Relacja z Creamfields 2008
16 sierpnia 2008 r. na lotnisku Szymanów niedaleko Wrocławia odbyła się już czwarta polska edycja festiwalu Creamfields. Renomowana marka brytyjskich eventów gwarantowała, jak sama nazwa wskazuje, „śmietankę” artystów z takich gatunków muzyki elektronicznej, jak house, trance, techno i drum&bass. Zaplanowano pięć scen, na których rozbrzmiewały różne style muzyczne – w oryginalnych interpretacjach, na co czekała głodna wrażeń publiczność. Nasza relacja obejmować będzie DEEP & BLUE ARENA, czyli scenę drum&bass.
Przemoczoną i zmarzniętą publiczność jako pierwszy wprowadzał w stan muzycznej lewitacji GOLDIE. Ten czarnoskóry prekursor d’n’b pochłonął publiczność oldskulowymi samplami wykwintnie wkomponowanymi w ciężkie drumowe basy. Kremowy namiot momentalnie został rozgrzany do temperatury wrzenia i taka atmosfera utrzymywała się do późnego rana. Od pierwszego seta improwizacje na wokalu prowadził MC Loqui, który przez cały festiwal przewijał się po scenie niczym somnambulik, zmieniając tylko pory swoich wędrówek.
Swoiste preludium do liquid drum&bass wykonał LOGISTICS. Swoim specyficznym stylem rozpuścił przestrzeń w namiocie, gdzie rozchodziły się zelektryzowane atomy muzycznej mieszanki Hospitals Records. W repertuarze Logistics usłyszeliśmy sporo nowych nut, które łatwo gnieździły się w uszach. Jego set oceniamy wysoko.
Następny na linii ognia pojawił się PANACEA. Ten niemiecki artysta swoim mrocznym stylem wyklepał nawet najtwardszy umysł na festiwalu. Szybkie rytmiczne uderzenia zapętlane ciętym samplem znalazły swoich odbiorców; wśród publiczności było wielu miłośników dark drum&bass.
Na uwagę zasługuje jednak występ producenta Skreama, który swoimi niekonwencjonalnymi dźwiękami rozstroił niejeden mózg, wprowadzając stan osłupienia. Twórca dubstepu zaskoczył publiczność łącząc swój minimalistyczny i techniczny styl w bardziej skondensowanym drumowym kierunku. Skream to stosunkowo młody artysta, a patrząc na jego dotychczasową ewolucję widzimy w nim potencjał, co na pewno w przyszłości potwierdzi muzycznymi produkcjami. Set oceniamy wysoko.
Około godziny 21:30 na scenie pojawiła się LADY WAKS wraz z MC Chickaboo. Te muzykalne kobiety dzięki zmiksowanym breakbeatom dodatkowo zmanipulowały nogi do akrobacji na podmokłym gruncie w namiocie. Należy przyznać, że żeński duet w swoich typowo tanecznych rytmach zachęcił uczestników do jeszcze głębszego rozbujania się w tłumie (dosyć już mocno wymęczonym). Mogliśmy usłyszeć zremiksowane utwory takich breakbeatowych perełek jak Deekline&Wizard czy Stanton Warriors. Natomiast MC Chickaboo ani przez chwilę nie oszczędzała strun głosowych, utrzymując cały czas kontakt z publicznością. Obydwie panie zasługują również na wysoką ocenę swego energetycznego setu.
Po godzinie 23:30 nastąpił długo wyczekiwany przez większą część audytorium występ. Otóż był to nie kto inny, jak HIGH CONTRAST. Diament z Hospitals Records, jak się każdy spodziewał, ustawił poprzeczkę na wysokim poziomie od samego początku. Usłyszeliśmy kilka utworów z ostatniej płyty Tough Guys Don’t Dance, jak i dużo nowych kompilacji, które zapewne niedługo ujrzą światło dzienne. High Contrast zaznaczył swoje miejsce w Hospitals remiksując takich partnerów jak Nu:Tone czy Danny Byrd w ekscentrycznych realizacjach, co przypadło nam do gustu. Lincoln Barrett jako jeden z nielicznych swojego seta prowadził bez udziału MC na scenie, co zapewniło nieskazitelny odbiór jego muzyki zgromadzonym na festiwalu fanom. Oczywiście oceniamy wysoko.
