyjnych mediów i wrogiej atmosfery politycznej?
Kolportaż Gazety Konopnej Spliff działa cały czas normalnie i prężnie się rozwija. Gdyby przebiegał w sposób wirtualny, nie rozpoczynali byście jego sabotażu, a wasi zwolennicy nie składaliby demonstracyjnie śmiesznych deklaracji o paleniu tych licznych egzemplarzy, które już zgromadzili.
Zerwaliście współpracę już miesiące temu. Jeszcze wcześniej sami de facto zrezygnowaliście z ofiarowanego wam miejsca na naszych łamach. Własne pismo zapowiadaliście zresztą już jesienią. Dawno też przełączyliście domeny internetowe, korzystając z faktu, że w początkach wspólnej działalności były one rejestrowane na T. Obarę. Uznajemy to za przejaw nieuczciwej konkurencji. My nigdy nie udawaliśmy, że jesteśmy „kolektywem", że nie prowadzimy normalnej działalności biznesowej, nie chwaląc się przy tym wspieraniem przez nas działalności społecznej, nie pobierając dotacji i zachowując darmowy charakter tytułu.
Część wymienionych „powodów" waszej akcji jest podanych w tak niekonkretny sposób, że trudno stwierdzić, co właściwie mają oznaczać. W rzeczywistości Tomek Obara sam uważa się za odpowiedzialnego za WK i na odwrót, ciesząc się niedemokratycznym sprawowaniem władzy, funkcjonującej w sposób skrajnie nieprzejrzysty i wolny od krytyki, a także traktując działania wobec siebie jako wymierzone w całą grupę. Z naszej strony nie było również z pewnością żadnego sabotażu. Do czasu, gdy T. Obara doprowadził do powstania nieporozumień w rozliczeniach finansów, wydawca intensywnie wspierał jego inicjatywy. Jednym z powodów była sympatia E. Kotziana, który po dekadach na emigracji pamięta język polski i interesuje się działaniami w Polsce, więc pojawiające się interpretacje narodowościowe są całkowicie nie na miejscu.
To fatalnie, że zdecydowaliście się publicznie obrazić nas, naszych czytelników, klientów i współpracowników. Do tej pory unikaliśmy wypowiedzi na wasz temat, bo popieraliśmy waszą robotę. Jako pierwsi dopuściliście się nieuczciwych praktyk biznesowych i medialnych, rozpuściliście fałszywe plotki; wydajemy ten komunikat dopiero teraz, kiedy oficjalnie postawiliście mętne zarzuty o bliżej nieokreślone oszustwa i zdradę ideałów oraz próbujecie „sabotować wirtualny kolportaż". Zastanówcie się, kto dokonuje sabotażu w oczach opinii publicznej, podejmując wewnętrzne walki w czasach represji, złego nastawienia większości korporacyjnych mediów i wrogiej atmosfery politycznej?
Dział:
News
Facebook YouTube