Dekortykator George`a Schlichtena
Rewolucyjna technologia odkrywana na nowo
Podczas dyskusji o przetwarzaniu łodyg konopi Petr ®áeek z Podvini koło Litomioic od wielu lat powtarzał: „dekortykator! Tylko dekortykator!“. Ale czym naprawdę jest ten „dekortykator“? Czy ktokolwiek go chociaż widział? Także wśród ludzi, których życie związane jest z przemysłem konopnym, wielu nie potrafi nawet wymówić tej dziwacznej nazwy. Czy dekortykator jest tylko mitem, czy rzeczywistą szansą na technologiczny przełom?
Przyjrzyjmy się znaczeniu tego słowa – którego rdzeń odsyła nas – właśnie – do „kor“ - rdzenia. Przedrostek „de“ oznaczałby rozkład tego rdzenia – dekortykator byłby więc urządzeniem, które oddzielałoby rdzeń, wnętrze materiału roślinnego – w naszym przypadku rośliny włóknistej. Kiedy dokładnie powstał sam termin, tego nie wiemy, możemy jednak prześledzić samą historię przetwórstwa konopnego.
W Czechach tradycyjnie przetwarzano rośłiny włókniste w „tirnach“ - „młynach lnianych“.takW takim młynie z włókna konopi wypłukiwane są pakuły. Podczas tego procesu docierano do drzewiastego rdzenia łodygi . Młyny lniane zostały wyparte przez przemysłowe maszyny fabryczne, które zaczęły pojawiać się przed drugą wojną światową. Do tego czasu konopie były zwykle przetwarzane przez lokalne manufaktury oparte głównie na pracy ludzkiach rąk, wykorzystującę też siłę zwierząt. Tradycyjne zgrzebło wykorzystywane do rozdzialania i rozciągania włókien konopi były ważnym elementem wyposażenia gospodarstw domowych. Od końca osiemnastego stulecia zaczynają pojawiać się wszelkiego rodzaju mechaniczne krosna, które ułatwiły i przyspieszyły najtrudniejszą część procesu. Tak się jednak złożyło, że przetwórstwo konopi nie skorzystało na niesamowitym rozwoju przetwarzania przemysłowego, stosowanego przede wszystkim przy bawełnie – dostęp do tych technologii był trudny, a ich efektywność niska. Najlepszą z dostępnych dla konopi technologii, choć, musimy to wyraźnie zaznaczyć – nigdy nie dokończoną, został dekortykator Schlichtena.
Według informacji zebranych przez Dona Wirtchaftera, George’owi W. Schlichtenowi udało się osiągnąć to, co nie powiodło się setkom innych wynalazców. Rozwiązał on bardzo stary problem i skonstruował maszynę która mogła oddzielać przydatne łykowate włókno od reszty rośliny. Przed pojawieniem się dekortykatora ten żmudny proces polegał na łamaniu, rozdzielaniu i młócce opornych naręczy konopi, by móc je w końcu nawinąć na wrzeciona, wynalezienie mechanicznych krosen ułatwiło w końcu znacznie tą procedurę. Dekortykator pozwalał na szybkie oddzielenie włókien od dowolnej rośliny, ale sam Schliegen najchętniej stosował go w przetwarzaniu konopi.
Długi na dwadzieścia stóp dekortykator oddzierał z rośliny wszelkie listki, a pozostałe wysuszone łodygi przepuszczał przez serię żłobkowanych rolek i specjalnych klapek, tak by oczyścić ją z niewielkich gałąze, zdrzewień, etc. Systém szczotek wyczesywał następnie włókna zbyt któtkie, podczas gdy długie były odpowiednio rozprasowywane, tak by można było je następnie odśluzowić. Pektynowe osłonki odpadały i były zbierane do dalszych zastosowań przemysłowych. Produkt końcowy zwijany był na końcu maszyny, gotowy do przetworzenia w płótna najwyższej jakości.
