Stowarzyszenie Twórców Niezależnych ICTUS
Artykuły powiązane
G: Czym jest Stowarzyszenie Twórców Niezależnych ICTUS? Przedstawcie się.
QND: ICTUS to inicjatywa przyjaciół udzielających się wcześniej przy różnych projektach, którzy zorganizowali się w grupę. Łączenie swoich możliwości artystycznych, promocyjnych czy sprzętowych, jest w dzisiejszych czasach jedynym sposobem realizacji coraz większych projektów z tak naprawdę zerowym zapleczem finansowym. Samemu jest ciężko, razem możemy więcej! Chociaż ciągle działamy pro publico bono, staramy się to robić jak najbardziej profesjonalnie.
CYNA: Jest pełno młodych, utalentowanych ludzi, którzy siedząc sami w domu, nie są w stanie się wypromować. My staramy się ich połączyć pod jedną marką, w różnych projektach. Działamy na wielu polach: od muzyki przez grafikę, video itd. Przykładowo, ktoś wyprodukuje swoje numery, ktoś inny zrobi okładkę, ktoś jeszcze inny video, potem wspólnie zorganizujemy imprezę łączącą te osoby i elementy – i tak to się kręci.
G: Ile osób liczy wasze stowarzyszenie? Czy macie stały, niezmienny skład, czy też jest to elastyczne, uzależnione od projektu?
QND: Jest to elastyczne. Najaktywniej działa ok. dziesięciu osób, ale wszystkich przyjaciół i współpracujących artystów oraz organizatorów jest dużo, dużo więcej, nie sposób ich wszystkich tutaj wymienić.
G: Jak długo działacie, jak to wszystko się zaczęło?
QND: Ciężko sprecyzować konkretne początki. Wszystko zawiązało się ok. 2006 roku. Częściowo znaliśmy się już wcześniej, ale każdy działał osobno, ostatecznie dość naturalnie wszystko połączyło się w spójną całość.
CYNA: W 2007 była impreza pt. „Wielodaniowa Uczta Basowa”, czyli w sumie przedbiegi tego, co robimy teraz. Było to pierwsze wydarzenie w stylu typowo ictusowym. Główną gwiazdą był wtedy Horseman Coyote, wokalista z Serbii. Odbyło się to jeszcze w Piwnicy 21, która już niestety nie istnieje. Była to dość, jak na tamte czasy, unikatowa impreza. Na szerokość całej sceny był ustawiony stół, pełen różnych „zabawek” do tworzenia czy odtwarzania dźwięków. Goerserr grał wtedy live act razem z Mustafą, Top Cut na skreczu, wokaliści, duża mieszanka różnych osobowości. Aktualnie wyraźnie widać jak historia zatoczyła koło, obecnie organizujemy m.in. serię „Akademia Basu”, której przyświeca ta sama idea – połączyć ludzi z pozornie różnych klimatów na jednej imprezie. Uniwersalnym spoiwem jest głębokie brzmienie basu, które tak kochamy.
G: Co oznacza nazwa ICTUS?
QND: Oryginalnie nazwa pochodzi z łaciny, choć niektórzy twierdzą, że jest to słowo „sutki” czytane od tyłu. (śmiech). Tak naprawdę, po łacinie znaczy to „uderzenie”, a w muzyce „akcent”, „bit”.
G: Z czego jesteście najbardziej dumni w swojej dotychczasowej działalności?
CYNAZ: Z tego jak to wszystko funkcjonuje, że każdy faktycznie daje coś od siebie i jest duża zażyłość między nami.
QND: Dużą satysfakcję daje mi progres, który zauważam. Rozwijamy się organizacyjnie, promocyjnie i przede wszystkim artystycznie. To słychać.
G: A czy jest coś, czego się wstydzicie? Co chcielibyście wymazać z przeszłości?
QND: Raczej jesteśmy zadowoleni z tego, co zdziałaliśmy i nie widzimy powodu do wstydzenia się swoich korzeni, ale aktualnie robimy chyba rzeczy bardziej dojrzałe i ambitne.
CYNAZ: Zdarzyło się, że kilka razy krótko mówiąc wtopiliśmy na imprezie, jednak nie jest to dla nas powód do wstydu, a raczej lekcja na przyszłość. Nie przejmujemy się za dużo niepowodzeniami, idziemy dalej.
G: Scharakteryzujcie proszę poznańską scenę klubową na tle kraju.
