Plan na dziś: "aresztuj dwudziestu narkomanów"
Podobnie jak w Polsce, rosyjscy milicjanci chcąc ubiegać się o jakiekolwiek przywileje - dodatkowy urlop, wczasy pod gruszą czy wreszcie awans i podwyżka - muszą wykazać się odpowiednimi dokonaniami. Dla ułatwienia życia przełożonych, Rosjanie opierają się na systemie punktowym, czyli więcej aresztowań = lepszy milicjant. Jakby tego było mało, na cotygodniowych spotkaniach funkcjonariusze dostają jasne polecenia służbowe zawierająca dokładnie określoną liczbę zatrzymań, których muszą dokonać za przestępstwa narkotykowe. I tak wychodzący na ulice Sasza i Wania nie idą strzec porządku. Nie idą wypatrywać groźnych przestępców czy patrolować najbardziej zagrożonych dzielnic. Idą pod bajzel aresztować po raz setny tych samych uzależnionych, żeby wyrobić normę. Czekają po kilka godzin pod blokiem, zamiast ścigać złodziei. Klient nie musi nawet mieć niczego przy sobie - w Rosji przestępstwem jest już samo bycie pod wpływem!
Teoretycznie zagryzając zęby i po wyrobieniu dziennego limitu uczciwy milicjant mógłby jeszcze wygospodarować trochę czasu na sensowną pracę. Z tym, że niekoniecznie - jeśli sprawa jest bardziej skomplikowana i z jakichś powodów wzbudzi kontrowersje co do winy oskarżonego, nici z punktów. Jeśli funkcjonariusz ma to nieszczęście pracować w bezpiecznej dzielnicy, w której nie dochodzi do kradzieży czy napadów, nie ma wyjścia i cały tygodniowy limit zatrzymań musi wyrobić aresztowaniami za narkotyki.
Dramatyczne są też statystyki dotyczące metod, używanych przez milicjantów do wykrycia "przestępstw" narkotykowych. 55% jest efektem przeszukania osób podejrzanie wyglądających, a 37% następuje po prowokacji i zakupie kontrolowanym. Jeden zatrzymany z małą ilością stuffu - jeden punkcik bliżej do awansu. Dziecko w drodze, niezaplanowane wydatki? Nie ma sprawy, awans można przyspieszyć dosypując cukru, piasku, czy czegokolwiek co znajdzie się na komendzie i zwiększyć masę przechwyconej substancji - poważniejsze przestępstwo to więcej punktów. Ziomek nie miał nic przy sobie? Nie szkodzi, Milicja zawsze uczynna coś już przy nim znajdzie - dyżurny zestaw dragów do podrzucenia zawsze jest pod ręką. Częstą praktyką jest też organizowanie łapanek na drogach czy w klubach i przeprowadzanie masowych testów moczu - wystarczy ślad konsumpcji (np. wizyta w legalnym coffeeshopie tydzień wcześniej) i dostajemy wpis do kartoteki.
Kartoteka użytkowników (a dokładniej narkomanów, bo wiadomo, że każdy użytkownik to narkoman) to kolejna rosyjska patologia. Osoba raz przyłapana na jakimkolwiek przestępstwie narkotykowym (nawet na podstawie fałszywego wyniku pozytywnego z testu, które zdarzają się w 5-10% przypadków) ma dożywotni ślad w dowodzie osobistym, że jest NARKOMANEM. Możesz zabić sąsiada, zgwałcić jego żonę i spalić im dom - po wyjściu z więzienia po pewnym okresie kara ulegnie zatarciu i będziesz miał czyste papiery. Jeśli w młodości zapalisz jointa to 40 lat później chcąc odebrać wnuczkę ze żłobka będziesz musiał każdorazowo borykać się z kontrolami Milicji, bowiem wszelkie instytucje muszą informować władze o kontakcie z tak niebezpiecznym wyrzutkiem społecznym. Żyć nie umierać!
(Maciej Kowalski)
Facebook YouTube