Istniało wiele innych wynalazków, które także nosiły nazwę dekortykatorów, ale żaden z nich nie był nawet w przybliżeniu tak wydajny jak maszyna Schlichtena. Większość z nich była w stanie wytworzyć co najwyżej zwinięty kłąb włókien, który następnie trzeba było i tak szczotkować, by uzyskać włókna proste – iście syzyfowa praca. Zaś urządzenie Schlichtena było w stanie układać włókna w nieprzerwany i niepozwijany wątek od razu gotowy do dalszej obróbki.
Sam Schliechten urodził się w Niemczech w 1862. W prace nad dekortykatorem włożył ponad czterysta tysięcy dolarów, wciąż potrzebował rynku zbytu, który pozwoliłby inwestycji się zwrócić. W 1916 zawiózł swoją pierwszą partię konopnego włókna na nowojorską giełdę, gdzie udało mu się ją sprzedać za rekordową cenę stu dolarów za tonę – drożej niż jakiekolwiek inne włókno. Specjaliści cenili je wyżej niż konopie włoskie. Zakłady włókiennicze niejakiego J. D. Rockefellera zakupiły całe zbiory Schlichtena i dodatkowo zapłaciły mu za opracowanie metod łączenia konopi z innymi włóknami. Zakłady Rockefellera były pod wrażeniem do tego stopnia, że chciały wykupić wyłączne prawa do wynalazku, oferując Schliechtenowi olbrzymie kwoty, ten jednak nie był gotowy do sprzedaży, w szczególności Rockefellerowi.
Nie wiemy dużo więcej o Schlichtenie, Praiwie wszystko co o nim wiadomo pochodzi z kolekcji dwudziestu dwóch listów posiadanych najpierw przez Edwarda W. Scrippsa, później podarowanych Bibliotece Uniwersytetu w Ohio. Scripps założył Zjednoczony Związek Prasowy (United Press Syndicate, później United Press International), które miało stanowić przeciwwagę dla prawicowo nastawionego Associated Press, zianteresowany był ponadto nauką – założył kilka instytucji badawczych, w tym Instytut Scrippsa w San Diego.
Scripps usłyszał o dekortykatorze od Harry’ego Timkena, prezydenta Timken Roller Bearing Company, jednego z największych zakładów przemysłowych swoich czasów. Po spotkaniu ze Schlichtenem był taki podekscytowany, że zaproponował mu przeniesienie jego prac na Ranczo Timkena w Imperial Valley w Kalifornii. Schlichten zasadził 100 akrów konopi i kilku innych eksperymentalnych upraw. W sierpniu 1917 uprawa konopi zapowiadała tak rekordowe zbiory, że przyciągnęła uwagę całego kraju. Ogólnokrajowe agnecje filmowe, wliczając w nie Hearst, pokazywały ponad 4metrowe rośliny w swoich cotygodniowych kronikach.
Kiedy Stany Zjednoczone przystąpiły do pierwszej wojny światowej gazety zaczeły borykać się ze znaczącymi wzrostami kosztów, wynikającymi z braku pozyskiwanej z drewna masy celulozowej; desperacko zaczęły szukać alternatywnych sposobów produkcji papieru. Schlichten wiedział, że rozwiązanie kryło się w górach ścinek, które produkowała jego maszyna za ułamek ceny pozyskania masy celulozowej. Wystarczyło przekonać dużą korporację prasową do sfinansowania próby pozyskania papieru przez przepuszczenie jego ścinek przez któreś z istniejących urządzeń do produkcji papieru – tak oto 3 sierpnia 1917 spotkał się w San Diego z Miltonem McRć i Edwardem Chasem – partnerami Scrippa. Nie wiedział jednak, że spotkanie było podsłuchiwane przez sekretarkę McRć’go, która zapisała jego przebieg. McRć wysłał póżniej jedynastostronnicowy dokument do Scrippsa, który skrupulatnie przechował go w swoich archiwach.
