Plaga trzeźwych kierowców
Co wolno wojewodzie, to nie Tobie smrodzie – posłowie mogą sobie „latać samochodami” i brać na to kasę z naszych kieszeni, ale jeśli chodzi o nas, obywateli używających marihuany, to karze podlega nawet jazda na trzeźwo. U okazjonalnego palacza ślady kannabinoidów pozostają w organizmie przez kilka dni. Regularni palacze muszą się liczyć z pozostałościami nawet po kilkutygodniowej przerwie. Czy osoba, która w piątek spali 0,3 grama i w poniedziałek pojedzie do pracy samochodem stwarza zagrożenie na drodze? Czy jest „pod wpływem” marihuany? Jakakolwiek logiczna odpowiedź nasuwa wam się na myśl, wczujcie się na chwilę w umysł posła RP. Otóż zdaniem znakomitej większości tej izby, odpowiedź brzmi TAK. Osoba taka, zdaniem parlamentarzystów, zasługuje nie tylko na utratę prawa jazdy, ale także na karę więzienia i wieczne potępienie. Nie ważne, że zapalić mógł legalnie w jednym z państw Europy, że po kilku dniach jego zdolności psychomotoryczne nie są zaburzone. Nie bo nie. Bo tu jest Polska, tu się pije.
Za odrzuceniem wniosku w całości były prawie całe kluby PO, PiS, SLD i PSL. Za dalszą dyskusją byli tylko posłowie Twojego Ruchu, dzięki którym w ogóle udało się złożyć projekt w Sejmie. Jakie „argumenty” padały przeciwko proponowanym zmianom? Najbardziej rozbawiła nas posłanka pseudolewicy demokratycznej, która mówiła coś o jakimś „HTC”. Z kolei łaskawie nam panująca Platforma stwierdziła, że takie rozwiązanie zachęcałoby do eksperymentowania z dopalaczami. Skąd taki wniosek ciężko stwierdzić...
Wniosek z całego zamieszania taki, że użytkownicy marihuany – a jest nas w kraju, wedle różnych szacunków, dobre 3 miliony – nie powinni w ogóle nigdy prowadzić. Jeśliby zastosować tę logikę do pozostałych narkotyków, w szczególności alkoholu, obawiam się, że nie byłoby komu jeździć...
Maciej Kowalski
Facebook YouTube