CYNA: Jest to dość specyficzna sytuacja. W porównaniu do takiej np. Warszawy mało jest u nas koncertów polskich zespołów reggae. Z drugiej strony, nie mamy na co narzekać. W Krakowie np. ludzie się zrzeszają, aby zrobić bunt przeciwko menadżerom klubów. My tutaj mamy kilka ekip, które działają każda na swoim podwórku i raczej są zadowolone z frekwencji. Staramy się współpracować, a przynajmniej nie wchodzić sobie w drogę. Specyfiką Poznania jest to, że bardzo często na jednej imprezie łączonych jest dużo teoretycznie zupełnie różnych gatunków muzycznych i nikomu to nie przeszkadza, a wręcz odwrotnie.
QND: Z tego co jeździmy po kraju i z rozmów z innymi promotorami z innych miast, wyciągamy wniosek, że w szeroko rozumianym „klabingu”, tendencja jest niestety zniżkowa, ale u nas jakoś się to kręci. Myślę, że wynika to z charakterystyki poznańskiej sceny niezależnej, którą tworzą bardzo mocno zaangażowani ludzie. Wsparcie ze strony klubów, jest niestety praktycznie zerowe, więc scena została wypracowana latami od zera i w tym tkwi jej siła.
COLLIE WEED: Co mam ci powiedzieć o scenie klubowej, jak od ponad roku siedzę w chacie? (śmiech) Jeśli chodzi o reggae a zwłaszcza o organizację imprez sound sytemowych, to jest u nas całkiem nieźle.
G: Czy macie jakieś wzorce do naśladowania w branży muzycznej?
QND: Moim wzorem do naśladowania, w koncepcji wydawnictwa, jest „Coxsone” Dodd. Stworzył on swój sound system, który stał się najpopularniejszym na Jamajce. Ostatecznie skupił się on na promocji własnej muzyki i założył legendarne Studio One. Na początku soundsystemy rywalizowały w zdobywaniu płyt, które były produkowane tylko w USA. W tych czasach selektorzy zdzierali lub zakrywali labele na płytach, aby zachować w tajemnicy to, co grają, przed innymi. On postanowił nie brać udziału w tym wyścigu szczurów i stworzył swoją jakość. Zatrudnił muzyków i producentów, których codzienną pracą była nagrywanie numerów. W niedzielę do wybranych podkładów nagrywać przychodzili wokaliści, a w poniedziałek już tłoczono płyty. Stworzył swoistą manufakturę muzyki i generalnie gatunek ska, a potem reggae, o podwalinach pod brzmienie basu, które tak wszyscy kochamy, nie wspominając. Udowodnił, że można z powodzeniem korzystać z „zasobów” swojego kraju. Wierzę w to, że i u nas może się to wydarzyć. Polscy artyści są wciąż bardzo niedoceniani, choć brzmieniem często nie ustępują w niczym reszcie świata.
G: Przejdźmy teraz do tematów okołokonopnych. Jakie jest wasze podejście do marihuany oraz czy ma ona wpływ na waszą twórczość?
QND: To jest indywidualna sprawa. Według mnie, to w kwestiach organizacyjnych czy rzemieślniczo-studyjnych, na pewno nie pomaga. W tematach bardziej twórczych czy relaksacyjnych za to może się przydać. Jak z każdą używką, można powiedzieć, że każdy kij ma dwa końce i wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Aktualnie sam nie palę.
G: Krótki komentarz na temat prawa antynarkotykowego w Polsce oraz jak to wygląda waszym zdaniem w praktyce? Czy spełnia swoje zadanie, tj. skutecznie walczy z narkomanią oraz przestępczością zorganizowaną?
CYNA: Ja z prawem jestem raczej na bakier (śmiech). Krótko mówiąc, raczej nie działa to tak, jak powinno, brak jest zdrowego podejścia ze strony rządu. Jest to złe tak dla społeczeństwa, jak i dla państwa. Państwo powinno pomagać, a nie podkładać kłody. To prawo nie pomaga nikomu, nikt na tym nie zyskuje, poza mafią.
QND: Jedno z wielu praw w Polsce, które nie jest stworzone pod ludzi, tylko pod jakieś lobby, które na tym zarabia. Jedyne prawo dla ludzi, to prawo do płacenia podatków (śmiech). Dużo lepsze było by, aby rząd nie ingerował tak w nasze życie w kwestii używek. Zamiast w aparat represji, lepiej było by zainwestować w edukację. Osobiście uważam, że jeśli by objąć palenie dużą akcyzą, można by załatać dziurę budżetową. Wpłynęło by to też pozytywnie na jego jakość. Wszyscy byliby zadowoleni.