Schlichten wiedział, że jego rewolucyjny wynalazek będzie celem ataków, więc już od początku bronił swojego dobrego, niemieckiego imienia. Posunął się nawet do twierdzania, że był przekonany o tym, że wycinanie lasów dla niewielkiej ilości papieru, który można w ten sposób pozyskać jest zbrodnią. Wyjaśniał wpływ wycinania lasów na środowisko i przewidywał czasy, w których dalsza wycinka będzie z powodu niedoborów drewna niemożliwa, bądź zakazana. Jego prezentacja była na tyle skuteczna, że wszyscy zainteresowani – McRć, Chase, a nawet Timken i Scripps, byli chętni do rozwinięcia projektu.
Niemniej jednak, dwa tygodnie później Chase i McRć niespodziewanie zmienili zdanie. Ta dwójka przekonała Timkena, że „ponad wszelką wątpliwość konopie nie były dobrym surowcem do produkcji papieru“. McRć przekonał potem Chase, by porzucić tą kwestią, Scrippsowi zaś obiecał pełen raport w przyszłości, w jego archiwach jednak nie zachowały się żadne jego ślady.
Bez wsparcia Schlichten i jego urządzenie popadli w zapomnienie. Niemal roczne badania Dona Wirtchaftera nie były w stanie przybliżyć żadnych szczegółów tego wydarzenia. Nazwisko Schlichtena nie pojawia się nawet w żadnych historycznych zapisach na temat przemysłowych zastosowań konopi. Żaden z późniejszych wynalazców nawet nie wspomina o pracach niemca, a jego urządzenie tajemniczo zniknęło z historycznych zapisów, wyparowało bez śladu.
W późnych latach trzydziestych, gdy wygasła ochrona patentów Schlichtena nagle pojawili się inni wynalazcy z własnymi wersjami dekortykatorów - Anton F. Burkardt, Robert B. Cochrane, Karl Wessel, oraz paru innych. Te urządzenia stanowiły bazę dla fabryk zbudowanych w ramach kampanii Konopie dla Zwycięstwa (Hemp for Victory) w 1943, żadne jednak z nich nie działało tak dobrze jak wynalazek Schlichtena. Niedługo po końcu drugiej wojny światowej z tych technologii zrezygnowano.
Według Jacka Herera wynalazienie dekortykatora stanowiło pewien problem dla ówczesnych przemysłowców. Mogło ono bowiem zrewolucjonizować przemysł na skalę podobną do tej, w jaki sposób uczyniła to modernizacja przetwórstwa bawełny stulecie wcześniej. Magnaci przemysłowi obawiali się gwałtownych postępów technologicznego przemysłu konopnego które mogły podkopać ich osiągnięcia w gałęziach gospodarki opartych na przemyśle petrochemicznym i związanym z wyrąbem lasów.
Herer jednak może w tym wypadku się mylić. Tak zwana marihuanowa konspiracja (marijuana conspiracy) zaczęła się właściwie w 1920, jeszcze przed wprowadzeniem prawem opodatkowującego marihuanę. Dzięki odnalezieniu danych dotyczących postaci Schlichtena (przede wszystkim wspomnianego stenogramu jego prezentacji) represje które stłamsiły rewolucyjny potencjał przemysłowy jego wynalazku nabierają szerszego znaczenia. Przed odkryciem tych dokumentów, najwcześniejsze znane dekortykatory były te opatentowane przez Antona Burkardta i Roberta Cochrane’a w 1936, a więc tuż przed ustanowieniem represyjnych przepisów z 1937. Te wynalazki nie mogły więc być motywacją stojącą za prasową nagonką Hearsta, czy kampanią Harry’ego Anslinger. Bardziej prawdopodobne wydają się teorie mówiące o niechęci Hearsta wobec Meksykanów.
