A+ A A-

Wizyta w Christianii

U nas znów bida, zioło mieszane z mąką ziemniaczaną(!), cóż więc zrobić? Pozostała wycieczka. Po dotarciu do Kopenhagi, gdzie wysiadłem z autobusu nieopodal parku Tivoli, pierwsze kroki skierowałem na dworzec główny, aby wymienić pieniądze. W Danii nie wprowadzono euro, okazało się jednak, że wszędzie można już nim płacić. Z dworca idę ok. 20 minut na piechotę bezpośrednio do dzielnicy „Christianshavn”.
 
Drogę znam dobrze, w końcu jestem już piąty raz w tej skandynawskiej stolicy marijuany (i nie tylko, po prostu stolicy undergroundu). Droga prowadzi obok wielkich biurowców, nowego budownictwa i zabytkowej architektury. Naokoło widać place budowy, wydaje się, że tego miejsca nie dosięgnął kryzys gospodarczy.
 
Po przekroczeniu przeze mnie progów Christianii oczom otworzył się inny świat – wszędzie unosi się korzenny zapach, widać kolorowe domy, małe budki na powierzchni ok. 1 hektara, wreszcie Pusher Street. Rottweilery, pitbulle i bullteriery – około 20 takich psów bawiących się ze sobą. Ludzie stoją w grupie, rozmawiają, palą jointy i piją piwo. Gdzieniegdzie leżą małe puste torebki. W pierwszych budkach można kupić bibułki, fajki, ozdoby. Kawałek dalej, ok. 30 metrów... nie wierzę własnym oczom: kilka stoisk, parę stolików, a na nich ogromny wybór jasnego i ciemnego haszyszu, tuż obok zioło w dużych torbach. Całkiem otwarcie wystawione są tu ogromne porcje; kto chce jeszcze więcej, dostaje jointa i musi chwilę zaczekać. Akurat stoi tu ok. dwudziestu sprzedawców, oferujących wszystko, czego pragnie serce prawdziwego palacza: afghan, maroc, nepal, ice hash, skuff, white widow, bubblegum, różne odmiany haze to tylko niektóre produkty z oferty. Prawie każdy sprzedaje coś innego. Nie jest rzadkością dwadzieścia różnych rodzajów, asortyment stale się zmienia. Można nawet znaleźć tabliczkę z napisem „Amsterdam Cup Winner”. 1 g haszu kosztuje 300 koron, tj. ok. 160 zł. Nabyć można zarówno importowany, jak i krajowy. Jakość jest porównywalna z dobrym haszyszem z Amsterdamu. Również smak jest wyśmienity. Trawa natomiast pochodzi głównie z domorosłej uprawy i jest raczej średnia. Wydaje się więc, że w Danii uprawia się również na terenach położonych poza Christianią. Kupić można np. outdoor-weed, skunki i early misty za ok. 6,5 euro. Jointy można dostać za 7-12 euro, w zależności od wielkości i zawartości, do wyboru jest sześć różnych „wsadów”.

Ceny bywają różne, m.in. w zależności od rodzaju, haszysz kosztuje między 4 a 40 euro, ziele – między 6 a 18 euro. Przy większych zakupach z reguły można liczyć na rabat. Dania nie należy zasadniczo do najtańszych krajów, koszty utrzymania są wysokie, co widać i tutaj. Jednak jeśli uda nam się znaleźć miłego sprzedawcę, można otrzymać zniżkę nawet w wysokości 55%. Zdarzają się jednak i tacy, którzy są mniej przyjaźni, słabo znają angielski i nie dają niemal żadnych upustów.

Rynek ten nie jest wszak w żadnym razie legalny! Udało mi się nawiązać rozmowę z jednym ze sprzedających te dobra. Ponieważ wszędzie na około leżała marijuana, zapytałem go o to. Odpowiedział, że ostatnia obława była dopiero przed trzema godzinami: „Przychodzi wtedy ze stu policjantów, musimy się pakować i uciekać”. Ostrzeżeniem jest dźwięk gwizdka, wielu nosi go na szyi. Tylko w weekendy atmosfera trochę się rozluźnia, „wtedy nie ma policji, w pozostałe dni przychodzą średnio dwa razy dziennie”. Na charakter tego miejsca wskazuje również tabliczka z napisem „No Photos” umieszczona na początku Pusher Street. Reguła ta ciągle obowiązuje, czego i ja doświadczyłem. Jasne jest, że sprzedawcy nie chcą być fotografowani, ale nawet robiąc zdjęcia z odległości 100 metrów musiałem je potem pokazać. Kiedy robiłem zdjęcia domów, podjechał do mnie ktoś na rowerze i po angielsku poprosił mnie o natychmiastowe usunięcie fotografii. Po tym, jak pokazałem mu zdjęcia i nie znalazł na nich nic, co uznałby za niepożądane, życzył mi miłego dnia i odjechał. „You are now entering the EU”, napisane jest na wielkiej tablicy nad wyjściem. Na pewno jeszcze tam wrócę…
Jadąc z powrotem autobusem usłyszałem rozmowę dwóch starszych pań: „Kopenhaga jest taka zabiegana, tylko jedna dzielnica była fajna, taka spokojna i wszędzie pełno starych domów… a do tego wszędzie można było kupić haszysz.”

Oceń ten artykuł
(0 głosów)