Green New Deal - bez konopi?
W związku z gigantycznym, światowym kryzysem gospodarczym, który rozpoczął się w późnych latach 20-tych prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt wprowadził program „Nowy Ład” („New Deal”). Uciekając się do potężnych inwestycji państwowych rząd Roosevelta w ciągu kolejnych dziesięciu lat próbował walczyć z masowym bezrobociem i zubożeniem kolejnych warstw społecznych.
80 lat później świat stojący w obliczu nowego głębokiego kryzysu na rynkach finansowych i rynkach pracy przypomniał sobie tę koncepcję. (Pomimo, że wielu naukowców i polityków uważa, że New Deal przyniósł więcej szkód, niż korzyści i przedłużył czas wychodzenia z zapaści, większość chciałaby obecnie większego interwencjonizmu państwa w ekonomię – red.)
Thomas L. Friedman, znany amerykański dziennikarz zajmujący się m.in. handlem międzynarodowym i środowiskiem, stworzył w 2007 r. koncepcję „Zielonego Nowego Ładu” („Green New Deal”) i na łamach „New York Times” wezwał do walki z rosnącymi cenami ropy, coraz większymi problemami ekologicznymi oraz upadkiem rynku kredytowego poprzez rządowe wsparcie dla programów czerpania surowców odnawialnych z upraw biologicznych i odnawialnych źródeł energii.
U podstaw tej koncepcji leży myśl, że w obliczu aktualnych problemów finansowych na rynku rządy i tak muszą wkroczyć do akcji, a jedynie skoncentrowanie środków państwowych na „zielonym” przemyśle jest w stanie napędzić gospodarkę i równocześnie zahamować zmiany klimatyczne.
Szczególnie w USA pomysł ten trafił na podatny grunt. „New Deal” u większości Amerykanów budzi pozytywne skojarzenia (Roosevelt był tak popularny, że wybrano go prezydentem aż cztery razy, poprawka do konstytucji narzucająca ograniczenie do dwóch kadencji została przyjęta po jego śmierci, ponieważ kojarzyło się to z autorytaryzmem).
Nie dziwi więc, że trwało jedynie kilka miesięcy, by pomysł „Zielonego Nowego Ładu” został przechwycony przez ONZ. 22 października 2008 r. dyrektor Programu na rzecz Środowiska Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNEP), Achim Steiner, ogłosił publicznie inicjatywę „Global Green New Deal”.
Hilary Benn, ówczesna sekretarz stanu w brytyjskim Ministerstwie Środowiska, powiedziała przy okazji inicjatywy UNEP: „Rewolucja zielonych technologii musi nabrać rozpędu, bowiem w przyszłości coraz większa część miejsc pracy na świecie będzie powstawać w obrębie przemysłu związanego ze środowiskiem. Wielka Brytania poświęciła się budowaniu zielonej ekonomii – zarówno w kraju, jak i za granicą. Wpłynie ona pozytywnie nie tylko na interesy, lecz również na środowisko i na wzrost gospodarczy. Inicjatywa UNEP pomoże uporać się ze zmianą, szczególnie dlatego, że pomoże zrozumieć, jak dalece nasza egzystencja zależy od środowiska – od ziemi, powietrza, wody i różnorodności biologicznej.”
Te „piękne słowa”, jak nazwał je J. Herer, miały dla niego (i wielu innych aktywistów ruchu ekologicznego) jeden duży minus – potencjalnie najważniejsza roślina, potrzebna do odnowienia naszej planety, nie została w ogóle uwzględniona w planach UNEP. „A przecież jedynie ta prastara roślina użytkowa, jaką jest konopia, Cannabis sativa L., ma wystarczający potencjał, aby uratować świat. Po jej ponownej legalizacji wciąż rosnąca liczba ludności na świecie mogłaby tanio i bez zbędnej produkcji CO2 zostać zaopatrzona w ubrania, pożywienie i paliwo” – utrzymywał Herer w „New York Timesie”.