George Schliechten zmarł jako bankrut 3 lutego 1923, w kalifornijskiej Solonie. Chociaż obecnie miliony ludzi na całym świecie argumentuje na różne sposoby przywrócenie hodowli konopi na szeroką skalę, niewiele dadzą takie starania bez odpowiedniej technologii obróbki zbiorów. Schliechten załączył osiem stron rysunków do dokumentacji swojego pierwszego patentu, i jeszcze jedną do drugiego, nie uważał też swojej pracy za sekret. Publikacja pionierskiego artykułu w High Times (kwiecień 1994) zainspirowało ruch inżynierów zdecydowanych odtworzyć osiągnięcia Schliechtena. Jak do tej pory najlepiej idzie Jimowi Hillowi i jego firmie Agra Machinery. Dzięki pomocy Dona Witchaftera zrekonstruowali oryginalne projekty Schliechtena i zmodernizowali je. Efektem ich prac jest decortykator Fiber X, kosztujący około 180 tysięcy dolarów. Wciąż jednak pozostaje pytanie – dlaczego to urządzenie nie robi światowej kariery.
W Czechach tradycyjnie przetwarzano rośłiny włókniste w „tirnach“ - „młynach lnianych“.takW takim młynie z włókna konopi wypłukiwane są pakuły. Podczas tego procesu docierano do drzewiastego rdzenia łodygi . Młyny lniane zostały wyparte przez przemysłowe maszyny fabryczne, które zaczęły pojawiać się przed drugą wojną światową. Do tego czasu konopie były zwykle przetwarzane przez lokalne manufaktury oparte głównie na pracy ludzkiach rąk, wykorzystującę też siłę zwierząt. Tradycyjne zgrzebło wykorzystywane do rozdzialania i rozciągania włókien konopi były ważnym elementem wyposażenia gospodarstw domowych. Od końca osiemnastego stulecia zaczynają pojawiać się wszelkiego rodzaju mechaniczne krosna, które ułatwiły i przyspieszyły najtrudniejszą część procesu. Tak się jednak złożyło, że przetwórstwo konopi nie skorzystało na niesamowitym rozwoju przetwarzania przemysłowego, stosowanego przede wszystkim przy bawełnie – dostęp do tych technologii był trudny, a ich efektywność niska. Najlepszą z dostępnych dla konopi technologii, choć, musimy to wyraźnie zaznaczyć – nigdy nie dokończoną, został dekortykator Schlichtena.
Według informacji zebranych przez Dona Wirtchaftera, George’owi W. Schlichtenowi udało się osiągnąć to, co nie powiodło się setkom innych wynalazców. Rozwiązał on bardzo stary problem i skonstruował maszynę która mogła oddzielać przydatne łykowate włókno od reszty rośliny. Przed pojawieniem się dekortykatora ten żmudny proces polegał na łamaniu, rozdzielaniu i młócce opornych naręczy konopi, by móc je w końcu nawinąć na wrzeciona, wynalezienie mechanicznych krosen ułatwiło w końcu znacznie tą procedurę. Dekortykator pozwalał na szybkie oddzielenie włókien od dowolnej rośliny, ale sam Schliegen najchętniej stosował go w przetwarzaniu konopi.
Długi na dwadzieścia stóp dekortykator oddzierał z rośliny wszelkie listki, a pozostałe wysuszone łodygi przepuszczał przez serię żłobkowanych rolek i specjalnych klapek, tak by oczyścić ją z niewielkich gałąze, zdrzewień, etc. Systém szczotek wyczesywał następnie włókna zbyt któtkie, podczas gdy długie były odpowiednio rozprasowywane, tak by można było je następnie odśluzowić. Pektynowe osłonki odpadały i były zbierane do dalszych zastosowań przemysłowych. Produkt końcowy zwijany był na końcu maszyny, gotowy do przetworzenia w płótna najwyższej jakości.
Istniało wiele innych wynalazków, które także nosiły nazwę dekortykatorów, ale żaden z nich nie był nawet w przybliżeniu tak wydajny jak maszyna Schlichtena. Większość z nich była w stanie wytworzyć co najwyżej zwinięty kłąb włókien, który następnie trzeba było i tak szczotkować, by uzyskać włókna proste – iście syzyfowa praca. Zaś urządzenie Schlichtena było w stanie układać włókna w nieprzerwany i niepozwijany wątek od razu gotowy do dalszej obróbki.
