funeralia
W moich snach spotykają się różne osoby. Ci, których dawno tu nie ma dołączają do tych, o których nic nie wiem. I wiodą dialogi, z których po przebudzeniu nie pozostaje w pamięci nic, poza wrażeniem uczestnictwa w jakiejś niezwykłej sesji, której efekty, nim doszły do głosu, przeobraziły się w legendę i anegdotę; powtarzaną w kręgu wtajemniczonych w arkana wiedzy i wiary.
W dawnych czasach, jak przypominam to sobie, nie muzyka była powodem popularności, ale wieści, jakie ze sobą niosła i otaczająca ją tajemnica. I tak niekiedy jest do dzisiaj.
Gdy przed paroma laty ogłosił swój powrót do jazzu, droga wcieleń Jego muzyki zatoczyła wielkie koło, wracając do punktu wyjścia. Mało kto przypomina dziś sobie wszystkie te rewolucje, jakie inicjował czy bariery, które próbował przekroczyć. Chętniej i częściej porównywano Jego dokonania do twórczości aktualnych sław i gwiazd światowej sceny, ignorując fakt, że badał założenia awangardy, odkrywając ich związki z orientalną klasyką.
Był pionierem w korzystaniu z komputera, zarówno w warstwie brzmieniowej jak i kompozytorskiej. Poszukiwał takich nazw i określeń dla swojej muzyki, które pozwoliłyby przełamać poznawczy stereotyp, związany z istniejącym systemem pojęć i mentalnych uwarunkowań. Private music czy new age to nie jedyne domeny, których był ambasadorem. Symfonia Świata, którą stworzył u progu nowej epoki, na długo jeszcze może pozostawać niedościgłym wzorem dla kolejnych pokoleń nowowstępujących do świata world music, gdy ich patronem stanie się Sławomir Kulpowicz. Z początkiem roku szczura zjednoczył się ze swą muzyką i nic nam już o niej nie powie. Przy odrobinie szczęścia przyśni nam się w jakimś momencie dialogu, dla którego nie było miejsca na jawie.
Wśród słuchających melodii głosów zwróci naszą uwagę kompozytor i performer, który w historii rodzimej awangardy odegrał nie mniejszą rolę. Andrzej Partum założył Biuro Poezji, do którego trafiłem niezupełnie przypadkiem na długo przedtem, nim spotkałem Sławka Kulpowicza. Był bodaj pierwszym kompozytorem, jakiego poznałem osobiście. Gdybym wtedy słuchał starszych i mądrzejszych nie byłbym teraz ani tutaj, ani tym, kim jestem. Trudno bowiem wyobrazić sobie, jakie dalsze konsekwencje może mieć takie czy inne zdarzenie, pozornie nie związane z tym, co dzieje się potem.
Mój niedawny udział w programie Re:Wizje – Inwazja Sztuki Niezależnej pozwolił mi pomyśleć, jak odległe są moje źródła natchnienia. Paweł Kozioł i ja przygotowaliśmy słuchowisko Paraport dla potrzeb projektu Terennowy.Info i choć Paweł nie mógł uczestniczyć w jego prezentacji, przekroczyło ono jednak ramy koncepcji. Gdyby nie wymienieni wcześniej kompozytorzy, to nie wiem, czy bym się na to zdecydował. Odnotowuję ten fakt tym bardziej, że zdaniem niektórych filozofów to, co jest w możności do aktu, to, co potencjalne, automatycznie staje się duchowe, choćby i z tej racji, że nie jest materialne. Paraport zaistniał jako partytura, scenariusz i koncepcja performansu. I gdyby nie Partum, który z zaświatów dodawał mi otuchy, to nie wiem, jakie byłyby dalsze losy owej audycji. A tak mamy nowe pomysły, jak choćby ten, by utrwalić to na płycie czy umieścić gdzieś w internecie. Jako rówieśnicy zmarłych i nienarodzonych możemy sobie pozwolić na eksperymenty spoza istniejących konwencji. Otwartą pozostaje kwestią, kto z kim spotyka się we śnie i czyj to będzie sen. Ostatecznie, jak to głosi ludowe przysłowie, sen-mara Bóg-wiara a śnienie to jeden ze wstydliwszych tematów nowej epoki. Sam nie wiem, kiedy się nauczyłem słyszeć muzykę przez sen. A wraz ze słyszeniem przyszło słuchanie i nasłuchiwanie, poszukiwanie i oczekiwanie na coś, czego na jawie niepodobna odnaleźć. Dotknięcie interferencji powoduje fale, te układają się w kręgi i spirale, po jakich krążą dusze duchów, demony i upiory, którym trudno znaleźć miejsce w pamięci.
Facebook YouTube