COLLIE WEED: To jest tragiczne, że posiadacz niewielkiej, nieszkodliwej ilości marihuany na własny użytek, może trafić do więzienia. Bezduszne prawo generuje ogromne koszty społeczne.
G: Czy jako kolektyw lub indywidualiści angażujecie się w ruch społeczny mający na celu legalizację, tudzież depenalizację tzw. miękkich narkotyków?
QND: Wspomagamy Marsz Wyzwolenia Konopi i Spliff’a, czy też dajemy utwory na składanki Propaganji. Działamy tak, jak możemy, głównie przez muzykę. Bardzo sceptycznie jednak podchodzimy do udziału w tym ruchu partii politycznych np. Palikota. Chcę zaznaczyć przy tym, że nie popieram nagonki na policję na tym polu. To nie oni są winni istniejącemu złemu prawu, tylko politycy.
G: Jak oceniacie dostęp do marihuany w Polsce. Jakie niebezpieczeństwa się za tym kryją?
CYNA: Przyjmijmy, że jest ogólnie dostępna (śmiech).
QND: Myślę, że ludzie w dużej mierze się oszukują, co do tego co palą. Wydaje im się, że chodzi o chill-out, że palą naturalną roślinę itd. Tymczasem, dystrybutorzy wyprzedzają się w pomysłach, co dodać do palenia, żeby było cięższe i przez to więcej warte. Zdrowie palaczy oczywiście nie ma dla nich żadnego znaczenia. Brak jest jakiejkolwiek kontroli. Coraz mniej ma to wspólnego z prawdziwym ziołem. Nie pachnie to, nie smakuje, ani nie wygląda...
G: Czy ktoś z was był kiedyś zaangażowany w hodowlę konopi na własny użytek?
***: Pewnie! Miałem nawet dwa czy trzy nasiona z samej Jamajki i zasiałem je na zewnątrz. Rozdawałem to potem chętnym ludziom, aby ocenili jak działa, bo sam w tym czasie nie mogłem palić.
***: Kiedyś próbowałem ze współlokatorem, ale nic z tego nie wyszło. Zwiędła bardzo szybko, już po dwóch tygodniach... Nie potraktowałem tego zbyt poważnie.
G: Macie jakieś motto przyświecające waszym działaniom?
QND: „Do przodu! Forward ever, backward never.”
COLLIE WEED: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Ja bardzo to doceniłem na pogrzebie Andrzeja, członka ICTUS, gdy przyszedł jego ojciec i powiedział, że nigdy nie widział tak zgranej ekipy tylu młodych ludzi. To jest wiążące i bardzo miłe. Pomagamy sobie w różnych momentach i się wspieramy.
CYNA: Ja mam inne motto. „W Płocku jest zajebiście!” (śmiech). Zapraszamy tam wszystkich! Reggaeland to nasza mekka, rozstawiamy tam swój sound system od samego początku i w tym roku również będziemy.
G: Ostatnie pytanie. Jakie macie plany na przyszłość?
QND: Jeśli chodzi o wydawnictwo, trwają prace nad pierwszym wideoklipem, związanym stricte z naszym labelem. Kawałek z przedstawicielami polskiego Grime’u – Kasierr’em, Wu Zet’em oraz Z Cham Phoenix z UK. Oryginalny bit produkcji Fallout’a – będzie dużo remiksów tego numeru zrobionych m.in. przez takich młodych producentów jak Wałek, Subcitrus czy Jakub23 z UK. Zapowiada się bardzo ciekawie. Imprezowo kontynuujemy nasze dwa cykle „Nice It Up”, czyli reggae’owo – dancehall’owe klimaty oraz „Akademia Basu”, czyli przekrój przez muzykę basową. Trzydziestego marca gramy na imprezie wspierającej Marsz Wyzwolenia Konopi, w maju zajmujemy się muzycznym aspektem festiwalu murali Outer Spaces. Później lato i festiwale oczywiście. Udało nam się w końcu skompletować pełnej mocy sound system, więc będziemy się udzielać legalnie lub mniej, w różnych miejscach w Polsce. Jest też koncept, aby zorganizować jakieś granie w plenerze w okolicach Poznania.
COLLIE WEED: Do Sierakowa bym się przejechał na grilla (śmiech).
G: Dzięki za rozmowę. Powodzenia w projektach i do zobaczenia 30.03 U Bazyla!
GR@B
Facebook YouTube