Sam Schliechten urodził się w Niemczech w 1862. W prace nad dekortykatorem włożył ponad czterysta tysięcy dolarów, wciąż potrzebował rynku zbytu, który pozwoliłby inwestycji się zwrócić. W 1916 zawiózł swoją pierwszą partię konopnego włókna na nowojorską giełdę, gdzie udało mu się ją sprzedać za rekordową cenę stu dolarów za tonę – drożej niż jakiekolwiek inne włókno. Specjaliści cenili je wyżej niż konopie włoskie. Zakłady włókiennicze niejakiego J. D. Rockefellera zakupiły całe zbiory Schlichtena i dodatkowo zapłaciły mu za opracowanie metod łączenia konopi z innymi włóknami. Zakłady Rockefellera były pod wrażeniem do tego stopnia, że chciały wykupić wyłączne prawa do wynalazku, oferując Schliechtenowi olbrzymie kwoty, ten jednak nie był gotowy do sprzedaży, w szczególności Rockefellerowi.
Nie wiemy dużo więcej o Schlichtenie, Praiwie wszystko co o nim wiadomo pochodzi z kolekcji dwudziestu dwóch listów posiadanych najpierw przez Edwarda W. Scrippsa, później podarowanych Bibliotece Uniwersytetu w Ohio. Scripps założył Zjednoczony Związek Prasowy (United Press Syndicate, później United Press International), które miało stanowić przeciwwagę dla prawicowo nastawionego Associated Press, zianteresowany był ponadto nauką – założył kilka instytucji badawczych, w tym Instytut Scrippsa w San Diego.
Scripps usłyszał o dekortykatorze od Harry’ego Timkena, prezydenta Timken Roller Bearing Company, jednego z największych zakładów przemysłowych swoich czasów. Po spotkaniu ze Schlichtenem był taki podekscytowany, że zaproponował mu przeniesienie jego prac na Ranczo Timkena w Imperial Valley w Kalifornii. Schlichten zasadził 100 akrów konopi i kilku innych eksperymentalnych upraw. W sierpniu 1917 uprawa konopi zapowiadała tak rekordowe zbiory, że przyciągnęła uwagę całego kraju. Ogólnokrajowe agnecje filmowe, wliczając w nie Hearst, pokazywały ponad 4metrowe rośliny w swoich cotygodniowych kronikach.
Kiedy Stany Zjednoczone przystąpiły do pierwszej wojny światowej gazety zaczeły borykać się ze znaczącymi wzrostami kosztów, wynikającymi z braku pozyskiwanej z drewna masy celulozowej; desperacko zaczęły szukać alternatywnych sposobów produkcji papieru. Schlichten wiedział, że rozwiązanie kryło się w górach ścinek, które produkowała jego maszyna za ułamek ceny pozyskania masy celulozowej. Wystarczyło przekonać dużą korporację prasową do sfinansowania próby pozyskania papieru przez przepuszczenie jego ścinek przez któreś z istniejących urządzeń do produkcji papieru – tak oto 3 sierpnia 1917 spotkał się w San Diego z Miltonem McRć i Edwardem Chasem – partnerami Scrippa. Nie wiedział jednak, że spotkanie było podsłuchiwane przez sekretarkę McRć’go, która zapisała jego przebieg. McRć wysłał póżniej jedynastostronnicowy dokument do Scrippsa, który skrupulatnie przechował go w swoich archiwach.
Schlichten wiedział, że jego rewolucyjny wynalazek będzie celem ataków, więc już od początku bronił swojego dobrego, niemieckiego imienia. Posunął się nawet do twierdzania, że był przekonany o tym, że wycinanie lasów dla niewielkiej ilości papieru, który można w ten sposób pozyskać jest zbrodnią. Wyjaśniał wpływ wycinania lasów na środowisko i przewidywał czasy, w których dalsza wycinka będzie z powodu niedoborów drewna niemożliwa, bądź zakazana. Jego prezentacja była na tyle skuteczna, że wszyscy zainteresowani – McRć, Chase, a nawet Timken i Scripps, byli chętni do rozwinięcia projektu.