Dodać można, że w USA nawet konopie techniczne pozostają nielegalne.
I o ile mowa o „ratunku dla świata” jest niczym innym, jak klasyczną amerykańską przesadą, o tyle warto dokładnie przyjrzeć się możliwościom, które z ekologicznego punktu widzenia daje ta roślina. Jakby nie patrzeć, konopia była już kiedyś motorem światowego przemysłu.
Aż do lat 30-tych poprzedniego stulecia konopia była najbardziej rozpowszechnioną i najważniejszą dla człowieka rośliną użytkową. Olej z jej nasion rozświetlał ciemności, ubrania produkowane z włókien dawały ciepło ludziom, żagle i liny umożliwiły transport międzykontynentalny. Kres położył temu niewielki krąg wielkich przedsiębiorców amerykańskich na czele ze swoją marionetką, usadowioną na nowym stanowisku Drug Tzara (por. ros. car; termin najczęściej tłumaczy się jako Komisarz ds. Narkotyków). Nigdy nie doświadczylibyśmy świata, w którym wyrastamy, pogrążonego w amoku poszukiwania ropy naftowej, spustoszenia, które pociąga za sobą żądza posiadania tego paliwa, gdyby nie wprowadzony w 1937 roku w USA zakaz uprawy konopi, który po drugiej wojnie światowej rozprzestrzenił się na całym świecie. Gdyby nie Mellon, Hearst, Dupont i ich egzekutor Harry J. Aslinger, nasza planeta wyglądałaby dziś inaczej.
Jeśli naprawdę będziemy tego chcieli i zmusimy do tego nasze władze, konopia stanie się rośliną XXI wieku. Ważnym „sprzymierzeńcem” może być tu wzrastające zapotrzebowanie ludzkości na energię. Konopia jest bowiem niczym innym, jak zmagazynowaną energią słoneczną. Produkowanie biomasy ze światła udaje się wszystkim roślinom zielonym, jednak tylko nieliczne są tak efektywne, jak konopie.
Zapewne niewielu wie, że konopia na tej samej powierzchni osiąga czterokrotnie więcej biomasy niż świerk, jedna z najbardziej rozpowszechnionych w naszym regionie roślin energetycznych. Zapewne niewielu wie, że do uprawy konopi, w przeciwieństwie do kultywowanego dziś masowo rzepaku, niemalże nie potrzeba nawozów, pestycydów ani fungicydów. Niewielu wie również, że normalne ciężarówki na naszych ulicach praktycznie bez żadnych przeróbek już od jutra mogłyby korzystać z biodiesla wytwarzanego z konopi, a tym samym znacznie zredukować zanieczyszczenie atmosfery, obniżające komfort życia i odpowiedzialne za liczne choroby.
Z pewnością nie myśli o tym prawie żaden z polityków zasiadających w parlamencie. Do nas należy zadanie zapoznania ich z możliwościami konopi jako dawcy energii, paliwa przyszłości, krótko mówiąc – jako najważniejszego elementu „Green New Dealu”.
„Zmiany klimatyczne nie tylko są problemem. Są one również szansą (aby zalegalizować konopię;) – przyp. autora). Dają nam możliwość stworzenia w całym kraju nowych miejsc pracy poprzez reorganizację zaopatrzenia w energię. Wzmocni to naszą gospodarkę, zwiększy nasze bezpieczeństwo, zmniejszy naszą zależność od zagranicznej ropy i zapewni nam konkurencyjność w przeciągu kolejnych dziesięcioleci. A przy okazji uratujemy naszą planetę. Nie przegapimy tej okazji.”, powiedział obecny amerykański prezydent. Jednak trwała ekologiczna przebudowa światowej gospodarki bez użycia konopi pozostanie jedynie mirażem. Niemożliwy jest „Green New Deal” bez konopi.
Facebook YouTube