Po Lincolnie zobaczyliśmy na scenie prawdziwego dziadka sceny jungle i d’n’b, czyli APHRODITE. Wraz z MC Juniorem Redem rozkręcał tłum głębokimi junglowymi dźwiękami, a także nową w swoim stylu energetyczną linią basową. Usłyszeliśmy sample znane z albumów Break In Reality, Aftershock czy Urban Junglist, ale także zremiksowane utwory Pendulum.
Ostatnimi w kolejności artystami na scenie byli SPOR, a potem JOHN B., którzy reprezentują podobny styl, oparty na mrocznych przejściach i twardych cięciach basów, napędzanych szybką linią muzyczną. Niestety w tych godzinach publiczność została silnie przerzedzona, czemu trudno się dziwić po takich energochłonnych dawkach muzyki, litrach potu wylanych na gimnastyce tanecznej, w promieniującym optymizmie płynącym z nasiąkniętej głowy pełnej serotoniny; niejedną jednostkę ludzką doprowadziłoby to do zgonu. Najbardziej wytrwałych podziwiamy za upór i miłość do muzyki.
Należy nadmienić, że w miejscu wydarzenia publiczność zastał niesamowity bałagan organizacyjny, za co odpowiedzialna była Agencja Gotham Events. Można wiele rzeczy tłumaczyć fatalną, deszczową pogodą, niemniej nie sprostali wymaganiom związanym z logo firmy Creamfields. Najważniejsze, że artyści swoimi występami zrekompensowali nieprofesjonalizm organizatorów, a goście Deep&Blue Arena na pewno często będą wracać w myślach do niepowtarzalnego klimatu Creamfields.
Rozmawiając z artystami muzyki elektronicznej nie mogliśmy pominąć tematu ideologii prolegalizacyjnej w racjonalnym ujęciu w polskiej i europejskiej rzeczywistości. Wszyscy rozmówcy jednogłośnie twierdzili, że tzw. „narkotyki” są tak samo „dla ludzi” jak inne używki (kwestia ludzkiego rozsądku a nie kryminalnych represji? – przyp. red.), a to, co dyktuje nam kultura polityczna, jest objawem ignorancji i niewiedzy decydentów. Dyskusję spuentowaliśmy spliffem.
Po Lincolnie zobaczyliśmy na scenie prawdziwego dziadka sceny jungle i d’n’b, czyli APHRODITE. Wraz z MC Juniorem Redem rozkręcał tłum głębokimi junglowymi dźwiękami, a także nową w swoim stylu energetyczną linią basową. Usłyszeliśmy sample znane z albumów Break In Reality, Aftershock czy Urban Junglist, ale także zremiksowane utwory Pendulum.
Ostatnimi w kolejności artystami na scenie byli SPOR, a potem JOHN B., którzy reprezentują podobny styl, oparty na mrocznych przejściach i twardych cięciach basów, napędzanych szybką linią muzyczną. Niestety w tych godzinach publiczność została silnie przerzedzona, czemu trudno się dziwić po takich energochłonnych dawkach muzyki, litrach potu wylanych na gimnastyce tanecznej, w promieniującym optymizmie płynącym z nasiąkniętej głowy pełnej serotoniny; niejedną jednostkę ludzką doprowadziłoby to do zgonu. Najbardziej wytrwałych podziwiamy za upór i miłość do muzyki.
Należy nadmienić, że w miejscu wydarzenia publiczność zastał niesamowity bałagan organizacyjny, za co odpowiedzialna była Agencja Gotham Events. Można wiele rzeczy tłumaczyć fatalną, deszczową pogodą, niemniej nie sprostali wymaganiom związanym z logo firmy Creamfields. Najważniejsze, że artyści swoimi występami zrekompensowali nieprofesjonalizm organizatorów, a goście Deep&Blue Arena na pewno często będą wracać w myślach do niepowtarzalnego klimatu Creamfields.
Rozmawiając z artystami muzyki elektronicznej nie mogliśmy pominąć tematu ideologii prolegalizacyjnej w racjonalnym ujęciu w polskiej i europejskiej rzeczywistości. Wszyscy rozmówcy jednogłośnie twierdzili, że tzw. „narkotyki” są tak samo „dla ludzi” jak inne używki (kwestia ludzkiego rozsądku a nie kryminalnych represji? – przyp. red.), a to, co dyktuje nam kultura polityczna, jest objawem ignorancji i niewiedzy decydentów. Dyskusję spuentowaliśmy spliffem.
Dział:
Wydarzenia
Etykiety
Facebook YouTube