Niemniej jednak, dwa tygodnie później Chase i McRć niespodziewanie zmienili zdanie. Ta dwójka przekonała Timkena, że „ponad wszelką wątpliwość konopie nie były dobrym surowcem do produkcji papieru“. McRć przekonał potem Chase, by porzucić tą kwestią, Scrippsowi zaś obiecał pełen raport w przyszłości, w jego archiwach jednak nie zachowały się żadne jego ślady.
Bez wsparcia Schlichten i jego urządzenie popadli w zapomnienie. Niemal roczne badania Dona Wirtchaftera nie były w stanie przybliżyć żadnych szczegółów tego wydarzenia. Nazwisko Schlichtena nie pojawia się nawet w żadnych historycznych zapisach na temat przemysłowych zastosowań konopi. Żaden z późniejszych wynalazców nawet nie wspomina o pracach niemca, a jego urządzenie tajemniczo zniknęło z historycznych zapisów, wyparowało bez śladu.
W późnych latach trzydziestych, gdy wygasła ochrona patentów Schlichtena nagle pojawili się inni wynalazcy z własnymi wersjami dekortykatorów - Anton F. Burkardt, Robert B. Cochrane, Karl Wessel, oraz paru innych. Te urządzenia stanowiły bazę dla fabryk zbudowanych w ramach kampanii Konopie dla Zwycięstwa (Hemp for Victory) w 1943, żadne jednak z nich nie działało tak dobrze jak wynalazek Schlichtena. Niedługo po końcu drugiej wojny światowej z tych technologii zrezygnowano.
Według Jacka Herera wynalazienie dekortykatora stanowiło pewien problem dla ówczesnych przemysłowców. Mogło ono bowiem zrewolucjonizować przemysł na skalę podobną do tej, w jaki sposób uczyniła to modernizacja przetwórstwa bawełny stulecie wcześniej. Magnaci przemysłowi obawiali się gwałtownych postępów technologicznego przemysłu konopnego które mogły podkopać ich osiągnięcia w gałęziach gospodarki opartych na przemyśle petrochemicznym i związanym z wyrąbem lasów.
Herer jednak może w tym wypadku się mylić. Tak zwana marihuanowa konspiracja (marijuana conspiracy) zaczęła się właściwie w 1920, jeszcze przed wprowadzeniem prawem opodatkowującego marihuanę. Dzięki odnalezieniu danych dotyczących postaci Schlichtena (przede wszystkim wspomnianego stenogramu jego prezentacji) represje które stłamsiły rewolucyjny potencjał przemysłowy jego wynalazku nabierają szerszego znaczenia. Przed odkryciem tych dokumentów, najwcześniejsze znane dekortykatory były te opatentowane przez Antona Burkardta i Roberta Cochrane’a w 1936, a więc tuż przed ustanowieniem represyjnych przepisów z 1937. Te wynalazki nie mogły więc być motywacją stojącą za prasową nagonką Hearsta, czy kampanią Harry’ego Anslinger. Bardziej prawdopodobne wydają się teorie mówiące o niechęci Hearsta wobec Meksykanów.
George Schliechten zmarł jako bankrut 3 lutego 1923, w kalifornijskiej Solonie. Chociaż obecnie miliony ludzi na całym świecie argumentuje na różne sposoby przywrócenie hodowli konopi na szeroką skalę, niewiele dadzą takie starania bez odpowiedniej technologii obróbki zbiorów. Schliechten załączył osiem stron rysunków do dokumentacji swojego pierwszego patentu, i jeszcze jedną do drugiego, nie uważał też swojej pracy za sekret. Publikacja pionierskiego artykułu w High Times (kwiecień 1994) zainspirowało ruch inżynierów zdecydowanych odtworzyć osiągnięcia Schliechtena. Jak do tej pory najlepiej idzie Jimowi Hillowi i jego firmie Agra Machinery. Dzięki pomocy Dona Witchaftera zrekonstruowali oryginalne projekty Schliechtena i zmodernizowali je. Efektem ich prac jest decortykator Fiber X, kosztujący około 180 tysięcy dolarów. Wciąż jednak pozostaje pytanie – dlaczego to urządzenie nie robi światowej kariery.
Facebook YouTube