Nowelizacja ustawy o promocji narkomanii
1) Rejestr wariatów
Najbardziej razi w oczy koncepcja zbierania danych osobowych pacjentów zgłaszających się na programy terapeutyczne. "Podmioty lecznicze prowadzące leczenie lub rehabilitację osób uzależnionych są obowiązane do współpracy z Biurem, a w szczególności do gromadzenia i przekazywania Biuru informacji na temat osób zgłaszających się do leczenia z powodu używania środków odurzających, substancji psychotropowych lub środków zastępczych" Ustawodawca nie sili się nawet na tłumaczenie - wielostronicowe uzasadnienie do projektu dotyczy głównie nowych substancji, słowem zaś nie wspomina się o przemycanym rejestrze.
W kraju, w którym posiadanie każdej ilości narkotyków jest przestępstwem, zgłoszenie się na leczenie wymaga dużej dozy odwagi. Dorzucanie kolejnych straszaków w postaci przekazywanych służbom kwestionariuszy osobowych na pewno nie ułatwi osobom potrzebującym pomocy podjęcia tej trudnej decyzji. Zapis ten zamiast realizować przewodnią myśl ustawy - przeciwdziałać narkomanii - prowadzić będzie do pogłębienia problematyki uzależnień i ograniczy dostęp do terapii.
2) Nowe załączniki
Niekończąca się zabawa w kotka i myszkę z producentami "dopalaczy" jest skazana na porażkę. Zamiast pójść śladem Nowej Zelandii, która zdecydowała się na kontrolę jakości "nowych" narkotyków, idziemy w zaparte - zakazać, zakazać, zakazać. W efekcie mamy najbardziej restrykcyjną ustawę na świecie, przewidującą karę więzienia m.in. za posiadanie kava-kava. Nieustanne rozszerzanie katalogu substancji zabronionych jest dowodem na fundamentalne niezrozumienie zjawiska dopalaczy, które są owocem prohibicji.
Jednocześnie nie zdecydowano się na usunięcie oczywistej pomyłki ustawodawcy z 2011, kiedy ziele konopi zostało zawarte w dwóch załącznikach jednocześnie - jako preparat dozwolony do użytku leczniczego, jak i niemający żadnego zastosowania medycznego.
3) Redefinicja marihuany
Marihuana to suszone kwiatostany konopi indyjskich. Tak było, jest i będzie. Nie dla polskiego ustawodawcy. Szereg kompromitujących wyroków m.in. za posiadanie kawałka łodygi czy listka, które nie są zdolne do wywołania jakiegokolwiek efekty psychoaktywnego, doprowadził do zmiany ustawowej definicji marihuany. Jeśli projekt wejdzie w życie, zielem konopi określać się będzie każdą naziemną część rośliny zawierającą powyżej 0,2% THC. Co to oznacza w praktyce? Osoby złapane na uprawie nagle staną się hurtownikami - ważone będą bowiem nie same kwiaty (czyli rzeczywista substancja psychoaktywna), a całe rośliny. W ramach ustawodawczej łaski pańskiej, zdecydowano się dodać zwrot "naziemne", co oszczędzi absurdu ważenia doniczki i korzenia...
4) Ułatwienia dla rolników
Jedynym pozytywnym zapisem nowego projektu jest wycofanie się z martwego przepisu określającego dokumentację niezbędną do wydania zezwolenia na skup konopi. Od teraz o takowe ubiegać się będzie mógł każdy zainteresowany. Dodatkowo przewiduje się umożliwić rolnikom przerób we własnym zakresie, co na dzień dzisiejszy jest prawnie zabronione (więcej o tym następnym razem).
Centrum Legislacji teoretycznie otwarte jest na opinie obywateli. W praktyce, rządowe projekty mają niestety to do siebie, że mogą liczyć na poparcie koalicji, a tym samym na szybki proces legislacyjny i pomyślne głosowania bez względu na głosy sprzeciwu. Kontrolując Sejm, Senat i urząd Prezydenta, Donald T. i jego ekipa mogą de facto bezkarnie wprowadzać tego typu szkodliwe, kontrproduktywne rozwiązania. Jedyną formą sprzeciwu, jaka nam pozostała, jest rozliczenie ich dokonań przy urnie wyborczej.
Opublikowane przez Maciej Kowalski na blogu natemat.pl: http://maciejkowalski.natemat.pl/91863,nowelizacja-ustawy-o-promocji-narkomanii
Facebook YouTube